Kowalska - część 5
Dziś klasa Kowalskiej miała zaplanowany wyjazd na basen. Zawsze korzystali z miejscowej pływalni, jednak zamknięto ją w tym tygodniu po niespodziewanym ataku piranii, które w niewytłumaczalny sposób wypłynęły z otworów filtrujących wodę i zaatakowały jednego z ratowników.
Mieli pojechać do oddalonej o pięćdziesiąt kilometrów miejscowości. Autokar czekał już na szkolnym dziedzińcu. Przy wejściu stał nauczyciel wychowania fizycznego Wiesław Bąk i katechetka Zduńska. Oni właśnie mieli być opiekunami grupy. Kowalska postawiła stopę na pierwszym stopniu wejścia do autobusu.
– Stój Kowalska! – odezwała się Zduńska. – Masz klapki, czepek i kostium?
– Tak, przecież pierwszy raz nie jadę na basen, nie?
– Jak odzywasz się do pani katechetki – wtrącił się Bąk.
– A jak mam się odzywać? – zapytała Kowalska.
– Grzecznie.
– No przecież mówię grzecznie, że pierwszy raz nie jadę na basen, więc wiem, że należy zabrać klapki, czepek i kostium.
– Będę miał na ciebie oko – pogroził palcem Bąk. – Wchodź.
„Dupek” – pomyślała Kowalska. Weszła do środka. Fotel kierowcy był pusty. Silnik pracował. Kowalskiej zaświtała myśl, że jeszcze nigdy nie prowadziła autobusu. Kiedyś kuzyn dał jej pojeździć starym maluchem, ale teraz miała w zasięgu ręki potężny, wielki pojazd. Nie namyślając się długo, wskoczyła na stanowisko kierowcy, zwolniła ręczny, wdusiła sprzęgło, nacisnęła gaz, zwolniła raptownie sprzęgło. Maszyna wyrwała się do przodu. Z tyłu rozległy się wrzaski uczniów, którzy nie zdążyli jeszcze usiąść i teraz przewracali się jeden na drugiego.
– Kowalska! Kowalska! Zwariowałaś? – krzyczeli przerażeni.
W bocznym lusterku mignęli biegnący za autokarem Bąk i Zduńska. Kowalska przyspieszyła. Okrążyła szkolny plac i zatrzymała się w tym samym miejscu, z którego wyruszyła.
– Jesteś nienormalna! – krzyczał Bąk, który wpadł zdyszany do środka pojazdu. – Wychodź natychmiast. Nigdzie nie jedziesz.
– No co. Było wolne miejsce, to sobie usiadłam.
– Kpisz ze mnie?
– Ja? Nigdy w życiu. Nie może mnie pan zostawić bez opieki samą w szkole.
– Bezczelna. Siadaj z tyłu i ani słowa więcej.
W końcu odnalazł się kierowca, który jak się okazało poszedł na piwo. Musiał ich wypić dużo więcej niż jedno, gdyż zataczał się i bełkotał niezrozumiale pod nosem.
– Ju … juuuż jedz … jedziemy.
– On jest pijany – stwierdziła katechetka Zduńska.
– Ja … jaja … nie jeeestem pijany, kochana. Siadaj. Zaa … aaamykam drzwiczki i jaaaazda.
Nim się zorientowano, kierowca ruszył z piskiem opon. Wypadł za bramę i skierował autobus w zaplanowanym kierunku. Zduńska padła na kolana i zaczęła się modlić. Bąk nie wiedział, co zrobić i siedział, patrząc osłupiałym wzrokiem na prowadzącego pojazd. Dziwnym zbiegiem okoliczności nie spotkali po drodze żadnego patrolu policji i wkrótce zbliżali się do celu podróży. Kierowca jadąc, nadal przekraczając dozwoloną prędkość, odwrócił się do Zduńskiej.
– Pani! – krzyknął. – Pani, gdz … gdzie teeen basen?
– To pan jest kierowcą – odparła katechetka.
Autokar zatrzymał się raptownie. Uczniowie pospadali z siedzeń.
– Dalej nie jadę – stwierdził kierowca. – Niech się pani dowie gdzie ten basen.
– Jak mam się dowiedzieć?
– Się pani zapyta kogoś, nie?
Zatrzymali się na przedmieściach w jakieś obskurnej dzielnicy. Stały tam obdrapane, zaniedbane domy. Zduńska zobaczyła grupkę ludzi.
– Otwórz pan – krzyknęła do kierowcy.
Psssssst! Drzwi się rozsunęły. Zduńska wyszła i skierowała się w stronę stojących. Zbliżając się do nich, zauważyła, że jest tam jeden mężczyzna, ubrany w skórę i wytatuowany. Wisiały na nim trzy ubrane w minispódniczki młode kobiety. „Fuj, co za ohyda” – pomyślała Zduńska.
– Przepraszam – zwróciła się jednak w ich kierunku. – Jak dojechać do basenu?
Mężczyzna spojrzał na nią tępo.
– Chcemy się wymoczyć, co? – zapytał.
Zduńska nic nie odpowiedziała.
– Powiedz jej – odezwała się jedna z kobiet.
– No dobra. Widzi pani tego chłopca, tam.
– Którego? – zapytała katechetka.
– No tego, kurwa, który bawi się prezerwatywami.
„Boże, gdzie ja trafiłam?” – myślała Zduńska.
– Jedźcie w jego stronę i tam trzeba skręcić w prawo. Tam będzie taki klub dla gejów. Miniecie go i skierujecie się na salon masażu erotycznego. Będzie widać z daleka napis „Tanie lanie”.
Zduńskiej zaczęło się kręcić w głowie.
– Za salonem skręcicie w lewo. Tam będzie sex-shop. Stamtąd już blisko. Trzeba minąć jeszcze kino porno i za nim jest basen.
Katechetka rzuciła się do ucieczki.
– Aha! – krzyknął za nią mężczyzna. – Za kinem jeszcze musicie skręcić w prawo i minąć bar dla lesbijek.
Zduńska, zatykając uszy, biegła dalej przed siebie. Minęła autokar z patrzącymi na nią ze zdziwieniem uczniami. Biegła i biegła. Wpadła na środek drogi i zatrzymała przejeżdżający samochód. Wymachując rękoma, mówiła coś do siedzącej za kierownicą osoby. W końcu wsiadła i pojazd odjechał.
Tymczasem w autokarze kierowca zasnął pijackim snem. Bąk kiwnął na wytatuowanego mężczyznę i trzy kobiety. Podeszli i wsiedli do środka.
– Kowalska! – krzyknął Bąk. – Siadaj za kierownicą.
Pojechali trasą, która tak przeraziła katechetkę. Kowalska tym razem jechała wolno. Z tyłu zaczynały dobiegać głosy podekscytowania przy mijanych, poszczególnych punktach orientacyjnych.
– Kowalska, super!
– Nie spiesz się, Kowalska!
– Patrzcie, sex-shop! Zatrzymaj się, Kowalska!
Dziewczyna spełniła życzenie uczniów.
– Co jest? – odezwał się Bąk. – Jedź dalej Kowalska.
Jednak było już za późno. Z autokaru wylał się tłum młodzieży i pobiegł w kierunku sex-shopu.
– Stać! Stać! – krzyczał za nimi Bąk.
Co działo się dalej, lepiej nie pisać. Długo jeszcze wspominano tę wycieczkę na basen. Wszyscy chcieli teraz przyjaźnić się z Kowalską, która zafundowała im niezapomnianą przygodę.
CDN…
Komentarze (1)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania