Poprzednie częściDrupe

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Drupe 5

Jechali na północ-północny zachód. Lis prowadziła czerwony kabriolet, po jej prawicy siedział uśmiechnięty jak zwykle Kuna. Wiatr rozwiewał włosy Lisa. Jej twarz zdawała się pięknieć z każdą sekundą, w przeszłości zostawiając traumę mijającej doby. Za nimi, żółto-czerwonym buickiem jechał Wąż, z wciąż ubraną w strzępy złoto-srebrnej sukienki Betty. Dziewczyna była półprzytomna, spoglądała tępo na drogę i zdawała się nie zwracać uwagi na to, że jej kierowca zatapia palce i dłonie w jej opuchniętej i posiniaczonej kobiecości. Nie wiedziała, co się z nią dzieje, ani nie interesowało jej to. Trauma wypchnęła jej świadomość, pozostawiając pustą skorupę, chodzącą roślinę.

– Dokąd jedziemy? – spytała Kuny Lis.

– Jedziemy… Tam, gdzie nie ma domu.

Nie zrozumiała. Ale podążała za jego wskazówkami aż po samo Westward. Jenny chodziła tu do szkoły. Przejeżdżali główną aleją, Cotton Road, gdy Wąż zaświecił światłami. Kuna odwrócił się i spojrzał do tyłu. Porozumieli się znakami.

– Tu się zatrzymamy – rzekł. – Wąż musi coś zrobić. Stań tu.

Lis spojrzała na znak: “Marvin’s”.

– Przejebane – rzuciła. – Mój stary tu przychodzi. Ale o tej porze go pewnie nie ma.

– Zobaczymy. – Kuna odpalił dwa papierosy. Podał jej jednego. Wąż otworzył drzwi pasażera, odpiął pas Betty i pomógł jej wyjść. Patrzyła na nich wszystkich pustym wzrokiem.

– Stary Betty jest tutaj szefem. Dlatego musimy spierdalać do innego miasta, żeby się zabawić – powiedziała Lis, zaciągając się papierosem – wszyscy nas tu znają.

Przechodzący obok ludzie krzywili się z niesmakiem, burcząc pod nosem jakieś przekleństwa o młodym wieku i wyglądaniu jak prostytutki. Lis pokazywała im środkowy palec. Nie dlatego, że komentowali ich buty – ale dlatego, że nie przejęli się ich siniakami i zakrwawioną odzieżą Betty. Ludzie to kurwy, pomyślała. Jebana gra pozorów.

– Wchodzimy? – spytał Wąż, popychając przed sobą powłóczącą nogami nastolatkę w resztkach pokrwawionej sukienki. Jej srebrne koturny, nogi i brzuch były pokryte zaschłą krwią i spermą, włosy potargane i w nieładzie, zaś wzrok zdradzał objawy wyczerpania i, być może, permanentnego uszkodzenia mózgu. Kuna rzucił płonącego papierosa na siedzenie kabrioletu i sprężystym krokiem wszedł pierwszy.

Zakurzony, czerwony neon z nazwą baru dawał marny poblask w ciemnym przejściu.

– Mogę twój pistolet? – wyciągnął rękę. Gdy poczuł w ręce jego ciężar, pchnął drzwi.

 

W środku siedziało kilku facetów, wyglądali na stałych bywalców. Oprócz nich ze dwie czy trzy babki sączyły drinki na końcu baru. Faceci sprawiali wrażenie, jakby przyrośli do tego miejsca, byli stałym elementem wystroju. Podobnie wyglądał barman, siwowłosy gość wyglądający na twardziela, pucujący jakiś kufel do stanu błysku idealnego. Kobiety najprawdopodobniej były tu przejściowo, między pizzerią a klubem.

Na widok Kuny bywalcy uśmiechnęli się z pobłażaniem. Ktoś coś mruknął, ktoś inny parsknął.

– Szukamy pana… – udał, że się zastanawia – Marvina. Marvin Dougherty? Dottery?

– Ja jestem Marvin – burknął barman. Kuna patrzył na niego.

– Dougherty? Nie? Daughtery? Też nie? Ale ma pan córkę, nie? – odwrócił głowę. – Wąż? – zawołał.

Do lokalu wszedł Wąż, ciągnąc za rękę sunącą wolno Betty.

– Fajna dupa, nie? – Pchnął ją, by oparła się o bar. – Ciasna to ona nie jest, muszę powiedzieć. Ale znowuż aż tak rozjebana, żeby nic z niej nie było, to też nie. Taka akurat, jak przed tobą nie pruje jej koń. Jak ziemniaki do obiadu. Ani nie sprężystość steku, ani świeżość surówki. Zapychacz.

Marvin odłożył kufel na kontuar, zgrzytnął zębami. Zrobił dwa kroki w stronę kasy, zezując na coś, co widział tylko on.

– Ty skurwys… – zaczął.

– A, a, a, a! – powiedział szybko Kuna, pokazując mu pistolet. – Nie rób głupich rzeczy, Marv. Pomijam, że twojej córci coś może się stać, ale tej jej koleżaneczce również – przystawił pistolet do głowy dziewczynie, którą Marvin znał i o której wiedział, że ma na jego Elizabeth, Betty, zły wpływ. I oto najlepszy dowód. Nie przestawał łypać w stronę czegoś, co miał pod ladą.

Siedzące na końcu baru kobiety zaczęły się zbierać. Typowe babki z klasy średniej, wpadające na drinka w sobotnie popołudnie, zanim się zacznie dżampreska, pomyślała Lis. Pewnie przyjechały tym volvem z naprzeciwka. Na pewno przyjechały tym volvem, uznała, patrząc na ich drogie ciuchy i buty.

– Wiesz co, Marvin? Ja chyba sobie wezmę to, co tam sobie chowasz – Wąż podszedł do kontuaru, przechylił się przezeń i namacał kształt. – Ooo, magnum! Patrzcie, jakie kopyto sobie tu na czarną godzinę schował nasz Marvinek. Niezła zabaweczka – klepnął go w ramię z uznaniem. Na skroni barmana pojawiła się pulsująca żyła.

Kuna podszedł do baru i nachylił się.

– Potrzebujemy trzeciego do spółki, Marv. Nasz przyjaciel, Wąż… – wskazał go. – Ma się ku końcowi. Dołączasz się?

Barman nie odpowiedział. Podskoczył jedynie, gdy ten nazwany Wężem strzelił z jego magnum do dwóch facetów siedzących w rogu lokalu. Pozostali mało się nie pozabijali w drzwiach, byle prędzej uciec. Stratowali przed drzwiami dwie kobiety, które przytomnie padły na ziemię, gdy rozległ się pierwszy strzał. Jedna zdążyła uciec, Lis widziała, jak wywraca się przed lokalem i biegnie dalej, utykając.

– Dołączasz się? – spytał tamten.

Skwapliwie pokiwał głową. Boi się, pomyślała Lis. I jest wkurwiony, jak nigdy przedtem. Pewnie nawet Zatoka go tak nie wkurwiła.

– To naucz tą krnąbrną szmatę moressssu, Marvin. Wyjeb jej te zęby, zruchaj ją w dupę, jak zawsze chciałeś. Ssssspuść jej się na ryj, co ty na to? – zachęcał go Wąż. – Włóż jej palce w pizdę, o, tak. – Zademonstrował, zakasując jej sukienkę. – Włóż jej nie dwa, nie cztery palce, a całą pięść w dupę, aż po łokieć! Da się, Hiena dziś w nocy próbował.

Marvinowi było tego za wiele. Puszczał mimo uszu słowa Węża, nauczony doświadczeniem barmana, jednak widząc zakrwawione podbrzusze córki, wyobraźnia zadziałała i rzucił się w jego stronę. Z całej siły grzmotnął głową mężczyzny w mosiężny ozdobnik kontuaru, tak zwany “reling”, wypolerowany setkami rąk miejscowych, ledwie trzymających się na nogach pijaków. Trzasnęła czaszka i Wąż osunął się na ziemię, bez ducha. Pistolet wypadł mu z ręki i spadł pod nogi Betty.

– Tak jak mówiłem, Marvinku – zagadał go Kuna, zerkając jedynie na leżącego kompana. – Dołącz do nas.

– On nie dołączy – oceniła sytuację Lis. – Drzwi obok jest sklep z torebkami. Może któraś z tamtych dziewcząt będzie miała więcej jaj niż ten stary pedał – patrzyła na niego z wyższością i pogardą. – Nawet mu nie stanął na widok młodej, ledwo dojrzałej cipy. Nie drgnąłby mięsień na jego kutasie, a przysięgłabym, że kiedyś Betty opowiadała… Lubisz dawać klapsy, co, Marvin?

Marvin szczupakiem rzucił się na ziemię, żeby złapać rewolwer. Odepchnął niechcący swoją córkę, która zatoczyła się i upadła. Jej twarz nie wyrażała absolutnie niczego. Nie podniosła się, nie dała znaku, że ją boli, że chce wstać – nic.

Marvin podniósł się i celował z pistoletu w nich dwoje. Jego wzrok zaś spoczywał na leżącej na ziemi jak kłoda dziewczynie w srebrno-złotej sukience.

– Co z nią zrobiliście? – spytał. – Naćpaliście ją? Zgwałciliście? Skrzywidziliście moją Betty?

Kuna zaklaskał i uniósł oba kciuki.

– Głównie Hiena ją gwałcił, ale już nie żyje. Wąż… – wskazał leżącego na ziemi kompana i wzruszył ramionami. Lis weszła mu w słowo.

– Co my z nią zrobiliśmy? Co ty z nią zrobiłeś! Dotykałeś ją, jak spała. Dotykałeś wszystkich swoich córek, chory pojebie. No już, zrób użytek z tego twojego pistoleciku. Palnij sobie w łeb. Albo w Kuny łeb. Albo… – Podeszła do niego. Jej obcasy stukały na szorstkim parkiecie. – Albo w mój. Rozwal mój. Rozpierdol mi łeb swoim pistoletem. Albo kutasem. Wszystko jedno, które najpierw. Wsadź mi w usta oba na raz.

Siwy mężczyzna wycelował rewolwer najpierw w Lisa, potem w Kunę. Palec drżał mu na spuście. Lis usiłowała do niego mrugnąć, ale przez opuchliznę wyszedł jej nieładny grymas.

Odwróciła się w miejscu i podeszła do sparaliżowanych strachem kobiet, rozpłaszczonych na podłodze.

– Chodź – powiedziała Lis do jednej z nich, na oko czterdziestopięcioletniej, z ciemnorudymi falami. – Pojedziemy na wycieczkę, weźmiemy Misia w teczkę. Ty… – zwróciła się do drugiej, wyglądającej na jej córkę, blondynkę z ombre. – Ty też możesz iść.

– Nie-nie, nie chcemy iść – powiedziała ta młodsza, zezując na matkę, która już podnosiła się z ziemi do klęczek. – Ma-mamo?

– Musimy iść – powiedziała Lis nie znoszącym sprzeciwu głosem, patrząc w oczy kobiecie. – Powtórz.

– Mu… musimy. Ja muszę. Ja.. – ucięła. Zachwiała się, gdy jej obcas utknął w szparze wycieraczki, ale Lis trzymała ją za rękę. Obok nich stał Kuna i przypatrywał im się z zadowoloną miną.

– Bardzo dobrze. Bardzo dobrze – mówił, podnosząc kciuki i uśmiechając się. W ustach miał dwa odpalone papierosy, którymi śmiesznie się zaciągał. Blondynka w ombre uśmiechnęła się na jego widok. – Bardzo dobrze, nie, Misiu?

 

Kobieta nazwana Misiem popatrzyła na niego zielonymi oczami, sięgnęła do jego ust i wzięła jednego z papierosów. Zaciągnęła się głęboko. Zrobiła kilka kroków w stronę baru, sięgnęła po szklankę i butelkę, polała sobie i wypiła. Wydmuchnęła dym i pocałowała Kunę. Kuna odwzajemniał pocałunek dłuższą chwilę, po czym przerwał i zwrócił się do dziewczynki, wciąż leżącej na ziemi. Mogła być najwyżej trzy lata starsza od Betty.

– Marvin się tobą zaopiekuje, co nie, Marvin? – odwrócił się do mężczyzny usiłującego uderzeniami otwartej dłoni ocucić córkę. – Marvin jest specjalistą w opiece nad młodzieżą. – Zostaniesz z Marvinem, słoneczko. Marvin wpakuje do twojego brzucha całe litry materiału genetycznego, z którego wyrosną kolejne, małe Marvinki. Będziesz mamusią pięknych szczeniąt. – Kuna wyraźnie akcentował każde powtórzenie imienia. – Zaiste, piękne to będą szczenięta. Aż się wzruszyłem – otarł kącik, wciągnął głośno powietrze.

Dziewczyna otworzyła usta, ale nic nie powiedziała. Jej matka poprawiała krótką sukienkę w kwiaty, zachęcającą, lecz stonowaną. Odpowiednią do jej wieku i statusu majątkowego.

– Babka z klasą, uwielbiam takie. Jestem Kuna – przedstawił się. – A to jest Lis. Ty… jesteś Misiem. – Odwrócił się do dziewczyny. – Bierzemy córcię ze sobą? Chcesz, Lis?

– A mamy czas? – wyraziła wątpliwość Lis.

– Och, teraz mamy już cały czas tego świata.

– Czyli ile? – spytała kobieta w sukience, odrywając usta od szklanki ze szkocką.

– Zobaczymy. Jak masz na imię? – zwrócił się do dziewczyny na ziemi.

– Roxie – odpowiedziały jednocześnie matka i córka.

– Najlepiej będzie, jak Roxie zostanie tutaj, póki co. Zaufałbym Marvinowi w kwestii jej wychowania. Jest wspaniałym rodzicem. Zobacz, jak świetnie opiekuje się córką.

Miś popatrzyła na Marvina, nie przestającego potrząsać trzymaną w wielkich dłoniach dziewczyną. Ramiączko jej sukienki zsunęło się i biust półleżącej dziewczyny podskakiwał pół-śmiesznie, pół-zachęcająco. Odwróciła się i udała się w kierunku wyjścia, nie zaszczycając córki spojrzeniem.

 

Gdy Kuna i Miś wychodzili, nie zabrali Betty ze sobą. Lis szła za nimi, kręcąc młynka pistoletem. Podeszli do wielkiego volvo kombi, Miś usiadła na fotelu kierowcy, Kuna obok. Lis zajęła miejsce z tyłu.

– Masz – odwrócił się do niej Kuna, podając jej swój czarny zegarek. Nie miał żadnych oznaczników ani wskazówek. – Przyda ci się. Mamy czas.

– Och, mamy szalenie dużo czasu – uśmiechnęła się, odpalając papierosa. – Skręć tu w prawo i dojedź do końca alei. Zaparkuj pod domem z magnolią.

Następne częściDrupe 6

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (19)

  • jolka_ka 05.08.2019
    5 i 6? Już?!
  • Okropny 05.08.2019
    Już. Po wszystkim.
  • Canulas 05.08.2019
    Kurde, szósta na lawne kar, ale kto ma znaleźć - znajdzie
  • Canulas 05.08.2019
    Ławce*
  • jolka_ka 05.08.2019
    Canulas Niby są odnośniki do kolejnych części. Chociaż nie wiem, czy ludzie na to patrzą.
  • Okropny 05.08.2019
    Jebać, kto chce szukać, niechaj szuka. Jutro czy tam kiedy dodam jeszcze raz całość
  • Canulas 05.08.2019
    Okropny, jest plan. Szybko Ci poszło. Brawox
  • Okropny 05.08.2019
    Canulas nie pierdolę się w tańcu. Jest wena, się pisze
  • Canulas 05.08.2019
    "Dziewczyna była półprzytomna, spoglądała tępo na drogę i zdawała się nie zwracać uwagi na to, że jej kierowca zatapia palce i dłonie w jej opuchniętej i posiniaczonej kobiecości." - tu bym prosił o odautorski komentarz dojaśniający. Dłonie? Kierowca? jak? Może jakby jedną. No nie wiem. Proszę o rozjaśnienie.

    "– Dokąd jedziemy? – spytała Kuny Lis.
    Jedziemy… Tam, gdzie nie ma domu." - a to, wiadomko, me gusta.

    "– Marvin się tobą zaopiekuje, co nie, Marvin? – odwrócił się do mężczyzny usiłującego uderzeniami otwartej dłoni ocucić córkę. – Marvin jest specjalistą w opiece nad młodzieżą." - Odwrócił

    "– A mamy czas? – wyraziła wątpliwość Lis.
    Och, teraz mamy już cały czas tego świata." - znowu wykurwiste. Mnie łatwo kupić na straceńcze kawałki. Na ballady i drogę w jedną stronę. Super zagranie. Seria – piszę z poziomu końcówki piątej części – naprawdę robi wrażenie.
    Ma coś pod pierdoloną powierzchnią. Coś poetycko zgniłego. Rozpierdol jest i owszem, ale ma coś więcej. Wiem co mówię.
    Wyewoluowałeś na łąbędzia, hombre.
    No naprawdę, całosć zacna, ale jest w tym cos magnetycznie- upiornego. 223% me gusta.
  • Okropny 05.08.2019
    No, nie wiem, czy wiesz, ale da się jechać furą i robić coś innego niż jazda obiema rękami. Zwłaszcza, jeśli pasażer(ka) jest nieprotestującym warzywem. Może to dookreślę w wersji ostatecznej, na pewno wezmę pod uwagę.

    Co do reszty - poczekam do finału.
  • Canulas 05.08.2019
    Okropny, no tak, jedna dłoń ok, ale obie?
  • Okropny 05.08.2019
    Canulas mam iść do auta z żoną i Ci zrobić fotę, że można obiema rękami trzymać kogoś za cycki podczas prowadzenia auta, czy wystarczy screen z jakiegoś pornola? ;>
  • Canulas 05.08.2019
    Złap się za swoje dojki, kawalerze. Oddalam zarzut.
  • Okropny 05.08.2019
    Canulas sorry, już nie mam dojek, kochasiu
  • Aisak 05.08.2019
    Piątki jeszcze nie przeczytałam, ale po Czwórce zadałam sobie pytanie, czy autorem tej serii mogłaby być kobieta...
    Jeszcze szukam odpowiedzi.
  • Okropny 05.08.2019
    A co ma piernik do wiatraka
  • Aisak 05.08.2019
    Okropny ja sobie w głowie tak myślę.
    Z tobą ani z twoją serią nie ma nic wspólnego.
    Niepotrzebnie się denerwujesz.
  • Okropny 05.08.2019
    taa, no, cieszę się, że znalazłaś chwilę, żeby mi o tym powiedzieć
  • Aisak 05.08.2019
    :/
    W sumie, to nie tobie.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania