Poprzednie częściZakon Kultywatorów [1/5]

Zakon Kultywatorów [3/5]

Lepszego momentu na spotkanie Ignaś nie mógł sobie wybrać. Nie jestem pewny, czy czekał oparty o szkolny mur specjalnie na nas, czy też postanowił odetchnąć chwilę podczas drogi prosto na zajęcia po blisko miesięcznej nieobecności – lecz jego widok wygenerował na mej twarzy szeroki uśmiech.

Od razu zagadnąłem o jego niezrozumiałą dla mnie nieobecność w szkole. Musiał mieć jednak jakieś solidne usprawiedliwienie, bowiem do dzisiaj był odczytywany na listach obecności – w przeciwieństwie do Izy i Andrzeja – więc nie zdziwiłby mnie fakt, gdyby nagle zapadł się pod ziemię – tak jak to zresztą uczynił – i nie dawał znaku życia, ponieważ walczył z jakąś ciężką chorobą, miał problemy rodzinne czy też nastąpiła jakakolwiek inna, niedającą się od tak wymienić sytuacja, zmuszająca Radkowskiego do zaprzestania edukacji na bliżej nieokreślony czas. Stojący przede mną chłopak odparł jedynie, że na wyjaśnienia przyjdzie pora, ponieważ on jest tutaj z innego powodu, który zdradzi mi i Gabrieli już za niedługo, lecz nie w tym miejscu.

Przeczesałem Ignasia wzrokiem z niemałym zaciekawieniem; dostrzegłem dopiero teraz, jak jego twarz się zmieniła względem tego, jak wyglądał jeszcze za czasów regularnego uczęszczania na zajęcia. Nie chodzi jedynie o to, że jego skóra utraciła dawny różowy kolor, a teraz odcieniem nawiązywała do czystej bladości – to bowiem nie było niczym nadzwyczajnym w przypadku zmagania się z pewnego typu dolegliwościami cielesnymi, na które mógł cierpieć mój ówczesny przyjaciel. Przez mniej niż sekundę spotkaliśmy się wzrokiem, a ja, w jego źrenicach nie dostrzegłem standardowej, czarnej pustki, lecz rozlewające się aż na tęczówkę płomienne barwy, przypominające iskry wierzgające się na wszystkie strony w czasie rozpalania ogniska.

Widok ten przeszył mnie najgłębszą zgrozą; moją dłoń zaatakował skurcz, przez co Gabrysia – z którą wtedy trzymałem się za ręce – aż odskoczyła na bok i ze zdziwioną miną poczęła wypytywać, czy wszystko ze mną dobrze. Zorientowałem się właśnie, że ma luba musi mieć problemy ze wzrokiem, bądź ja sam bujam w obłokach podobnie jak w czasie rzekomych, październikowych opowieści. Na szczęście w tym momencie wtrącił się Radkowski, jakby zwyczajnie olewając to, iż mogłem odkryć jego ponure oblicze. Nakazał nam iść za sobą aż do schodków prowadzących na plac papieski, gdzie mieliśmy dowiedzieć się, dlaczego ktoś wyglądający jak nieboszczyk, który powinien zażywać w tym momencie kuracji, trudzi się wędrówką do szkoły w celu przekazania nam czegoś istotnego.

Usiedliśmy więc na bruku i tak dowiedziałem się o tym, co Ignacy zapowiedział jeszcze w grudniu. Wszystko miało ponownie odbyć się na bulwarze sandomierskim, z tą jednak różnicą, że grono uczestników będzie ściślej zweryfikowane niż to miało miejsce poprzednim razem. Jak bowiem wyjaśniał mój dziwnie podekscytowany przyjaciel, ognisko podczas pierwszej soboty października miało charakter stricte poglądowy dla uczestników, a weryfikujący dla wtajemniczonych. W tym momencie trwoga przeszyła me wnętrzności, a ja sam miałem ochotę zwrócić zjedzony wcześniej posiłek. Dobrze że siedziałem, bowiem inaczej poturlałbym się po gipsowych schodkach aż na sam dół stromego zejścia. Moje wcześniej przypuszczenia nie mogły być w świetle przedstawionych przed chwilą faktów fałszywe – tak jak wszyscy uczestnicy ogniska byli testowani w październiku, tak samo i ja sam, podczas sesji edukacyjnych z Ignasiem, stanowiłem jego obiekt badań o charakterze wręcz obskurnie ohydnym.

Podczas gdy Radkowski z widocznym pobudzeniem oznajmił mi i Gabrysi, że przeszliśmy testy pozytywnie, nastała chwila ciszy, która w mym umyśle sprawiała wrażenie niekończącego się zwoju obrazów i dźwięków, których ze względu na wszechogarniający mnie niepokój, nie byłem w stanie odpowiednio doświadczać, a które jakby nagle wyrosły po tym, jak mój przyjaciel zaniemówił i utkwił wzrok w okolicznej panoramie. Widok ze schodów był zgoła oszałamiający. Niedająca się poskromić śnieżnemu dyktandu Wisła – ocierająca brzegi bulwaru sandomierskiego – płynęła spokojnie, nadając sąsiadującemu z nią – a znajdującemu się tuż pod nami – placu Jana Pawła II charakter oazy spokoju, gdzie głos ćwierkających z wolna ptaków mieszał się z odgłosami uczniów powracających na teren szkoły. Zerknąłem na zegarek; pozostało zaledwie trzy minuty przerwy, więc pora było swe myśli ponownie naprowadzić na tory odpowiadające sytuacji.

Zastanawiałem się, czy Gabrysia jest równie przerażona co ja. Jej twarz zdradzała niewielkie oznaki zaniepokojenia, lecz ledwie widoczne trzęsące się dłonie – która próbowała ukryć między nogami – wskazywały co innego.

Nagle serce podskoczyło mi do gardła i sądzę, że mej lubej również. Ignaś wstał z zawrotną prędkością i ukląkł za nami, tak że jedno jego ramie obejmowało mnie, a drugie szatynkę. Zrazu poczułem mocny zapach perfum Old Spice, którymi chłopak aż nadto lubił traktować swe ciało. Twarz Ignasia wylądowała pomiędzy naszymi, a my – ciągle w szoku – nie byliśmy w stanie odwrócić się, by spojrzeć mu w oczy. Nie było to jednak konieczne, bowiem łysy podjął po chwili jedną z najistotniejszych kwestii, na myśl której obecnie przeszywa mnie fundamentalna zgroza. To tutaj bowiem nastąpił kolejny krok w moim – ale i nie tylko – zatraceniu.

Do naszych uszu niesione zimowym, chłodnym powietrzem słowa Ignacego dotarły wydawać by się mogło dopiero po chwili, bowiem wrażenie, jakie wywarły na nas było tak mocne, iż wyszarpały niejako na kilka sekund z naszych ciał zmysł słuchu. Pomimo tego, że spodziewaliśmy się już od jakiegoś czasu tego pytania, to jednak gdy padło ono na głos, moją twarz przeszył skurcz oddający poniekąd mój wewnętrzny stan emocjonalny.

Zostaliśmy bowiem zagabnięci o sprawę kolejnego ogniska. Czy chcemy w nim brać udział? Jeżeli nie – to jest nasza szansa, by się wycofać, ponieważ później jej nie będzie, a konsekwencje za niewywiązanie się ze złożonych słów są w środowisku wielbiących okropne opowieści ogromne i jak to wolnym głosem powiedział Radkowski – c a ł k o w i t e. Co ów słowo znaczyło, nie miałem wtedy jeszcze zielonego pojęcia, tak więc jedynie teraz na samą myśl o skutkach mych czynów ciarki biegają mi po plecach.

Jeżeli zdecydujemy się brać udział w kolejnym ognisku, oznaczać to będzie włączenie nas do grona kultywatorów. Będziemy musieli uczestniczyć w każdym kolejnym spotkaniu, trzymając wszystko to, co poznane świadomie bądź nieświadomie dla siebie i współczłonków z grupy oraz wykonywać rozkazy wyższych nam rangą bez kwestionowania ich zasadności, jednocześnie służąc hojną pomocą dla tych o stopniu niższym. Co do konsekwencji niehonorowana kultywatorskiego sposobu życia – opisałem to kilka zdań wcześniej.

O ile początkowe uczucie chęci poznania nowych, wartościowych osób świeciło mi w kwestii podjęcia decyzji o uczestnictwie w październikowym ognisku, o tyle teraz zdałem sobie sprawę, iż to wszystko nie jest jedynie wymysłem nastolatków lub też jedną z ich pomysłowych zabaw. To było coś więcej – czułem to już wtedy, słysząc ostatnią opowieść, lecz jednak począłem odpychać na bok jej faktyczne opowiedzenie przez Jaśmina, będąc niejako przekonanym przez innych uczestników spotkania, że ostatnią historią była ta o Swarożycu. Teraz jednak zacząłem ponownie wierzyć w swe zmysły i chciałem zagłębić się w coraz to mroczniejsze zakamarki nieznanych mi mitycznych treści. Pragnąłem dowiedzieć się, jakim cudem słowa wzmiankujące o Le’Ractu tak silnie na mnie oddziaływały – i skąd ta moc wynika. Wiedziałem już dobrze, jak groźna w skutkach może być moja decyzja; zwróciłem się do drżącej Gabrieli, bowiem Ignaś wycofał się w tył, pozostawiając nas niejako samym sobie. Spytałem czy podjęła już decyzje, lecz odpowiedziała mi cisza przeplatana ćwierkaniem ptaków i dzwonkiem oznajmiającym koniec przerwy. Nie ukrywam, że wtedy bardzo pragnąłem, by razem z nią wkroczyć w te niejasne odmęty zapomnianych historii, za co obecnie nadal nie potrafię sobie wybaczyć. Po chwili jej dłonie objęły mnie w pasie, a ona szeptem wydukała, że zgodzi się tylko wtedy, jeżeli ja również. Chciałem po chwili przypomnieć jej o konsekwencjach takiej decyzji, lecz uprzedziła mnie drżącym głosem, iż dopiero teraz zrozumiała, o co tam tak naprawdę może chodzić i że jest gotowa na wtajemniczenie, nie patrząc na ewentualne represje.

Nie miałem już więcej pytań. Wstałem z przytuloną do mnie Gabrysią i spojrzałem w stronę Ignasia, który nucił pod nosem jakąś zdawałoby się dziwnego pochodzenia piosenkę. Obydwoje jednocześnie oznajmiliśmy, że chcemy wziąć udział w tym szatańskim przedsięwzięciu. Ignaś uśmiechnął się i poprosił, byśmy usiedli tutaj na dłużej, bowiem musi on nam opowiedzieć wszystko, co nowi kultuwatorzy muszą wiedzieć. Mieliśmy właśnie ostatnią godzinę lekcyjną, lecz zważając na charakter obecnie prowadzonych zajęć – nieobecność nie powinna wyrządzić nam praktycznie żadnej szkody.

Usiedliśmy więc tak, że Radkowski siedział w środku. Nasz wzrok utkwił w nieśmiertelnie wręcz płynącej Wiśle, a umysły pogrążyły się w tym, co łysy młodzieniec opowiadał. Minęło może niecałe pół godziny, gdy nagle krępy przyjaciel spojrzał na zegarek i zerwał się z miejsca z tempem niemniejszym niż wcześniej. Oznajmił, że musi już lecieć, ale że widzimy się w poniedziałek na lutowym, inaugurującym ognisku, oraz że składka tym razem nas nie dotyczy, ponieważ będziemy wdrożeni do struktur kultywatorów. Właśnie wtedy, otumanieni przez ogrom ciekawych ale i równie przerażających informacji, doszliśmy wraz z Gabrielą do wniosku, że musimy przełożyć konsumpcję naszego związku na potem i zrezygnować z feryjnego wyjazdu organizowanego przez SCK; obecnie na szczycie listy naszych priorytetowych spraw widniał Zakon Kultywatorów.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • MKP dwa lata temu
    "Niedająca się poskromić śnieżnemu dyktandzie Wisła" - dyktandu

    "mieszał się z odgłosami uczniów powracającymi" - powracających

    "ciągle w stanie szoku – nie byliśmy w stanie odwrócić się, by" - pierwsze "stanie" można spokojnie wyrzucić.

    "Co do konsekwencji niehonorowana kultywatorskiego sposoby życia –" - sposobu

    Czekam zatem na pozostałe dwie?
  • PawelRzeszowiak dwa lata temu
    Dziękuję serdecznie za wskazanie błędów - zostały poprawione.

    @MKP, doceniam Twoją obecność tutaj :) Życzę samej radości!

    Odnośnie pozostałych części - myślę że na dniach pojawi przedostatnia.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania