Poprzednie częściMaciek cz.1

Maciek cz.2

Zajęć nie było, miasto sparaliżowane śniegiem funkcjonowało na pół gwizdka, a telefon milczał. Nie dzwonił ani Maciek, ani Krasnal, chociaż obydwaj obiecywali. Może Maciek został dłużej w górach, skoro spadło tyle śniegu? Ale Krasnal miał się pożegnać przed pójściem do wojska, a skończyło się jak zawsze! Powrót na zajęcia powitałam więc z pewną ulgą.

Wchodząc do szkoły mam zwyczaj rzucić okiem na tablicę ogłoszeń. To, co zobaczyłam tam dzisiaj, wprawiło mnie w osłupienie. Na ramie ktoś przypiął pinezką kartkę:

 

Anka z Zawoi!

Zgubiłem Twój telefon. Czekam na Ciebie w Delicjach

w piątek i sobotę między 17 a 18

Maciek

 

Ładny numer! Wydawało mi się, że wszyscy wiedzą, że to o mnie chodzi, więc rozglądając się wokoło jak złodziej, szybko zdarłam kartkę.

- A jednak coś we mnie zobaczył – kołatało mi w głowie przez cały dzień. Przecież gdyby chciał tylko pogadać o książce, nie fatygowałby się aż tak, żeby mnie znaleźć. Oczyma wyobraźni już widziałam zazdrość koleżanek, kiedy on przyjdzie po mnie na uczelnię, albo kiedy „przypadkiem” wypadnie mi jego zdjęcie z zeszytu. Układałam sobie, jak się ubiorę na to spotkanie, co powiem, jak się będę zachowywała... Początkowo planowałam nawet odrobić piątkowe ćwiczenia, żeby mieć wolne popołudnie, ale potem pomyślałam sobie, że do 18 powinnam zdążyć. A jak trochę poczeka, to i dobrze. W ostateczności spotkam się z nim w sobotę, gdybym w piątek nie zdążyła.

Plany planami, jednak w piątek leciałam z dworca jak głupia. A właściwie na przemian, to leciałam, to przystawałam, wymyślając sobie w duchu, że przesadzam z oczekiwaniami. Maciek już był, poderwał się od stolika na mój widok.

- Super, że jesteś! Nie wiedziałem, kiedy będziesz mogła przyjść, ale skoro dziś piątek, to na sobotę też możemy coś zaplanować! Jest tyle śniegu w lasach za Witominem, moglibyśmy jutro wybrać się na narty...

Jakbym dostała obuchem w głowę!

- Może raczej na łyżwy? - Uśmiechnęłam się kokieteryjnie.

- Nie lubisz nart?

- Wolę łyżwy. - odpowiedziałam dyplomatycznie – A zresztą... nart nie mam.

- To gorzej – Mina mu się wydłużyła – gdybyś nie lubiła, przekonałbym cię, że nie masz racji, ale skoro tak... Niech będą łyżwy!

Odetchnęłam. Lodowisko to dla mnie pewniejszy grunt. A jeszcze lepiej poczułam się, kiedy rozmowa zeszła na książki, góry, zimowisko. Cieszyłam się, że Maciek jutro znowu chce się ze mną zobaczyć. Niestety, nie cieszyłam się długo. Widziałam, że myśli nad czymś głęboko, a kiedy wychodziliśmy, nagle wypalił:

- Słuchaj, jaki numer buta nosisz?

- 23,5 ale dlaczego? - spytałam zaskoczona.

- Pomyślę, może uda się skombinować jakiś sprzęt dla ciebie.

Zadrżałam. W dodatku zapisał sobie numer w notesie!

Jeszcze tego samego wieczora zadzwonił do mnie:

- 23,5 to jest trzydzieści ile?

- Chyba 37...

- Świetnie! W takim razie możesz się nie martwić, mam dla ciebie narty i buty, a i ocieplacz też powinien być dobry.

- Skąd? - wyjąkałam.

- A, to już moja słodka tajemnica. W każdym razie masz zapewniony sprzęt wysokiej klasy i to na całą zimę! Przyjedziesz jutro najpierw do mnie, przebierzesz się w kombinezon i pójdziemy na górkę za domem.

- O święty Jacku! - jęknęłam w duchu. - Na całą zimę!

- Wiesz, tak właściwie to ja nie umiem jeździć na nartach. – Zdecydowałam się przyznać.

- To najwyższy czas się nauczyć! Zdaj się na mnie, w końcu jestem już instruktorem z patentem!

Ponieważ milczałam, dorzucił tonem perswazji:

- Dziewczyno, taki wspaniały śnieg, szkoda siedzieć w domu. Zobaczysz, będzie fajnie, spodoba ci się!

- Nie w domu, a na lodowisku! - sprostowałam.

- No dobrze, uparciuchu, jutro pójdziemy na łyżwy, ale za to w niedzielę rano na narty. Tak nawet będzie lepiej, w sobotę po południu może być za ciemno na naukę.

 

I tak to się zaczęło. W każdą sobotę po południu łyżwy, w niedziele rano narty. Właściwie, przyznając obiektywnie, Maciek był moim dobrym duchem. Tyle razy przecież sama próbowałam pójść na łyżwy, ale zawsze znajdowałam jakąś wymówkę. Podobnie było ze spacerami, gimnastyką, czy basenem – wygodniej było zwinąć się w kłębek na fotelu przed telewizorem. Teraz nie było wymówki, Maciek był bezwzględny, nie interesowały go żadne moje kolokwia, zaliczenia itp.

- Sobota i niedziela są po to, żeby wypocząć – powiedział mi któregoś razu – na naukę masz pozostałe pięć dni tygodnia. Musisz sobie wszystko tak poukładać, żeby do soboty ze wszystkim zdążyć.

Łatwo było tak mówić, trudniej zrealizować, kiedy zajęcia na mojej uczelni często trwają do wieczora. Na szczęście na czwartym roku nie było już tak źle, jak na trzecim, toteż dawałam radę. Tyle, że na spotkania z koleżankami, czy życie rodzinne całkiem już brakowało czasu, o co zwłaszcza rodzina zaczynała mieć coraz większe pretensje. Za nic jednak nie wyrzekłabym się tych weekendów z Maćkiem, bo choć nie chciałam się do tego głośno przyznać, trudno już by mi było bez spotkań z nim. Tym bardziej, że widywaliśmy się w zasadzie tylko te dwa dni w tygodniu. W pozostałe ani nie przychodził po mnie na uczelnię, kiedy późno wieczorem kończyłam ćwiczenia, ani nawet nie rozmawialiśmy przez telefon. Za to po łyżwach szliśmy zwykle na małe „Kubusiowe co nieco” do Delicji, a potem odprowadzał mnie do domu. Z kolei w niedzielę po nartach piliśmy zimową herbatkę albo grzańca u niego w domu, a Maciek opowiadał mi wtedy o swoich wędrówkach tropem przyrody. Teraz rozumiałam już skąd się wzięła jego znajomość z Wojtkiem, który, jak wiedziałam, należał do OTOP -u i pewnie wciągnął Maćka w to liczenie ptaków.

Parę razy zdarzyło się, że dosiadła się do nas mama Maćka. Początkowo byłam tym bardzo skrępowana, ale szybko okazało się, że nie ma typowego dla innych mam zwyczaju „przesłuchiwania” delikwentki, raczej ma ochotę podzielić się z nami swoimi opowieściami z pracy w Instytucie Oceanologii PAN. Brakowało jej chyba słuchaczy, bo była typową gadułą, a mąż inżynier ciągle przesiadywał nad jakimiś obliczeniami. To był sympatyczny, ciepły dom i dobrze się tam czułam w przeciwieństwie do mojego własnego, gdzie rodzice wobec moich znajomych byli sztywni i nienaturalni.

Tym bardziej coraz częściej nurtowało mnie pytanie, jaki właściwie jest charakter naszej znajomości. Maciek traktował mnie dość opiekuńczo (nawet nosił w plecaku moje buty narciarskie, mówiąc, że dziewczyna nie powinna robić za tragarza). Szybko jednak doszłam do wniosku, że tak naprawdę nie widzi we mnie dziewczyny. Jeśli brał mnie za rękę, to tylko na lodowisku, żeby mnie trochę pociągnąć. Kiedy szliśmy razem ulicą, dziewczyny oglądały się za nim, a on pozostawał doskonale obojętny. Zaczynałam podejrzewać, że ma jakąś „nieusportowioną” dziewczynę i ja mu to rekompensuję. Tylko co ona na to? A może jest spoza Trójmiasta i na weekendy jeździ do domu?

Jakkolwiek by nie było, widziałam, jak bardzo ta nasza niedzielna nauka jest dla niego ważna. Początkowo próbowałam go przekonać, że na Wybrzeżu najlepsze są narty śladowe, bo tereny wymarzone do pieszych wycieczek, a to może być fajniejsze niż zjeżdżanie w kółko z tej samej wydeptanej górki. Maciek wysłuchał z uśmiechem całej mojej tyrady, po czym oświadczył, że podpisuje się obiema rękoma pod tym wszystkim, ale na narty śladowe przesiądę się, jak nauczę się porządnie zjeżdżać – i zabrał się do roboty nade mną. Trzeba mu przyznać, że miał talent pedagogiczny. Zaczął od tego, że oswoił mnie z nartami, ze stokiem; oduczył panicznego strachu. W tym pierwszym okresie był dla mnie wyjątkowo łagodny i miły, choć i potem rzadko zdarzało mu się krzyknąć – chyba wtedy, kiedy nie wychodziło mi coś, co jego zdaniem już dawno powinnam była przyswoić. Raz i ja się zdenerwowałam (ostatnie kolokwium kiepsko mi poszło, a Krasnal nie odezwał się z wojska, nawet kartki na Dzień Kobiet nie przysłał) i wygarnęłam:

- Dałbyś mi spokój, bo przez te narty w końcu cię znienawidzę!

Od tego dnia Maciek zmienił metody, jakby się wystraszył, że straci towarzyszkę sportów zimowych. Chwalił mnie przy każdej okazji i o dziwo, szło mi coraz lepiej. Przestałam nawet pokpiwać, że Marty Piętoń to on ze mnie nie zrobi. W ogóle było mi głupio za ten wyskok, chłopak tak się nade mną męczył, a ja mu tak wstrętnie powiedziałam,

Kiedy wreszcie pod koniec marca nadeszła wiosna, wielkim pucharem deseru w Delicjach postanowiłam uczcić nasze wspólne wysiłki. Jednak umiałam jeździć i to całkiem zgrabnie!

- Byłeś wspaniały! - powiedziałam Maćkowi – Nie wierzyłam, że ci się uda!

Dziewczyny przy sąsiednich stolikach strzygły w naszą stronę oczyma. Podejrzewam, że także podsłuchiwały.

- Wiesz, postanowiłem, że na przyszły rok kupię sobie narty śladowe. Co ty na to?

- Cóż ja? - Wzruszyłam niedbale ramionami. Dziewczynom z wrażenia zaokrągliły się oczy.

- To był twój pomysł. Myślałem, że powłóczymy się razem po lesie.

- Miałam zamiar kupić sobie jakieś narty, raczej śladowe, ale na razie jestem bez forsy. Jak dostanę nagrodę rektorską, zgłoszę się do ciebie po radę.

- Świetnie, pójdziemy razem kupować, trzymam cię za słowo! Ale co teraz? Zima się skończyła, szkoda byłoby tracić formę!

- Możemy zapisać się na kurs tańca... - to miał być taki mały żart z mojej strony. Maciek skrzywił się straszliwie. Dziewczyny spojrzały na mnie z pogardą i uśmiechnęły się do niego kokieteryjnie. Swoją drogą towarzystwo tego chłopaka przynosiło mi wiele uciechy i mile łechtało moje ego.

- No dobrze – odezwał się po chwili milczenia – wiem, że organizują coś takiego na Polibudzie. Popytam, bo to chyba ma być wieczorami, a wiem, że ty często masz zajęcia do późna, a i ja nie zawsze jestem wolny wieczorem.

Zastrzelił mnie. Tego się nie spodziewałam.

- Naprawdę chciałbyś? - Pomyślałam sobie, że to nawet może być całkiem fajne. Zawsze miałam ochotę porządnie nauczyć się tańczyć i przestać wreszcie deptać partnerom po nogach. A i Maćkowi pewnie też by to nie zaszkodziło. Rzeczywiście, skoro już się zdecydował, trzeba kuć żelazo, póki gorące!

- Dla ciebie wszystko! - odpowiedział na to z jakimś figlarnym błyskiem w oku i przykrył moją dłoń swoją ręką. Pierwszy raz miałam wrażenie, że ze mną flirtuje. Dziewczyny spuściły nosy na kwintę, a ja zamieniłam się w słup soli, jak żona Lota.

 

* * *

Następne częściMaciek cz. 3 Maciek cz. 4 Maciek cz. 5

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania