Lekko oniryczna opowieść o Matusze V
Matusze wiódł życie. Ani dobre, ani złe. Po prostu życie. Teraz po swojej śmierci musiał znaleźć inny punkt zaczepienia. A tym punktem stała się przeszłość. W jego kosmosie pojawiły się drzwi historii, a on przytłoczony nicością i pustką te drzwi bez wahania otworzył. Przeszedł przez nie, dość pewnym krokiem, który z pewnością tak pewny by nie był, gdyby Matusze wiedział, że już za moment, po raz pierwszy w swoim życiu i nieżyciu, spotka uczucia. Uczucia, które nie są faktami, lecz bardzo potężnymi duchami.
Dusza Matusze, jak dotąd niedotknięta uczuciami, po wejściu w przeszłość natychmiast została zamieszkana przez duchy tęsknoty. Zazwyczaj muszą one walczyć o swoje miejsce, atakują i przepędzają inne uczucia, co jest przeważnie dość proste. Taka radość i nadzieja, to duchy bardzo wątłe i płochliwe, łatwo je przegonić. Mogą oczywiście być silniejsze i odporne na ataki. Wszystko zależy od warunków, klimatu jaki panuje w danej duszy, duchów, które znajdują się tam na stałe i tego, co tam właściwie w niej rośnie. W sprzyjających warunkach radość bujnie się rozwija, wydaje pąki uśmiechów i dobrych myśli. Ale w Matusze do pokonania była tylko pustka.
I tak tęsknota wlała się w niego, niczym we specjalnie ku temu przygotowane naczynie i wypełniła go po brzegi. Zazwyczaj jednak tęsknota, zanim kogoś wypełni, krąży i kotłuje się po ziemi, czając się na zdjęciach, skrywając między wierszami lub kamuflując pod płaszczem nut, które zagrane wystrzelają ją z siebie, przygotowaną do ataku.To duch wielce niespokojny, groźny, bo rozdarty. Jedną nogą w przeszłości, bez której nie mógłby istnieć, szuka wyrazu w teraźniejszości. Jak każdy duch uczuć zresztą, który potrzebuje dusz ludzkich, by istnieć.
Tęsknota zawładnęła więc Matusze, wdarła się w jego duszę i zaczęła rosnąć, w zawrotnym tempie. I on sam doprawdy nie wiedział, za czym wtedy tak tęsknił. Może za możliwością milczenia, gdy inni mówili, może za lasem lub zapachem deszczu i tymi momentami, gdy w słoneczne dni, nagle zaczynały nadciągać ciemne, burzowe chmury. A może nawet, choć nigdy tego nie przyzna (nawet po swojej śmierci) - za ludźmi.
Faktem jest jednak, że zawładnął nim ten duch. Matusze wykonał więc gwałtowny zwrot i szarpnął za klamkę. Drzwi oczywiście były zamknięte, a on sam znalazł się w emocjonalnym pokoju tortur. Stojąc w przeszłości, z tęsknotą na ramieniu. Ach tak, bo tęsknota wzięła sobie trochę istnienia z duszy Matusze i korzystając z tego, że są w kosmosie, przyjęła formę. Jaka to była forma? Dla niej dowolna, zaś dla niego nieuchwytna, nieustępliwa i bardzo, bardzo ciężka.
Matusze lekko ugięty pod jej ciężarem, zaczął rozglądać się po pokoju przeszłości, szukając jakiegokolwiek rozwiązania. Może nie zauważył okna lub przeoczył ukryty gdzieś klucz do drzwi? Lecz w momencie, gdy to ziarenko myśli pojawiło się w jego głowie, wiedział natychmiast, że odpowiedź na te pytania brzmi “nie”.
Tymczasem tęsknota chwyciła go mocno za brodę i z wielką, bezlitosną satysfakcją, kazała mu patrzeć, na to co było, na minione, a przede wszystkim na utracone. I jak to bywa z uczuciami, o czym Matusze przekonał się właśnie wtedy, nie mógł ich zatrzymać. Zamykał oczy, ale i tak wszystko widział. Stawał w miejscu, ale podróż po przeszłości z jego prywatnym przewodnikiem trwała w najlepsze. Po drodze, do tej przymusowej i dość tragicznej wycieczki, dołączyły nawet smutek i żal. A Matusze nie wiedział, co właściwie ma z nimi zrobić, więc dodatkowo swoją niewiedzą przyciągnął zabłąkaną bezradność.
W pewnym momencie wpadł nawet na całkiem sprytny pomysł, by upchać te uczucia, zgnieść w jakimś dalekim zakamarku duszy i zająć się czymś innym. Truchtał trochę po pokoju, z wielkim zaangażowaniem badał każdą ścianę, każdą płytkę w podłodze. Ba, nawet zaczął poddawać głębokiej analizie wykonanie drzwi, które tak bezczelnie go uwięziły. Ale duchy uczuć w moment odzyskały swobodę, wychyliły się z ukrycia, powróciły do swojego standardowego kształtu, niczym uprzednio zgnieciona gąbka.
Matusze szamocząc się tak, sam ze sobą, ostatecznie zrezygnował. I ta rezygnacja go uratowała. Wyprostował się, spojrzał przed siebie. I wtedy pokój zamienił się w korytarz. A on zaczął iść. Wciąż otoczony przeszłością, ale naprzód.
W trakcie przerwy, odpoczywając po długim marszu, trochę poukładał duchy uczuć w swojej duszy, tak żeby było im nieco wygodniej, bardziej komfortowo. W ten sposób pogodził się z nimi, pozwolił im zostać. Nawet jeśli tymi duchami były tęsknota, smutek i żal. Na jakiś czas utworzył z nimi “my”, bo wiedział że w końcu nadejdzie ich czas i wtedy da im odejść. A na razie jedyne co może zrobić, to iść. Nie bacząc na to, że jego krok jest cięższy, spowolniony, bez wyrazu, a na swej drodze spotyka wyłącznie przeszkody ze wspomnień.
Komentarze (7)
Pozdrawiam ;)
2 x przed siebie. To drugie można właściwie usunąć.
Dzięki temu rozdziałowi znacznie lepiej zrozumiałem poprzedni, który sam w sobie był nieco niejasny. Teraz wszystko się ładnie układa w całość.
Opanowany tęsknotą, żalem i smutkiem Matusze jest w raczej słabym położeniu. Nie żyje, więc nie bardzo ma jak zmienić swoje położenie. Aby zastąpić tęsknotę, potrzebne byłoby uczucie od niej silniejsze, bodziec, który pochłania całą uwagę i pozwala skupić się na tym co nowe. Być może to właśnie znajdzie Matusze idąc korytarzem. Ale skoro nie żyje, czy będzie w stanie aktywnie uczestniczyć w wydarzeniach, tak aby zdobyć uczucie mocniejsze od tęsknoty? Czy Matusze ma przyszłość?
Jest też inne rozwiązanie. Tęsknotę, Żal i Smutek można pokonać Zapomnieniem. Zapomnienie przypomina Pustkę, ale ma tę dodatkową zaletę (i wadę jednocześnie), że wypełnia duszę bardzo szczelnie i o ile broni do niej dostępu, to samo też nie chce wyjść. Czasem pozostaje już na zawsze paraliżując wszystko. Zapomnienie to taka udawana Pustka w Pustce.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania