Poprzednie częściAlgavor cz. 1

Algavor cz.5

Dwa dni później Smith budzi się przywiązany do łóżka. W momencie pobudki poczuł olbrzymi ból głowy, tak wielki, że zaczął krzyczeć. Nie wiedział co się w około niego dzieje, był pewny jednego, jest związany.

-Zamknij mordę! - Wykrzyczał męski głos, niestety nie mógł być pewny skąd on dochodzi.

-Kto tu jest? Pomocy proszę- Prosił rudowłosy nieznajomego głosu.

Niebieskooki powoli zaczynał dostrzegać, gdzie jest, był w celi, za kratami około pięciu metrów od krat, był ów facet.

-Kim jesteś?-Spytał Smith. Ból głowy powoli już mijał.

-Strażnikiem, a na kogo ci wyglądam psycholu- Odpowiedział mu z niekryjącą się odrazą.

Były najemnik zaczął przypominać sobie ostatnie wydarzenia, rozpłakał się na myśl o swoim martwym przyjacielu.

-Co z tamtą dwójką, która nas zaatakowała?- Spojrzał w stronę żołnierza, ten jedynie spojrzał się na Smitha, jakby zadał najgłupsze pytanie na świecie.

-Tamci ? Was? Ciebie? Z tego co widziałem po obrażeniach to ty ich zaatakowałeś, pojebańcu- Skończył mówić, widać było, że nie ma najmniejszej ochoty do dalszej rozmowy.

Po paru godzinach, słychać kroki paru osób oraz donośne śmiechy wielu mężczyzn.

-To on?- Spytał bogato ubrany mężczyzna, spoglądając na strażnika jakby nie mógł uwierzyć, iż to może faktycznie chodzić o tą osobę.

-Tak, zresztą tylko on jest tutaj uwięziony- Odpowiedział zielonooki rycerz.

Facet, który pytał o Smitha dalej wydawał się nie dowierzać, lecz po chwili zdał sobie sprawę, że faktycznie tylko on jest przetrzymywany, ale jak to? Ktoś o jego posturze miałby zabić ogra, elfa oraz prawie dwumetrowego chłopa? Cóż nie do końca tak było, niestety zeznania przez światków były dosyć jednogłośne, każdy wskazał Smitha jako tego winnego całej tej masakry.

-Obrzydliwy, umyjcie go chociaż i wyciągnijcie ma się stawić przed sądem- Wypiął mężnie piersi na znak tego, że nie boi się takiego małego i młodego chłopca. Dwóch żołnierzy z wiadrami zimnej wody oblało byłego najemnika, otworzyli cele po czym rozwiązali go.

-Ale jak to do sądu? Za co to nas zaatakowali- Mówił zmęczony Smith, cały trzęsąc się od zima. Szlachcic, który miał go sprowadzić jedynie wybuchł śmiechem kopiąc, młodego więźnia w brzuch.

-Masz nas za idiotów?!- Przez śmiech spytał się chłopaka leżącego na ziemi.

Mężczyzna pokiwał tylko głową na znak, że żołnierze mają go nieść do sali sądowej.

Sala sądowa, wyglądała iście cudownie, ławy z tyłu sali były całe ze srebra, a im bliżej miejsca dla sędziego, zaczynały się pozłacane ozdoby. Smith nie mógł w to uwierzyć, był szczerzę oczarowany całym tym miejscem. Rycerze posadzili go na kamiennym krześle, który był specjalnie przyniesiony, by ktoś jego pokroju nie mógł dotknąć coś tak drogiego jak ozłacane krzesło.

Po paru minutach wchodzi duży, otyły mężczyzna mający na sobie sporych rozmiarów białą perukę oraz ubranie z najdroższego czarnego jedwabiu, zaraz za nim szli świadkowie całego zdarzenia. Kiedy wszyscy już się rozsiedli, osoba siedząca na najokazalszym siedzeniu w sali, trzy razy uderzyła małym młotkiem,

-Witam nazywam się Sławomir Kur, będziemy sądzić dzisiaj Smitha Xoyera za zabójstwo trzech osób- Powiedział spokojnym wysokim tonem sędzia. W tym momencie nasz skazany cały zbladł, nie mógł uwierzyć w to co słyszy, on miałby zabić trójkę ludzi? Kogo? Kiedy? Może za czasów jak był najemnikiem? Nie, więc o co mogło chodzi? Tak wiele pytań chodziło mu po głowie, lecz nie mógł znaleźć dobrej odpowiedzi.

Następne częściAlgavor cz. 6

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Gregory Heyno pół roku temu
    Rozdział w którym nikt nie ginie, nuda....

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania