Poprzednie częściDemoniczna Aureola Rozdział 1

Demoniczna Aureola, Rozdział 3, cz. 1

Poranek okazał się niezbyt przyjemny. Obudziłam się zlana potem cały czas mając przed oczami twarz Agaresa. I świadomość, że erotyczny sen z początku związany z Jonathanem zmienił się w dziwną i niezrozumiałą rozmowę z najniebezpieczniejszym i największym Naszym wrogiem. Miałam mętlik w głowie. Jak mogłam dopuścić, by Agares miał na mnie haka? Jak mogłam dopuścić się tak bezmyślnego zachowania, by teraz przez moje infantylne zauroczenie zagrażało rodzinie? Chciałam pobiec do taty i wtulić mu się w ramiona, poczuć się bezpiecznie. Nie mogłam jednak tego zrobić. Musiałam tą sprawę rozwiązać sama, skoro sama pozwoliłam jej się rozpocząć.

Spojrzałam w lustro osadzone nad białą toaletką w stylu romantycznej Francji. Biały pojemnik z ozdobnym abażurem, w którym znajdowały się pędzelki firmy MAC, odbijał się w lustrze. Włosy miałam spięte w luźnego koka, a krótsze włoski przy grzywce spadały na muśnięte różem policzki. Może teraz Jona... Nie, nie chcę o nim myśleć. Nie mogę! Moja podświadomość wydęła usta w akcie oburzenia. Moją głupotą? Z pewnością.

Dźwięk smsa wyrwał mnie z zamyślenia.

"Dzień dobry, Ness. Do zobaczenia w szkole. Dziś bez rewelacji. J"

Uśmiechnęłam się jak idiotka czując, jak moje serce przyspiesza. Bezzwłocznie odpisałam.

"Dzień Dobry, Jonathanie. Do zobaczenia. Ness"

Dlaczego on tak na mnie działa? Dlaczego, mimo pewności, że robię źle nie mogę się doczekać go spotkać?

Staję przed dużą szafą garderobianą, również białą i w stylu romantycznej Francji. Gestem dłoni zapalam światła na górnych zdobieniach. Z satysfakcją stwierdzam, że wyglądam ładnie. Mam na sobie kremową, rozkloszowaną, koronkową spódnicę i wiśniową bluzkę bez dekoltu, który ozdabia naszyjnik z kółkiem, na którym z jednej strony wygrawerowany został wilk, który skrywa się za kwiatami i rodzinny znak, wyglądający jak starożytny, hebrajski napis " ????????" oznaczającym nic innego, jak siłę. Po drugiej stronie wygrawerowane zostały słowa "Zawsze będę Cię kochał, córeczko". Dostałam go od taty na szesnaste urodziny. Choć minął rok wydaje mi się, jakby to było wczoraj.

 

Wzięłam się za jedzenie kanapek i popijanie świeżo wyciskanego soku z pomarańczy. Jak zwykle Malachai wstał o świcie, by go zrobić. Jest najlepszym ojcem na świecie, najlepszym Nadprzyrodzonym, jakiego znam choć bywa czasami apodyktyczny i nadopiekuńczy kocham go najmocniej. I bardzo żałowałam, że nie mogę zapytać go o radę w sprawie snu z Agaresem. Wiem, że jest przepełniony całkowicie mrokiem, ale dlaczego chce wykorzystać mnie? Czy to przez Przeznaczenie, które dosięgnęło Jane? Jeśli tak, to jego atak nie powinien być skierowany we mnie, ani w Raya. Chyba, że zostaliśmy jedynie pionkami w jego nierównej grze. A może to zemsta na Azazelu, tacie i Arielu za to, że zmienili przyszłość, którą skrupulatnie planował? Było tak wiele pytań, na które nie znałam odpowiedzi.

- Powiesz mi o czym myślisz? - Malachai pocałował mnie w czubek głowy i uśmiechnął się smutno.

Odwzajemniłam blady uśmiech popijając sok. Co myślę? Och, tato! Myślę, że jestem beznadziejną córką. Myślę o Jonathanie i o Agaresie. O tym, jaką rolę odgrywam w ich życiu. I o tym, jak bardzo Cię kocham.

- Stresuję się sprawdzianem z angielskiego. - Skłamałam.

- Na pewno sobie poradzisz. - Dotknął mojego policzka. - Kto, jak nie Ty?

- Zobaczymy. - Uśmiechnęłam się dotykając naszyjnik.

- Pasuje do Ciebie. - Spojrzał na niego z radosnym błyskiem w oczach. - Jest równie wyjątkowy.

- Mój ulubiony. - Uśmiechnęłam się.

- Cieszę się, myślałem, że nie trafię w Twój gust.

- Nikt mnie nie zna lepiej od Ciebie.

Ku jego zaskoczeniu wstałam i szybko się do niego przytuliłam. Objął mnie i mocno zacisnął mnie w ramionach. Wtuliłam głowę w jego klatkę piersiową czując się bezpiecznie, gdy głaskał mnie po włosach. Poczułam, że się uśmiecha.

- Coś się stało, bestyjko? - jego głos był troskliwy i zmartwiony zarazem.

- Nie, po prostu mnie tak naszło. - Zaśmiałam się mając nadzieję, że to nie pozwoli mi się rozpłakać.

W kuchni zmaterializował się Fanuel. Ubrany w szary, wełniany sweter i czarne jeansy. Muszę przyznać, że wyglądał całkiem przystojnie. Denerwował mnie jednak fakt, że będzie odwoził mnie do szkoły tak długo, aż paranoja mojego, bądź co bądź, kochanego ojca nie minie. Wzdrygnęłam się na myśl o tym, że jego paranoja jednak nie była bezpodstawna.

"To był tylko sen. Zły sen, a ty powoli zamieniasz się w Malachiego". Głos podświadomości w mojej głowie wydawał się być zirytowany i pogardliwy. Musiałam jednak wymyślić plan, który mógłby ochronić mnie przed potencjalnym zagrożeniem.

- Ness, nie ładnie tak nie odpowiadać. - Tata szturchnął mnie delikatnie i skinieniem głowy wskazał na stojącego na przeciw mnie Fanuela.

- Cześć. - Burknęłam w końcu dochodząc do siebie po intensywnych przemyśleniach.

- Gotowa na podwózkę? - Rozpromienił się.

Skinęłam głową i chwytając uprzednio kremową torbę z niebieskimi, skórzanymi paskami po bokach wyszłam. Czułam, że tata patrzy na mnie równie zirytowany co zaskoczony. Nic dziwnego, nigdy wcześniej się tak nie zachowywałam.

 

Fanuel płynnie wyjechał na główną drogę przepuszczając sznur samochodów. Spojrzał na mnie szybko i uśmiechnął się delikatnie, niemal niezauważalnie. Ja zajęłam się wpatrywaniem przez boczną szybę. Miałam nadzieję, że Jonathan nie będzie czekał na mnie na parkingu, bo musiałabym się nieźle tłumaczyć im obojgu. I co najgorsze - Fanuel z pewnością poleciałby z tą wiadomością do ojca.

- O czym tak zawzięcie myślisz? - Rzucił, zmieniając bieg.

- O niczym konkretnym. - Westchnęłam.

"On nie jest niczemu winny! Nie wyżywaj się na nim, kretynko!" mój rozum zgromił mnie spojrzeniem spod byka.

- Przepraszam, miałam ciężką noc. - Uśmiechnęłam się przepraszająco. Kiwnął głową i odwzajemnił uśmiech.

- Nic nie szkodzi, Ness. Każdy ma prawo do gorszego dnia, no nie? Tylko zawsze byłaś taka... Uległa, bezpłciowa. No i stąd moje zdziwienie.

- Uległa? - Skrzywiłam się. - Bezpłciowa?!

- Tak. - Uniósł kąciki ust, skrzywił głowę i spojrzał na mnie wzorkiem mówiącym "Co Cię tak dziwi?". - Zawsze grzeczna, potulna córeczka tatusia. I wreszcie stałaś się kimś więcej, niż tylko karykaturą samej siebie.

- To bardzo miłe, co mówisz, naprawdę. - Prychnęłam.

Włączył kierunkowskaz i skręcił w kolejną ulicę. Zacisnął mocniej ręce na kierownicy.

- Mówię prawdę, Ness. - Westchnął. - Znam Cię od zawsze, odkąd ganiałaś po ogrodzie w pieluchach. Ale nigdy nie widziałem w Tobie... Pazura. Jak na potomka demona byłaś aż za bardzo zwyczajna. Tylko zastanawiam się i trochę boję, co jest przyczyną tej zmiany.

Przewróciłam oczami. O nie! On też? Czy naprawdę wszyscy będą się martwić tym, czy zwiążę się z jakimś człowiekiem? Złość we mnie wzbierała, policzki stały się purpurowe, dla odmiany nie przez nieśmiałość.

- O co Wam wszystkim chodzi z tym strachem o mnie? - Skrzywiłam się. - Na mnie też jakaś klątwa ciąży?

Jego oczy pociemniały, a ręce zacisnęły się na kierownicy. Nic nie odpowiedział, a ja nie do końca wiedziałam, jak mam to zrozumieć. Czy to oznaczało, że jest jakaś klątwa?

Przypominam sobie historię Jane, mojej babci. O swoim Przeznaczeniu dowiedziała się w wieku osiemnastu lat, a poinformował ją o tym Azazel, nieudolnie próbując ją przygotować na to, co ma się wydarzyć. Ale moja babcia to jednak coś innego, ja nie jestem potomkiem Dobra i Zła. Jestem córką... Syna Mesjasza Upadłych Aniołów. Jakie to skomplikowane! Czy naprawdę mam się obawiać, że za rok cała rodzina zbierze się na kolacji i oznajmią mi, że też mam jakieś Przeznaczenie do wypełnienia?

 

W szkole trzymałam się blisko Sue nie chcąc wpaść na Jonathana. Choć bardzo chciałam, nie byłam gotowa się zmierzyć z nim dzisiaj. Słuchałam o jej udanej randce z Jamie'm i dowiedziałam się o wszystkich szczegółach, że poszli do pobliskiej kawiarni, że jedli deser lodowy o smaku karmelowo - czekoladowym, że chodzili trzymając się za ręce wzdłuż głównej drogi, a ona czuła się najszczęśliwszą osobą na ziemi. Cieszyłam się jej szczęściem, choć w tej chwili nie mogłam przestać myśleć o grożącym niebezpieczeństwie, w które świadomie brnęłam. Możliwe, że obawa mojej rodziny przed poznaniem ludzkiego chłopaka wiązała się z Agaresem, który teraz zręcznie wykorzystywał moją słabość. Ale w takim razie dlaczego Ray? On jest silnym wojownikiem Piekła, nie miał nigdy poważnej dziewczyny!

A może powinnam to zignorować? Może to był tylko koszmar związany z ciągle przewijającym się w domu tematem Agaresa?

Po zajęciach wyszłam wraz z Sue na parking. Idąc w stronę samochodów spojrzała na mnie nieśmiało.

- Co się stało, że jesteś dzisiaj taka zamyślona? - Zapytała w końcu przerywając tym samym moje rozterki.

- Nic, Sue. - Uśmiechnęłam się przyjaźnie. - Miałam ciężką noc.

- Czy to ma związek z Jonem?

- Dlaczego tak uważasz? - Zgromiłam ją wzrokiem. - Nie, Jonathan nie ma z tym nic wspólnego.

- Uważaj na niego, to kobieciarz. - Zniżyła głos.

Zaczęłam się głośno śmiać słysząc jej poważny ton i lustrujące, niemal karcące spojrzenie. Jakbym widziała mojego ojca, który grozi mi palcem.

- Z czego się śmiejesz? - Pisnęła. - Mówię prawdę.

- Sue, uwierz mi, że mam wszystko pod kontrolą. - Mówiłam niewyraźnie tłumiąc śmiech. - Mam teraz poważniejsze zmartwienia, niż Jonathan.

Spojrzała się na mnie z przerażeniem w oczach i zbladła, poczym zarumieniła się płomiennie.

- Ach tak? - Prychnął.

Odwróciłam się gwałtownie w stronę głosu. Jonathan stał tuż za mną krzywiąc się i trzymając ręce z kieszeniach wytartych jeansów. Szary T-shirt podkreślał jego dobrze wyrzeźbione ciało. Przełknęłam głośno ślinę czując, jak purpurowy rumieniec pokazuje się na twarzy.

Sue oddaliła się od nas rzucając pospiesznie, że na nią już pora.

- Co to za zmartwienia? - Warknął.

- Po co ta złość, Jonathanie? - Odparłam spokojnie. - Jesteś zły o to, że mam jakieś zmartwienia czy o co?

- O to, że mi o nich nie powiedziałaś. - Westchnął przeczesując nerwowo dłonią włosy. - Dlaczego?

- Nie wiem, może dlatego, że prawie Cię nie znam? - Przewróciłam oczy. - Każdy ma swoje problemy.

- Do cholery, Ness! - Wysyczał mrużąc oczy. - Czy ty musisz być taka tajemnicza?

Spuściłam głowę by ukryć niezrozumiały uśmiech.

- Muszę! - Warknęłam po chwili. - A Ty musisz być takim natrętem i łazić za mną?

- O ile się nie mylę to jest szkolny parking, a nie, kurwa, Twoje podwórko i mam prawo przejść do swojego samochodu. Stałaś tutaj z Sue, więc pomyślałem, że podejdę i zapytam, co u Ciebie słychać i dlaczego się do mnie nie odzywałaś. - Podszedł do mnie bliżej. Jego oczy płonęły pragnieniem i złością. - Przepraszam, że w ogóle zawracałem Ci głowę.

Odwrócił się na pięcie i szybkim krokiem skierował się w stronę swojego samochodu. Westchnęłam ciężko. Czy naprawdę ta kłótnia była potrzebna? Nim zdążyłam pomyśleć podbiegłam do niego chwytając go za ramię.

- Poczekaj. - Rzuciłam. - Przepraszam, nie chciałam być nie miła. Chcę Ci tylko powiedzieć, że są pewne rzeczy, których nie mogę Ci wyjawić i proszę, żebyś to uszanował.

Przetarł dłońmi twarz, jakby chciał w ten sposób pozbyć się złości. Uspokoił się po chwili.

- Dobrze. - Westchnął ciężko zrezygnowany. - Mogę przez jakiś czas udawać, że w ogóle mnie nie obchodzą Twoje problemy.

- Dziękuję.

Chwycił mnie za rękę i przyciągnął do siebie zdecydowanie. Znalazłam się w jego ramionach, wdychałam jego wspaniały zapach płynu do prania, delikatnego, męskiego perfum.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • NataliaO 27.04.2015
    Podoba mi się opis wisiorka, też taki chcę hehe końcowe zdanie coś mi nie pasowało, chyba się przejęzyczyłaś coś z tym- delikatnego, męskiego perfum. - Ale jestem ciekawa czy ona mu wyjawi swoje tajemnice; 5:)
  • joana 27.04.2015
    Niestety napis po hebrajsku nie wszedł i wyszły znaki zapytania. A szkoda, bo ładnie wyglądał. ;) Jeśli chodzi o ostatnie zdanie to wszystko dotyczyło jego zapachu, ale dziękuję za ta uwagę ;) Dziękuję za pozytywną ocenę i bardzo się cieszę, że Ci się podobało. :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania