Gdy Bóg chce nas ukarać, spełnia nasze marzenia... - Rozdział 5

”Bo kiedy Jego nie ma, gwiazdy nie mają w sobie tyle magii, w kolorach nie ma ich intensywności, w powietrzu nie ma świeżości, w wodzie nie ma orzeźwienia, muzyka nie brzmi tak pięknie. Nie ma wiatru. Nie ma słońca. Nie ma mnie…”

 

Dni nad morzem mijały jej niezwykle szybko. Każdego ranka witało ją pełne słońce i wraz z rodzicami szła na plażę lub nad basen w ośrodku. Przestała mieć nadzieję, że Książę się do niej odezwie. Bo niby dlaczego miał to robić? Tęskniła za nim jak głupia. Najgorzej było wieczorami kiedy kładła się do łóżka. Ze łzami w oczach zadręczała się myślami o nim. Kilkakrotnie spoglądała w gwiazdy, by choć zobaczyć w nich cień potwierdzenia, że i on tęskni za nią równie mocno. Za każdym razem widziała to samo. Czyli gwieździste niebo i ani jednego znaku. Była smutna. Widzieli to nie tylko jej rodzice, ale też i jej siostra. Niestety nie mogli na to nic poradzić, ponieważ Zosia nawet słowa o Harrym nie wspomniała. Nie mogli go tu ściągnąć, nie mogli do niego zadzwonić…

 

Harry kiedy tylko wylądował na lotnisku w Gdańsku od razu samochodem udał się do miasteczka, gdzie przebywała Zosia. Jechało z nim dwóch ochroniarzy, oraz jego sekretarz Ed, który nie był zachwycony szalonym pomysłem księcia.

- Nie rzucaj się w oczy. Masz nosić czapkę. A i jesteśmy na nieoficjalnej wizycie. Najlepiej w ogóle nie zwracaj na siebie uwagi. – burczał Ed. Harry tymczasem podziwiał widoki zza okna pędzącego samochodu. Podobało mu się to co widział. Nigdy wcześniej nie był w Polsce. Jeśli jeździł po Europie to najczęściej do Francji. No raz mama i tata zabrali go do Hiszpanii, ale wtedy był małym i szczupłym rudzielcem. Dzisiaj był dorosłym mężczyzną i zamierzał odnaleźć kobietę, za którą tęsknił jak wariat.

- Mhm. – skinął głową do sekretarza i uśmiechnął się szeroko widząc mały porcik rybacki w Dźwirzynie, który różnił się od tych angielskich nawet najmniejszym detalem.

- Harry, zatrzymujemy się w hotelu. Nie było miejsc w tych całych „czterech porach roku”. – Ed wywrócił oczami.

- Co? Jak to nie? Nie powiedziałeś im kim jestem?

- Powiedziałem. Ale jakby ci to… ktoś w słuchawce odpowiedział, że jest papieżem i rzucił nią. Co za dziki kraj! I jaki nieuprzejmy! – Sekretarz westchnął ciężko, wyraźnie nie krył oburzenia.

- Mniejsza. Chcę zobaczyć Sophie. Załatwisz to? – Błękitne oczy spoczęły na jednym z ochroniarzy. Oprócz Eda, zawsze mógł liczyć na Billa, jednego z jego wiernych przyjaciół i zarazem jego prywatnego ochroniarza.

- A spróbuję. Mam pannę porwać, czy po prostu zobaczyć gdzie przebywa? – Bill uniósł brwi.

- Chcę ją zobaczyć jak najszybciej… - oczy Harry’ego patrzyły teraz w ziemię. Ed zakomunikował, że wysiadają. I takim sposobem znaleźli się w jednym z najekskluzywniejszych hoteli w tym maleńkim miasteczku.

Harry usiadł na wielkiej kanapie w swoim apartamencie i wziął głęboki oddech. Z jego tarasu można było zobaczyć granatowe morze i horyzont. Uśmiechnął się lekko. Postanowił wziąć prysznic i jak najszybciej zamówić coś do jedzenia. Był pod prysznicem kiedy do jego pokoju wszedł Ed.

- Co chcesz robić? Bo ja mam zamiar siedzieć tu cały dzień. A i byłbym zapomniał! Nie wychodź sam! – Sekretarz pokręcił głową i usiadł na kanapie. Założył nogę na nogę.

- Ej Ed! Jest tu jakieś KFC? Zjadłbym dobrego kurczaka. – Harry zaśmiał się. Oprócz szumu prysznica dało się słyszeć jego perlisty śmiech.

- Nie wiem. Ale się dowiem. Poza tym mówiłem ci, że powinieneś przejść na zdrowy tryb życia. Nie możesz jechać na fast-foodach cały czas. Za rok obrośniesz w tłuszcz i nawet tatuś ci nie pomoże. – Ed pokiwał głową. Harry zaczął się śmiać, polewał się na zmianę zimną i ciepłą wodą. Dobry humor go nie opuszczał. Zosia była tak blisko. Marzył o tym by jak najszybciej ją zobaczyć. Nie było jej tylko 6 dni, a on odchodził od zmysłów. Tymczasem Ed znalazł najbliższe KFC i na jego korzyść było ono oddalone od miasteczka jakieś dobre 50 km. Po chwili z łazienki wyszedł Harry. Włożył proste długie spodnie i koszulkę polo. Rozpiął u góry guziczki.

- Ty masz zamiar siedzieć w garniturze na plaży? – ruda brew wystrzeliła w górę, a błękitne oczy spojrzały na sekretarza, który wstukiwał coś w telefonie.

- Nie. Ja siedzę tutaj. Jak koniecznie chcesz iść na plażę to namów Billa. I sam się przebierz. Wyglądasz jak idiota. Długie spodnie na upał. – Ed postukał się w czoło i opuścił apartament Harry’ego. Książę przeczesał palcami włosy. Westchnął wiedząc, że Sekretarz ma rację. Jednym pociągnięciem otworzył drzwi na taras, skąd rozciągał się widok na pobliski las i granatowe morze. I wtedy serce zaczęło mu walić jak szalone. Zosia była bardzo blisko. Słońce właśnie kuliło się ku zachodowi. Kiedyś jak ojciec zabrał go i Willa nad Morze Północne do Szkocji to opowiedział mu, że podobno słychać jak morze bulgota kiedy słońce znika za horyzontem. Harry zaśmiał się cicho i postanowił obejrzeć zachód z bliska. Kilkanaście minut później bez wiedzy Eda siedział na polskiej plaży i wpatrywał się w fale i pomarańczowe niebo.

 

Zosia tego wieczoru wyszła na plażę koło godziny 21:00 i ruszyła w górę. W dłoni trzymała parę butów. Lekki wiaterek znad morza rozwiewał jej brązowe włosy. Miała na sobie czarną sukienkę. Jej wzrok skierowany był w stronę zachodzącego słońca, co chwilę stopy obmywało jej dość ciepłe morze. Dziwiła się, ponieważ rano było lodowate. Postanowiła, że zapyta Julki jak to jest z tym Bałtykiem. Zmrużyła oczy, kiedy z naprzeciwka wyszedł dość postawny i szeroki w barach mężczyzna. Czy to może być… Bill? Nie to nie możliwe; pomyślała. Bill był z Harrym. A Harry przebywał w tym momencie w Londynie i prawdopodobnie pomagał w szpitalu. W tej chwili zatęskniła za spokojnym głosem pana Adamsa i za wesołym uśmiechem pana Smitha. Za panią Hitgabons też tęskniła. Brakowało jej tych śmiesznych uwag o wykorzystywaniu młodszego księcia do najcięższych zadań. A prawda była zupełnie inna. On chciał tego sam. Mimowolnie na jej twarzy namalował się lekki uśmiech. Wzdrygnęła się, bo mężczyzna, który wyglądał jak Bill stał właśnie tuż obok niej.

- Sophie, tak? – zapytał zerkając na nią kątem oka. Był miły jak zawsze. Zofia lubiła go dużo bardziej niż sztywnego Eda. Spotkała tę dwójkę przyjaciół Harry’ego tylko raz przy szpitalu. Bill posłał jej lekki uśmiech, a Ed napomknął coś o etykiecie, której powinna się niezwłocznie nauczyć. Jednak w tym momencie otworzyła szeroko usta ze zdziwienia.

- Tak. Coś się stało? Dlaczego pan tu jest? Czy coś się stało Harry’emu? – zapytała, serce zaczęło jej walić jak szalone. Gdyby coś mu się stało… oszalałaby chyba. Odetchnęła z ulgą, kiedy na twarzy Billa pojawił się szeroki uśmiech. Mężczyzna ruchem głowy wskazał księcia. Rudzielec siedział na piasku i wpatrywał się w morze. Zosia miała ochotę skakać z radości i płakać ze szczęścia. Harry wyglądał tak bezbronnie. Wtedy zauważyła, że też za nią tęsknił. Widziała to w jego pełnym nadziei wzroku. Nie zauważył jej na początku. Postanowiła więc tak zwyczajnie obok niego usiąść.

- Czy to nie za późno na to, by wasza wysokość siedział na plaży i to prawie sam? – zapytała i zaśmiała się cicho. Harry zamrugał błękitnymi oczyma i z niedowierzaniem położył obie dłonie na jej ramionach, ustawiając ją tym samym twarzą do siebie.

- Sophie! Jezu Chryste! – wręcz wykrzyczał i wtulił ją w siebie najmocniej jak potrafił. Czuła, że zaraz zabraknie jej tchu, miała w oczach łzy szczęścia. Harry pogładził kilka razy jej plecy, a po chwili odchrząknął i odsunął ją od siebie na długość ramion.

- Tęskniłem. – powiedział dość cicho. Na twarzy Zosi namalował się uroczy uśmiech.

- Ja również Harry. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo. – wyraźnie widziała, jak linia jego pięknych ust unosi się ukazując jej bialutki rządek zębów. Kciukiem wytarł pojedynczą łzę, która spłynęła po jej policzku. Serce tłukło się w jej piersi. Miała ochotę go pocałować i płakać. Płakać ze szczęścia. Jak na zawołanie to on ujął jej twarz w dłonie, a na ustach złożył delikatny pocałunek. Tak, aby jej nie urazić. Poczuła dotyk ciepłych warg, a swoje automatycznie rozchyliła. Po chwili mrużąc oczy wtuliła się w ramiona Harry’ego. Czuła spokojne bicie jego serca, a ich dłonie były splecione. Billa widzieli tylko chwilę. Ochroniarz chyba wiedział, że to co narodziło się między nimi potrzebuje pewnej prywatności. Nie było tu Eda, który zaraz kazałby się im odsunąć.

- Chyba od tej chwili będę musiał przestać być singlem. – Harry zaśmiał się cicho.

- O tak. A ja będę musiała nauczyć się etykiety. Już Ed o to zadba. – Zosia uniosła głowę by pocałować go w porośnięty rudawą brodą policzek.

- Chcesz zrezygnować z pracy w szpitalu? – Harry spojrzał jej w oczy. Nie to nie wchodziło w grę, tak samo jak wyprowadzka z jej mieszkanka na Brixton. Wiedziała, że teraz w jej życiu będzie nieco więcej bałaganu niż porządku, ale za nic w świecie nie chciała odejść z pracy.

- Nie. Nie mogę zostawić pana Adamsa. – pokręciła stanowczo głową.

- W porządku. W takim razie będziesz potrzebowała… eee swojego ochroniarza. Media nie dadzą ci spokoju, Sophie. A ja nie chcę by coś ci się stało, rozumiesz? – zacisnął jej dłoń w żelaznym uścisku. Poczuła, że nie pozwoli jej zadecydować w tej kwestii. Musiała się zgodzić.

- Rozumiem Harry. – Uśmiechnęła się lekko. Wiedziała, że nie znosił dziennikarzy, ani paparazzich. Przez nich właśnie życie straciła jego matka. Jeszcze nie miała okazji rozmawiać z nim o księżnej Dianie. Obawiała się, że może go to wiele kosztować, a nie chciała by wspomnienia, które miała zamiar przywołać sprawiły mu jakikolwiek ból. Uznała, że jeśli przyjdzie odpowiedni czas to Harry sam zechce jej opowiedzieć o tym jak wyglądało jego dzieciństwo to z matką i to po jej stracie. Przed nią było znacznie trudniejsze zadanie. Będzie musiała zjednać sobie całą jego rodzinę, łącznie z babcią. Właśnie babcia. Królowej obawiała się najbardziej. Wiedziała też, że z jej rodziną pójdzie mu niezwykle łatwo. Pokochają go, gdy tylko przekroczy próg ich domku. No może z wyjątkiem Julki, która obrzuci go pytaniami typu: „Dlaczego jesteś taki rudy?”. Rudy nie rudy, od tej chwili był oficjalnie jej chłopakiem, a ona kiedyś być może stanie się księżną.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Leorein 25.08.2017
    "Tęskniła za nim jak głupia."
    kupiłaś mnie tym zdaniem ;D Lubię takie zagrania ;) Proste, szczere, oddaje klimat opowiadania.
    Potem się trochę pogubiłam. W sensie... za cholerę nie potrafię polubić bohaterki. Niby słodka i urocza, miła, skromna dziewczyna. Ale im więcej o niej czytam, tym bardziej wydaje mi się, że chodzi jej o prestiż i sławę. No bo... ukochany chłopak zaskakuje ją na plaży, całuje ją, a ona myśli, co jego babcia na nią powie. A do tego ostatnie zdanie :
    " Rudy nie rudy, od tej chwili był oficjalnie jej chłopakiem, a ona kiedyś być może stanie się księżną." - brzmi mi to niesamowicie podobnie do
    " stary nie stary, ale ma swój jacht i odrzutowiec. Jak umrze, dostanę to wszystko w spadku"
    Mam nadzieję, że to tylko skutek absolutnego szoku wynikającego z odzyskania prawdziwej miłości ;)
    Pozdrawiam !
  • Katja 31.08.2017
    Bardzo dziękuję za komentarz! Masz rację, chyba nieco przesadziłam z charakterkiem Zosi. Ale spokojnie, Kochana. Ona naprawdę da się lubić ;> Już nie długo poznasz ją bliżej ♥ Pozdrawiam.
    xoxo, Katja.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania