Poprzednie częściMichalski cz. I

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Michalski cz.VIII

CZĘŚĆ VIII

– Ja wiem jak to wygląda – odparł Michalski.

– No jak? Może mi Pan to wytłumaczy – stwierdził Wąsik.

– Pierw niech Pan też wejdzie i zamknie drzwi od plebani. Co wykonał potem dzielnicowy.

– To ja pójdę do swojego pokoju – zorientowała się w sytuacji Przewodniczka i pobiegła szybko w stronę oszklonych, białych drzwi w rogu korytarza.

– Ej, halo! A my to niby gdzie! – zawołał Wąsik – Przecież też jest Pani świadkiem.

– Ale czego? – zdziwił się Michalski – Słuchaj no. Mamy tu zgłoszenie o kradzieży. Pierwszego podejrzanego, którego trzeba umieścić w areszcie i musimy się gdzieś przespać.

– Co?! Proboszcz podejrzanym. Wy jeszcze w dodatku śpicie u niego, na plebani. To ja bym już z dziesięć razy sprawdził budynek, czy nie ma w nim ukrytej płyty. Zresztą sprawdzałem i sam po was wzywałem. To jest pożałowania godne – oparł się o ścianę i złapał za głowę. Zaś Ksiądz stał skuty i śmiał się.

– Może w końcu ktoś mnie rozkuje – stwierdził.

– O nie! – wykrzyczał Michalski – Ksiądz coś ukrywa, a ja to z Księdza wyciągnę.

– Co! – zrobił wielkie oczy Wąsik i podszedł do Proboszcza, wyjmując z kieszeni kluczyk. Rozpiął najpierw jeden zacisk i chciał rozsunąć obręcz, gdy podbiegł podinspektor, chwycił za ramiona.

– Co ty robisz?!

– A ty co robisz?

– To jest mój podejrzany i chcę go jeszcze o coś spytać.

– Ach tak?! – zrobił wielkie oczy Wąsik. – To jak chcesz sobie z nim pogadać, to nie musisz go skuwać.

– Czekaj! Komu ja się tłumaczę – odparł Michalski – Przecież to wy podlegacie pod nas. Podinspektor puścił ręce Księdza i sięgnął do kieszeni po telefon. Po chwili dzielnicowy sam nie wiedział, czy ma z powrotem zakładać te kajdanki, czy też może wrócić do domu, a może jednak miał racje. Z chwilą gdy tylko telefon Michalskiego zbliżał się coraz bardziej do ucha, jego nogi robiły się coraz miększe. Gdy nagle z pokoju wybiegła kobieta i złapała go za przedramię. Spojrzawszy na nią usłyszał:

– Po co to robisz?

– A ty miałaś już spać – odparł.

– Rozłącz się. Proszę.

– Ja też – dodał Ksiądz – Powiem wszystko. Wąsik ze zdumienia myślał, że mu łezka poleci.

– Halo! – słychać było w telefonie.

– Nic Buchała! Śpij! – odparł Michalski i rozłączył się. Zaś Przewodniczka myślała, że gołymi rękoma udusi podinspektora. Ksiądz zaś machnął ręką w stronę dzielnicowego i ze złością na twarzy wykrzyknął:

– Zdejmuj! Po chwili sytuacja była tak napięta, że na jednego, biednego, Michalskiego chciały rzucić się trzy tygrysy. Wyjście było jedno:

– Może już pójdziemy spać, czy mam zamówić pizze – odparł przyparty do ściany podinspektor.

Wtedy przewodniczka skierowała się w stronę swojego pokoju, kręcąc głową. Ksiądz odwrócił się plecami i jeszcze ocierał obolałe ręce, a Wąsik zdenerwowany krzyczał:

– „Jeszcze raz taki numer, a Ci nogi z du… powyrywam”. I oddając kajdanki skierował się w stronę drzwi. Kiedy łapał za klamkę przypomniał sobie:

– Masz mój numer, czy Ci jeszcze raz podyktować.

– Nie, nie potrzeba. Jakoś damy radę – odparł Michalski. Słuchając tego proboszcz dodał:

– Tak sądzisz?

– A co? Już coś księdzu nie odpowiada – zdziwił się Michalski. – Kajdanki nadal mam przy sobie.

– Ty mnie nie strasz kajdankami. Pomyśl lepiej, gdzie będziesz spał – zaśmiał się.

– A co brakło podłogi – zdziwił się Michalski.

– Aha – pokiwał głową proboszcz. Pamiętam, jak w sześćdziesiątym dziewiątym szliśmy z pielgrzymką do Częstochowy.

– Niech Ksiądz przestanie z tymi pielgrzymkami – odparł Michalski – To gdzie teraz Ksiądz idzie, bo chciałbym iść spać.

– Ja? Ja przeważnie przebywam tutaj – odparł Proboszcz.

– Jeśli tak to ja śpię u Księdza w pokoju – stwierdził Michalski.

– Bardzo proszę. Nie mam nic przeciwko temu. Podinspektor wziął ze stołu wszystkie teczki i udał się w kierunku oszklonych drzwi. Otworzył je szeroko i zaraz z brzegu położył swoje papiery. Po chwili wrócił się do auta po swoją walizkę i tylko przechodząc spoglądał co robi Ksiądz. Ten zaś uklęknął w rogu pokoju przed obrazem Czarnej Madonny i wyjął z kieszeni różaniec i z cicha odmawiał kolejne zdrowaśki. Dziwiło go, że jest tak późno, a on jeszcze będzie czuwał, z drugiej strony cieszył się, że nie czeka go kolejna kłótnia o dostęp do toalety. Kiedy wszedł do łazienki nagle rozległo się szczekanie psów i okropne hałasy. Michalski sam nie wiedział, czy zaprzestać wieczorno – nocnym zabiegom pielęgnacyjnym i udać się na zewnątrz, czy po prostu „machnąć na to ręką”. Jedynie Ksiądz modlił się, ale oczami spoglądał na ulice. Po chwili jednak wszystko ucichło. Proboszcz zaś uczynił na twarz znak krzyża i powstał z klęcznika. Michalski odświeżony wyszedł spod prysznica i po cichu zaczaił się pod wejście kuchni. Trzymając w ręku swoje ubranie spoglądał na księdza, który rozpinał sutannę. Po chwili jednak wyczuł, że nie jest sam i lekko obrócił głowę, a podinspektor schował się za ścianę i postanowił szybko umknąć do pokoju. Złapał za klamkę od drzwi i powoli kierował się w stronę łóżka. Tylko Przewodniczkę, która była już w głębokim śnie coś chciało obudzić. Poruszyła trochę głowa i obróciła się na lewy bok. Michalski rzucił ubranie na podłogę podszedł od lewej strony do wersalki i podniósł do góry kołdrę. Jeszcze westchnął w myślach:- Jaka ciepła. I zwinął się do snu. Zaś Ksiądz, idąc do łazienki nie dowierzał własnym oczom.

– No tak. Co teraz wieś powie. Będę musiał jeszcze raz się pomodlić – pomyślał. A może Bóg tak chce. I pociągnął drzwi od łazienki.

***

Gdy następnego dnia za horyzontu zaczęło wyglądać jasnopomarańczowe słoneczko. Pierwsze koguty w miasteczku ogłosiły, że jesteśmy na prowincji, psy stwierdziły, iż pora śniadania, Michalski zaś – trzeba się przekręcić na drugi bok. Wszystko, by było wspaniale, gdyby jego ręka nie wylądowała na czyimś ramieniu. Z początku została tylko odepchnięta, lecz po drugiej próbie położenia w to samo miejsce zbudziła pewną osobę, która nie spodziewała się współtowarzysza w swoim łożu. W jednej chwili wyskoczyła spod kołdry i z wielkim piskiem oznajmiła, że na takie coś się nie zgadzała. Na półprzytomny, ale jeszcze leżący w pościelach Michalski próbował dojść do siebie.

– Co Pan robi w moim łóżku?!

– Co proszę?

– Niech się Pan nie wygłupia!

Przecierał oczy Michalski i próbował wydostać się spod puchowych prześcieradeł.

– Niech się Pan jak najszybciej, stąd wyniesie!

– Już, spokojnie. Co się stało?

– Co się stało?!

Krzyczała na cały pokój poddenerwowana Przewodniczka, zbierając swoje ciuchy i w głowie, układając plan o jak najszybszym zerwaniu współpracy z podinspektorem, który notabene teraz wciągał spodnie. – To wychodzi Pan z pokoju, czy nie?! – nagle obróciła się w stronę Michalskiego i jeszcze bardziej poddenerwowana stwierdzała – No nie! Tak dłużej nie może być! I wybiegła do łazienki z ubraniami w ręku. Zaś Michalski nadal na półprzytomny, siedząc na brzegu łóżka myślał: – Zapalić sobie, czy może coś mocniejszego?

Za okien tylko słychać było płynącą z głośników muzykę kościelną i jakby początek porannej mszy.

– „W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego…”. Michalski wstał na Maxa zdenerwowany i wykrzyczał:

– Cholera! Tego też nie da się upilnować! Po chwili na miejsce przybył Buchała i zaczął pukać do drzwi, lecz usłyszał przez nie krzyki i stwierdził.– Może lepiej poczekam w kościele. Gdy nagle zobaczył poruszającą się klamkę i w momencie prawie w niego wpadłby nieubrany Michalski.

– Dzień Dobry – odparł z uśmieszkiem Buchała.

– Że co?! – wykrzyczał wściekły podinspektor.

– No jestem. Możemy działać.

– Widzę! – spojrzał się sapiąc Michalski – To działaj! Gdzie jest nasz świadek? Buchała rozejrzał się i po chwili, słysząc głosy dobiegające z głośników stwierdził:

– Chyba odprawia mszę?

– No to jazda do kościoła! – wykrzyknął Michalski. Tymczasem z łazienki wyszła Przewodniczka. Rozejrzała się po pokoju, wzięła swoje rzeczy i udała się w kierunku drzwi.

– Przepuść mnie!

– Niech Pani się nie wygłupia.

– Nie! Jak to ma tak wyglądać dalej, to ja wracam.

– Ja z góry przepraszam – złapał się za pierś Michalski.

– Tłumaczyć to Ty się będziesz przed przełożonymi – odparła Przewodniczka i otwarła drzwi na oścież, wychodząc obok Michalskiego. Ten tylko załamany opuścił głowę, po czym spojrzał na jej pośladki i stwierdził:

– W pracy mi nie uwierzą.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania