Drzewo Starego - część 3
Chata Widzącej stanowiła kolejny etap podróży. Phin lubił odwiedzać nowe miejsca i poznawać ciekawych ludzi. Niestety tym razem nie mógł liczyć ani na jedno, ani na drugie. Jako dzieciak ledwo uciekł stamtąd z życiem, gdyż wiedźma była mocno stuknięta i denerwowało ją, gdy ktoś naruszał jej terytorium. Teraz jako dorosły i silny facet dalej obawiał się chudej staruchy.
- Kto tam idzie? – zacharczała czarownica. Siedziała w kompletnej ciemności, bo wszystkie okna pozabijała dechami. Pewnie lubiła zabijać, a nic innego akurat nie miała pod ręką.
- Sąsiad. Mam sprawę – odpowiedział Phin.
- Bo po co innego byś tu przyłaził? Chyba nie na herbatę i ciastka. Co to za sprawa?
- Potrzebuję się z kimś skontaktować… z kimś, kogo duch niedawno opuścił ciało.
- Tfu. A kto powiedział, że ci pomogę? Wynocha!
- Chodzi o Starego.
- O niego? To może być ciekawe. Czyżby…?
- Tak.
- Hmmm… Spróbuję, ale niczego nie obiecuję. To trudna sztuka, ale aurę Starego nadal czuć w powietrzu. Jego duch wciąż jest po tej stronie. Czego od niego chceszz?
- Chodzi o misję, którą mi zlecił. Muszę wiedzieć, gdzie mam się udać.
- Ale, ale… Oczywiście nie za darmo. Przynieś mi bycze jądra.
- Eee… Nie ma czasu.
- Chłe, chłe. No dobra. W takim razie zadowolę się twoimi.
- Nie! Nie! – zakrzyknął przerażony Phin.
- Chłe, chłe. Żartowałam, gamoniu. Muszę wprowadzić się w trans. Odwróć się. Gdy zacznę pierdzieć i jęczeć to znaczy, że się udało.
Phin odwrócił się, mimo że i tak nic nie było widać. Głos staruchy dolatywał z ciemności. Po chwili zaczęła mruczeć niczym kot, a potem znów gdakać jak kura. Phin nieźle się spocił. Wiedźma miała nie po kolei w głowie, a teraz jeszcze opętywały ją jakieś dziwne moce.
Nagle rozległ się głośny pierd i wszystko ucichło.
- Eee… Halo? Pani wiedźmo? Jest pani tam?– zapytał Phin, gotów w każdej chwili doi ucieczki.
- Dobra, już mam. Dochodzę! – wyjęczała.
Stęknęła jeszcze kilka razy, aż w końcu zaczęła mówić w miarę normalnie.
- Kaplica cała w bieli, drzewo, które pocięli, rzeka tak głęboka, jak studnia bez oka.
Potem jeszcze raz pierdnęła i powiedziała:
- No to tyle. Instrukcje się skończyły.
- Ale dalej nic nie wiem.
- Ja swoje zrobiłam. A tak w ogóle to chyba chodzi o kaplicę w LeCheschon. Uczyli mnie tam wiedzy tajemnej.
- Kaplica cała w bieli… Mogłabyś powtórzyć ten wierszyk?
- Nie, pamiętam tylko obrazy. Teraz to już w zasadzie nic. O czym to ja mówiłam?
- Skoro tak powiedział duch Starego, to muszę udać się do kaplicy w LeCheschon. Tam znajdę odpowiedzi.
- Teraz nie mam pewności, czy w ogóle nawiązałam kontakt. Może to były wspomnienia z dzieciństwa? Idź już, muszę pobyć chwilę sama. To były mocne przeżycia.
- Oczywiście. Dziękuję za pomoc.
- Pamiętaj o byczych jajach!
Phin chrząknął i pokiwał głową. Opuścił chatę wiedźmy, gdyż zapachy robiły się coraz bardziej nieprzyjemne.
Komentarze (6)
Mocna część. Zgadzam się z Miss Szu.
"gdyż wiedźma była mocno stuknięta" - no komedia :)
"wszystkie okna pozabijała dechami. Pewnie lubiła zabijać, a nic innego akurat nie miała pod ręką." - uwielbiam taki humor, bardzo mi leży :)
"tam?– zapytał Phin, gotów w każdej chwili doi ucieczki." - spacja po znaku zapytanie, literówka do - bez i
Super :) Bardzo mi leży to opowiadanko. Lecę dalej :)
Pozdrawiam
Różnie ludzie dochodzą, wiedźma robiła to prawie z wdziękiem :) 5 :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania