Maciek cz.1

1978/79

 

Szybko i skutecznie mnie załatwili, fakt.

- Lubisz piwo?

- Nie, niespecjalnie

- To my skoczymy tu naprzeciwko na kufelek, zaraz wrócimy! – I ani się obejrzałam, a zostałam sama ze stertą bagaży. No, za pięć minut to oni z tej knajpy nie wrócą, to pewne. Co można ze sobą zrobić w takiej nieciekawej, malutkiej poczekalni dworca autobusowego, kiedy w dodatku na dworze smutno, szaro, mokro i w ogóle wstrętnie? Te piękne, kolorowe narty w zestawieniu z chlapą na dworze muszą budzić uśmiech każdego.

- Czy czekam na autobus do Żywca? Nie, my jedziemy do Zawoi. A może korzystniej byłoby pociągiem, sprawdzał pan na dworcu? Tak, z Suchej jest połączenie do Żywca, byłam w tych okolicach w zeszłym roku.

- Jaki pan, Maciek jestem. – Wyciąga do mnie rękę.

- Anka.

- Kiepska ta pogoda na narty, a ja jadę na kurs instruktorów narciarskich. Mam nadzieję, że za Żywcem znajdzie się trochę śniegu. A wy na jakiś studencki obóz?

- Tak, zimowisko klubu turystycznego Politechniki Gdańskiej. Chociaż ja akurat na przyczepkę, studiuję farmację.

- Naprawdę? Ja też jestem z Trójmiasta i też studiowałem na PG!

W krótkim czasie dowiaduję się, że Maciek skończył politechnikę dwa lata temu i choć w Fifach nie był, zna tam sporo ludzi. Studiował fizykę techniczną i pasjonuje się jej zastosowaniem w biologii i medycynie. Już w tej luźnej, towarzyskiej rozmowie zorientowałam się, że jego wiedza z dziedziny biologii, antropologii, genetyki i czego tam jeszcze, jest tak imponująca, aż zrobiło mi się wstyd, że kiedyś chciałam zdawać na biologię.

- Zobacz, co teraz czytam – Wyciąga z plecaka i prezentuje mi z dumą „Nagą małpę” - słyszałaś może o niej?

- Czy słyszałam? To przecież najnowszy bestseller! Jak udało ci się go zdobyć? Zazdroszczę!

- Mam takiego zakręconego kolegę, biologa – saksofonistę. Pożyczyłem od niego, ale chętnie ci zostawię, mam jeszcze kilka innych książek. Będziesz miała co robić, bo na śnieg średnio się zanosi.

- Byłoby super, ale jak ci oddam?

- Wpadnę do was któregoś dnia z sąsiedzką wizytą, to sobie odbiorę. Może spotkam też kogoś ze znajomych?

- Tylko pospiesz się, bo muszę wyjechać już w Nowy Rok! - wołam jeszcze za nim, bo właśnie podstawiają autobus do Żywca.

 

Nie pamiętam, czy już wtedy zauważyłam, że Maciek ma „to coś” co powoduje, że oglądają się za nim dziewczyny. Ale jeśli nawet, to automatycznie wyłączyło go to z moich zainteresowań – zawsze miałam zbyt mało ambicji i zbyt niskie poczucie własnej wartości, żeby sięgać wysoko. Zresztą głowę miałam znowu zaprzątniętą Krasnalem. Spotkałam Go na dworcu w Gdyni; on też jechał na zimowisko i to całkiem niedaleko. Pojawiał się w moim życiu i znikał. Na mój widok rozjaśniał się cały, tak jak dzisiaj na dworcu, a potem nie odzywał się całymi miesiącami. Zastanawiałam się, co to oznaczało, że Krasnal liczył, jak daleko jest z Zawoi do Raczy i dopytywał, jak długo tam będę. Czyżby też miał zamiar mnie odwiedzić? No i żałował, że nie jedziemy jednym pociągiem, bylibyśmy choć kilka godzin razem... Może wreszcie zrozumiał, że zaraz idzie na rok do wojska, a kiedy wróci, będzie już za późno? Tylko, że dla mnie chyba już było za późno, miałam dość tej ciągłej huśtawki. Chociaż gdyby przyjechał do mnie na Sylwestra, to kto wie?

 

To było dziwne, inne od wszystkich zimowisko. Przede wszystkim brak śniegu spowodował, że narty stały porzucone w kącie. Nie powiem, żeby szczególnie mnie to martwiło, bo mimo kilku prób, ciągle jakoś z narciarstwem nie było mi po drodze. Jeździliśmy i chodziliśmy trochę po okolicy, robiąc wycieczki do ciekawszych miejsc. Śpiewaliśmy przy gitarze, graliśmy w Monopol i karty. Niestety, tak się złożyło, że ekipę tym razem w większości stanowiły pary, które spędzały wolny czas ze sobą, a mnie brakowało towarzystwa. Oczywiście był też Zając, stały uczestnik większości zimowisk. Znany z tego, że nie przepuści żadnej wolnej dziewczynie, w naturalny sposób zwrócił się do mnie, choć już kiedyś dałam mu kosza, mówiąc, że nie chcę być pucharem przechodnim. Flirtowałam z nim trochę z braku laku, bo póki co ani Krasnal, ani Maciek się nie pojawili, a Sylwester zbliżał się coraz szybciej. Książkę już dawno przeczytałam, przypuszczając, że Maciek może wpaść w każdej chwili. Czyżby tam, pod Żywcem, mieli jednak śnieg? Widać tak czy siak dobrze się bawi, skoro nie pamięta, że powinien odebrać pożyczoną książkę. No, ale to już nie mój problem! A zresztą – nie przyznałam się, ale ja też znałam Wojtka, biologa – saksofonistę. Tak się złożyło, że waletował w sylwestrową noc na poprzednim zimowisku w moim łóżku. I było to tak sympatyczne i nienachalne doświadczenie, że rano pożegnaliśmy się uśmiechem. To miłe wspomnienie sprawiło, że uznałam konieczność oddania pożyczonej książki za doskonały pretekst, aby się Wojtkowi przypomnieć.

Maciek pojawił się dopiero wieczorem w Sylwestra. Ucieszyłam się, że będę miała towarzystwo do zabawy, chociaż na tańce specjalnie się nie zanosiło, raczej na wspólne śpiewanie i nieco bardziej „bogatą” kolację. Później, przed północą, mieliśmy zabrać do plecaków szampany i inne napitki i pójść na pobliską górę, by tam przywitać Nowy Rok i złożyć sobie nawzajem życzenia. Oczywiście, jak się okazało, Maciek znalazł tu parę znajomych osób, jednak spędzał ten wieczór głównie ze mną i na górę poszliśmy razem, budząc parę zazdrosnych spojrzeń. Było wesoło, szampan lał się dookoła, wszyscy się obcałowywali, a Zając jak mógł wykorzystywał sytuację. Jednak kiedy stanęłam naprzeciw Maćka, poczułam się skrępowana. On jednak zupełnie swobodnie ucałował mnie w oba policzki i podał kubek z szampanem.

- Nie wypiliśmy jeszcze bruderszaftu, teraz jest okazja! – Stuknął się ze mną swoim kubkiem. I wtedy jak w kiczowatym filmie zaczął padać śnieg.

Zbiegaliśmy z góry coraz szybciej, bo opady śniegu zamieniały się w coraz większą zadymkę. Maciek opiekuńczo trzymał mnie za rękę, żebym się gdzieś nie potknęła. Na dole warstwa białego puchu była już całkiem spora i moje ciche nadzieje na waletowanie nowego znajomego we wspólnym łóżku spełzły na niczym. Obawiając się problemów z komunikacją, Maciek postanowił od razu ruszyć na przystanek, zanim drogi całkiem zasypie. Wziął jednak ode mnie numer telefonu, bo jak stwierdził, nie zdążyliśmy pogadać o książce i musimy się spotkać po powrocie. Ja zresztą też za parę godzin miałam wracać do domu – system zblokowanych zajęć na uczelni był nieubłagany i nie dało się opuścić ani jednego dnia. Już w pociągu dowiedziałam się, że za bardzo się pospieszyłam – nocna zamieć okazała się początkiem zimy stulecia i wszystkie zajęcia szkolne zostały zawieszone do odwołania. Dobrze chociaż, że udało mi się dotrzeć do domu, bo kilka godzin po moim powrocie cały transport stanął.

 

* * *

Następne częściMaciek cz.2 Maciek cz. 3 Maciek cz. 4

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Margerita 2 miesiące temu
    Fajne, aż dziw, że tak pusto

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania