Gdy Bóg chce nas ukarać, spełnia nasze marzenia... - Rozdział 4

” Nie rezygnuj ze mnie nigdy. ”

 

Zosia opuściła Londyn w niedzielę, nie wiedziała dlaczego, ale wraz ze startem samolotu miała w oczach łzy. Nie, żeby bała się latać, nie. Ale zostawiała coś w tej zalanej deszczem i szarej Anglii. Myślała też o Harrym. Nie znała jego planów na te dni bez niej. W jej głowie rodziły się też obawy czy jakaś inna pielęgniarka nie zajmie jej miejsca? Czy za kimś będzie tak chodził? A może ma ustalone jakieś spotkanie z hrabinami na wydaniu? Z jego opowieści wiedziała, że babcia naprawdę chce ożenić go jak najszybciej, mimo tego, że nigdy prawdopodobnie nie zostanie królem. Choć wyraźnie zaznaczył, że nie wie jakie plany ma jego starszy brat William. Może zechce wieść normalne życie u boku swej ukochanej Katarzyny, z ich dziećmi w małym pałacyku? Tego nie wiedział nawet sam Harry. Póki co każdy z braci zajmował się swoimi obowiązkami najlepiej jak potrafił. Harry udzielał się charytatywnie, a William i Kate prowadzili nieco inną działalność choć też o praktycznie takim samym znaczeniu. Harry tłumaczył jej, że bycie członkiem monarchii właśnie na tym polega. Trzeba udzielać się w ważnych sprawach i wyglądać pięknie przed kamerami, oraz nauczyć się żyć w ciągłym błysku fleszy. Przypomniała sobie, kiedy raz przeczytała w gazecie, że jego bratowa znów spodziewa się dziecka. Kiedy później spytała o to Harry’ego ten po prostu ją wyśmiał.

- Moja bratowa dopiero co urodziła. Nie sądzę by mój brat tak szybko chciał mieć royal baby numer trzy. I na przyszłość. Nie czytaj gazet typu „Daily Mail”. Oni piszą bzdury. – Rudzielec obdarzył ją uśmiechem.

Westchnęła ciężko. Właściwie Harry siedział w jej głowie każdego dnia. Złapała się nawet na tym, że kilka razy zastanawiała się co o tej porze robi książę. Zośka, przecież nie możesz czuć coś do kogoś takiego! On jest księciem! Między wami nigdy do niczego nie dojdzie! Tak upominała się każdego dnia. Później pojawiał się ten okropny smutek: Harry nigdy nie będzie należał do niej. Brzegiem dłoni otarła pojedynczą łzę, która spłynęła jej po policzku. Trzy godziny później wylądowała na lotnisku w Gdańsku, i wsiadła w pociąg do Kołobrzegu skąd miał ją odebrać jej tata.

 

Wiedział, że wyleciała z Anglii. Czuł się tak jakby wyrwała mu serce i zabrała je ze sobą. Wiedział, że nie zobaczy jej roześmianej buźki w szpitalu, więc nie miał po co tam się pojawiać, mimo tego, że pan Adams zaprosił go na partyjkę szachów. Właściwie odkąd Zośka pojawiła się w jego życiu to pogrążył się w swego rodzaju apatii. Każdego ranka wstawał z tą samą miną, a najweselszy był w środy. Wtedy ją widywał. Mniej więcej miał tak od marca. Bo wtedy po raz pierwszy ją zobaczył. Najdziwniejsze było to, że nie czuł czegoś takiego ani do Chelsy, ani do Cressidy. Przy Zosi jego byłe dziewczyny wydawały się tak odległe, że nawet ich nie wspominał. Uśmiechnął się na samą myśl, że panienka Radecka nawet nie jest w jego typie. Zawsze oglądał się za blondynkami i to wysokimi. A „Sophie” jest brunetką, co najmniej 25 cm niższą i o kobiecych kształtach. Nie ma zbyt długich nóg. Ale w tej chwili dla niego były one idealne. I ten jej słodkawy zapach. Miał przyjemność poczuć go tylko raz i do tej pory nie potrafił go zapomnieć. Czasem wysyłał za nią jednego ze swoich ochroniarzy, by mieć pewność, że dotarła bezpiecznie do domu. W środy to sam odstawiał ją na Brixton. Paparazzi na szczęście jeszcze za nią nie łazili. Wiedział, że gdyby tylko przeczytał o niej jakąś bzdurę to zniszczyłby redakcję gazety i to własnoręcznie. Póki co Zosia była bezpieczna i tym nie zaprzątał sobie głowy. Ale co dalej… Nie mógł tak nagle narobić bałaganu w jej spokojnym życiu. Nie wiedział ile wytrzyma udając, że nic do niej nie czuje. Ta miłość uderzyła go jak grom z jasnego nieba. Jedno było pewne. Do tej pory chyba zwyczajnie nikogo nie kochał. Oczywiście od zawsze marzył o czymś taki co spotkało Williama. I każdego dnia zazdrościł mu, że ma przy sobie Kate, że nie jest z tym wszystkim sam. Jak na życzenie do drzwi Notthingam Cottage zapukał jego starszy brat.

- Czego chcesz? – Harry uniósł brew, kiedy Will kuląc się wszedł do domku. Oboje usiedli wygodnie w fotelach. Jego starszy brat wywrócił oczami widząc pudełka po gotowej żywości i bałagan panujący we wnętrzu.

- Nieźle się masz. – Mruknął i skrzywił się nieco.

- Obiecałem, że już nie będę wyjadał wam z lodówki. Dotrzymuję słowa.

- Ależ bierz co chcesz młody. Przyszedłem tu, żeby z tobą porozmawiać. Ojciec ostatnio zauważył, że nie zachowujesz się normalnie, i w środy siedzisz w szpitalu. To dobrze, ale nie przesadzasz nieco z tą pracą? – Brwii Williama wystrzeliły w górę. Harry chrząknął.

- Nie przesadzam. Dobrze wiesz, że musze czuć się potrzebny.

- Musisz czuć się potrzebny? Daj spokój. Ojcu możesz mydlić oczy. Ale ja znam cię dużo lepiej. Wiem, że jest jeszcze coś oprócz bycia potrzebnym. Chodzi o tę dziewczynę. Prawda? Tę Polkę? – Skąd Will wiedział cokolwiek o Zośce? Wcześniej nikomu o niej nie wspominał. Może jednak, ktoś widział ich razem? Lub, któryś z ochroniarzy puścił parę, a może to Ed burknął coś do sekretarza Williama lub sekretarki Kate?

- Możliwe. – odpowiedział krótko i przeniósł wzrok na brata.

- Powiem Ci tak. Jeśli tamta panienka coś dla ciebie znaczy to walcz o nią. Ja tak zrobiłem. Wiesz, że między mną a Kate nie od zawsze było tak cudownie. A teraz jest idealnie. Mamy siebie. A ty potrzebujesz wsparcia. Potrzebujesz zwyczajnie żony Harry. – Wiliam skinął głową.

- Wiem, ale naprawdę nie potrzebuję miłosnych rad. – Harry posłał bratu uśmiech, westchnął ciężko, a jego wzrok zatrzymał się na oknie wychodzącym na pałac Kensington.

- Już nie udawaj. Jedź za tą dziewczyną. Ostatni raz na urlopie byłeś jakieś trzy lata temu. Chyba najwyższy czas pojechać gdzieś i odpocząć. Albo lepiej. Znaleźć sobie żonę. – Will wybuchnął śmiechem i klepnął brata w ramię.

- Może masz rację. Muszę poprosić o zgodę babcię, albo chociaż ojca.

- Załatwione. Ja ci pozwalam. I przekaże to ojcu, a on powie babci. – William pokiwał głową.

- Jeszcze nie jesteś królem więc się przymknij. – Harry zaśmiał się pod nosem i poruszył brwiami.

- Może i nie, ale oni na pewno się zgodzą, a my w tym czasie… eee… - Will powiódł błękitnymi oczami po wnętrzu Notthingam Cottage. - … my w tym czasie przeprowadzimy tu gruntowne porządki.

- Nic mi tu nie ruszajcie. Dobra zgadzam się na sprzątanie, ale nic więcej. – Harry uśmiechnął się i wyciągnął z kieszeni telefon by zadzwonić do swojego sekretarza.

 

Zosia tak naprawdę zaczęła odpoczywać kiedy wyszła na plażę. Usiadła na białym leżaku i zamknęła oczy grzejąc się do słońca. Chciała nabrać odrobię koloru, ponieważ przez pracę w szpitalu rzadko kiedy była w zasięgu działania promieni słonecznych. Obok niej siedziała Julka i wykrzykiwała coś na temat śmiecenia na plaży. Jej rodzice spędzali czas na terenie ośrodka, gdzie korzystali z siłowni. Zosia śmiała się, że na starość nieco wariują.

- No co za ludzie! Wszędzie te puszki po piwach! Idziesz po plaży i natykasz się na puszki! – Julka skrzywiła się znacząco i włożyła do uszu słuchawki.

- Nic na to nie poradzisz. Siedź cicho. Próbuję się zrelaksować. – Zośka westchnęła i przymknęła oczy, poddając się ciepłemu słońcu. Kiedy Julka wreszcie się zamknęła, jej myśli podążyły ku jednej osobie. Był to oczywiście Harry. Naprawdę zaczynała za nim tęsknić. Momentami łapała się na tym, że czyta blogi z nowinkami o jego osobie lub sprawdza telefon o szóstej nad ranem czy, aby nie dzwonił. Wiedziała, że ta miłość nie ma przyszłości, ale miała ciche nadzieje, że jednak coś dla niego znaczy. Dlaczego to akurat on jej się spodobał? Dlaczego zaczął za nią łazić? Dlaczego pozwolił na to by się nim zainteresowała? Nerwowo zamrugała oczami, nie chciała rozpłakać się na plaży.

- Gdzie ty znowu idziesz? – Julka podniosła się i zerknęła na Zosię, która właśnie wstawała z leżaka. Musiała się przejść.

- Przed siebie. – powiedziała cicho i ruszyła w górę plaży.

Szła i szła, a po jej policzkach mimowolnie zaczęły płynąć łzy. Tęskniła za nim. Tęskniła jak szalona. Przypadkowi ludzie pytali co jej jest, a ona ich nie słyszała. Po prostu szła. Przy porcie ten chwilowy kryzys znikł. Wzięła głęboki oddech i wolnym krokiem postanowiła wrócić do ośrodka. Zdążyła obejrzeć też zachód słońca. Wieczorem spędziła czas z rodziną i postanowiła, że nie będzie już płakać. Wakacje to czas zabawy, a nie łez.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania