Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Michalski VII
CZĘŚĆ VII
– Halo Buchała! – wydzwania Michalski ze swojego samochodu
– Tak – szybko odbiera.
– To gdzie w końcu jest ten komisariat?
– Nie wiem – odparł szybko aspirant – To przecież Pan zna tę miejscowość jak własną kieszeń.
– Buchała! To wy mieliście nas zameldować.
– Ja! Ja miałem pojechać do kościoła! Michalski, nie mogąc dalej słuchać śmiechów Księdza i chichotów Przewodniczki, miał chęć roztrzaskać telefon. Rozłączył się, ale ciągle słyszał jedną i tę samą melodyjkę, która zagłuszała mu radio i jeszcze bardziej rozbawiała pozostałe osoby w samochodzie.
– Buchała! Do cholery! Dowiedziałeś się, gdzie jest ten komisariat.
– Nie.
– To czego dzwonisz.
– Bo wiem, gdzie możemy się przespać – odparł.
– To chociaż to załatw, a ja szukam dalej – i rozłączył się.
– A ja wiem, gdzie jest komisariat – podśmiewał się proboszcz.
– To jak ksiądz wie, to czemu nie powie od razu – odparł Michalski.
– Jak mnie Pan wypuści, to pokarzę – zadzierał nosa.
– Tak?! A ja będę znów księdza gonił po całej wsi! – kiwał głową podinspektor – Za kogo wy mnie macie. Spojrzał się na Przewodniczkę. – Ja nic nie mówię – odparła – A tak w ogóle jak byś się dobrze przyjrzał to już trzy razy mijaliśmy strzałkę ze znakiem „Policja”. Ksiądz znów nie wytrzymał i wybuchł śmiechem.
– Jak wy tak pracujecie to złodzieja już nie ma tablicy – machnął ręką. – Niech lepiej Ksiądz siedzi cicho – odparł Michalski – Bo na razie jedynym złodziejem na tą chwile jest Pan. Nagle przycichło w samochodzie. By po chwili wylał się cały kubeł zimnej wody.
– Jak to ja?! – wykrzyknął proboszcz i przesunął się do przodu.
– Jak to?! – zdziwiła się też Przewodniczka.
– Cisza! – próbował zapanować nad samochodem Michalski.
– Nie mam czasu wyjaśniać! W ogóle, gdzie jest ten posterunek?!
– O tu! – wskazała palcem zdenerwowana dziewczyna.
– No właśnie – wziął oddech Michalski i szybko skręcił z drogi – No to idziemy! Zaczął zbierać wszystkie dokumenty dokoła siebie, telefon, paczkę papierosów, kluczyki do kieszeni. Zaś koleżanka z muzeum zdążyła już wyjść i rozglądała się po domach. Jedynie z tyłu auta dobiegało wołanie:
– A co ze mną! Kiedy Michalski jeszcze próbował się ze wszystkim uporać i zamykał drzwi od samochodu, upominając księdza, by się trochę uspokoił. Dziewczyna weszła na schody i na drzwiach od komisariatu przeczytała wielką kartkę.
„Komisariat czynny w godzinach.
Od 8 00 do 16 00.
W dniach : Wtorki Czwartki Soboty
Skargi przyjmujemy pod numerem:
*** *** ***
lub u dzielnicowego J. Wąsika. „
– Ty czytałeś to! – krzyknęła do Michalskiego.
– Jak mogłem przeczytać, jak stoję przy samochodzie – odparł, podchodząc do schodów. – O cholera! Nie, ja ich złapie i powystrzelam – zdenerwował się.
– Spokojnie – złapała go za kurtkę Przewodniczka – Lepiej pomyśl, co teraz.
– Jak? Co teraz! – odparł Michalski – Jutro przyjdzie nam tu przyjechać. Stwierdził, wymachując rękami. Nagle w kieszeni usłyszał znaną wszystkim melodyjkę. Wyciągnął telefon i przyłożył do ucha.
– Tak Buchała!
– Tu nie Buchała! – odparł nadinspektor. – Sprawdzam jak idzie sprawa? Michalski poczerwieniał na twarzy i zrobił się sztywny jak patyk.
– A bardzo dobrze. Mamy już pierwszego podejrzanego – odparł.
– O! To dobrze. Zatem nie przeszkadzam, tylko pamiętaj o tych sąsiadach – dodał nadinspektor – Sprawa jest jeszcze gorąca.
– Tak wiem! – kiwał głową Michalski.
– No to cześć – rozłączył się. A podinspektor wziął większy oddech.
– O jakich sąsiadach on mówił – zdziwiła się Przewodniczka.
– Nic – odparł, zbywając Michalski – jedziemy do tego Buchały. I zaczął wybijać numer telefonu do niego. Po chwili usłyszał w słuchawce:
– Tak!
– Załatwiłeś w końcu ten nocleg?! – zapytał się lekko poddenerwowany podinspektor.
– No tak prawie – odpowiedział mu Buchała.
– Co to znaczy: – No tak prawie? – podnosiło się ciśnienie coraz bardziej w żyłach Michalskiego.
– No niby są pokoje wolne, ale to jest agencja towarzyska – mówił coraz bardziej przyciszonym głosem Buchała.
– Co jest?! – przyłożył mocno do ucha telefon – Mów głośniej, bo nie mogę cię zrozumieć.
– No nie mam tych pokoi. Chyba że zamówię tylko dla nas dwóch – wpadł po chwili na pomysł wyjścia z sytuacji partner.
– Jak to dla nas dwóch?! – zdziwił się Michalski – A Ksiądz, a Pani Historyk!
– Jaki Ksiądz?! – zdziwił się Buchała – Co ma on robić w burdelu?!
– Jakim burdelu?! – Michalski już tracił nerwy, stojąc na środku parkingu przed Komendą Policji w Kościanach. Proboszcz w samochodzie nie mógł się powstrzymać od śmiechu i z tego wszystkiego łzy płynęły mu z oczu, a z przodu siedząca Pani Przewodnik zastanawiała się, jakie jeszcze urokliwe miejsce pozna, zanim przyjdzie jej się wykąpać.
– Słuchaj Buchała! Kolejny raz mnie denerwujesz i kolejny raz mam ochotę wysłać Cię, skąd przyszedłeś. Chcesz to śpij sobie w tym przybytku rozkoszy, my znajdziemy sobie lepsze miejsce – odparł rozwścieczony Michalski, kierując się w stronę samochodu i po chwili rozłączył telefon. Złość kipiała z niego jak z wrzącej zupy para. Złapał za klamkę auta, otworzył drzwi i wsiadł do środka.
– Macie nic nie mówić! – krzyknął. Następnie wyjął z kieszeni paczkę papierosów, wyciągnął jednego i odpalił. Wykonał jedno długie zaciągnięcie i dodał:
– Chyba tego mi było potrzeba. Cały czas ręką próbowała dać mu jakiś sygnał Przewodniczka, lecz on jedyne, o czym teraz myślał, to chwila odpoczynku. W końcu kontem oka zauważył machającą dłoń i nie wytrzymując krzyknął:
– Czego?!
– Jeśli mogę zapytać?
– Tak!
– To gdzie w końcu jedziemy?
– Nie wiem! Chce w spokoju wypalić papierosa – próbował się opanować Michalski
– Chciałabym jeszcze tylko dodać, że pańskie dokumenty leżą na dachu samochodu – wskazała palcem na dach.
– Wiem! – z powrotem zdenerwował się. Zaś Ksiądz miał ubaw po pachy, rozłożył się nawet na tylnym siedzeniu i zwinął.
– Mam! – wykrzyknął w pewnym momencie Michalski
– Wiem, gdzie będziemy nocować.
– Tak gdzie?! – z ciekawości, aż Przewodniczka poprawiła się na fotelu, a proboszcz się wyprostował i nadstawił ucha.
– Zobaczycie – odparł Michalski sięgnął ręką po dokumenty. Położył je przed sobą, zagasił papierosa i zatrzasnął drzwi. W jednej chwili odpalił samochód, wrzucił bieg do cofania i po chwili znalazł się na drodze.
– No to jedziemy! – odparł zadowolony. Z prędkością strzały mijali świecące się okna domów. Ksiądz, nie mogąc usiedzieć co chwila wymieniał nazwiska rodzin zamieszkujących w danych gospodarstwach.
– O tu Nowaki, jeszcze pamiętam, jak im ślub dawałem. A tu Kosowscy majętni, ale …
– Niech Proboszcz będzie cicho! – wykrzyknął Michalski.
– A dlaczego? – zdziwił się Ksiądz.
– Bo jak było trzeba, to się nic nie mówiło – odparł – A teraz dojeżdżamy na miejsce. Proboszcz razem z Przewodniczką dobrze spojrzeli i po chwili oboje jednym głosem odparli:
– Przecież to Kościół!
– Wróciliśmy – stwierdziła Przewodniczka. Ksiądz już nie wiedział, co ma powiedzieć, jedyne, co dodał to tylko:
– My zawsze mieliśmy dla wszystkich otwarte drzwi. I się roześmiał.
– To dobrze – odparł Michalski, rozglądając się, nim skręci na plebanie. – Czego Pan się boi? – zdziwił się Proboszcz.
– Jak to czego? – stwierdził powoli, wjeżdżając na posesję Michalski – Pańskiej zwariowanej Gosposi. Znów w samochodzie rozległ się ogromny śmiech.
– A więc Policja boi się mojego alibi – stwierdzał Ksiądz – Zabawne. Skompromitowany Michalski wysiadł z auta i trzasnął drzwiami. Znów sięgnął do kieszeni i wyjął paczkę papierosów. Po chwili z samochodu wysiadła Przewodnika razem z Księdzem, który widząc, iż podinspektor wkłada do ust kolejnego papierosa odparł:
– Najmocniej przepraszam, jeśli uraziłem. Zapraszam do środka. Załamany Michalski, nie wiedząc co ma robić. Czy zdjąć kajdanki? Czy z kolei nadal prowadzić Proboszcza po jego posesji jako winnego? Nie dawać mu żadnej swobody, gdy ten zaprasza go do swojego domu. Musiał nadal to przemyśleć i wypalić papierosa.
– Nad, czym tak myślisz? – spytała Przewodniczka, podchodząc do Michalskiego i spoglądając mu w twarz.
– Nic! – odparł – Weź Księdza pod ramię i idźcie do środka.
– A ty? – zapytała.
– Ja wypalę i przyjdę. Po chwili w oknach plebani zajaśniało, a Michalski rozejrzał się na drogę i zobaczył, że ludzie w pobliskich domach zaczęli wyglądać z okien. Zagasił papierosa i pobiegł do środka budynku.
– Już! Każdy znalazł swoje miejsce?
– Co tak Panu się spieszy – odparł Ksiądz – Jesteśmy u siebie. Do korytarza wybiegła Przewodniczka.
– Jest problem.
– Co znowu?
– Są tylko dwa łózka.
– To nie problem – odparł Ksiądz – Ja mogę spać z Panem Policjantem. Będzie miał mnie wtedy bardziej na oku. Uśmiechnął się Proboszcz. – Widzicie, wszystko ustalone, więc idź do siebie.
– A prysznic!
Złapał się za głowę Michalski.
– Niech Pani szuka toalety, nie wiem, czy będzie ciepła woda. A Ksiądz, na co czeka?! Nagle rozległo się kołatanie do drzwi. Na plebani zrobiła się cisza „niczym makiem zasiali”, gdy nagle znów ktoś zapukał do drzwi i zawołał:
– Proszę otwierać! Tu Policja
Ksiądz Proboszcz myślał, że znów popłacze się ze śmiechu. Michalski się obrócił wyjął z kieszeni własną legitymację z odznaką i sięgnął po klamkę. W drzwiach pojawił się wysoki, mocno zbudowany mężczyzna i od razu podniósł rękę do czoła.
– Dzień Dobry. Tu dzielnicowy Janusz Wąsik. Mogę wiedzieć co tu się dzieje. Zaś Michalski podniósł swoją odznakę i odparł:
– Dzień Dobry. A Tu Komenda Wojewódzka podinspektor Jan Michalski i mamy podejrzanego. Czemu was nie ma na posterunku? W tym momencie z toalety z ręcznikiem na głowie wyszła Przewodniczka i widząc mundur policyjny lekko się zlękła.
– To to jest ten podejrzany – kiwnął głową Wąsik. Michalski w momencie zrobił się czerwony jak burak. Lecz z kuchni powoli z ciekawości wyłaniała się twarz księdza.
– Dobry Wieczór.
– A! Dobry Wieczór Księże Proboszczu. A co to ma Ksiądz na rękach?
Komentarze (1)
Tyle ode mnie, pozdrawiam :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania