Demoniczna Aureola Rozdział 1

"Bo w każdym z nas jest Chaos i Ład, Dobro i Zło. Ale nad tym można i trzeba zapanować. Trzeba się tego nauczyć." Andrzej Sapkowski

 

"Nie wyglądasz wcale tak tragicznie" moja dobroduszna podświadomość uspokajała mnie, gdy spojrzałam w lustro. Zmierzwione, ciemno brązowe włosy, które rozchodziły się w różne strony nie dawały się ułożyć, a sińce pod oczami zdradzały ciężką noc. Zielone oczy wpatrywały się we mnie z rozpaczą, a kąciki ust wygięłam w grymas bezwzględnego niezadowolenia. Że też musiało to się przydarzyć akurat dziś, kiedy miałam pójść do nowej szkoły! Byłam zła na siebie za to, że nie pomyślałam o upodobaniach moich włosów zanim położyłam się wczoraj do łóżka. Teraz, zamiast dobrego wrażenia, wezmą mnie jedynie za niechlujną panienkę.

Westchnęłam ciężko opierając brodę na dłoniach, na policzkach wybijałam opuszkami palców rytm mojej ulubionej piosenki Imagine Dragons. Paznokcie pomalowane na krwistą czerwień odbijały się od białej bluzki z czarną wstążką przy szyi, którą związałam w kokardę i czarnych, podkreślających pośladki spodni.

Podskoczyłam nagle doznając olśnienia. Zamiast martwić się włosami, związałam je w hiszpańskiego koka, przeczesując przód grzebieniem, by uzyskać efekt gładkości.

Uśmiechnęłam się do siebie i przekręciłam głową z dezaprobatą pragnąć skarcić się w myślach, że taka błahostka zajęła mi tyle czasu. Spojrzałam na zegarek, który nieubłaganie wskazywał siódmą. Założyłam brązowe, klasyczne balerinki z noskiem w szpic nałożyłam na ramię torebkę tego samego koloru.

Zeszłam drewnianymi schodami do głównego holu. Pomieszczenie przyciągało nowoczesnością, białe ściany, na których równo powieszone zostały obrazy w czarnych, wąskich ramkach, szare płytki i długa komoda, którą ozdabiały białe róże rozłożone w czarnym wazonie z granitu. Kierując się w głąb holu doszłam do dębowych, masywnych drzwi. Dotknęłam srebrnej klamki i otwarłam je szeroko.

Kuchnia wyglądała zupełnie inaczej, choć utrzymana w tej samej tonacji kolorów, co poprzednie pomieszczenie. Nie była jednak nowoczesna, a przytulnie zaprojektowana w stylu retro. Przy stole siedział mój ojciec wpatrując się we mnie radośnie swoimi zielonymi oczami. Wstał pospiesznie i robiąc trzy duże kroki znalazł się obok. Przytulił mnie mocno do siebie i pocałował w czubek głowy. Kaszlnęłam znacząco, by dać mu do zrozumienia, że jego czułość zniszczy moją fryzurę.

- Dzień Dobry, Ness. - Uśmiechnął się promiennie dotykając dłonią mojego policzka. - Wyglądasz pięknie.

Chwycił moją rękę i okręcił wokół. Zawsze mnie komplementował, nawet wtedy, gdy miałam na sobie pomięty dres i potargane włosy. Był i jest nadal najcudowniejszym ojcem, którego zazdrościli mi wszyscy w szkole.

- Dzień dobry, tatuś. - Odpowiedziałam. - Jak zwykle chcesz poprawić mi humor.

Napiłam się świeżo wyciskanego soku z pomarańczy. Zimny napój dał ukojenie zaschniętemu przełykowi. Mogłam więc wziąć się za jedzenie kanapek z sałatą i żółtym serem, które własnoręcznie przygotowywał o świcie.

- Gdzie jest mama? - Rozglądałam się po pomieszczeniu.

- Mama pojechała do szkoły, dzisiaj ma zajęcia z demonologii. - Odparł.

Zupełnie zapomniałam, że zajęcia w Szkole Demonów rozpoczynają się dwie godziny wcześniej, niż zajęcia w ludzkim Collage'u.

Do tej pierwszej chodziły istoty nadnaturalne, które potrzebowały znacznie mniej snu od ludzi. Odkąd mój dziadek, rozsławiony Azazel zakochał się w babci Jane i stworzyli razem rodzinę, mój ojciec postanowił otworzyć przytułek dla istot, które chcą koegzystować z rasą ludzką na ziemi. Dlatego oprócz normalnych zajęć z angielskiego i matematyki mieliśmy lekcje demonicznych zdolności, które podobne były do wychowania fizycznego z tą różnicą, że nie skakaliśmy przez płotki tylko rzucaliśmy kulami ognia w porozstawiane cele.

- Dziękuję za pyszne śniadanko. - Wyszczerzyłam zęby i wzięłam kolejną kanapkę. - Wiesz, zastanawiam się, jak będzie. Czy poznam kogoś, czy mnie polubią. - Zaśmiałam się. - Będziesz musiał wynajmować kogoś na wywiadówki, bo przypominasz raczej mojego brata, niż ojca.

Pokręcił głową radośnie i zamknął oczy wchodząc do mojej głowy. W ciągu niespełna sekundy zobaczyłam znacznie starszego, posiwiałego mężczyznę, który patrzył na mnie zielonymi oczami. Obraz wrócił do rzeczywistości, a ja zaśmiałam się omal nie opluwając go kawałkiem chleba.

- Ależ ja mam przystojnego tatę. - Cmoknęłam ustami. - Zupełnie nie doceniłam Twoich zdolności, przepraszam. Cóż, oprócz czytania w myślach możesz też wpływać na ich odbieranie obrazu.

- Gdybym nie był pewien, że nasze istnienie pozostanie tajemnicą nigdy bym się nie zgodził na to, żebyś tam poszła, bestyjko. - Zaśmiał się zakładając ręce na klatce piersiowej, która miarowo się unosiła. - Masz być grzeczna, nie rzucać w nikogo kulami ognia, ani nie orbitować, żeby zdążyć na lekcje.

Przewróciłam oczami. Było widać, że denerwował się bardziej ode mnie i wcale powodem tego nie było to, że mi nie ufał. Jedyną rzeczą, jaką bał się najbardziej była możliwość poznania ludzkiego chłopaka.

- Powiedz to teraz. - Westchnęłam zachęcając go gestem ręki, by wydusił w końcu z siebie to, co najbardziej go dręczyło.

- Nie zaprzyjaźniaj się z żadnymi ludźmi. - Uśmiechnął się blado. - Nie chcę, żebyś cierpiała.

- Postaram się. - Uniosłam się na palcach, by pocałować go w czoło. Schylił głowę ułatwiając mi to i przyciągnął do siebie. - Kocham Cię, tatuś.

- Ja Ciebie też, bestyjko.

W pokoju zmaterializował się wuja Ariel. Archanioł, który szczególnie upodobał sobie niemieckie piwo. Młody, wysoki i dobrze zbudowany blondyn. Kręcone włosy dodawały mu anielskiej słodkości wpasowując się do delikatnych kształtów twarzy i głęboko osadzonych, niebieskich oczu. Rozpostarł skrzydła i rozłożył ręce uśmiechając się promiennie.

- Moja mała Nessie idzie do swojej pierwszej, ludzkiej szkoły. - Przekrzywił głowę wpatrując się we mnie poruszony. - Podrzucę cię.

Tata jedynie przekręcił oczami kiwając głową z dezaprobatą. Szybko poszłam w jego ślady i westchnęłam.

- Ariel, ja chcę jechać do szkoły zwykłym samochodem, a nie liniami lotniczymi El Anioł. - Odparowałam.

Szybkim ruchem złożył skrzydła, które teraz opadały mu na plecy i prychnął unosząc i przekręcając głowę tak, żeby wyglądał na bardzo obrażonego.

- No, wujek, nie denerwuj się tak. - Poklepał go po ramieniu. - Ness chce przeżyć swój pierwszy dzień w szkole sama, nawet mnie nie pozwoliła się odwieźć.

- Kiedyś jej się podobały moje skrzydła i błagała mnie o to, żebym ją gdzieś zabrał. - Oparł zirytowany.

Zaśmiałam się widząc, jak nieporadnie udaje.

- Ariel, ja nadal kocham Twoje skrzydła, ale wolę jechać samochodem.

Podeszłam do niego i pocałowałam w policzek. To samo zrobiłam ojcu i chwyciłam za torebkę rzucając przez ramię, że wrócę o szesnastej.

Budynek szkoły przypominał szlachecką rezydencję z końca siedemnastego wieku. Dawne, drewniane i niezwykle małe okienka zostały zamienione na pokaźnych rozmiarów plastiki, a czerwoną cegłę pokryto białym tynkiem. Nad ciemnymi, dwuskrzydłowymi drzwiami wisiała granatowa tablica z białym napisem "University of London". Dookoła budynku zaś roztaczała się jasno zielona trawa. Zapach w powietrzu dawał do zrozumienia, że przed chwilą została skoszona.

Zatrzymałam samochód na szkolnym parkingu i zamknęłam go. Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam przed siebie. "Nikt na Ciebie nie zwróci uwagi, spokojnie" moja podświadomość jak zwykle starała się mnie uspokoić.

Nerwy opanowały moje ciało uwidaczniając się w trzęsących rękach i pobladłej cerze. Nie sądziłam, że to będzie takie trudne. "A jakie miało być? Nigdy nie przebywałaś z ludźmi" odparła podświadomość nabijając się ze mnie. Skarciłam się za idiotyczny pomysł zmiany szkoły. Źle mi było wśród swoich? Teraz rzucałabym kulą ognia, zamiast siedzieć na murku przy schodach szkoły i trzęsąc się ze strachu przed wejściem.

Kątem oka dostrzegłam grupkę uczniów wpatrujących się we mnie nachalnie i szepczących sobie coś, co z pewnością dotyczyło mojej osoby. Dwie dziewczyny wyglądające jak kopie siebie samych zaśmiały się sarkastycznie przechodząc obok, a grupka chłopaków zagwizdała wymownie puszczając mi oczko. Nie mogłam dłużej chować się w cieniu, tudzież na niewielkim murku jedynie w nieznacznej mierze zacienionym. Wstałam gwałtownie i wzięłam głęboki wdech, by uspokoić rozkołatane serce. Skierowałam się do środka.

Wnętrze było nowoczesne, w holu znajdowała się recepcja i pomieszczenia sekretariatu, idąc dalej weszłam na pokaźnych rozmiarów korytarz wypełniony białymi drzwiami z numerami klas. Na kremowych, lekko przybrudzonych ścianach wisiały dyplomy uczniów, którzy startowali w konkursach międzyszkolnych, gdzie z dumą podkreślane zostały nazwiska. Nie miałam ochoty na razie przyglądać się, co przedstawiają skupiając się jedynie na odnalezieniu sali numer 140. Domyślałam się, że znajdowała się na kolejnych piętrach, do których prowadziły otwarte, marmurowe schody z czarną, żeliwną poręczą.

 

Trzecie piętro wyglądało identycznie jak korytarz na parterze. Ławki zajęte były przez skupionych na rozmowie uczniów, przy parapetach z pewnością stali kujoni, których znakiem rozpoznawczym były otwarte książki i przyspieszony oddech, którego moje nadnaturalne ucho bez problemu wychwytywało. Wreszcie dotarłam pod upragnioną salę i przystanęłam wyciągając z torebki książki od angielskiego. Zapoznałam się pospiesznie z planem zajęć. Ucieszyłam się niesamowicie, że mamy omawiać powieść Charlotte Bronte, ponieważ była jedną z moich ulubionych angielskich pisarek.

Otworzyłam książkę na stronie zaznaczonej na kartce i zajęłam się dobrze znaną lekturą. Chciałam być przygotowana, jeśli nauczyciel nie miał dać mi ulgowego dnia. Nie mogłam zbłaźnić się już na samym starcie mając przed sobą jeszcze dwa lata w tej szkole.

Dzwonek rozpoczął monotonny wyścig po zajęcie najbardziej oddalonej od nauczyciela ławki. Postanowiłam wejść na samym końcu i po prostu zająć wolne krzesło nie przejmując się, jak daleko miało się ono znaleźć. Wszyscy zerkali na mnie ze zmarszczonymi czołami podpytując się sąsiadów, czy mnie znają. Usiadłam ze spuszczoną głową na miejscu i dokończyłam fragment tekstu.

Do sali wszedł nauczyciel. Niezbyt wysoki, starszy mężczyzna o nibywale radosnym wyrazie twarzy. Brązowe oczy, w których można było znaleźć się na samym dnie jego duszy przepełnione były figlarnymi iskierkami tańczącymi wokół tęczówek.

- Dzień dobry, moja ulubiona klaso. - Oparł radośnie rzucając dziennik na stół.

Spojrzał na mnie i uśmiechnął się.

- Widzę, że mamy nowy nabytek. - Klasnął w dłonie. - Przedstaw się nam, proszę.

Nie sądziłam, że będę zmuszona do tego rodzaju upokorzenia. Serce zaczęło mi bić tak mocno, że omal nie rozerwało mi klatki piersiowej. Policzki zrobiły się całe purpurowe, a głos zawiesił się na dnie gardła. Wstałam niespiesznie z krzesła i zwróciłam się do klasy.

- Nazywam się Vanessa Beth. - Zachrypiałam, a policzki zaczęły palić. Czułam się taka zażenowana.

- Gdzie chodziłaś wcześniej do szkoły? - Zapytał zaciekawiony.

Do Szkoły Demonów niedaleko mojego domu. W zasadzie jestem córką potomka demonów, a tutaj jestem tylko dlatego, że każda nadnaturalna istota musi w końcu oswoić się z obecnością zwykłych śmiertelników. - Moje wewnętrzne myśli kłębiły się w głowie odbijając echem.

- Wcześniej chodziłam do Nottingham High School. - Uśmiechnęłam się w stronę nauczyciela modląc się o to, bym mogła w końcu usiąść.

- Miło jest nam Cię powitać w naszych skromnych progach. - Zaśmiał się. - Możesz usiąść.

Odetchnęłam z ulgą.

- Mam nadzieję, że przygotowaliście się dzisiaj do lekcji. - Puścił oczko w stronę klasy, po której przeszedł szmer chichotu. Mężczyzna kontynuował. - Dziś przechodzimy do jednej z najważniejszych angielskich pisarek. Charlotte Bronte urodziła się w 1816 roku w Thornton, w hrabstwie Yorkshire, jako pierwsze z trojga dzieci Marii i Patricka Brontë, pastora irlandzkiego pochodzenia. - Zwrócił się w moją stronę obdarzając zatroskanym spojrzeniem. - Vanesso, czy zapoznałaś się z tematami?

- Tak, profesorze. - Odparłam pewnie. Co jak co, ale powieści są moją najlepszą stroną.

- W takim razie przeczytaj nam pierwszy fragment.

Chrząknęłam uwalniając swoją krtań od gula, który przez moment w nim zagościł. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam czytać uważnie fragment opisujący główną bohaterkę. Robiąc pauzy w miejscach kropek i sygnalizując przecinki. Skupiłam swoje myśli na umysłach w klasie, by mój głos wydawał się być bardziej dźwięczny i przyjemny dla ucha, a nieliczne wpadki niesłyszalne. Wiem, obiecałam ojcu, że nie będę używała mocy, ale chyba jedna sztuczka, by nie wyjść na idiotkę nie jest jeszcze przestępstwem? Nie rzucałam kulą ognia, nie orbitowałam, ani nie zmieniałam nikogo w obleśną glizdę. Myślę, że tata mi to wybaczy.

Skończyłam czytać uwalniając umysły od moich delikatnych manipulacji. Wszyscy, łącznie z nauczycielem zamilkli na chwilę wpatrując się w tekst. Pan Adrien McKenzy, którego imię przeczytałam z identyfikatora dumnie przypiętego do kieszeni granatowej marynarki, chrząknął i podziękował mi radośnie.

- Jak opisalibyście postać Jane przez pryzmat tego fragmentu?

Spojrzał na klasę wyczekująco i oparł się o blat stołu. Zmarszczył brwi nie znajdując żadnej uniesionej ręki, więc uniosłam nieśmiało swoją. Ożywił się i pozwolił mi mówić.

- Wydaje mi się, że Jane Eyre jest zagubiona i samotna, nie może znaleźć miejsca w świecie, bo nigdy nie zaznała miłości i dopiero poznanie Pana Rochestera pozwoliło jej zaznać spokoju, który okazał się pozorny.

- A dlaczego Pan Rochester Twoim zdaniem okazał się być jej spokojem?

- Ponieważ nie traktował jej jak kogoś gorszego. - Odparłam z pewnością w głosie. - Od początku ich poznania łączyło ich coś dziwnego, swojego rodzaju przyciąganie, o którym zresztą sam wspomina.

Wiedziałam, że nie mówię na temat fragmentu, kiedy Jane przyjeżdża do posiadłości. Nie mogłam jednak się powstrzymać. W klasie zapanował szmer, chichoty i prychania. Niemalże czułam, jak pozostali przewracają oczami i myślą "Co za idiotka". Pan McKenzy natomiast rozchmurzył się i w pełni zaangażował w dyskusję.

- Wreszcie ktoś, kto czyta! - Zaśmiał się radośnie, a jego oczy rozbłysnęły miliardem iskierek. - W takim razie jak wytłumaczysz to, że nie powiedział jej o swojej żonie? Nie uważasz, że to właśnie przez swój egoizm wciągnął Jane w tą niepomierną otchłań cierpienia i wstydu?

- Muszę się z Panem nie zgodzić. - Uniosłam kąciki ust w delikatnym uśmiechu. - Czasami skrywamy w sobie sekrety, których nie jesteśmy wstanie wyjawić nawet najbardziej zaufanym osobom.Tak jak w przypadku Edwarda Rochestera, to nie jego egoizm stał się przyczyną tragedii, a źle pojęte prawo. Nie powiedział nic głównej bohaterce, bo bał się, że odtrąci go, gdy tylko pozna prawdę.

Rozmawialiśmy żarliwie o książce z ledwością mieszcząc się w wyznaczonych czterdziestu pięciu minutach lekcji. Niemal zapomniałam o obecności pozostałych uczniów, którzy z ulgą zajmowali się rozmową tak cichą, że przez klasę ledwo przechodził szmer.

Dzwonek poinformował o rozpoczętej przerwie i wyszliśmy pospiesznie z sali. Byłam już za drzwiami, kiedy poczułam silne uderzenie w prawy bok i upadłam nieporadnie na ziemię rozsypując książki w po korytarzu. Nade mną pochylił się brunet o wyraziście zielonych oczach, w których zagościło przerażenie. Wyciągnął rękę w moją stronę i pomógł wstać.

- Mój Boże, nic Ci nie jest? - Lustrował mnie szukając krwi.

- Nie. -Zaśmiałam się masując obolałe plecy. - Przepraszam, chodzę jak fajtłapa.

- Akurat to ja wpadłem na Ciebie. - Uśmiechnął się. Szybko podniósł wszystkie książki z podłogi i podał mi je. Dotknął niechcący moich dłoni, aż przeszył mnie dreszcz biegnący wprost z serca po całym ciele.

Miałam chwilę, by przyjrzeć się mu całemu. Ubrany był w szary sweter, przez którego widać było zarys jego umięśnionej klatki, wąskie biodra otulone były jeansami i białe adidasy stanowiące kontrast do całości. Przeczesał włosy palcami i uśmiechnął się ukazując rząd białych, równych zębów.

- Przepraszam. - Spojrzał na mnie. - Naprawdę nie chciałem. Jesteś tutaj nowa, prawda?

Kiwnęłam głową nie mogąc oderwać wzroku od chłopaka. Zmarszczył czoło i chrząknął zdenerwowany.

- Cóż, więc może zdradzisz mi swoje imię?

- Vanessa. - Chrypnęłam nieśmiało. Kaszlnęłam i powtórzyłam jeszcze raz głośniej. - Vanessa.

- A dokładniej? - Gestem ręki zachęcił mnie do kontynuowania. Uśmiechnął się łobuzersko.

- Venessa Rosalie Beth. - Odparłam.

- Miło mi, Vanesso Rosalie Beth. - Wyciągnął rękę w moją stronę i uścisnął dłoń. - Jonathan Esrastus Bellisario.

- Mi również. - Uśmiechnęłam się. Wszystko we mnie drżało, aż dziw, że moje ciało stało tak spokojnie wpatrując się w niebieską otchłań oczu chłopaka.

"Obiecałaś coś ojcu" - moja jak zwykle niezawodna podświadomość przywołała mnie do porządku. Jestem tutaj, ponieważ to jest jeden z etapów ukończenia edukacji w Szkole Demonów, a nie dlatego, by poznawać chłopaków. Nawet, jeśli są tak przystojni, jak ten.

Kiwnęłam głową i odeszłam żegnając się z nim uśmiechem.

 

Na lekcjach skupiłam swoją uwagę na słuchaniu nauczycieli, o dziwo nie przez to, że chciałam zrobić dobre wrażenie, ale przez to, że nie chciałam myśleć o chłopaku, na którego wpadłam na korytarzu. Muszę przyznać, że był nie tylko przystojniejszy od wszystkich uczniów w szkole tej jak i demonów, ale również miał w sobie coś takiego, co przyciągało mnie od pierwszego kontaktu wzrokowego. Ten przyjemny dreszcz, jakby impuls elektryczny przeszył moje ciało był tak rozkoszny, że chciałam się w nim zatracić znów.

I pewnie rozmawialibyśmy dłużej, gdyby nie ograniczała mnie obietnica złożona ojcu. Musiał być ze mnie dumny, że w tak łatwy sposób oparłam się pokusie poznania tego chłopaka.

"On nie wie, kim jesteś. Gdyby wiedział uciekłby od razu" coraz bardziej irytująca podświadomość sprowadziła mnie po raz kolejny na ziemię. Musiałam jednak przyznać jej rację. Jestem istotą nadnaturalną, a nie śliczną, zbuntowaną nastolatką,która kłóci się z rodzicami. My się nie kłócimy, my rzucamy kulami ognia. Ot,taka mała różnica między nami.

Poza tym rzecz, która wydawała się być najbardziej racjonalna to fakt, że w ogóle go nie znam, a jedno spojrzenie nie czyni mnie jeszcze śmiertelnie zakochanej. Płynie we mnie po prostu krew demona pożądania, jestem pewna, że to ma na mnie jakiś wpływ. Na pewno na moje odczuwanie ludzkich mężczyzn. Przy żadnym innym w Szkole Demonów mi się to nie zdarzyło.

 

Lekcje zakończyły się o szesnastej dwadzieścia, wyciągnęłam telefon komórkowy i wybrałam numer taty wciskając napisanie sms.

"Będę za pół godziny"

Wysłałam. Wiedziałam, że denerwuje się i walczy, by nie czytać mi w myślach. Tego bym nie chciała, wtedy usłyszałby moje rozmyślania na temat jednego z uczniów. Na samą myśl przeszły mnie ciarki.

Podchodząc do samochodu kątem oka zauważyłam Jonathana kierującego się w stronę samochodów. Spuściłam głowę starając się otworzyć drżącymi dłońmi drzwi.

- Cześć, Vanesso. - Odparł radośnie.

Odwróciłam się niezdarnie w jego stronę rumieniąc się cała.

- Cześć, Jonathanie. - Uśmiechnęłam się.

- Do domu? - Skinął głową pokazując samochód. - Niezłe cacko.

- Samochód jak samochód, nie? - Zaśmiałam się.

Otwarł oczy ze zdziwienia.

- Serio? - Niemalże pisnął zirytowany. - Najnowsze Audi TT jest dla Ciebie samochodem? Dziewczyno! - Przewrócił ostentacyjnie oczami. - Dałbym się pokroić, żeby coś takiego mieć.

- No... - Westchnęłam. - Możesz się przejechać.

Naprawdę powiedziałam to na głos? Jaka ja jestem głupia!

- Kurde, szkoda, że się spieszę na trening. - Westchnął.

- Trenujesz? - Zaintrygowało mnie to. - Co takiego?

- Piłkę nożną. - Uśmiechnął się dumnie. - Jestem najlepszym napastnikiem.

- No to powodzenia na treningu życzę. - Odparłam.

Wsiadłam do samochodu i zapięłam pas. Jonathan pochylił się i zapukał do okna. Otwarłam nacisnąwszy guzik.

- Dziękuję. - Uśmiechnął się łobuzersko. - Tobie życzę miłego dnia, Vanesso.

- Dziękuję.

Odpaliłam samochód i ruszyłam w stronę domu. Z całych sił starałam się zapanować nad emocjami. Gdyby mój ojciec je wyczuł, miałabym w domu piekło. Tym razem dosłownie.

 

Zaparkowałam samochód przed domem w nadziei, że tata pojechał już na zajęcia do Szkoły Demonów. Nie bardzo wiedziałam, jak miałabym pominąć temat poznania Jonathana, który niewątpliwie zrobił na mnie nieziemskie wrażenie, choć tak naprawdę nie dał mi do tego podstaw. To uczucie, kiedy dotknął mojej ręki... Cały czas w myślach wracałam do przyjemnych prądów przeszywających całe ciało.

Wyszłam z, jak się okazało, wspaniałego Audi TT i skierowałam się do domu. Powietrze było ciepłe i nad wyraz parne, jakby z oddali nadciągała burza. Usiadłam na schodach przy tarasie i zamknęłam oczy. Lekki wiatr muskając moje policzki przynosił za sobą wspaniałą woń ściętego zboża i świeżo skoszonej trawy, moje uszy zaś wypełniały odgłosy różnorodnych ptaków które beztrosko fruwały nad moją głową lub chowały się w gałęziach drzew.

Naprawdę lubiłam to miejsce. Zawsze, gdy potrzebowałam spokoju, by zastanowić się nad sobą i życiem to właśnie tutaj znajdowałam to, czego szukałam. W niewiadomy sposób odpowiedzi przychodziły same, a sytuacje nawet najbardziej skomplikowane zdawały się same rozwiązywać. I to właśnie w tym miejscu pierwszy raz poczułam smak pierwszego pocałunku.

Wzdrygnęłam się na samą myśl o Aresie. Sporo czasu zajęło mi wytłumaczenie sobie, że on nigdy nie chciał związku, a ja byłam dla niego jedynie odskocznią od ciągłych treningów. Potomek Boga Wojny wyglądał naprawdę reprezentacyjnie. Czarne, dłuższe włosy spoczywały dumnie na trójkątnej twarzy, nonszalancki uśmiech nigdy nie zmieniał wyrazu, a oczy, które dodawały mu tylko niespotykanej seksowności przez swoją miodową barwę, mrużył zawsze, jakby gotował się do ataku. W dodatku jego muskularne, ale nie do przesady ciało, które zakrywał pod czarnymi rzeczami... Tak, nie sposób było nie ulec temu widokowi. Więc i ja uległam pozwalając mu pocałować się pod okazałym dębem.

O świętości najwspanialsze! Jakbym go przywołała. Ares szedł w moją stronę kołysząc ramionami, demonstrując w ten sposób swoją siłę. Usiadł obok mnie i kiwnął głową.

- I jak, Nessie? - Zapytał po chwili wpatrując się we mnie wyczekująco.

- W porządku. - Zdobyłam się na uśmiech rumieniąc przy tym, jakbym miała świadomość, że wyczuł moje myśli. - A jak idą treningi?

- Jeszcze trochę i siłą przebiję nawet mojego ojca. - Zrobił cwaniacką minę i cmoknął ustami. - Nie żal Ci tracić tyle zabawy?

- Dla mnie to nie jest zabawa, tym się różnimy. - Westchnęłam opierając się na łokciach i wyciągając twarz w stronę słońca. - Dla Ciebie wszystko na świecie jest zabawą, łącznie z treningami. Nie po to zostałeś wojownikiem Piekieł. To obowiązek...

- I honor, wiem. - Przerwał mi gwałtownie. W jego spojrzeniu tliła się iskierka nonszalancji. - Nie lubię tego ubierać w denne regułki, jak robisz to Ty.

- Po co przyszedłeś?

Nie chciałam być dla niego niemiła, choć wiedziałam, że tak to zabrzmiało. Szybko dodałam zmieniając ton głosu na pogodniejszy.

- Czy coś się stało? Tata mnie woła?

- Nie. - Zaśmiał się. - Nic takiego, ale byłem ciekaw po porostu, jak poszedł pierwszy dzień.

Urwał uschniętą gałązkę i wziął do buzi. Skrzywiłam się na sam widok nie kryjąc zdegustowania.

- Czy ty wszystko musisz wkładać do buzi? - Prychnęłam. - Jak dziecko.

- Zapewniam, że wszystkiego jeszcze nie wkładałem. - Uśmiechnął się cwaniacko i mrugnął do mnie. Zarumieniłam się. - Ale może Ty chcesz spróbować?

- Spróbować czego? - pisnęłam.

- Włożyć pewne rzeczy do buzi. - Zaśmiał się.

Klepnęłam go w ramię czując, jak moje policzki stają się purpurowe. Jego sposób bycia był niekiedy tak bardzo krępujący, że nie mogłam zapanować nad swoją nieśmiałością.

- Dobra. - Klepnął mnie w ramię. - Trochę luzu, Ness. Kiedyś i to będziesz musiała zrobić.

- Zrobię. - Wyszczerzyłam zęby. - Ale na pewno nie z Tobą, Ares. I na pewno nie tutaj.

- No proszę! - Otwarł szeroko oczy. - Czyżbyś już poznała jakiegoś przystojniaka? Nie radzę zakochiwać się w ludziach, są niezwykle delikatni.

- Co masz na myśli?

- Ty się już nie zestarzejesz, a oni owszem. Jeśli obdarzysz kogoś miłością, za kilkadziesiąt lat złamie Ci serce. - Westchnął. - A nie ma nic gorszego, niż kobieta, która musi przeżyć całe życie bez serca.

- Wiem, obiecałam ojcu...

Nie pozwolił mi dokończyć, zaczął się śmiać tak mocno, że łzy spłynęły mu po policzkach. Spojrzał na mnie całkowicie rozbawiony.

- Obiecałaś ojcu, że się nie zakochasz w człowieku? - Prychnął. - Bez jaj! Ness, bywasz czasami strasznie rozbrajająca. I myślisz, że obietnica uchroni Cię przed tym? Albo jesteś tak naiwna albo tak głupia. I powoli zaczynam się zastanawiać, czy nie te obie rzeczy na raz. Nie rozumiem, po co Ci było to wielkie 'normalne' życie.

- Nic nie rozumiesz. - Westchnęłam odwracając głowę.

Uklęknął przede mną i chwycił moją brodę w ręce odwracając tak, bym na niego spojrzała. Jego oczy lśniły miodową poświatą w blasku słońca.

- Więc wytłumacz. - Szepnął zbliżając się niebezpiecznie do moich ust.

Odsunęłam się nie przestając wpatrywać się w jego oczy. Znów to robił!

- Nie będę Ci niczego tłumaczyć, Ares. - Prychnęłam. - Myślisz, że możesz tutaj tak po prostu sobie przyjść, a ja będę Ci się zwierzała jak najlepszemu przyjacielowi?

Spojrzał w tył. Jego oddech stał się cięższy, musiał walczyć ze sobą, żeby nie wybuchnąć. Moja podświadomość zaczęła bić mi brawo, że wykazałam się tak silną wolą i nie pozwoliłam, by znów mnie omotał. Może i miał słodkie oczka i najbardziej seksowne ciało, ale był zły, nawet, jak na demona.

- Nie rozumiem Cię. - Zamknął oczy i skupiał się, jakby liczył do dziesięciu. Naprawdę był zły! - Sama chciałaś, ja nie obiecywałem Ci związku.

- Nie chcę od Ciebie nic, zwłaszcza związku.

- Więc o co Ci kurwa chodzi? - Wysyczał przez zaciśnięte zęby i zmrużył oczy.

- O nic, pragnę zauważyć, że to Ty tutaj przyszedłeś. - Przewróciłam oczami. - Nie chodzę już z Tobą do szkoły, więc nie musimy się widywać.

- Lubię Cię, Ness. - Westchnął. - Czy to złe, że chcę mieć z Tobą kontakt?

Lubi mnie? Spojrzałam na niego zdziwiona.

- No tak, wydaje Ci się to dziwne. - Zaczesał z irytacją włosy. - Nie interesują mnie związki, bo dostałem w spadku po ojcu jedynie chęć walki, a nie chęć miłości. Romanse, seks i bitwy... - Westchnął. - To jest mój świat, Ness. Ale chcę, żebyś była jego częścią.

Seks? To słowo nie mogło przejść mi nawet przez gardło! Onieśmielił mnie tym wyznaniem.

- Więc... - Biłam się z myślami, by jakoś wybrnąć z tej sytuacji. - Nie mogę dać Ci niczego, czego oczekujesz.

- Ale ja wcale nie chcę tego od Ciebie. - Dotknął mojego policzka, a mnie przeszedł dreszcz. Nie był jednak tak niesamowity, jak w przypadku Jonathana i nie roznosił się po całym ciele. Kumulował się jedynie na dolnej części mojego brzucha. "Vanesso Rosalie Beth natychmiast się uspokój!" Krzyczała moja wściekła podświadomość. - Chcę po prostu tutaj być.

- Ach... - Jedynie na to było mnie stać. Mój aparat mowy całkowicie przestał działać.

- Ach. - Powtórzył z cwaniackim uśmiechem. - Teraz muszę iść. Przemyśl to, co Ci powiedziałem.

Kiwnęłam głową nie spuszczając z niego wzroku. A niech to! On i ten jego przeklęte przyciąganie. Jego ojciec jest Bogiem wojny ale też demonem pożądania. Ojciec ostrzegał mnie przed takimi tanimi sztuczkami, do jakich się posuwają, by z precyzją uwieść niewinne kobiety. Zastanawiało mnie tylko, dlaczego Ares chce uwieść mnie.

 

Chcąc odpocząć od uniesień, jakie sprawiało mi w ostatnich godzinach ciało udałam się prosto do kuchni. Uszykowałam kanapki z sałatą, żółtym serem i majonezem. Wstawiłam wodę i przygotowałam dzbanek liściastej herbaty. Wyciągnęłam książki i zajęłam się odrabianiem lekcji. Zajęłam się tym, co lubiłam najbardziej, czyli pisaniem pracy na angielski. Powieści Charlotte Bronte zawsze dodawały mi otuchy, kiedy było mi smutno i wtedy, kiedy chciałam zaznać normalności. Czajnik zagwizdał, więc musiałam oderwać się od zajęcia. Usłyszałam odgłos otwieranych i zamykanych drzwi. Był tak subtelny, że musiał należeć do mojego ojca. Wszyscy inni trzaskali nimi, jakby chcieli co najmniej hollywodzkiego powitania.

Przytulił mnie od tyłu i pocałował w tylną część głowy. Odwróciłam się w jego stronę i odwzajemniłam uścisk.

- Cześć, tatuś.

Oparł się o blat.

- Witaj, córciu. - Spojrzał na mnie z radością. - Możesz mi też zrobić herbaty?

Wyciągnęłam drugą szklankę i zalałam.

- Jak było w szkole? - Zapytał po chwili milczenia.

Usiadłam naprzeciw niego i starałam się opanować swoje emocje.

- Dobrze. - Ness, więcej szczegółów, wyczuje, że coś jest nie tak. Dodałam pospiesznie. - Najbardziej spodobał mi się angielski. Omawialiśmy Charlotte Bronte i nauczyciel był bardzo zadowolony z moich odpowiedzi.

- Już Cię pytał? - Zmarszczył brwi. - Widzę, że nie mają litości. Ale jestem z Ciebie dumny, nikt nie odpowiedziałby lepiej na pytania od mojej wspaniałej córki.

Zaśmiałam się.

- Tatuś, chyba przesadzasz z tymi pochlebstwami. - Przewróciłam oczami.

Zrobił poważną minę i zagroził mi palcem.

- Nie przewracaj oczami, bo to nie ładnie. - Zganił mnie. - Nie obsypuję Cię pochlebstwami tylko stwierdzam fakty.

- Już nie będę. - Przyłożyłam rękę do serca. - Obiecuję.

Uśmiechnął się, a ja poczułam ulgę, że nie ciągnie tematu szkoły. Nie lubiłam go okłamywać, ale nie chciałam go martwić.

- A jak tam ludzie? - Spojrzał na mnie podejrzliwie. Przez moment zesztywniałam sądząc, że czytał mi w myślach albo co gorsza użył podstępu i czytał w myślach kogoś innego.

- Ludzie... Na razie nie poznałam nikogo szczególnego, oprócz jednego chłopaka. - Westchnęłam. Wiedziałam, że nie dam rady się powstrzymać przed powiedzeniem prawdy ojcu. Musiałam z tego jakoś wybrnąć. Spojrzał na mnie spod byka upijając łyk herbaty. - Mój samochód zrobił na nim wrażenie. Jestem jedyną uczennicą podjeżdżającą pod szkołę najnowszym Audii!

- Cóż.. - Nie dało się nie zauważyć, że kamień spadł mu z serca. - Można było się tego spodziewać skoro wybierał go Azazel.

- Wybrałem najpiękniejszy model dla najpiękniejszej dziewczyny.

Za nami zmaterializował się Azazel uśmiechając cwaniacko. Podszedł do lodówki i wyciągnął z niej piwo.

- Dziadek! - Podeszłam do niego i przytuliłam go.

- Ness! - Chrząknął wymownie. Zmarszczył brwi.- Ile razy mam Ci mówić, żebyś nazywała mnie Azazel. Dziadek kompletnie do mnie nie pasuje.

Zaśmialiśmy się, a on tylko pokiwał głową wypijając niemal za jednym razem całe piwo. Miał rację, w ogóle nie przypominał dziadka, a raczej kolegę mojego ojca. Wyglądał na najwyżej trzydzieści pięć lat, był przystojny i dobrze zbudowany.

- Już dobrze. - Odparłam siadając z powrotem na krześle.

- Jak Twój pierwszy dzień w ludzkiej szkole? - Patrzył na mnie cwaniacko. - Poznałaś jakiegoś przystojniaka?

Ojciec kaszlnął omal nie dławiając się herbatą, a ja otwarłam ze zdumieniem oczy i zacisnęłam usta w cienką linię.

- Trudno było przebić Twój samochód, wszyscy patrzyli na niego z podziwem. - Uśmiechnęłam się. - A w szkole bardzo fajnie, pierwszy dzień i od razu omawialiśmy moją ulubioną książkę.

Teraz to Azazel przewrócił oczami.

- Taka sama, jak ojciec. - Zaśmiał się.

- Dlatego jest taka wspaniała. - Nie ukrywał dumy.

- Idę się położyć, jutro też mam zajęcia.

Ucałowałam ich i wyszłam chcąc oszczędzić sobie kolejnej przepychanki słownej na temat mojej wspaniałości.

 

Skierowałam się w stronę pokoju mojego starszego o dwa lata brata, Reya. Potrzebowałam teraz porozmawiać z kimś, kto nie traktuje mnie jak małą dziewczynkę i nie wychwala po każdym moim słowie.

Zapukałam i zaczekałam aż mnie zaprosi.

Weszłam do środka. Jego pokój przypominał twierdzę typowego nastolatka. Ciemnoszare ściany, na których wisiały tapety samochodów z pięknymi dziewczynami, łóżko z czarną pościelą, otwarta szafa z której wysypywały się ubrania, biurko z komputerem i wszechobecny bałagan. Usiadłam na łóżku, a on odwrócił się na obrotowym, skórzanym krześle i spojrzał na mnie swoimi niebieskimi oczami. Miał kwadratową, męską głowę z blond, krótkimi włosami i umięśnione ciało.

- Co tam, siostra? - Kiwnął głową i założył ręce na głowę. - Jak w szkole?

Przewróciłam oczami. Czy naprawdę wszyscy będą się dzisiaj mnie pytać o to, jak było i czy kogoś poznałam.

- Dobrze, lepiej, niż się spodziewałam. - Westchnęłam i strzepnęłam z łóżka wyimaginowany prószek. - Sam przez to przechodziłeś.

- Każdy z nas musi. - Westchnął. - Ludzka szkoła jest nudna.

- Normalna. - Poprawiłam. - Tam czuję się niewidzialna.

Zmarszczył brwi. Widziałam, że jest zdziwiony.

- To jest powód Twojego zmartwienia?

- Nie. - Uśmiechnęłam się blado. - Szkoła jest w porządku...

- Więc? - Dopytywał.

- Boję się, że zrobię coś głupiego..

Otworzył szeroko oczy.

- Poznałam kogoś... - Kontynuowałam. - Wpadłam na niego przypadkiem, kiedy wychodziłam z klasy. - Zaśmiałam się na samo wspomnienie. - Kiedy pomagał mnie wstać przeszył mnie dziwny dreszcz. Coś, czego nigdy nie czułam.

- Nic dziwnego, skoro jesteś taką grzeczną dziewczynką, Ness. - Zaśmiał się. - To co poczułaś było normalną rzeczą, nie musisz się jej obawiać. Za dużo czytasz tych bzdur i wydaje Ci się, że każde uczucie, jakby przeszywał Cię prąd musi oznaczać miłość. Nie zakochałaś się w nim, tylko Ci się spodobał.

Przewróciłam oczami i zarumieniłam się. Miał rację, za dużo czasu przebywałam w towarzystwie swoich bohaterów literackich i teraz wszystko według mnie musi prowadzić do romansu. A ja nie jestem zwykłą Elisabeth Bennet czy Jane Eyre. Jestem potomkiem jednego z najpotężniejszych demonów!

- Wiedziałam, że mi pomożesz. - Uśmiechnęłam się. - A jak było na treningu?

- Cóż, skopałem Aresowi tyłek. - W jego głosie wyczuć można było dumę. Pasja, z jaką oddawał się walkom onieśmielała wszystkie istoty chodzące do Szkoły Demonów.

Ray był również najbardziej rozchwytywanym nadprzyrodzonym, wszystkie dziewczyny oddałyby wszystko za jeden pocałunek z nim, a mnie zazdrościły, że widuję go cały czas.

- Czyli dzień jak co dzień.

- Niedługo do nas wrócisz, dwa lata miną szybciej, niż się podziewasz.

Kiwnęłam głową.

- Pójdę już. Dobranoc, Ray.

- Dobranoc, Ness.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • NataliaO 24.04.2015
    Oj naprawdę było długie, powinnaś podzielić na części. Co do opowiadania bardzo fajne, trochę inne niż historie o demonach. Fajnie napisane, przedstawienie postaci bardzo normalnie. Tylko tak cos wydaje mi się że rodzice mają bohaterkę za normalne ucieleśnienie dobra. Czytało się lekko i przyjemnie :) 5:)
  • joana 24.04.2015
    Teraz dopiero spojrzałam, że faktycznie jest trochę za długie. W takim razie kolejne rozdziały podzielę na części. :) Co do rodziców, a konkretniej samego ojca - dobrze Ci się wydaje. Jest nią zaślepiony, ale odpowiedź na to, dlaczego tak bardzo ją wychwala znajdzie się w nieco później. Dziękuję bardzo za opinię. Pozdrawiam. :)
  • Angela 24.04.2015
    Troszkę to trwało, ale przeczytałam. Choć długie, wyszło bardzo fajnie, i świeżo : ) 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania