Poprzednie częściMichalski cz. I

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Michalski cz. XII

Jednak młodszy aspirant postanowił się zlitować nad proboszczem i w kuchni, trzymając dłoń, wsuwał klucz do zamka kajdanek. Zaś ksiądz, wyjąc z niemiłosiernego bólu, straszył wszystkie żywe istoty żyjące na plebani.

– Już – oznajmił Buchała rozwarcie się szczęk, lecz to nie wszystko. Ksiądz doznał ulgi, ale policjant zawołał: – No dobrze! Teraz druga ręka.

– Co! – spojrzał zwinięty w kłębek na podłodze proboszcz.

– Mówię. Jeszcze jedna ręka. Ksiądz spojrzał na drugą dłoń, gdzie coś rzeczywiście mu dzwoniło, lecz wydawało mu się, że to jak zawsze kościelny Hryniewicz wzywa ludność na mszę świętą. A on, on jeszcze nie przygotowany, w kajdanach i musi walczyć z przeciwnościami losu. – No wstaje ksiądz? – zapytał Buchała, gdy nagle trzasnęły drzwi.

– Co tam u was?! – zawołał Michalski – Słyszałem w okolicy karetkę. Nagle, gdy znalazł się w progu kuchni, stanął, jak kołek wbity w Ziemię, a oczy jego wyglądały jak dwie piłeczki do ping-ponga, które miały właśnie eksplodować.

– Buchała! Jak mi to wszystko wytłumaczysz?! – rozdarł się na całą kuchnie, jakby huragan przeszedł – A tak w ogóle, gdzie jest Wąsik?

– No od czego, by tu zacząć? – spuścił głowę aspirant.

– Odepnij mi drugą rękę odparł ksiądz – odparł, sycząc i nie przejmując się Michalskim proboszcz i wyciągną dłoń do góry.

– Już – włożył kluczyk i przekręcił.

– Co to w ogóle jest? – podszedł do nich zdenerwowany Michalski i zaczął machać rękoma.

– Pierwsza pomoc Panie inspektorze – odparł szybko Buchała.

– Teraz musimy obmyć je w wodzie albo alkoholu i zawinąć. Słysząc to ksiądz zaraz podniósł alarm:

– W czym? Tylko nie w moim winie. To za drogi rarytas.

- W końcu ktoś mi powie, co tu się działo?! – wykrzyknął poddenerwowany Michalski.

– Już tylko wykonam co do mnie należy – popatrzył na niego Buchała i pomógł podnieść się księdzu. Michalski, nie mogąc nic się dowiedzieć i pełen buzującej w nim adrenaliny podszedł do okna i wyjął z kieszeni paczkę z papierosami. Wyciągnął jednego. Włożył do ust, zapalił i gdy zaciągnął się, w jednej chwili wraz z dymem wypuścił z siebie jak balon trochę stresu. Po paru sekundach obrócił głowę i zapytał:

– No to już? Umyłeś mu te ręce w zlewie?

– Tak, ale jeszcze muszę odkazić – odparł Buchała.

– Nie słyszałeś?! Sam cię naprowadził. Myśl człowieku.

– Ale czym je obwinąć? – zadawał wciąż głupie pytania aspirant.

– Nie, nie trzeba – wymigiwał się ksiądz.

– Nie wiesz? Swoją koszulę podrzyj – roześmiał się Michalski i włożył papierosa do ust. – Powiesz mi w końcu, gdzie upłynnił się Wąsik? Zagasił papierosa i w coraz lepszym humorze. Zrelaksowany podinspektor, postanowił sprawdzić jak idzie jego podopiecznemu.

– O co chodzi?! – próbował udać głupiego Buchała

– A! Mógłby Pan być trochę ostrożniejszy – spojrzał na niego proboszcz, który właśnie czół na plecach oddech czyjeś osoby trzeciej. – Słuchaj no mój drogi, takie rzeczy to chyba sam powinieneś sobie robić – odparł Michalski, pochylając głowę nad Księdzem – A ty mój drogi, kiedy w końcu powiesz mi co tu jest grane? Spojrzał się prosto w oczy Buchale, że ten w momencie stanął, jak szeregowy przed swoim dowódcą i próbował wydukać swoimi ustami:

– Czy możemy na chwilę – kiwając głową w bok. Michalski z aspirantem odeszli od zlewu na kilka kroków, lecz cały czas sytuację nadzorował proboszcz, nadstawiając szeroko swoje ucho. Michalski, będąc ciekawy wszystkiego zaczął i zadał pytanie:

– Czemu nie odpowiadasz na moje pytania?

– Czy jesteś ślepy? – zaczął odpierać Buchała – Nie widzisz, że ksiądz ma ręce we krwi.

– A jak to się stało?! Gdzie jest w ogóle Wąsik, który miał go pilnować?! – zaczął z powrotem denerwować się Michalski.

– Wąsika zabrało pogotowie.

– Co! – zaczął się rozglądać po kuchni Michalski – Nie mów mi, że jeszcze on w tym maczał ręce. Buchała spojrzał to na sufit, to na podłogę i nie wiedział, co ma powiedzieć. Milczenie w tej chwili było cenniejsze nawet, niż złoto. Sam ksiądz obrócił się do tyłu i nie wiedział przez chwilę co ma robić, po czym zasugerował się otwartymi drzwiami od kuchni i nawet miał ochotę uciec, ale wcześniej Michalski wyczuł jego zamiar.

– A ty już umyłeś te dłonie?! – krzyknął – To gdzie w końcu masz to wino? Spojrzał z powrotem na Buchale i wyszeptał:

– To, co mu zrobił?

– Nic – odparł krótko ze zdziwieniem aspirant.

– Jak to nic?! – podniósł głos Michalski – To jak by się znalazł w szpitalu?

– No nic – tłumaczył dalej Buchała – Chłopina dostał zawału.

– Co! – zdziwił się inspektor – Policjant, dobrze zbudowany, w średnim wieku i zawał. Jaja sobie robicie. Z niedowierzania zaczął chodzić po kuchni i machać rękoma. – Przecież to niemożliwe. Przy meblach czaił się ksiądz, widząc, że nikt nie zwraca na niego uwagi i powoli przesuwał się w stronę okna.

– Ja wiem, że to niemożliwe – odparł Buchała – Na szczęście ksiądz nie uciekł i starał się zadzwonić po pomoc, mimo kajdanek.

– Ksiądz! – stanął na środku kuchni Michalski i spojrzał w kierunku zlewu, lecz proboszcz już był prawie przy oknie. – A co ksiądz wyprawia?! Buchała zajmij się księdzem.

– Tak jest!

– Teraz zamiast kajdanek obwiń ręce na przemian jakimś bandażem albo płótnem. Widzisz go! Święty się znalazł.

***

Kiedy Buchała uporał się już z proboszczem i zaprowadzili go do pokoju z połamanymi drzwiami na nocleg, wtedy Michalski szturchnął go w ramie, aby udał się z nim do kuchni. Ksiądz, siedząc na wersalce powoli rozpinał swoją sutannę.

– Słuchaj. Nie mówił ci, w jaki sposób doszło do tego zawału? – pytał zaciekawiony Michalski. – Nic nie widziałeś?

– Jak wyszedłem od was Wąsik już leżał w progu – tłumaczył Buchała. – Chciałem wezwać pogotowie, ale on już wyszedł z kuchni, z zakrwawionymi rękoma i powiedział, że wezwał.

– Czyli już miał zakrwawione ręce – spojrzał się prosto w twarz aspirantowi.

– Tak – potwierdził.– Jeszcze mam coś ważnego.

– No mów – pokiwał głową Michalski.

– Była tu Kyziakowa.

– O matko! Jeszcze tej mi brakuje.

– Wyzywała, ale gdy chciałem, żeby potwierdziła alibi księdza. Wiesz, co mi powiedziała?

– No mów!

– Że nie był na żadnej pielgrzymce. Był tu w Kościanach.

– Świetnie – zacisnął dłonie w pięć Michalski. – Dobrze się sprawiłeś. Teraz tego księdza musimy mieć na oku, a trochę więcej wyciągnąć od Kyziakowej i kościelnego. Jego zostawmy sobie na deser. Kończąc rozmowę poklepał Buchale po plecach i obaj udali się w kierunku korytarza.

– To na dziś koniec. Ty jedziesz się zabawić, a ja zostanę tutaj – uśmiechnął się Michalski.

– No jeśli szef pozwala – uśmiechnął się Buchała.

– A czemu mam nie pozwolić? – zdziwił się Michalski – Wczoraj już tam spałeś.

– Co do spania – opuścił głowę aspirant – Na jeden nocleg mogłem sobie pozwolić, ale kolejne to chyba musi szef dofinansować.

– Co! – wykrzyknął Michalski – Chyba żartujesz. W kuchni jest wolna kanapa rozłóż się na niej. Chyba że wolisz swój samochód.

– A gdzie jest Przewodniczka? – spytał, rozglądając się Buchała.

– To dopiero teraz załapałeś, że przyszedłem sam z kościoła – pokręcił głową Michalski.

– No co! Miałem księdza na głowie – odparł.

– No właśnie! Ksiądz. – wystraszył się Michalski i podbiegł do połamanych drzwi. Ksiądz osłabiony spojrzał w kierunku drzwi i nie wiedział, co ma powiedzieć. Jedyne, co mu chodziło po głowie, to w końcu położyć głowę na miękkiej poduszce. Lecz, jak tu spać w ubraniu roboczym i związanymi dłońmi. Do pokoju chciał wejść Buchała, ale gdy dawał krok zatrzymał go ręką Michalski. Chciał przyjrzeć się jeszcze sytuacji. Może wymyślny proboszcz, nie postanowi znów coś zmajstrować na własną rękę. Jednak ku zaskoczeniu inspektora, tylko przyszło mu do głowy to, by zrzucić buty z nóg i rozłożyć się na własnym łóżku. Michalski z Buchała mocno odsapnęli i postanowili ustalić dalszy plan pracy na jutro.

– Choć na dwór – odparł Michalski – muszę zapalić.

– No to co dalej?

– Słuchaj. Wiemy, że ktoś buchnął ten pastorał, a jedyni, który się tam kręcą to Ksiądz, kościelny i Kyziakowa.

– Ten pastorał mógł posłużyć do otwarcia tej płyty – dodał Buchała. Obydwoje wyszli na zewnątrz, a Michalski wyją z kieszeni paczkę papierosów.

– Jeśli nawet, to nie wiemy, który go wziął lub gdzie ukrył – rozłożył ręce, a potem włożył papieros do ust.

– Ale wiemy, że ksiądz w ten dzień był na plebani. Mógł brać w tym udział lub coś widzieć.

– No dobra, ale wyciągniesz tutaj coś z niego – spojrzał prosto w twarz Buchały Michalski.

– Ale możemy na posterunku – stwierdził aspirant.

– Jak na posterunku? – zdziwił się Michalski.

– No bo Wąsik teraz będzie w szpitalu, a więc posterunek jest pusty. Możemy skorzystać.

– A masz klucz bałwanie! – zdenerwował się Michalski – Choć lepiej spać. I rzucił niedopałek na trawę, przydeptując.

***

Nasza Przewodniczka, wychodząc z kościoła miała jeden utarty cel. – Dziś muszę na pewno się porządnie wyspać. Nie na jakieś starej wersalce, czy zakurzonej pościeli. Tylko pięknym szerokim łożu i najlepiej z kolacją świeżo zapodana. Stanęła na środku chodnika i zaczęła się zastanawiać, rozglądając się to na lewo, to na prawo, którędy, to by było najbliżej, do jej wyśnionego miejsca. W oddali tylko było widać jakiś cień. Zaczęła iść w jego stronę. Coraz szybciej i szybciej. Usłyszała, że coś zaszeleściło, później wyłonił się z ciemności jakiś mężczyzna i już miał się obrócić i uciec, gdy nagle zatrzymało go wołanie:

– Chwileczkę, momencik! Mam małą prośbę! Mężczyzna zdziwiony, że zamiast usłyszeć: – Stój! Bądź: – Proszę się nie ruszać! Policja. Jeszcze słyszy, że ktoś go o coś błaga. Spojrzał wytrzeszczonymi oczyma w stronę Iwony i odpowiedział powoli: – TAK!

– Nie wie Pan może, gdzie tu jest jakiś hotel?

– Hotel?! – jeszcze bardziej wybałuszył swe oczy chłopina, że wyglądał prawie jak nocą sowa i po chwili roześmiał się z całej siły.

– No co? – zdziwiła się zachowaniem mężczyzny Przewodniczka – Przecież, turyści jak przyjeżdżają, to gdzieś muszą spać.

– A! To Pani jest turystką? – żartował dalej nieznajomy.

– W końcu się dowiem coś od Pana, czy nie.

– Ależ proszę – stanął bokiem i prawą ręką wskazał kierunek, by iść za nim. Chce Pani to pokażę. Iwona nawet nie czekała. Czuła, że robi się coraz chłodniej i zaczyna zbierać się coraz chłodniejszy wiatr. Zaraz za nią szedł ów mężczyzna i pocieszał ją:

– To już nie daleko, jeszcze tylko parę kroków. Zdziwiona spoglądała wytężonym wzrokiem to na przyciemnioną ulice i latarnie, to w twarz przewodnika i nie dowierzała.

– Tak! – przytakiwał głową nieznajomy – To ta pierwsza brama. Iwona z nie dowierzania stanęła i spojrzała prosto w oczy mężczyźnie. Jej nerwy były na progu wytrzymałości, a jeszcze poddawane takim próbom. Mogło się to źle skończyć.

– Pan sobie kpi ze mnie!

– Ależ, skąd – zrobił minę, jakby miał się zaraz roześmiać – Ja tylko Pani pokazałem, gdzie nocują u nas turyści.

– To znaczy?!

– Ostatni pielgrzymka nocowała u mnie na podwórku – znów się roześmiał do rozpuku nieznajomy.

– Ach tak! Jeszcze Pan tego pożałuje – zdenerwowała się Iwona i łzy zaczęły jej płynąć po policzku. – Jutro się dowie o tym dzielnicowy!

– Co mnie tu Pani dzielnicowym straszy. A tak w ogóle to go karetka niedawno zabrała.

– Co takiego?

– To Pani o niczym nie wie? Przewodniczka zerwała się do biegu i popędziła jak ino szybko mogła w stronę plebanii.

– Jak tak Pani chce na mnie do nieś, to jak co, to Hryniewicz się nazywam! – i pomachał jej ręką. Słysząc to, Iwona, jakby chciała stanąć i się zawrócić. To nazwisko coś jej mówiło, jednak wzięła głęboki oddech i już na skróty, po trawie biegła do wielkich drewnianych drzwi. Następnie zaczęła walić pięścią, ale ze zmęczenia położyła się przodem na nich i tylko co jakiś czas uderzyła jeszcze raz. Drugą ręką zaś złapała się klamki i wisiała na niej. Słyszała tylko przez drzwi:

– Buchała spojrzyj na księdza! Zaczęła jeszcze raz walić w drzwi i szarpać za klamkę. Gdy nagle otwarły się drzwi, w nich stał na pół wystraszony Michalski, a u jego nóg rozłożone było ciało Iwony.

– Co się stało – zapytał przerażony i wyciągnął dłonie. Ona z kolei powoli, podnosząc ciało i głowę do góry po cichu pytała:

– Czy wiesz? Czy wiesz już o tym? Złapał ją pod ramiona i zdziwiony odparł:

– O czym? Lepiej może byś się położyła? – i rozejrzał się po mieszkaniach. Wtedy za pleców jego wybiegł Buchała i szepnął:

– Szefie, ale gdzie ty chcesz ją położyć? Iwona, choć była trochę zmęczona biegnięciem, a jej włosy przypominały stertę włosia do izolacji hydraulicznej, to jednak zdawała sobie sprawę, po co tak w ogóle miała się udać na wieś. Szybko wstała, poprawiła się i spojrzawszy jeszcze raz w stronę chłopaków zapytała:

– Wiecie, czy nie?

– Ale o czym? – zdziwili się obaj równo.

– Ponoć Wąsika zabrało pogotowie – odpowiedziała, jakby pewna swojej informacji Przewodniczka.

– A to! – machnął ręką Buchała, a Michalski opuścił głowę i po chwili odparł:

– No dobrze. To które łóżko wybierasz. Iwona, słysząc tylko samo słowo „łóżko” przypomniała jej się poprzednia noc i szybko cofnęła się do klamki, by za nią pociągnąć. Zaraz do niej podbiegł Michalski i położył rękę na drzwiach.

– Co ty robisz?! – krzyknęła zdziwiona.

– Jesteś zmęczona i musisz się położyć – odparł.

– Chyba nie z tobą – szybko odpowiedziała mu.

– Ja mam jeszcze dużo pracy – wymyślił Michalski.

– Ach tak, a co z Buchała? – powoli zaczęła puszczać klamkę i przekonywać się Iwona.

– On śpi na kanapie w kuchni. Będę miał go na oku.

– Jeśli tak, to drugi raz dam ci szansę, ale trzeci – groziła palcem Michalskiemu.

– Dobrze, dobrze – kiwał głową podinspektor i widział, jak przewodniczka skręca do pokoju.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania