Koroner Hawk (3)
Jej dłoń z gracją wysunęła się w jego kierunku, czekała, aż koroner przywita się z nią należycie. Zgodnie z dżentelmeńską etykietą ucałował gładką, pachnącą migdałami skórę i podążył za jasnowłosą w głąb rezydencji. Zdziwiło go, że nie zastał w progu samej Rossignol, zastanawiał się, czy kobieta naprawdę tkwi w tak przeogromnej żałobie, czy to również stanowi element tej dziecinnej zabawy. Wiedział jedno – blondynka, którą przed chwilą poznał, doskonale znała się na tego typu igraszkach. Jej ciało, twarz, nawet wesołe spojrzenie, były częścią niezwykle podłego spektaklu.
– Philomela Andrix, zajmuję się wszystkim pod nieobecność madame Rossignol – przedstawiła się, gdy oboje znaleźli się w przestronnym salonie. Hawk próbował się nie rozpraszać, ale nawet do niego dotarła myśl, jak nietypowe jest wnętrze tego burdelu. Nie żeby odwiedzał je często – gdy jeszcze Rachel darzyła go wielką miłością, a konkretniej, nim zostawiła go dla tłustej świni z bankowości, zaszczepiła w nim pewne przyzwyczajenie. Po pracy wracał w ramiona cudownej, pięknej i mądrej kobiety, która w dodatku owijała go sobie wokół palca jak żadna inna. Była świetna w łóżku, nigdy im się nie nudziło. Nawet Rossignol brakowało tego sprytu i osobowości. Nie czuł potrzeby, żeby kiedykolwiek w ciągu tamtych filmowych siedmiu lat zajrzeć choćby kątem oka do domu publicznego, a co dopiero spojrzeć na inną. To pomagało mu w śledztwach, gdy przestępcami okazywały się pociągające, młode nimfomanki, których chyba największym marzeniem był stosunek z funkcjonariuszem na służbie. Rachel miała jednak paskudną wadę, która w przeciwieństwie do związku Hawka z Margot, ich akurat poróżniła. Nadal w pamięci miał jej słowa, gdy odchodziła: „Seks z tobą był świetny, ale o stokroć bardziej wolę pełny portfel i inną kolię na każdą minutę mojego życia”. Musiał przyznać, że go to wówczas dobiło. Przypomniał sobie Margot i to, jak ona była wobec niego oddana. Żałował, że ją opuścił, ale tylko przez chwilę. Finalnie pochłonęła go praca i ciągle wiszące nad nim widmo morderstw i wszelkiego plugastwa.
– Maverick Hawk, koroner. Madame Rossingol zapewne uprzedziła was, że przeprowadzę dzisiaj śledztwo – powiedział, uważnie ją obserwując. Nie odpowiedziała, skinęła tylko głową i złapała stojącą na przeszklonym stole butelkę białego wina. Spojrzał na nią nieco dokładniej, niż przy wejściu. Miała lekko odstające uszy i paskudną bliznę na szyi, tuż pod włosami, która zakrywała jej część ucha. Wyglądała na pozostałość po silnych oparzeniach, jednak w żadnym innym miejscu na szyi, bądź dekolcie, nie występowała podobna zmiana. U lewej ręki nie miała dwóch paznokci, co próbowała ukryć, nosząc aksamitne rękawiczki.
– Jeśli uważa pan, że morderca jest wśród nas, to grubo się pan myli – odparła, wracając do koronera. Podała mu pusty kieliszek i nalała do niego wina, zmysłowo dotykając jego dłoni.
Przypominała mu niedoświadczoną dziewczynkę, która próbowała jarmarcznymi sztuczkami zwrócić na siebie uwagę starszych chłopców. Zachowywała się w zbyt oczywisty sposób i był pewny, że w życiu nie miała do czynienia z prawdziwym detektywem. Prawie tak pewny jak tego, że w ten sposób omamiła niezliczoną ilość policjantów ze Scotland Yard. Znała dużo pięknych kłamstw i operowała ciekawą kobiecą machinacją, ale to było nadal zbyt mało, żeby go przechytrzyć. Postanowił jednak do pewnego momentu założyć odpowiednią maskę i rzucić się w ten zwodniczy taneczny wir, który piękna Andrix popędzała rogatym batem.
– Przesłuchanie jest jednym z obowiązków, które mam w swoim repertuarze. I, niestety, wyklucza on spożycie alkoholu. Trzeźwość władz umysłowych to jedna z istotniejszych rzeczy w śledztwie.
– No tak. Niech pan wybaczy, jestem trochę zagubiona, w ogóle o tym nie pomyślałam. Nie potrafię wrócić do normalnego życia po śmierci Crecerelli. Była dla mnie jak siostra, dla nas wszystkich…
– Panno Andrix, muszę przesłuchać inne dziewczyny. Gdy przyjdzie pani kolej, wrócę tutaj. Proszę zabrać mnie do… – tutaj rzucił okiem na notatnik. – Migueli Acevedo.
– Miguela nie potrafi zbyt dobrze mówić po angielsku.
– Spokojnie. Znam trochę hiszpański.
***
– Koroner Maverick Hawk – podał dłoń Hiszpance. Uścisnęła ją mocno, posyłając mu wymuszony uśmiech. – Będę cię przesłuchiwał, gwoli ścisłości.
– Wiem. Mów.
Nim zdecydował się zadać pierwsze pytanie, wyjął pustą kartkę z klasera, cały czas patrząc na Miguelę kątem oka, i powoli przesunął skrawek papieru po stole w stronę kobiety. Udało mu się zobaczyć trzy rzeczy. Tatuaż nad obojczykiem, bliznę po nożu na barku i podobnie jak Philomela, miała wyrwane paznokcie. Cztery.
– Jak tutaj trafiłaś? Jeśli będzie ci łatwiej, możesz pisać – upewnił ją, kładąc przy karteczce również ołówek.
– La senora Rossignol, zobaczyła mnie na egzekucji, gdy przebywała w Hiszpanii. Byłam poszukiwana za zamordowanie ojca. Mieli mnie wieszać. Ella me salvo.
– Czyli jesteś jej wdzięczna – stwierdził. Coś mu mówiło, że każda z prostytutek pod jurysdykcją Margot żywiła wobec niej tego typu uczucie.
– Si.
– Czy ktoś tutaj był ci wybitnie bliski?
Miguela zawahała się przez moment, nerwowo mrugając oczami.
– Jest. Philomela. Jest miła, dobra. Y confio en ella por completo.
– Rozumiem. Byłaś w wojsku, prawda?
Przez chwilę milczała.
– Si.
– Kim był twój ojciec?
– Mogę zadać pytanie? Maverick.
– Oczywiście.
– Skąd wiesz, że byłam w wojsku?
– Blizny na kłykciach, delikatne wgłębienie po ranie postrzałowej. Bokser, albo żołnierz. Ale upewnił mnie tatuaż hiszpańskiej partyzantki. Teraz ja. Kim był twój ojciec?
– Generałem. Mój oddział miał za zadanie go pojmać. Mi się udało. Zabiłam go.
– Dlaczego?
– Dowódca zapewniał, że to będzie dobre dla Hiszpanii. A ja go nienawidziłam. Ojca.
– A Rossignol uratowała cię od niechybnej śmierci. Dobrze. Teraz bardziej konkretne pytanie. Crecerella Chivutti. Znałaś ją, prawda?
– Oczywiście. Prawa ręka madame.
– Jakie relacje cię z nią łączyły? Jaka była twoim zdaniem?
– Cress? Byłyśmy sobie obojętne. Ale ona i Philomela. No se gustaban mutuamente.
– Jeszcze jedno. Kojarzysz ten zegarek?
– Tak. Ręcznie zdobiony, na zamówienie. Nosił go baron Chavechette.
– Co się z nim stało?
– Nic. Ostatnim razem był u Philomeli, pewnie go zostawił. Tak się zdarza.
– Dziękuję, Miguelo. Na ten moment tyle mi wystarczy. Poprosisz Narcisse?
– Si, Maverick.
Komentarze (6)
Pozdrawiam.
Znowu tropy wskazują na Phil. No ciekawe, ciekawe. Idę dalej.
Dzięki za komentarz!
Gdzieś w tle wspomnienia miłosne Hawka.
Pozdrawiam
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania