Poprzednie częściAutumnhill

Autumnhill #4

Rozdział V

,,Witajcie w rodzinie’’

 

-Nazywam się Elizabeth Kathrine Tudor III. Możecie Mi mówić Eli. Mam nadzieję, że się będziemy dogadywać.-uśmiechnęła się.- Macie może ochotę na herbatę?

-Dziękujemy, chętnie.- Odpowiedziałam w pośpiechu. Może podczas picia wspólnie herbaty dowiemy się czegoś więcej.

-Doskonale. Proszę za mną.-Minęła nas, po czy dodała:- Jak mam się do was zwracać? -No tak, nie przedstawiłyśmy się jeszcze.

-Nazywam się Molly, może mi pani mówić Molly lub Moll, jak wygodniej. Moja wyższa koleżanka ma na imię Doris, ale może też ją pani nazywać Skipper albo Skipp.- Wyprzedziła mnie mała Moll. Popatrzyłam na nią z góry. Dosłownie- nie w przenośni- w końcu różnica jest między nami prawie 40 centymetrów. Wie dobrze, że nie lubię określenia Skipper, ale nie będę o to teraz robić awantury- nie przed kimś …obcym.

-Znakomicie. Panno Molly, Panno Skipper, mam nadzieję, że szybko polubicie tutejszych mieszkańców, to bardzo specyficzne osoby, ale łatwo z nimi nawiązać nić porozumienia. W końcu wszyscy jesteśmy to tacy sami, czyż nie? –Powiedziała do nas, wchodząc na ganek domu i kierując się na lewo- w stronę kuchni . Odwróciła swoją głowę i uśmiechnęła się do nas mrużąc oczy.

-Przepraszam, ale czy mogłaby nam pani wytłumaczyć co się tu dzieje? Jeszcze chwilę temu stałyśmy przed podupadłym domem, , a sekundę potem to miejsce zmieniło się nie do poznania. Jak to jest możliwe?- spytała zdezorientowana Moll kobietę, która właśnie brała czajnik i wstawiała go na gaz.

-Wszelkich informacji udzieli wam zarządca tego domu. Możecie się z nim spotkać w salonie .W tym czasie zaparzę herbatkę i wam przyniosę. Proszę za mną, zaprowadzę was.

Wyszłyśmy z kuchni zostawiając staromodny czajnik na pełnym ogniu. Idąc długim korytarzem wykonanym wyłącznie z ciemnego, dębowego drewna, podziwiałyśmy obrazy wiszące na ścianach. Były tak ogromne, że sięgały aż do sufitu. Przedstawiały ludzi, którzy wyglądali na arystokratów. To dziwne, bo żadnego z nich z lekcji historii nie pamiętam. Nie to żebym uważała, ale pierwszy raz na oczy widzę te twarze. Moją uwagę przykuły portrety dzieci. Na jednym blondwłosa dziewczynka uśmiechała się uroczo, a zaś na innym chłopiec w okularach lenonkach-być może miał 9 lat- siedział na krześle, z czapką podobną do takiej, jaką nosiło się w 20-leciu międzywojennym i bez-rękawny sweterek w kratkę. Wyglądał uroczo. Mą uwagę szczególnie przykuł portret kobiety- tej samej co właśnie prowadziła nas do salonu. Zaciekawiona spytałam:

-Kim są te postacie na porterach?

Kobieta nie zatrzymując się, ani nie zwalniając tempa, szła po czerwonym dywanie, leżącym na całej rozciągłości podłogi korytarza, idealnie komponujący się w styl tego domu.

-Te postacie to - być może - wasze nowe rodzeństwo.- opowiedziała mi nie odwracając przy tym głowy. Nie rozumiałam co ma na myśli, ale koniec końców i tak się dowiem.

Skręcając w lewo dotarłyśmy do ogromnego salonu wykonanego również z drewna dębowego- prawdopodobnie jak i cała reszta tego domu. Podłoga była ciemniejsza jednak od ścian, również z drewna. Środek pokoju zdobił czerwony, okryły, zdobiony dywan. Niektóre meble były skórzane, inne -materiałowe. Cały ten salon dawał poczucie , jakbyśmy cofnęły się do czasów wiktoriańskich. Na ścianach obrazy przedstawiające najróżniejsze krajobrazy, czy to morza, czy to pól, czy też gór. Ozdobione wszystkie piękną, pozłacaną ramą. Był tam też kominek, szczególnie duży, żeby rodzina mogła się przy nim ogrzać. Na jednej z kanap, skierowanych tyłem do wielkiego, na całą ścianę okna(z widokiem na ogród), siedział przystojny mężczyzna. Na moje oko, miał tak z 20-30 lat, choć drobna broda i gęste brwi go postarzały. Miał zaczesane włosy do tyłu, wyglądało to jakby przesadził z żelem. Ubrany w szykowny żakiet, i czarny płaszcz oraz czerwony krawat. Pod szyją, mocno zaciśnięty, czerwony, elegancki szal, a na dłoniach skórzane rękawice. Buty miał równie eleganckie co wypastowane. Obok niego leżał czarny cylinder- już wiem dlaczego miał tak ulizane włosy. Rozmawiał z kimś, kto siedział na przeciwległej kanapie, tyłem do nas.

-O wilkach mowa.- Powiedział mężczyzna po czym wstał, wziął swoją lakę, która oparta była o lampkę nocną i podszedł do nas wyciągając swoją wolną rękę.

-Witam was moje drogie. Jak mniemam ty jesteś Doris- pochwycił moją dłoń, po czym ucałował ją jak gentelman. Stojąc tak blisko nas, można było oszacować jego wzrost tak mniej więcej 183cm … kolejny niższy ode mnie.- A ty panienko pewnie jesteś molly- ujął tym razem jej dłońmi zrobił to samo co z moją.- Właśnie o was rozmawialiśmy, proszę dosiądźcie się.- wskazał na kanapę, na której siedziała postać. Wiem kto to. To nasza Heather.

-Droga panno Elizabeth, mogłabyś sporządzić jeszcze 2 herbaty dla naszych gości?- odniósł się w stronę Eli.

-Oczywiście, już robię.- Odpowiedziała mu z głosem wyrażającym szacunek, po czym wyszła.

Usiadłyśmy koło Heather. Nie odezwałam się do niej, z powodu kultury osobistej. Miałam zamiar później ją o wszystko wypytać, ale na ta chwilę, chciałam skupić się na tym co do powiedzenia ma nam ten koleś. Najwidoczniej Moll nie zrozumiała sygnałów jakie jej puszczałam ,żeby milczała. Gdy zauważyła Heat o mało na nią nie wskoczyła, zasypując lawiną pytań typu : ,,gdzie byłaś?’’ albo,, dlaczego nas zostawiłaś?’’ Heat najwidoczniej nie wiedziała na które pytanie ma odpowiedzieć najpierw, to tylko gorzko się uśmiechnęła. Mężczyzna roześmiał się na zaistniałą sytuację. Co go bawi? Że my nie mamy pojęcia co tutaj się dzieje?

-Jak mniemam to jest wasza zguba?- chodziło mu o Heather,- Nie miejcie jej za złe, że pierwsza dotarła do tego domostwa, my ją ściągnęliśmy tutaj sygnałami lamp.-Powiedział z ciepłym uśmiechem na ustach, siadając z powrotem na kanapie.

-Jak to ściągnęliście?-spytałam.- Gdzie my jesteśmy? Kim była ta kobieta? Co tutaj się dzieje? – razem z Moll na zmianę zaczęłyśmy wypytywać. Heater widząc nasze zmieszanie, lekko się uśmiechnęła.

-To może od początku zacznę. To ja jestem gospodarzem tego przytułku i właścicielem tych ziem, od Green Valley, po Autumnhill aż po rzekę Yellowstone. Te rejony są w mojej rodzinie od pokoleń, zarządzał nimi mój pradziad, mój dziad, ojciec, a teraz przyszła kolej na mnie. Dwieście lat temu to miejsce tętniło życiem. W tamtych czasach ciężko było jednak o dobrą służbę, o prawdziwych przyjaciół, nawet o zaufanie do własnej rodziny.

Bez niczego, od tak zaczął opowiadać nam historię tego domu i swojej rodziny, a nawet się nie przedstawił. Co za typ.

-Ta rezydencja była odwiedzana przez dziesiątki turystów, przyjacieli rodziny, znajomych. Z tygodnia na tydzień przybywało ich co raz więcej.

Jego melancholijny głos koił nerwy.

-Rodzina St. Butler, choć nieliczna, była szanowana i ceniona wśród arystokracji XIX wieku. Sprowadzano tu meble i dywany z najdalszych zakątków świata, od Azji południowej, gdzie produkowano najwyższej klasy jedwab, po Europę, skąd brano najlepsze rośliny pod uprawę na nasze ziemie, aż po Amerykę południową, gdzie masowo skupowano kolumbijską kawę. Byliśmy wtedy potęgą, można by rzec, wśród wyższych klas społecznych.

Wstał powoli z kanapy, podszedł do barku, który znajdował się obok kominka, wyjął szklany flakonik do połowy pełen jakiegoś płynu, zapewne rumu, po czym nalał sobie do szklanki i oparł się łokciem o palenisko.

- Pewnej nocy, wierny sługa tego domu- Cecil- czarnoskóry , zakradł się pod osłoną nocy do rezydencji , i po cichu, żeby nikt go nie usłyszał, włamał się do pokoju gospodarza- na tamten czas-Greogergo St. Butlera. W czasie gdy on i jego ciężarna małżonka spali, Cecil poderżnął im obu gardło. Dla pewności, że nikt się rano nie dowie co spotkało państwa Butler, odrąbał głowę gospodarzowi, schował do worka, a ciała, wraz z martwym płodem, spalił za miastem, i zakopał gdzieś gdzie nikt ich nigdy nie znalazł.

Dreszcz przeszedł moje ciało. Jak można było zrobić coś takiego? Ciężarną kobietę zamordować podczas spokojnego snu, a jej mężowi odciąć głowę? Jak okrutnym trzeba być, aby się do tego posunąć? Ale ponoć Cecil był czarny, to mówi samo przez się.

-Jak się potem okazało, Cecil współpracował z największym wrogiem pana Butlera, hrabią Howardem. Miał on swoje ziemie zaraz za rzeką Yellowstone, ale nie tak duże i nie tak żyzne jak Butlerów. Zapłacił Cecilowi, żeby ten pozbył się swojego pana, w zamian Howard uczynić miał go zarządcą majątku St. Bytlerów. Mógł sprawować piecze nad finansami dworu.

-Wasza herbata. –Eli weszła do pokoju z tacką ,2 filiżankami i miseczką z kostkami cukru na niej.

-Dziękujemy-powiedziałam. Chwilę potem Eli wyszła i wróciła do kuchni. Upiłam łyk, i słuchałam dalej.

-Zdrada jednak wyszła na jaw, bowiem każdą noc, jaką Cecil spędził w rezydencji państwa Butler, nawiedzały jego głowę koszmary o popełnionej zbrodni. Ponoć widywał nawet zjawy pani Butler i jej martwego, nienarodzonego dziecka, przechodzące przez ściany dworu. Cecil postradał zmysły i –jakże ironicznie- ,powiesił się w szopie, dokładnie tam gdzie niegdyś pracował. Dwór już nigdy nie odzyskał dawnej chwały. Każdy kto tu zaglądał, stwierdzał, że jest on ,,opętany’’. Przyjaciele, rodzina, znajomi odwrócili się od Butlerów, mimo, że Ci potrzebowali ich pomocy wtedy najbardziej. Butlerzy poprzysięgli, że nigdy już nie pozwolą, aby ktokolwiek, którego serce nie ma czystych i przyjaznych intencji, nie zdoła przekroczyć progu ich domu. Koniec końców tylko nieliczni, i szczególnie uzdolnieni mogli tego dokonać. Ktoś tak szczególnie uzdolniony jak wy.

Kiedy skończył mówić, miałam chwilę na przetrawienie całej tej historii.

-To Ty jesteś Anonimus? Ty wysłałeś nam tego sms z pogróżką? – spytała Moll.

-Ohoho co to to nie-to była jedna z moich podopiecznych… Z jaką pogróżką? Groziła wam czymś? …Już ja sobie z nią porozmawiam o tym.- Choć powiedział coś takiego , nie wydawał się być surowy. To był bardziej ton pouczenia.

-Dlaczego nas tu sprowadziliście?- Dopytałam.

-Wszystko w swoim czasie.- taką odpowiedź dostałam.- W pierwszej kolejności, chcę wam przedstawić członków mojej rodziny.-zawahał się.

Spojrzałam na Heather, bo być może ona zdążyła już ich poznać. Jednak ona również wydawała się być zdumiona.

-Chodźcie za mną.- Wstałyśmy jak prosił, i wyszłyśmy. Zanim opuściłyśmy jednak pokój, podniósł coś co wyglądało na pierwowzór telefonu, jednak nie posiadało to coś słuchawki. Przyłożył do ust, i powiedział- ,, Wszyscy członkowie domu mają zjawić się przed wejściem w trybie natychmiastowym’’.

Nie rozumiem co się stało właśnie, ale po całym domu rozeszło się echo, jakby wiadomość była kierowana przez radiowęzeł.

-Możemy iść.-Wyszliśmy w końcu z pokoju, przemierzyliśmy korytarz, minęliśmy kuchnię, i wyszliśmy do ogrodu. Czekała już tam na nas Eli. Zarządca kazał obrócić się stronę frontowych drzwi, tak też zrobiłyśmy. Chwilę potem do naszych uszu dotarło, stukanie, hałas, i tupot stóp. Dobiegały z domu. Przez drzwi wybiegła gromadka ludzi, w różnym wieku. Jedni wyglądali na nie więcej niż 6 lat, inni może po 20. Od razu zauważyłam blond włosom dziewczynkę, identyczną co z portretu. Molly pociągnęła ,mnie za rękaw i wskazała na chłopczyka w okularach lenonkach. To ten sam z obrazu, bez wątpienia. Wszyscy ustawili się w linii ciągłej. W sumie było ich około 15, mniej niż na początku przypuszczałam.

 

-To są członkowie mojej rodziny.15 ,, szczególnych ludzi’’. Każdy z nas jest tutaj bo potrafi to co Ty Heatehr, to co Ty Doris i to co Ty Moll. Każdy ma nadnaturalny dar. A ja jestem Gregory St. Butler, miło mi powitać was w nowej rodzinie.- powiedział i niczym jak ,,prawie bezgłowy Nick’’ z ,,Harrego Pottera” pociągnął swoją głowę, w geście przywitania. Głowa została mu w dłoni, a gdy zrobił ukłon, ujrzałyśmy kręgosłup, mięśnie i żyłę główną.. od środka. Zero krwi- tylko wnętrzności.

 

Molly zemdlała.

 

CDN.

Następne częściAutumnhill #5

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania