Poprzednie częściJak kochać? - Prolog.

Jak kochać? - Część 2.

Chłopiec był sam. Nikt go nie kochał i on nie kochał nikogo.

Miłość nie istnieje.

 

 

Waniliowe mleko, jakaś mdła sałatka z nierówno pokrojonymi plastrami ogórka, ciemne pieczywo, flakonik z białymi różami i karteczka wyperfumowana jakimiś drogimi zapachami. Sięgnął najpierw po nią. Niby nie pierwszy raz otrzymał list z zewnątrz, ale ten był specyficzny, pachnący egzotycznymi owocami. Ten był interesujący.

 

„Ładny mamy dzisiaj dzień. Idealny na pracę w ogrodzie.

Kai”

 

Nie zrozumiał, a nawet uznał to za jakiś głupi żart, więc zmiął papierek w ręce i wyrzucił go w stertę innych śmieci. Spojrzał jeszcze na niego przez chwilę, bo wciąż czuł jego przyjemną woń, a następnie zabrał się za posiłek, który z trudem przechodził mu przez przełyk.

Nie miał pojęcia, dlaczego jeszcze jadł, dlaczego jeszcze oddychał. Przecież już dawno stracił nadzieję, czuł jak jego duch powoli opuszcza jego ciało. Widział, że stał się pustym naczyniem i nawet myślał już o samobójstwie, ale nie potrafił tego zrobić. Jakaś niewidzialna siła go przed tym powstrzymywała, czyiś cichy szept zawsze uspokajał sztorm jego emocji i bezgłośnych krzyków. W końcu już przestał próbować, bo nie mógł tego zrobić. Coś mocno zakorzeniło go tu, na Ziemi.

A on sam czekał.

Nie wiedział na co, ale czekał. Był pewien, że coś się wydarzy, że nastąpi jakiś wielki przełom w jego życiu. Nie miał pojęcia, jak mogłoby to wyglądać, ale czuwał i nie przestawał tego robić, bo to chyba jedyne co mu pozostało. Ciekawość mu pozostała.

Wziął do ręki jedną z serwetek i w bardzo wyniosły sposób wytarł sobie nią usta. Kątem oka spojrzał na białe róże i zastanowił się.

To ten nowy? Ten, który rzekomo go wyciągnie z jego własnego królestwa? Niedoczekanie. Było tu tak wiele ekspertów i każdy poddał się już po pierwszym tygodniu. Nikomu nawet nie udało się nawiązać z nim kontaktu, a o opuszczeniu pokoju nie było mowy. Nie sądził, by tym razem było inaczej. Jongin nie wyróżniał się na tle swoich poprzedników tak naprawdę niczym, a nawet wydawał się jeszcze bardziej bezsilny. Nie miał szans. Nie uda mu się.

Kyungsoo uśmiechnął się krzywo, wyrzucając zmiętą serwetkę na górę śmieci.

Nie chciał stąd wychodzić. Bardzo lubił tu przebywać. Samotność, ciemność i odizolowanie. Odpowiadało mu to, sam wybrał tę ścieżkę, więc dlaczego inni nie potrafili tego zaakceptować? Kiedy zostawią go w spokoju? Kiedy przestaną próbować?

Kiedy stracą nadzieję?

 

 

- Oddał już tackę? – zapytał, leżąc na łóżku w ten sposób, że jego głowa stykała się z podłogą, a on sam widział wszystko do góry nogami.

- Musisz chwilę poczekać. Czasami trwa to dzień, czasami kilka miesięcy – westchnęła.

- Nie zamierzam tyle czekać, wybacz – prychnął. – Nie mamy tyle czasu. On umiera.

Podciągnął się do siadu nieco za szybko, bo nagle cały świat przed oczami mu zawirował, ale już po chwili wstał i chwycił w rękę flakonik z jakimiś perfumami.

- Co robisz? – Susan zmrużyła oczy, dokładnie przyglądając się małej buteleczce.

Chłopak jeszcze uchwycił jedną z białych róż, które znajdowały się w flakoniku na jego biurku i bez słowa opuścił pokój, delikatnie zatrzaskując drzwi.

Westchnęła i osunęła się na łóżko.

Zrozumienie go graniczy z cudem.

 

Uklęknął przy dębowych drzwiach i rozpylił perfumy w jego pokoju, korzystając z dziurki od klucza.

Białe róże i ten zapach w końcu staną się dla Kyungsoo potwornie sentymentalnie. Nie będzie mógł pozbyć się ich woni. A gdy tego zabraknie, zacznie tęsknić, a tęsknota pchnie ku wielkim poświęceniom.

Jongin uśmiechnął się pod nosem, kiedy usłyszał ciche pociągnięcie nosem.

Znak, jest znak, że ktoś tam faktycznie jest!

Z w y c i ę s t w o.

- Podoba ci się ten zapach? – Nie potrafił nie zapytać. – Wiesz, zapamiętaj go bardzo dokładnie, może w przyszłości cię do czegoś lub kogoś doprowadzi.

Na przykład do mnie, dodał w myślach.

- Wiesz co? Mam dla ciebie prezent, jestem pewien, że ci się spodoba – powiedział z uśmiechem. – Musisz jedynie otworzyć drzwi i go sobie wziąć.

Cisza.

- To byłoby zbyt proste, prawda? – Zaśmiał się dźwięcznie. – Nawet nie łudziłem się, że to zrobisz, ale zawsze warto spróbować – westchnął. – Wiesz, co oznaczają białe róże?

Cisza.

- Spokojnie, liczyłem się z tym, że mi nie odpowiesz. – Zaśmiał się ponownie. Rozmawianie z powietrzem było w cholerę zabawne, ale doprowadzało do szaleństwa. – Białe róże oznaczają, że jesteś wart kochania, a ja i moje uczucia są całkowicie prawdziwe, więc nie musisz się obawiać, że cię zostawię.

Cisza.

- Codziennie będę cię obdarowywał chociaż jedną białą różą, Kyungsoo. Zasługujesz na miłość – dodał nieco poważniej. Jego głos stał się zdeterminowany, przesiąknięty szczerością i prawdą. Nie było opcji, by chłopak z wewnątrz uznał go za kłamcę.

Kyungsoo potrzebował głębokiego uczucia, potrzebował Jongina, bo tylko on mógł mu te uczucie dać. Kai był jego jedyną szansą na nowe życie, na miłość, która go uratuje od samego siebie.

Miłość również skłania do wielkich poświęceń.

- Tak więc, Kyungsoo – podjął po chwili milczenia – Nie mam pojęcia, dlaczego tam się zamknąłeś, ale cię stamtąd wyciągnę. – Uśmiechnął się szelmowsko. – Ładny mamy dziś dzień, prawda? Idealny na ścinanie wszystkich niepotrzebnych kwiatów. – Westchnął. – W takim razie do zobaczenia i och, prawie bym zapomniał! Zachód słońca… nie przegap go.

I odszedł.

Kyungsoo dokładnie wsłuchiwał się w jego kroki, a gdy ucichły, uchylił lekko drzwi i wyciągnął rękę po różę, którą dla niego zostawił.

- Zachód?

Dla niego Słońce zaszło już dawno.

Zamknął drzwi i oparł się o nie plecami. Przymknął powieki i zaciągnął się różanym zapachem.

- Miłość? – Uśmiechnął się ponuro, obracając różę w palcach. Po chwili syknął z bólu, gdyż skaleczył się jednym z jej kolców. Przyglądał się szkarłatnej strużce krwi spływającej w dół jego dłoni. Obserwował jak czerwień plami biel kwiatu.

Siedział tak jeszcze przez chwile, po czym gwałtownie wstał z podłogi i pośpiesznie zaczął szukać jakiejś karteczki, a później długopisu. Odsunął zasłony okna, by mieć choć trochę światła, po czym nabazgrał na skrawku papieru kilka ledwo czytelnych słów.

 

„ Miłość jest jak róża. Uważaj na jej kolce.

 

D.O”

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • KarolaKorman 12.04.2017
    ,, I huh, ładny mamy dziś dzień,'' - to ,,I huh'' jest niezrozumiałe :(
    Zmieniłaś tytuł na polski i nie mogłam się połapać, bo awatar też zmieniłaś :)
    Tekst dalej trzyma wysoki poziom i ciekawi. Nie widziałam błędów. Fabuła nie gna za szybko, jest dobrze wyważona, 5 :)
    Nie wstawiaj tak szybko części, bo czytelnicy mają tutaj wiele innych tekstów do przeczytania i lubią też czekać na kolejną część, to wzmaga apetyt :) Pozdrawiam :)
  • MinYoongi 12.04.2017
    Dziękuję :) Będę pamiętać o tym, żeby nie wstawiać tak często.
  • Tanaris 12.04.2017
    Jak mnie wciągnęło. Dla mnie genialne. Super piszesz. 5
  • MinYoongi 12.04.2017
    Dziękuję :)
  • Pasja 19.04.2017
    Jest postęp w terapii. Kyungsoo odsłonił zasłonę i napisał krótki list. Trzymam kciuki za małego terapeutę. Miłość zwycięży. Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania