Poprzednie częściDemoniczna Aureola Rozdział 1

Demoniczna Aureola, Rozdział 2, cz. 1

Przez tydzień unikałam Jonathana jak tylko się dało. Jednak im więcej go unikałam, tym częściej o nim myślałam i po zajęciach szukałam jego spojrzenia na parkingu. Zajęłam się poznawaniem osób w klasie i zakolegowałam się z dziewczyną siedzącą za mną w ławce.

Sue była radosną, beztroską nastolatką i właśnie to w niej polubiłam najbardziej. Jej infantylność pozwalała mi zapomnieć na czas szkoły o tym, kim byłam. Czułam się, jak normalna nastolatka z normalnymi problemami.

Wyszłam po lekcjach jak zwykle na parking. Jonathan stał przy moim samochodzie nonszalancko opierając stopę na przedniej oponie i palił papierosa. Uśmiechnął się do mnie i rzucił niedopałek na ziemię przydeptując. Odwzajemniłam uśmiech i przygryzłam wargę bezwolnie. Czułam, jakby mój żołądek skurczył się do milimetra.

- Cześć, Ness! - Rzucił, kiedy byłam obok niego. - Czekałem na Ciebie.

Na mnie? Moja podświadomość krzyczała z radości, ale rozum szybko jej euforię zgasił.

- Cześć, Jon. - Uśmiechnęłam się. - Coś się stało?

- Powiedziałaś, że mogę się przejechać, jak będę miał czas. - Wyszczerzył zęby i wyciągnął majestatycznie dłonie ku górze. - Oto jestem!

- Ach. - Mój aparat mowy znów całkowicie odmówił posłuszeństwa. Wpatrywałam się w niego, jak idiotka.

- Więc mogę? - Zmarszczył czoło.

- Jasne. - Wreszcie odzyskałam mowę i uśmiechnęłam się wpuszczając go do środka.

Usiadłam na siedzeniu pasażera.

- No to w drogę. - Rzuciłam.

Ruszył z piskiem opon ciesząc się przy tym, jak małe dziecko z nowej zabawki. Był taki przystojny, kiedy jego oczy błyszczały ze szczęścia.

- Ale masz szczęście, że możesz nim jeździć na co dzień. - Westchnął.

- Nie znam się na samochodach, ale skoro tak mówisz.

Spojrzał na mnie przez chwilę i szybko wrócił do patrzenia na drogę.

- Wybaczę Ci Twoją niewiedzę tylko dlatego, że jesteś dziewczyną. - Zaśmiał się, a ja poszłam w jego ślady. - Tak naprawdę to chciałem zobaczyć Ciebie, a przejażdżka tym cackiem była jedynie miłym pretekstem.

Poczułam w gardle gulę, ale moja podświadomość była zachwycona tym wyznaniem. Żołądek ścisnął mi się jeszcze bardziej, jakbym dostała pięścią w brzuch. Mój rozsądek natomiast obrzucał mnie wyzwiskami dając jasno do zrozumienia, że zrywam dane słowo.

- To miłe. - Odparłam rumieniąc się całkowicie.

- Ty jesteś miła. - Zaśmiał się trzymając kurczowo kierownicy. - Oderwana z innej planety.

- Czyżby? - Zmrużyłam oczy.

- Tego, że różnisz się od pozostałych dziewczyn jestem pewien. - Westchnął. - Nie myśl sobie, że Cię podrywam. Pewnie już masz kogoś...

- Nie mam nikogo. - Przerwałam mu wpatrując się w niego nieustannie.

Sama nie wiem dlaczego, ale musiałam mu to powiedzieć. Chciałam, żeby to wiedział. Spojrzał na mnie i uniósł jeden kącik ust ku górze. W jego oczach pojawił się błysk tak uroczy, że od razu trafił prosto do mojego serca przeszywając moje ciało przyjemnym prądem.

W kieszeni spodni zaczął mi wibrować telefon komórkowy. Dostałam wiadomość od ojca.

"Byłoby dobrze, gdybyś wróciła przed osiemnastą. Mamy kolację rodzinną. Mama przygotowała pyszną zapiekankę. Kocham Cię, córeczko. Tata."

Odpisałam natychmiast.

"Kolacja rodzinna? Rozumiem, że jesteś wniebowzięty. Ja Ciebie też kocham, tatuś".

Spojrzałam na Jonathana ze nieukrywanym smutkiem. Żałowałam, że muszę się z nim rozstać, bo czas przy nim upływał wspaniale i niestety bardzo szybko.

- Coś się stało? - Zmarszczył brwi. Zawrócił na drogę prowadzącą na parking szkolny.

- Muszę jechać do domu. - Odparłam.

Kiwnął głową i resztę drogi jechaliśmy w milczeniu.

Gdy podjechał na parking zatrzymał samochód przy swoim granatowym Volkswagenie Scirocco. Otworzył drzwi i spojrzał na mnie swoimi niebieskimi oczami.

- Dzięki za przejażdżkę. - Uśmiechnął się zaczesując włosy do tyłu. - Fajnie śmiga ten Twój maluch.

- Taak. - Przeciągnęłam słowo uśmiechając się do niego. - Cieszę się, że Ci się podoba.

Zaśmiał się.

- Każdy marzy, zeby się tym przejechać, a ja jeszcze miałem przyjemność prowadzenia z Tobą u boku.

O Świętości najwspanialsze! Moje ciało zadrżało pod wpływem zniżonego tonu, którym wypowiedział te słowa. "Nie bądź idiotką, Vanessa" moja podświadomość sprowadziła mnie na ziemię.

- Do zobaczenia jutro w szkole. - Przygryzłam wargę.

- Podoba mi się, kiedy ją przygryzasz. - Nie odrywał od niej wzroku, a ja oblałam się rumieńcem. - Do jutra, Ness.

Mrugnął do mnie i skierował się do samochodu. Przesiadłam się na miejsce kierowcy i odjechałam.

 

Droga do domu była tego dnia zbyt krótka, bym mogła opanować swoje emocje, które we mnie wywołał. Czułam, jakby na moich ramionach, po przeciwnej stronie stał demon i anioł kłócący się o to, czy powinnam brnąć w to dalej czy nie. Pierwszy był zdania, że muszę odpowiedzieć na sygnały, które wydawało moje ciało. Jonathan był przystojny, magnetyzujący i co najważniejsze, sprawiał, że czułam się wyjątkowo. Drugi zaś przypominał nieustannie o obietnicy złożonej ojcu i konsekwencjach, które mogły dosięgnąć nie tylko mnie, ale moją rodzinę.

Otworzyłam automatyczną bramę, która zrobiona była w stylu średniowiecznym, by pasowała do zamkowego wyglądu naszego domu. Zaparkowałam na żwirowym podjeździe i zgasiłam samochód. Wyszłam z niego powoli biorąc dwa głębokie wdechy dla uspokojenia emocji i ruszyłam w stronę drzwi wejściowych.

W progu przywitał mnie szczęśliwy ojciec. Wyciągnął ku mnie ręce i przytulił.

- Dzień dobry, córcia! - Zaśmiał się. Ściszył głos do szeptu i dodał. - Wszyscy już są.

Zaśmiałam się łagodnie.

- Dzień dobry, tatuś. No to muszę się przywitać, co?

Kiwnął głową. Spojrzał na mnie podejrzliwie.

- A gdzie Ty byłaś tak długo? Zajęcia skończyłaś dwie godziny temu.

Oblał mnie niemal purpurowy rumieniec. Szukałam w myślach wymówki, która byłaby na tyle wiarygodna, by go przekonać.

- Siedziałam w bibliotece. Pan McKenzy zadał nam rozprawkę na jutro i chciałam ją od razu zrobić, żeby nie szukać informacji w internecie.

- No tak, Jane Eyre. - Przewrócił oczami. - Chodźmy.

Objął mnie ramieniem i zaprowadził do salonu.

U szczytu stołu siedział Azazel sącząc czerwone wino z kryształowego kieliszka. Po jego prawej stronie siedziała Jane, której blond włosy spięte były w delikatnego koka na czubku głowy, a ciało okrywała biała sukienka, obok Ray w jeansowej koszuli popijał sok pomarańczowy, Kamael rozmawiał z mamą o nadchodzącym turnieju tenisowym, a Mistiq, jego żona o śniadej cerze i naturalnie czerwonych ustach wpatrywała się w niego jak w obrazek.

Przywitałam się z wszystkimi i zajęłam miejsce po lewej stronie mojego ojca. Nalał mi świeżo wyciskanego soku z pomarańczy i nałożył sobie sałatki.

- Wreszcie wszyscy przy jednym stole. - Odparł radośnie Azazel.

- Gdybyście mieszkali z nami byłoby tak codziennie. - Mama nie kryła rozbawienia.

Ja z tatą przewróciliśmy oczami wyobrażając sobie codzienny tłok w domu i nieustanny gwar. Pod względem chęci spokoju byliśmy identyczni. Ja, tak samo jak on ceniliśmy ciszę , by móc zagłębiać się w lekturze i choć kochaliśmy całą rodzinę najbardziej na świecie nie mogliśmy wyobrazić sobie wszystkich demonów w jednej posiadłości, jakkolwiek duża by ona nie była.

- Nessie, jak było w szkole? - Spojrzała na mnie pełnym miłości i zainteresowania wzrokiem.

Zarumieniłam się i wzięłam głęboki oddech popijając sok, by dać sobie więcej czasu do namysłu.

- Dobrze. - Oparłam w końcu przelatując wzrokiem nad wszystkimi gośćmi, którzy teraz wpatrywali się we mnie. - Byłam po zajęciach w bibliotece, żeby zrobić zadanie domowe.

- Czysty tatuś. - Kamael uśmiechnął się i skrzywił głowę. - Tylko na szczęście ty jesteś ładniejsza!

Wszyscy wybuchnęli gromkim śmiechem.

- Jak Ty mówisz o bracie! - Jane spiorunowała go wzrokiem i zagroziła palcem. - Tacy starzy, a ciągle się kłócą.

- Mamuś. - Zaczął łagodnie tata. - Pragnę zauważyć, że nikt się tutaj nie kłóci, a jedynie Kam wyraził swój pogląd.

- Właśnie, mamo. - Prychnął obdarzając brata porozumiewawczym spojrzeniem. - My się kochamy.

Cieszyłam się, że temat zszedł na inny tor. Palące spojrzenie towarzyszy nie było mi na rękę przy wymyślaniu wymówek. Nie potrafiłam kłamać, a każdy rumieniec zdradzał mnie jeszcze bardziej.

- Oglądaliście wczoraj mecz? - Azazel spojrzał na synów z pogodnością.

Żywo zaczęli wymieniać swoje poglądy na temat nieudolnej gry ulubionej drużyny. Ray jak zwykle zapalczywie rozmawiał z Mistiq z którą zawsze miał tyle do omówienia.

Mama zajadała się wtrącając czasem swoje zdanie to do rozmowy chłopaków, to do Raya i Mistiq. A ja patrzyłam na nich z czułością delektując się niespotykanym widokiem.

Jesteśmy jedną z nielicznych nadprzyrodzonych rodzin, które mogą pochwalić się tak zażyłymi stosunkami. Większość nadnaturalnych żyje w samotności, zwłaszcza potomkowie Nephelim i Bogów. Ich duma nie pozwala im na poświęcanie życia dla kogoś, prócz nich samych.

Dźwięk telefonu poinformował mnie o nadesłanym smsie. Wyciągnęłam telefon z torby i ukradkiem odczytałam pod stołem. W pierwszej chwili moje serce zabiło mocniej, by zaraz zabarwić moje policzki na czerwień.

"Dzięki za przejażdżkę. Mam nadzieję, że to powtórzymy. Jonathan"

Nie mogłam uwierzyć. Jakim cudem miał mój numer telefonu? Nie mam go zapisanego nigdzie, a nie sądzę, że dostał go od Sue.

Odłożyłam pospiesznie telefon do torby.

- Coś się stało, bestyjko? - Ojciec pochylił się nade mną i wyszeptał do ucha. - Zbladłaś.

- Nie, wszystko w porządku. - Uśmiechnęłam się starając zakryć zawstydzenie.

Azazel spojrzał na mnie podejrzliwie i skrzywił głowę nie wypowiadając słowa, tylko bawiąc się kieliszkiem.

- Może pojedziemy z Ness na zakupy w tygodniu? Sądzę, że babski wypad jej się przyda. - Jane wtrąciła odwracając uwagę mężczyzn ode mnie.

Moja podświadomość odetchnęła z ulgą, więc i ja ożywiłam się na tą propozycję.

- Zakupy, Spa i kawiarnia. - Mama rozpromieniała jeszcze bardziej popijając kolejny kieliszek martini.

- Więc podajcie termin. - Uśmiechnęłam się.

- Ness nie przepuści okazji na wydanie trochę pieniędzy. - Ray przewrócił oczami i zaśmiał się kpiąco.

Czując się w pełni bezpiecznie nałożyłam sobie sławną zapiekankę mamy.

 

Po przyjęciu, na którym okazałam się jednym z głównych tematów do rozmów od razu poszłam pod prysznic. Letnia woda zmywała ze mnie zmęczenie i zażenowanie, które czułam będąc w centrum uwagi. Co jakiś czas jedynie wymienialiśmy z ojciec porozumiewawcze spojrzenia przekręcając oczami. Teraz na szczęście byłam bezpieczna, z dala od przeszywającego spojrzenia Azazela, z dala od docinek mojego brata i co najważniejsze, z dala od tłumu, który męczył nie tylko psychicznie ale i fizycznie. Mimo całej mojej miłości do rodziny po prostu nie potrafiłabym znosić ich przez cały dzień. "Jonathana również" podszepnęła moja nieuprzejma podświadomość.

Nie mogłabym dopuścić do spędzenia z Jonathanem całego dnia. Nigdy, za żadne skarby. I niestety nie dla swojej przyjemności, ale dla spokoju moich rodziców i pewnie całej rodziny.

Wzięłam do ręki mydło i przecierałam nim ciało, łagodny zapach wanilii i malin rozniósł się po całym pomieszczeniu dochodząc do moich nozdrzy i kojąc rozbudzone myślą o ludzkim chłopaku zmysły. Woda spłukiwała pianę pozostawiając moją skórę pachnącą i miękką.

Wyszłam z prysznica i narzuciłam brązowy, gruby ręcznik. Był tak duży, że sięgał mi do kolan. Ubrałam na siebie bawełniany, biały t-shirt i spodenki.

 

Leżąc w łóżku patrzyłam na księżyc spoczywający dumnie wśród miliardów gwiazd na bezchmurnej, granatowej zasłonie. Widok ten niejednokrotnie opisywany był przez wielu pisarzy i poetów, wcale nie dziwiłam się dlaczego. Niewiarygodnie romantyczny krajobraz natury ze srebrzystą kulą stanowiącą nierozerwalny łańcuch miłosnych więzi. Z niewiadomych przyczyn czułam się częścią tego dramatu. Jakaś cząstka mnie, nie wiadomo jak bardzo dominująca, roztkliwiała się nad niebieskimi oczami chłopaka, a serce wyło z irracjonalnej tęsknoty. Ale za czym? Prawie go nie znam! Zganiłam siebie w myślach, a moja podświadomość patrzyła na mnie wrogo tupiąc nerwowo nogą. Przypomniałam sobie, że z tego wszystkiego nie odpisałam Jonathanowi na wiadomość. Szybko chwyciłam do ręki telefon.

"Możesz jeździć nim częściej. Jeśli chcesz. Ness"

Uśmiechnęłam się do siebie. Wiadomość przyszła prawie natychmiast.

"Długo zajmuje Ci odpisywanie. Sześć godzin. Sprawdziłem. PS. Wyglądasz pięknie, kiedy się rumienisz. J"

Czytając ostatnie zdanie moje policzki stały się niemal purpurowe, a usta wygięły w promiennym uśmiechu. Co w nim jest takiego, że mnie tak bardzo przyciąga?

"Dziękuję za komplement. Widać, że masz w tym wprawę. Czy inne dziewczyny dają się na nie nabrać?"

Bezwolnie przyłożyłam telefon do serca.

"Zazwyczaj. Ale z mojej strony to nie był komplement. Wyraziłem swoje spostrzeżenie. Idź spać, bo jutro nie wstaniesz"

"Nie musisz się martwić o mój sen."

Zaśmiałam się do telefonu i momentalnie poczułam, jak idiotka. Jak zakłamana, egoistyczna idiotka.

Odłożyłam telefon na stolik nocny obok mojego łóżka i wróciłam do oglądania gwiazd. Uczucie ściskania w żołądku pogłębiało się z każdą chwilą, w której próbowałam odsunąć od siebie myśl, by sprawdzić, czy Jonathan odpisał. Nie mogłam pozwolić na to, nie mogłam się do niego zbliżyć. Musiałam odnaleźć w sobie dość siły. Przecież obiecałam...

 

Śniłam o malowniczej plaży nad Kanałem Bristolskim w Walii, gdzie kiedyś w każde wakacje zabierał mnie tata. Siedziałam na granicy trawiastej polany z kamienną wysepką, za mną roztaczały się niewielkie wzgórza pokryte zielenią, a spienione fale gnały ku lądowi. Czułam promienie słońca przebijające się przez chmury, świeżą bryzę orzeźwiającą umysł. Z oddali wyłonił się Jonathan ubrany w skórzaną kurtkę i szare, lniane spodnie opuszczone lekko na biodrach. Wyciągnął rękę w moim kierunku wzrokiem dając znać, że mam mu podać swoją.

Gdy to zrobiłam w jednej chwili obraz rozmył się, a pogodna dotąd twarz chłopaka zmieniła się w przerażającą, krwawą rzeźbę, której martwe oczy wpatrywały się we mnie z nienawiścią. Dookoła było słychać wrzaski, a odór palonych ciał zapychał płuca.

 

Obudziłam się zalana potem, oddech miałam ciężki i nierówny, a ręce drżały prawie jak młot pneumatyczny. Potrząsnęłam głową chcąc pozbyć się ponurego widoku i zapomnieć jak najszybciej o śnie. "To poczucie winy przez złamaną obietnicę" podpowiedziała mi podświadomość, która nawet w takim momencie nie była dla mnie zbyt łaskawa. Starałam się posłuchać jednak głosu rozsądku, który w racjonalny sposób wyjaśniał normalność koszmarów, które niczego nie zwiastowały ani nie znaczyły.

Od razu poszłam wziąć prysznic w nadziei, że zimna woda postawi mnie na nogi. Ubrałam się w czarne, dopasowane jeansy i biały, bawełniany sweter w stylu oversize, który odkrywał jedno ramię. Włosy spięłam w luźny kok, a zamiast starannego makijażu podkreśliłam jedynie rzęsy tuszem i cienką kreską eylenerem. "Jeśli tak wyglądając spodobasz się Jonathanowi musi być naprawdę ślepy" naśmiewała się podświadomość patrząc na mnie z dezaprobatą. Wcale tego nie chcę, warknęłam każąc jej się zamknąć.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • NataliaO 24.04.2015
    Coś się szykuje :) 5:)
  • Angela 24.04.2015
    Naprawdę fajne, czekam na więcej : ) 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania