Kowalska - część 1

Drzwi klasy otworzyły się z hukiem.

– Kowalska, do dyrektora! – krzyknęła woźna Zofia.

– Co znów zrobiła? – zapytał zza biurka profesor Kindział.

– Nie wim, panie psorze, dyrektor kazoł, to wołom.

– Idź, Kowalska.

Dziewczyna poczłapała za woźną Zofią po labiryncie szkolnych korytarzy. Kobieta zapukała do wielkich drzwi z ledwie widocznym napisem – DYREKTOR.

– Wejść – dobiegł niski głos.

– Przyprowadziłam Kowalską.

– Dobrze, nich wejdzie.

Dorota Kowalska była wysoką blondynką, za którą oglądali się wszyscy chłopcy w szkole. Oprócz urody miała też jednak zwyczaj wpadać w ciągłe kłopoty. Dyrektor Jątczak nie potrafił już zliczyć jej wybryków. Do najsłynniejszych należał wybuch, który spowodowała podczas lekcji chemii. Profesor Aufgen do dziś nie wrócił do pracy. Wypadł wtedy, odrzucony siłą eksplozji, przez okno z trzeciego piętra. Cudem nie stracił życia, lądując na plandece rozciągniętej przez strażaków, którzy akurat robili pokaz dla szkoły.

Innym razem Kowalska podczas zajęć z wychowania fizycznego, tak niefortunnie rzuciła piłką lekarską, że zmiażdżyła drogi zegarek wizytatorce z kuratorium. Ta wpadła w furię i kontrolowała szkołę przez następny miesiąc. Podczas wycieczki do Krakowa dziewczyna zginęła opiekunom. Szukali jej wiele godzin i znaleźli bawiącą się w najlepsze w nocnym klubie.

Dyrektor podrapał się po łysej czaszce.

– No Kowalska, niedobrze, niedobrze.

„O co mu znów chodzi?” – pomyślała dziewczyna. „Przecież nic nie zrobiłam”

– Jankiewicz stoi na dachu i grozi, że skoczy z niego.

– A co ja mam z tym wspólnego? – zapytała Dorota.

– Powiedział, że nie chciałaś z nim pójść do łóżka i nie chce dalej żyć.

– Co?

– Jak się odzywasz do dyrektora.

– Proszę?

– Co proszę?

– No bo jak nie co, to proszę.

– Ty jednak nie jesteś normalna, co ty wygadujesz?

– O Jezu – westchnęła Kowalska.

Drzwi gabinetu otworzyły się i wpadła do niego wzburzona katechetka Zduńska.

– Nie bluźnij, zdziro! – krzyknęła.

– Pani Zduńska, znów pani podsłuchiwała.

– Co, ja, nie, skąd. Przechodziłam tylko.

– Jak Jankiewicz? Skoczył.

– Nie, jeszcze nie. Wszyscy czekają. Przyjechała telewizja i dziennikarze z prasy – powiedziała już z zadowoleniem katechetka Zduńska.

– Ma pani te nasiona kwiatków, które mi pani obiecała? – zapytał dyrektor.

– Oj, zapomniałam, jutro przyniosę. Ale teraz lepiej nie sadzić panie dyrektorze.

Kowalska patrzyła i słuchała ze zdziwieniem. Korzystając z okazji, wycofała się powoli za opowiadającą z ożywieniem katechetkę. Drzwi były otwarte. Czmychnęła więc szybko i pobiegła schodami prowadzącymi na dach.

Po chwili znalazła się na szczycie budynku szkolnego. Ujrzała stojącego na krawędzi dachu Jankiewicza. Zaczęła iść w jego stronę.

– No dobra, prześpię się z tobą – powiedziała niechętnie.

– Och, najdroższa – odparł Jankiewicz.

Wtem dobiegł ich krzyk dyrektora i katechetki, którzy pobiegli za Kowalską.

– Stój! Nie zbliżaj się do niego.

Pedagodzy pędzili w stronę Jankiewicza, który odsunął się lekko, żeby w niego nie uderzyli. Katechetka poleciała pierwsza, dyrektor również nie zdążył wyhamować. Kowalska i Jankiewicz usłyszeli tylko następujące szybko po sobie plaśnięcia.

– Jak Małysz! Jak Żyła albo Stoch! Brawo! Brawo! – dobiegły ich okrzyki tłumu stojącego na dole przed budynkiem szkoły.

 

CDN…

Średnia ocena: 4.4  Głosów: 9

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • KarolaKorman 24.02.2015
    To było super. Zostawiam 5 :)
  • Nie podoba mi się tytuł ale to sprawa osobista. Do tego głupota. Naprawdę można chcieć skoczyć z dachu bo dziewczyna okazała się nie być puszczalska? Jeżeli ma być to komedia to dobrze.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania