Poprzednie częściAlgavor cz. 1

Algavor cz. 2

Z pełną prędkością najemnicy wjechali do wioski, to co tam zastali przeszło ich najśmielsze pojęcia. Wszędzie gdzie nie spojrzeli, można było zauważyć rozczłonkowane ciała, płonące lub spopielone budynki ale to co najbardziej ich przeraziło, to ta głucha cisza, nie było słychać szelestu liści, śpiewu ptaków czy chociażby szumiącego wiatru.

-Spóźniliśmy się... -cicho wyszeptał Smith.

-Czyli prosta robota. Dobra prze szukajcie miejsca, które nie zostały całkowicie zniszczone, może uda nam się dostać jakąś premie- zaśmiał się młody przywódca.

Niebieskie oczy Smitha krzyczały ze wściekłości, kiedy tylko usłyszał co jego kapitan powiedział.

-Czy ty nie masz wstydu do chuja?! Zróbmy to co mamy zrobić i dos... -Smith nie dokończył, gdyż Bertard uderzył go w twarz.

-Nie waż mi się kurwa sprzeciwiać! Jesteś tylko moim pomocnikiem nikim kurwa więcej, więc rób to co ci każe- kipiał cały z wściekłości przywódca najemników.

Niebieskooki dżentelmen, prawa ręka przywódcy już nie wydobył ani słowa tylko wstał i ruszył pomóc innym w przeszukiwaniu gruzów.

Coraz to częściej na trafiali na rozgniecione ciała małych dzieci, czy urodziwych kobiet.

-Jaka szkoda... Byłaby naprawdę ładną dziwką- roześmiał się Korler.

Smith słuchał wszystkiego z obrzydzeniem jak raz za razem jego towarzysze szydzili z ludzi, którzy próbowali uciec albo z tych którzy chcieli stawić bestii czoła.

-Tak właściwie... To gdzie jest ten cały smok? - pytanie zadane przez jednego z kompanów zmroziło każdemu krew w żyłach.

Przecież to pytanie było tak oczywiste, tak proste ale nikt nie zadał sobie wcześniej trudu by go zadać albo chociaż o nim pomyśleć.

-J... Jak to gdzie pewnie odleciał jak się najadł - w udawanym uśmiechu stwierdził Bertard.

-W tej wiosce było ledwo sześćdziesiąt stworzeń przecież to niemożliwe żeby mógł się nimi na jeść- Smith słusznie uważał, widział nawet w twarzy swojego przywódcy, że ma rację ale nikt nie chciał tego przyznać.

-Dobra już wystarczająco przeszukaliśmy te zgliszcza... Spierdalajmy -w pośpiechu rozkazał Bertard.

Każdy poleciał do wierzchowców, po czym odetchnęli z olbrzymią ulgą, iż w końcu mogli opuścić ten zniszczony krajobraz.

 

Wjechali do miasta Gartmot główną bramą przywitani przez tłum gapiów którzy wiwatowali na ich cześć, gdyż każdy myślał, że pokonali ogromnego potwora, który spustoszył pobliską wieś. Niestety nie mogli wiedzieć że tak naprawdę ani z nim nie walczyli oraz że, go nawet nie widzieli. Najemnicy natomiast z uśmiechem podnosili ręce ku górze na znak zwycięstwa, jadąc powolnym tempem do króla. Ale wśród tych dzielnych wojowników jeden się wyróżniał był to nikt inny jak Smith, który jako jedyny ani nie podnosił rąk ani nie uśmiechał się w stronę tłumu, jedynie jechał do przodu, a w środku czuł obrzydzenie do samego siebie, do swojego kapitana jak i całej załogi.

Stanęli przed złotymi wrotami, owe wrota miały niesamowity wzór był na nim wyryty obecny król Asimon Alavar XII. Wielkie wejście właśnie się przed nimi otworzyło i znów ujrzeli wielki królewski przedsionek, gdzie nie posyłali spojrzenia nie było najmniejszej szansy aby ujrzeli coś co nie ma w sobie złota albo diamentów.

Następne częściAlgavor cz.3 Algavor cz.4 Algavor cz.5

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania