Poprzednie częściMichalski cz. I

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Michalski cz. XIV

CZĘŚĆ XIV

Kiedy wszyscy już poszli spać we wsi, a jedynie świeciła się mała żaróweczka w oknie kuchni plebani. Michalski rozmyślał co zrobić, by sprawa w końcu nabrała, jakiego szybszego tempa. Wyjął z kieszeni weksel, na którym widniało jasno, że parafia jest zadłużona, lecz w sumie ksiądz może umywać od tego ręce i dług zrzucić na parafian. Z drugiej kieszeni wyciągnął telefon spojrzał na niego, lecz sumienie odmawiało przyznawania się, że sobie nie radzi. W końcu wyjął paczkę papierosów i zaczął swój normalny rytuał. Gdy nagle coś zaczęło pukać do szyby. Podszedł i zaczął wyglądać.

– Kto tam?! – zapytał.

– Proszę się nie bać. To ja.

– Jakie ja?

– Hryniewiczowa.

Uchylił lekko okienka, podsunął lampkę i zobaczył brązowe oczęta na pomarszczonej i zmęczonej życiem twarzy.

– Co pani tu robi? – zdziwił się.

– Mam małą prośbę do pana.

– A co się stało?

– Mój mąż znów wszczął awanturę z Wiszczykiem. Michalski już wiedział, o co chodzi i spojrzał z politowaniem w stronę gwiazd.

– No co tak pan patrzy. Jest pan władzą niech pan pomoże.

– Chwileczkę – odparł, myśląc dalej podinspektor i przymknął okienko. Jeśli pójdę do Hryniewicza mogę pożegnać się zawodem. Mogę w ogóle się ze wszystkim pożegnać. Jeśli zaś nikt mnie nie zobaczy lub nie zainterweniuję lepiej nie myśleć. Kobieta zaś nadal stukała w szybę. Po chwili Michalski nie wytrzymał i z papierosem w dłoni odtworzył okno i zawołał:

– Czego pani stuka? Zaraz wyjdę, muszę się ubrać.

– Przecież już ma pan coś na sobie.

– Niech pani czeka przy drzwiach – odparł poddenerwowany Michalski. W tej samej chwili wybudził się ze snu Buchała i widząc zamykającego okno partnera zaczął sennym głosem wypytywać:

– Coś się stało?

– Nie, śpij. Niedługo cię zmienię. Jedynie Ksiądz słyszał całą rozmowę i był zadowolony z całego toku wydarzeń. Pomyślał:

– Jeśli on teraz pójdzie do kościelnego, nikt nie skupi się na mnie i na tym, co robię. Może mam szansę w końcu uciec. Po pary sekundach z korytarza dobiegł głos:

– To jak jest pani gotowa? Długo nam to w ogóle zajmie.

– Nie. Oni praktycznie to już się pokłócili. Teraz to on leży nieprzytomny w domu. Po chwili słychać było zatrzaskiwanie się zamka w drzwiach i oddalanie rozmawiających osób. Ksiądz był pewien, że tylko on jest teraz władcą na plebani. Powoli wstał z łóżka, wsunął na nogi swoje buty i zbliżył się do korytarza. Rozejrzał się. W całym budynku panowała błoga cisza, jakby właśnie otwierał kościół do porannej mszy. Stał tak i przemyśliwując to wszystko podsumował: – Że też musiało do tego dojść.

– Czego? – wyłoniła się z ciemności zaspana i ziewająca Przewodniczka. – A nic, nic – zaczął wymachiwać rękoma Ksiądz – coś mi się przyśniło i wstałem z łóżka. Chyba pójdę z powrotem.

– Nie niech ksiądz dokończy swoje przemyślenia – odparła. Lecz ksiądz załamany wrócił do swojej kancelarii i usiadł na brzegu wersalki. Zaraz za nim weszła Iwona i usiadła koło niego. Spojrzał na jego zmęczoną twarz i rzekła:

– Mi może proboszcz powiedzieć wszystko, ja zrozumie gorzej z nimi.

– Ta – pokiwał głową stary klecha – czy oni, czy pani jedna sitwa.

– Co ksiądz wygaduje? – zdziwiła się pani Przewodnik.

– Wiem, co mówię – pokiwał głową – chciałem tylko oddać płytę do konserwacji i co.

– No nie wiem? – zaciekawiło to panią Iwonę.

– Ten wasz kurator nie pozwolił zdejmować, bo się połamie – opowiadał zapłakany ksiądz.

– To, co się z nią w końcu stało?

– I tak już za dużo powiedziałem – odparł proboszcz – niech pani teraz pozwoli mi usnąć, a kolegą przekaże co się tu dowiedziała.

Ksiądz położył głowę na boku, a przewodnicza jeszcze z niedowierzaniem siedziała przez chwilę na wersalce i próbowała zrozumieć. Czy szuka jednego dużego kawałka, czy kilku małych porozrzucanych i gdzie. Po całej wsi.

***

W środku nocy na plebanie powrócił Michalski, wszedł do kuchni i zastał przy lampie siedzącą Iwonę.

– Co ty tu robisz? – spytał zdziwiony.

– Nic – odparła. Pić mi się chciało.

Podszedł do tapczanu, gdzie właśnie Buchała był zatopiony w najgłębszym śnie i zaczął pukać nogą.

– Stawaj aspirancie.

Lecz Buchała leżał sztywny jak kłoda i nie chciał ani za grosz zejść z legowiska. Michalski spojrzał na przewodniczkę, włożył rękę do kieszeni i wyją z niej zapalniczkę. Iwona, domyślając się, co chce zrobić wstała z krzesła i wykrzyknęła:

– Nie!

Buchała w momencie skoczył z kanapy i zobaczył jak Michalski stał pochylony na końcu mebla z uśmiechem na twarzy.

– Czyś ty zgłupiał?! – wykrzyknął.

– Nie – usiadł na tapczanie inspektor – Tylko też chcę trochę pospać.

– Wariat – szepnął pod nosem Buchała.

– Załatwiłem ci łom – spojrzał na przewodniczkę.

– Tak? To świetnie.

– A gdzie był? – zapytał z ciekawością Buchała.

– Lepiej się nie pytaj? Od jutra ty tu dowodzisz – rzekł Michalski i rzucił się do spania. Buchała zdziwiony spojrzał na Iwonę, a ona na niego. Co to miało znaczyć? Przewodniczka wstała z krzesła i zaczęła klepać w plecy inspektora.

– Co ty znowu wydziwiasz! – wołała. Buchała stanął przy lampie i łapiąc się za brodę myślał – W sumie pasowałoby wprowadzić jakieś nowe metody w ty śledztwie. Czemu nie? Drony, podczerwień i odciski palców. Wszystko ruszy do przodu. Pokiwał głową. Michalski tylko odparł do Iwony:

– Idź spać rano Ci wszystko wytłumaczę. A ona załamana spojrzała na zamyślonego Buchale i udała się w stronę korytarza. Nie mogła zbytnio pojąć jak to możliwe, że w ciągu jednej chwili tak ambitny policjant mógł zrezygnować z rozwiązania tak ważnej sprawy. Może powinnam mu powiedzieć to, co dowiedziałam się od księdza – pomyślała i stanęła jak słup soli przed wejściem do pokoju. Może jednak poczekam do rana – stwierdziła i weszła do środka, by położyć się na łóżku. Buchała zaś pływał w siódmym niebie. Jeszcze wszystkiego dokładnie nie obmyślił, ale właśnie stanęło na tym, by do całej akcji dołączyć grupę antyterrorystyczną. W jednej chwili zerwał się z krzesełka, które upadło na podłogę i pełen napięcia zaczął wyszukiwać kartki i długopisu.

– Co się stało? – zbudził się Michalski.

– Nic, nic – wszeptał Buchała – Nie widziałeś tu kartki i długopisu? Michalski zdenerwowany obrócił się do ściany i próbował dalej zasnąć. – Cholewcia, gdzieś je widziałem – biegał dalej w tom i z powrotem jak rozwścieczony lew w klatce.

– Przecież się nie rozpłynęły. W pewnym momencie nie wytrzymał Michalski i krzyknął:

– Idź na dwór i tam je poszukaj! Buchała stanął w miejscu i ze złością spojrzał na inspektora. W jego głowie chodziła tylko jedna myśl: – Poczekaj do jutra. Teraz no dobrze, uspokoję się, na chwilę. Wyszedł z kuchni przystanąłby spojrzeć do kancelarii i prosto korytarzem wyszedł na dwór. Było tak zimno, że złapał się za ramiona, a potem zaczął dmuchać w dłonie. Słyszał tylko szczekanie psów i szumiące drzewa wokół kościoła. W jednej chwili wyjął z kieszeni pilot od samochodu policyjnego. Otworzył drzwi i wszedł do niego. Rozejrzał się dookoła, zobaczył na tylnym siedzeniu jakąś bluzę założył ją i opuścił fotel. Przewrócił się na bok, plecami do okna i nie wiedząc, kiedy zasnął.

***

Gdy za szyb dobiegało poranne pianie koguta, a na płotach zaczynały ćwierkać już wróble, Michalski dopiero przekładał się na drugi bok, ale zaniepokoił go szelest dobiegający z pokoju księdza. Szybko zerwał się na nogi i podbiegł do futryny, by zajrzeć do pokoju naprzeciw. Widział białą puchową pościel zwiniętą, lecz proboszcza leżącego w niej nie było. Przebiegł korytarz. Rozejrzał się za Buchała i wpadł do kancelarii niczym strzała z łuku. Zobaczył klęczącego w rogu pokoju pod ikoną Matki Bożej księdza z różańcem w rękach.

– Aha, to nie przeszkadzam – pokiwał głową. Wyszedł spokojnie z pokoju, spoglądając na biurko i zastanawiając się – gdzie może być klucz do zamka szuflady. Gdy był w korytarzu, stanął i spojrzał na drzwi wejściowe. Chęć go naszła zapalić papierosa, lecz: – Gdzie mógłby się teraz podziewać Buchała? Odpowiedz dostał po chwili, gdy nagle z podwórza dobiegł głos syreny policyjnej, który na pewno zbudził wszystkich w pobliżu. Z ostatniego pokoju na plebani wygramoliła się jeszcze mocno zaspana Iwona. Trzymając w ręku szczotkę do włosów, część garderoby i rzekła:

– Zajmuję łazienkę.

Gdy już było wiadome, że niedługo cała drużyna będzie w komplecie pod budynek zajechała lśniąco czarna limuzyna, a w niej zapowiadana przez Kyziakową eminencja. Przeciągający się Buchała nie wiedział, co ma powiedzieć, zaś Michalski spoglądał spokojnie za okna i z lekkim uśmieszkiem mówił sam do siebie:

– No aspirancie, do dzieła.

Z limuzyny wysiadł pierw młody ksiądz, który szybko przebiegł na drugą stronę, by otworzyć drzwi biskupowi. Ten zaś spojrzał na wysypany żwirem podjazd i stwierdził:

– Kiedy wreszcie ksiądz Grzegorz postara się o kostkę brukową?

– Nie wiem eminencjo. Warto go się spytać – kiwał głową młody duszpasterz. Biskup wysiadł z samochodu, poprawił sutannę i rozejrzał się. Nagle zauważył chowającego się Buchale.

– A Ty! Coś za jeden.

Aspirant nagle poczuł, jakby stał przed samym szefem policji. Nogi mu wiotczały, zaczął się powoli pocić, a w ustach robiło mu się sucho.

– Ja, ja, ja – nie mógł siebie nic wydusić.

– Co on tam bełkocze? – zapytał się biskup pomocnika, a ten nie wiedział, co odpowiedzieć.

– On nie bełkocze! – nagle rozległ się krzyk ze strony plebani. W momencie eminencja, z księdzem i Buchała, skierowali swój wzrok na drzwi wejściowe od budynku, gdzie stał Michalski.

– On tylko się jąka – wymyślił inspektor. W jednej chwili coś wstąpiło w Buchale i. Podszedł do biskupa, mówiąc:

– Tak, tak ja już tak mam.

Biskup wyciągnął rękę i pobłogosławił policjanta, dodając: – Biedne dziecko. No ale cóż, przyjechaliśmy w innej sprawie. I udał się prosto w kierunku drzwi od plebani. Tam stał Michalski i rozkładając swe ramiona dumny zapytał:

– A Panowie to, w kim niby celu? Biskup zdziwiony tym zachowaniem wykrzyknął: – Proszę się natychmiast przesunąć! W jednej chwili, jakby piorun z nieba strzelił, za drzew wybiegła Kyziakowa.

– Tak eminencjo, tak trzeba z nimi postępować! Oni nie mają za grosz przyzwoitości. Szybko podbiegł do niej Buchała i zaczął ją zatrzymywać i odsuwać na bok.

– Co ty robisz ze mną chłopcze?! Najpierw księdza bijecie, teraz mnie chcecie wykończyć! Starą, zmęczoną kobietę! Kyziakowa zaczęła się szarpać z Buchała, a przyglądająca się temu ekipa z kurii nie wytrzymała i jeden z księży podbiegł do aspiranta.

– Niech ją Pan puści – rzekł młody kleryk.

– No, nie słyszysz głuchelcu! – krzyczała dalej Kyziakowa. Buchała był spokojny, lecz spojrzał głęboko w oczy księdzu i odparł:

– Jeśli tak, to Ty będziesz ją miał teraz na głowie. I masz ją uciszyć. Aspirant puścił ją, a wściekła Kyziakowa nadal szła za nim, wygrażając palcem i krzyczała:

– Co Ty sobie myślisz, że się mnie pozbędziecie! Za nimi biegł kleryk, który w końcu ich dogonił i stanął przed Kyziakową, zatrzymując ją ręką i prosząc: – Proszę Pani to jest teren kościelny, tu sam Bóg jest od wymierzania kar. Kyziakowa spojrzała na młodego księdza, zmrużyła oczy i złapała się pod boki.

– Odsuń się chłopcze, jak mi świat miły!

Michalski, widząc to wszystko stwierdził, że: – Nawet niepotrzebnie wychodził z domu. Sama gospodyni załatwi sprawę z biskupem. Lecz eminencja był odmiennego zdania i pozostawiając przed plebanią przepychającą się trójkę rzekł do inspektora:

– No dalej wejdźmy do środka, a ich zostawmy sobie.

Michalski zdziwiony przepuścił biskupa i odparł:

– Proszę bardzo, zapraszam na pokoje – po czym wydarł się jak lew na Sawannie w stronę Buchały – Szefie, obudź się!

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania