Poprzednie częściAutumnhill

Autumnhill #4

Rozdział IV

,, Jesteście nowe, prawda?’’

 

Szłyśmy już bite 10 minut przez czarny jak smoła las. Dodatkowo, otaczała nas mgła gęsta jak świeże mleko, co nie ułatwiało nam zadania. Trzeba było być stale uważnym nie tylko na siebie, ale i na towarzyszy. Patrzeć zarówno pod nogi, przed siebie jak i wokół. Co chwila któraś wpadała na iglastą gałęź i wydawała z siebie nieprzyjemny pomruk ,przez który zamierałyśmy w miejscu. Słychać było w oddali nawoływania wilków i odgłosy sów, tuż nad naszymi głowami. Wszystko wydawało się być identyczne i równie niebezpieczne. Nie miałyśmy pojęcia jak w tych warunkach znaleźć rezydencję-starą i opuszczoną. Miałyśmy coraz mniej czasu. Moll I Skipper cały czas szły pod rękę -ze strachu. Obie nienawidziły horrorów wszelkiej maści, czy to film, czy gra czy nawet książka .Nie dziwie im się teraz. Mają horror na żywo. Jeśli chodzi o mnie to przyzwyczaiłam się do strachu, to znaczy razem z ojcem od najmłodszych lat oglądaliśmy filmy i graliśmy gry typu horror, a zamiast paniki zawsze towarzyszył nam śmiech. Jednakże teraz nie było nikomu do śmiech. Sucha strzecha pękała pod ciężarem naszych ciał, a odgłos jaki przy tym wydawała nie napawał nas zbytnim optymizmem. Las wydawał się jaby trawiła go nieznana choroba, nie było leśnych żyjątek, tych miłych i przyjaznych oczywiście; kora drzew wyglądała na popękaną jak gdyby miała setki lat, a z pustych przestrzeni między nią wydobywała się czarna maź. Nie jesteśmy ekspertkami w tej dziedzinie, ale nie wyglądało to za dobrze.

Coraz mniej czasu. Miałyśmy już zaledwie 5 minut na znalezienie posiadłości, a my wciąż odnosiłyśmy wrażenie jakbyśmy krążyły w kółko. Ten sam kamień, to samo drzewo, ten sam krzak. Czas jakby stanął w miejscu i to nie dzięki mojemu darowi -sam z siebie. Powietrze zaczynało nas dusić w płucach, kręciło się w głowie., nawoływania zwierząt stawały się coraz głośniejsze.

Nie! Musimy się skupić, bo już na zawsze tu utkniemy, obłąkane i zagubione. Kiedy popatrzyłam na dziewczyny, obie spoglądały w gwieździste niebo, lekko zakryte koronami drzew. Czy te drzewa były aż tak wysokie ? Wydawało się jakby przez krótką chwilę urosły w mgnieniu oka. Sięgały gwiazd? Jakim cudem?

Po chwili zorientowałam się… Ja upadłam. Od tej mgły i zawrotów głowy robiło się niedobrze. Musiałam jak najszybciej je stąd zabrać. Zakryłam usta i nos chustą, złączyłam tym dwóm ręce i pociągnęłam za sobą. Biegłyśmy przez długi czas, aż ujrzałyśmy skrawek polany w środku lasu. Tam mgła nie sięgała, wiedziałam że tam będziemy bezpieczne.

Odetchnęłyśmy głęboko czystym powietrzem. Bez wątpienia to coś było ,,magiczne’’. Teraz już wiem co pedagog miała na myśli mówiąc nam, że ten kto wchodził do lasu już nigdy nie wracał. Spojrzałam na zegarek- 23:58 .

Rozejrzałam się w pośpiechu po polance. Na drugim końcu coś zaświeciło. Świeciło tak intensywnie i oszałamiająco…jakby chciało przykuć naszą uwagę…czy ja się poruszam? …Moje nogi same idą do przodu…ale ja im przecież tego nie karzę… więc jak?... To światło sprawia , że nie mogę oderwać od niego wzroku…

 

 

-Gdzie my jesteśmy?- spytałam leżącą obok Moll.-Jak tu trafiłyśmy?

Kiedy próbowałam przypomnieć sobie cokolwiek z ostatnich kilku minut intensywny ból nawiedził moją głowę. Dlaczego nic nie pamiętam?

-Gdzie jest Heat?- Spytała mnie Moll. W pierwszej chwili nie dotarło to do mnie, ale gdy ból ustąpił i zmysły wróciły, wstałam z ziemi, otrzepałam się z kurzu i brudu po czym rozejrzałam się w poszukiwaniu przyjaciółki.

-Chyba nie została w tamtym lesie?- Moll popatrzyła na mnie z przerażeniem w oczach. Heater zniknęła, więc jedno co nam pozostało to jej poszukać. Za wszelką cenę musiałyśmy ją znaleźć, bo jak wytłumaczymy to jej rodzicom? Rozpłynęła się w powietrzu? Nie uwierzą nam. Ja z resztą też w to nie wierzę.

-Wstań, musimy jej poszukać.- Podałam rękę jeszcze nie w pełni zorientowanej Moll. Pierwsza myśl jaka przemknęła mi przez myśl to to, że zostawiłyśmy ją w tym lesie. Po krótkiej chwili doszłam jednak do wniosku, że to niemożliwe, bo skoro my jesteśmy obie tutaj, a jej nie ma, to na pewno nie ma jej też w lesie…we mgle. Musiała pójść naprzód. Ale dlaczego nas zostawiła? Ani ja, ani Moll nie zamierzałyśmy wracać się przez las. Poszłyśmy więc naprzód. Kiedy popatrzyłam na zegarek było 00:00:00. Ktoś o mnie myśli.

Złapałam Moll pod rękę, ponieważ chwiała się jeszcze trochę i nie chciałam, żeby mi tu teraz mdlała. Polana wydawała się nie mieć końca- tak samo jak ten las. Tylko tym razem- miałyśmy swoje zmysły przy sobie. Pustka. Żadnej rośliny, żadnego kwiatka, ani nawet chwastu. Trawa była równie sucha jak ta w lesie. Wyglądało na to, że nigdy nic tu nie rosło. Cały las na Autumnhill mógł mieć- według moich obliczeń- nawet ponad 10 kilometrów. Nie mam mowy, żebyśmy ją znalazły jeszcze dziś. Idąc cały czas prosto, dotarłyśmy nad mały stawik. Woda była mętna, ryby śnięte, wydobywał się okropny swąd. Kiedy miałyśmy już obejść to oczko wodne, zauważyłam coś. Ślad po bucie. Po bucie Heat. Oznaczało to jedno- była tu, jeszcze chwilę temu.

-Jesteśmy na tropie Doris.- Powiedziała mała Molly. Pomyślałam ,że pewnie czuje się teraz jak detektyw. Nie będę zabierać jej tej chwili radości, w końcu zawsze chciała nim zostać.

-Tak Moll, mamy trop. Musimy iść dalej za jej śladami. Może jednak uda nam się ją dzisiaj znaleźć. –Powiedziałam dodając odrobinę otuchy mojej mniejszej towarzyszce.

-To na co czekasz ? Idziemy !- pociągnęła mnie za rękaw.

Szłyśmy tak jeszcze przez jakieś 5 minut. Aż w końcu coś do mnie dotarło. Co jeśli to rzeczywiście była podpucha? Jeśli te wilki zjadły ją w lesie? Albo ktoś ją uprowadził i teraz prowadzi na rzeź?

Przeszedł mnie zimny dreszcz, pojawiły się krople zimnego potu na mojej skórze. Moll to zauważyła.

-Doris? Wszystko ok?

Podzieliłam się z nią moimi obawami. Nie chciałam przed nią ukrywać faktu, że nasza przyjaciółka Heat, może już być martwa. Wiadomość z początku wstrząsnęła Moll, ale po chwili oprzytomniała dodając:

-Nie bądź głupia, nic jej się nie stało. Założę się, że miała ważny powód zostawić nas na skraju lasu. Może poszła spotkać się sama z tym Anonimusem, bo nie chciała żebyśmy były narażone na niebezpieczeństwo. Sama wiesz jaka ona jest uparta.

Anonimus! Na śmierć o nim zapomniałam ! Miałyśmy się z nim spotkać, przecież w ogóle po to tu przyszłyśmy! Odpowiedź Molly zdawała się mieć teraz więcej sensu.

Popatrzyłam na zegarek. Wyznaczona godziną miała być północ. Dotarcie na tą polanę zająć musiało nam z goła więcej czasu niż przypuszczałyśmy. Do tego poszukiwania Heat… Jednak co mnie zaskoczyło, zegarek pokazywał godzinę 00:00:00. To dziwne… popsuł się?

-Którą masz godzinę na zegarku?- Moll odpowiedziała mi, że równo 00:00:00

Czyżby Heat przypadkowo zatrzymała czas? Jeśli tak to jakim cudem możemy się poruszać? Coraz bardziej stawało się to dla nas podejrzane.

-Doris, patrz! – krzyknęła mi w ucho Moll. Wskazała przed siebie, na przeciwległy koniec polany. Dotarłyśmy do końca. To co ujrzałyśmy był to stary, 3 piętrowy dom Gregoriego Butlera. Poniszczony, ale wciąż piękny dom, zbudowany po części z kamienia, po części z drewna, ze startą już farbą i zrujnowanym dachem -w dalszym ciągu zapierał dech.

-Pewnie tam poszła Heat.- wyszeptała Moll. Raz krzyczy, raz szepcze, ja nie wiem.

Pobiegłyśmy czym prędzej w jego kierunku. Kiedy byłyśmy zaledwie kilka metrów od wejścia na ganek, coś nas zatrzymało. Poczułyśmy jak jakaś niewidzialna ściana nie pozwala nam biec dalej. Powoli, niepewnym krokiem podeszłam bliżej.

-Uważaj.- Ostrzegała mnie Molly.

Wyciągnęłam rękę w kierunku domniemanej ściany, poczułam jak przenika na drugą stronę. Widziałam jak jakaś przeźroczysta maź powoli pełznie w górę mojej ręki, wraz z czasem gdy przesuwałam ją dalej. Raz kozie śmierć. Zamknęłam oczy i przeskoczyłam dalej. Zaraz za mną podążała Molly. Zrobiła dokładnie to samo co ja. W momencie gdy otworzyłyśmy oczy ujrzałyśmy piękny, 3 piętrowy budynek mieszkalny, ze świeżo wypastowanym gankiem, z drewna dębowego; śnieżnobiałe drzwi z ozdobnymi wzorkami wokół. U góry dumnie pioł się czerwony dach z drewna wiśniowego, a na jego czubku zamontowany metalowy, czarny kogut służący do obracania się zgodnie z ruchem wiatru. Okna domu były ogromne, na tyle duże, że gdyby stanął przy nich rosły mężczyzna, objął by je całą swoją posturą. Nie było śladu po poniszczonej farbie. Powietrze miało przyjemną woń świeżo skoszonej trawy, jabłoni i kwiatów.

 

Obróciliśmy się w stronę tej przyjemności- z powrotem w stronę z jakiej przyszłyśmy -i to co zobaczyłyśmy sprawiło, że szczeki nam opadały. Po starej i zniszczonej trawie nie zostało nawet cienia. Teraz była to piękna zieleń, jak z ogrodów w królewskich w pałacach angielskich za czasów romantyzmu. Stal tam piękny ogród z wieloma rzeźbami przedstawiającymi postacie mężczyzn i kobiet, okrytych płachtą. Równie przycięta trawa, na idealnie 2 centymetry- perfekcyjna długość do biegania wiosną po niej bosymi stopami. Śpiew skowronków i wróbli unosił się nad ogrodem. Z prawej strony najprzeróżniejsze rodzaje kwiatów, takich których żadna z nas na oczy nie widziała. Pięknie ułożone, aby zachować symetrię i ład, a jednak było to tak proste ułożenie, że jego wykonanie nie sprawiłoby żadnych problemów nawet dziecku. Z lewej strony, stała maleńka ,biała altana, pod którą postawiono pojedynczą ławeczkę.

Po bliższym przyjrzeniu się tej altance, oczom naszym ukazała się postać młodej kobiety, ubranej w długi, biały rękaw –suknię. Miała na sobie brązowe, wysokie kozaki oraz białe rękawiczki sięgające po łokieć. Kobieta uniosła głowę znad książki, którą czytała nim zaczęłyśmy się jej przyglądać . Okryta była również i białym kapeluszem z czymś co przypominało welon .Zakrywało to jej twarz. Zauważyła nasz wzrok na sobie, po czym wstała z ławki, odłożyła książkę na bok, podniosła welon i podeszła do nas. Nosiła okulary, czego nie byłyśmy w stanie wcześniej zauważyć. Twarz miała rozpromienioną, jakby właśnie obudziła się z najcudowniejszego snu jaki kiedykolwiek miała. Włosy blond, spięte w elegancki sposób w tyłu głowy. Przypominała mi trochę Rose z ,,Tytanica”, z początków filmu.

-Jesteście nowe, prawda?- spytała nas. Jej głos był łagodny, co na moment zbiło nas z tropu. Popatrzyłam na Moll, ona na mnie.

-Gdzie my jesteśmy?- Spytała tym razem Moll.

-Witajcie w domu Gregoriego St. Butlera. Wnioskuję, że skoro zdołałyście przedostać się zarówno przez las obłąkanych, jak i ścianę wybrańców, jesteście naszymi nowymi siostrami, mam rację? – powiedziała pewnym siebie głosem nie tracąc uśmiechu. Poczułam niepokój.

 

Kim ona jest? Gdzie my trafiłyśmy i gdzie do cholery podziała się Heather?

 

 

CDN.

Następne częściAutumnhill #4 Autumnhill #5

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania