Poprzednie częściMiłość w Madrycie ( OPIS)

Miłość w Madrycie rozdział 5

Rozdział 5

 

" Nie wiadomo jak i skąd pojawiają się czasem tacy ludzie, którzy nawet za najbiedniejszego lub najgorszego człowieka na świecie są w stanie oddać własne życie. Takich ludzi cenimy najbardziej. Szkoda, że nie każdy taki jest"

 

Miałam piękny sen. Dopóki nie zamienił się w koszmar. Śniło mi się, że jestem na balu maskowym. Wyglądałam jak królowa. Wszyscy na mnie zwracali uwagę. Każdy mężczyzna chciał ze mną zatańczyć prócz jednego, wokół którego krążyły wszystkie panie. Kiedy już miałam do niego podejść i ujrzeć jego twarz, ktoś chwycił mnie i zaczął ciągnąć w stronę wyjścia. Krzyczałam, ale nikt nie zwracał na mnie uwagi. Jakby mnie tam nie było. Od razu się obudziłam. Byłam cała spocona. Mój oddech był równie niespokojny co serce. Dopiero teraz zauważyłam, gdzie jestem. Byłam w czyimś pokoju. Pokój był mały ale przytulny. Cały był obklejony tapetą z panoramą Madrytu o zachodzie słońca. Wyglądało to pięknie. Meble kontrastowały z nią. Były ciemno brązowe. A łóżko dość wygodne. Nie tak jak w hotelu w Barcelonie ale dość. Nie pamiętałam jak się tu znalazłam. Ostatnie co pamiętam to to jak usnęłam w tym kacie w tej restauracji. Jak ona się nazywała? A tak. La Familia. Spojrzałam na zegarek. Była dziewiąta rano. Czułam się o wiele lepiej niż wtedy. Byłam ciekawa do kogo należało to mieszkanie. Kiedy wstałam zobaczyłam, że jestem ubrana w czyjąś o kilka rozmiarów większą koszulę. W dodatku męską?! Co to ma być?! Jak najszybciej wyszłam stamtąd by się dowiedzieć. Poczułam unoszące się piękne zapachy, dochodzące chyba z kuchni. Tam się udałam.

- Dzień dobry śpiochu. W końcu wstałaś. Już się martwiłam, że będziemy musieli cię zawieźć do szpitala. Nastraszyłaś nas nieźle.

Była to ta kelnerka, która mnie znalazła w tym kącie. Teraz gdy już nie miałam gorączki mogłam się jej lepiej przyjrzeć. Wyglądała jakby była w moim wieku. Miała czarne, kręcone włosy. Była wysoka, szczupła jak ja i opalona. Miała czekoladowe oczy. Widać było, że stąd pochodzi chociaż po jej akcencie i tym jak biegle mówiła po angielsku, mogłam się mylić.

- Dzień dobry. Kim ty jesteś? Co ja tu robię? Co się stało? I jacy wy?

Obdarzyła mnie ciepłym i miłym uśmiechem, że aż trudno było go nie odwzajemnić.

- To bardzo wiele pytań jak na tak wczesną porę. Ale nie martw się. Zaraz ci wszystko wyjaśnię. Po kolei. Jestem Beatriz. A to jest moje mieszkanie. Znalazłam się w restauracji cała przemokniętą i rozpaloną. Miałaś gorączkę. Chciałam cię zawieźć do twojego domu ale zemdlałaś. Więc poprosiłam o pomoc właściciela restauracji. To dobry człowiek. Od razu wiedział co robić. Gdy chciałam cię zawieźć do szpitala on kazał zawieźć cię do mnie. Wziął cię na ręce, okrył swoją marynarką i zaniósł do swojego samochodu. Gdy już przyjechaliśmy, wsadził cię do wanny, nalewając wcześniej zimnej wody by zbić jakoś gorączkę bo miałaś ok. czterdziestu stopni gorączki. A ponieważ nie miałaś przy sobie niczego, żadnych ubrań ani dokumentów, dałam ci koszulkę swojego starszego brata. Lubi zostawiać czasem tutaj swoje rzeczy. Następnie położyliśmy cię oboje do łóżka, w pokoju, który od czasu do czasu lubi zajmować mój brat. Mój szef bardzo o ciebie zadbał. Kupił leki, sprowadził lekarza. To była dla mnie nowość bo jeszcze nigdy tak się nie zachował. Zwłaszcza dla kogoś kogo ledwo zna. No, ale dobrze teraz twoja kolej. Opowiedz wszystko o sobie. Musze mieć pewność, że pod moim dachem nie mieszka żadna córka mafii ani nic podobnego.

Te jej przypuszczenia sprawiły, że się zaczęłam śmiać.

- Nie jestem żadną córką mafii ani nic podobnego. Nazywam się Caroline Johnson. Jestem ze Stanów. Przyjechałam tu na wakacje oraz po to by zostać tu już na stałe. Niestety okradziono mnie na lotnisku w Madrycie. Nie mam nic. Żadnych dokumentów ani ubrań, oraz wszystkich moich oszczędności.

- Uff od razu mi ulżyło. Coś czułam, że nie jesteś stąd. A zgłosiłaś to na policję?

- Tak. Ale spotkałam się tam z taką bezczelnością, że jak najszybciej musiałam opuścić komisariat, a wtedy złapał mnie deszcz i jadący szybko samochód, wjechał w kałużę i…

- To stąd byłaś cała przemoczona?

- Tak. Byłam mokra, zmarznięta i głodna. Chciałam się schronić przed deszczem, a potem się zastanowić co dalej więc szybko udałam się do jakieś restauracji, gdzie chciałam by było tłoczno bo wtedy nikt by nie zwracał na mnie uwagi i mogłabym przeczekać deszcz i wyschnąć. Ponieważ nie było żadnych wolnych miejsc ,a ja nie miałam pieniędzy, a nie chciałam by mnie wyrzucono, schowałam się w jakimś kącie, a dalej już wiesz co się działo.

- Dios Mio! I to wszystko jednego dnia? Bardzo ci współczuję. Teraz rozumiem co tam robiłaś. To nie USA. Nie musiałaś się bać, że zostaniesz wyrzucona. Pomoglibyśmy ci. Zawsze tak robimy. Jesteśmy jak jedna wielka rodzina.

- Stąd nazwa La Familia?

-Mhm. Dalibyśmy ci coś jeść i pozwolili ci się ogrzać i przeczekać ten cały deszcz. A o pieniądze się nie martw. Z naszych pensji byśmy ci to opłacili.

- To bardzo miłe byłoby z waszej strony, ale potoczyło się to wszystko tak jak potoczyło.

- Niestety tak. Ale na szczęście już wstałaś i czujesz się lepiej prawda?

- O niebo lepiej niż wtedy. Bardzo ci dziękuję.

- Mnie? Pomogłam ci z najczystszą przyjemnością. Ale bardziej podziękowania nalezą się mojemu szefowi.

- Jemu tez podziękuję, jeśli będę miała ku temu okazję.

- Oj będziesz bo zapowiedział, że będzie tu wpadał by sprawdzić co u ciebie dopóki nie będziesz w pełni zdrowa.

Spojrzałam na nią zaskoczona.

- Naprawdę? Ale czemu?

- Sama nie rozumiem jego powodów. Może najwyraźniej wpadłaś mu w oko?

Zarumieniłam się.

- Szkoda, że go ani razu na oczy nie widziałam.

- Mówił, że kiedyś mieliście okazję się poznać.

- Naprawdę?

- Tak.

- A mówił gdzie i kiedy?

- Tego akurat już nie zdradził.

- Swoją drogą to bardzo dobrze znasz mój język. A sądząc po wyglądzie to chyba jesteś stąd.

- Tak jestem z Hiszpanii, ale studiowałam w Stanach. W Stanford, ale musiałam przerwać studia bo zaczęło mojej familii brakować pieniędzy poza tym moja mama zaczęła chorować. Więc zostałam zmuszona do tego by tu przyjechać, ale kiedyś jeszcze wrócę na studia.

- Tak mi przykro.

- Dlaczego? W końcu mogę być z rodziną. Tak nie miałam jak przyjechać bo loty z USA do Hiszpanii są bardzo drogie, rozmawialiśmy telefonicznie bardzo rzadko.

Byłam mile zaskoczona. Po mimo złej sytuacji ona wciąż patrzy na wszystko pozytywnie. Czułam, że się zaprzyjaźnimy. Po chwili usłyszałam dźwięk burczenia mojego brzucha. Zrobiłam się czerwona jak burak ze wstydu. Beatriz odparła na to tylko śmiechem.

- Ktoś tu jest chyba głodny. W sumie to się nie dziwię bo w końcu po trzech dniach ma prawo wydawać takie dźwięki.

- Po ilu?!

- Trzech. Spałaś trzy dni. I ani razu się nie obudziłaś. Tylko od czasu do czasu wydawałaś jakieś dziwne pomruki.

Byłam w szoku. Nie mogłam uwierzyć, że spałam aż tyle. Musiałam naprawdę być nieźle chora, albo tym wszystkim po prostu zmęczona.

- No a teraz dość gadania i zabierzmy się za to pyszne jedzonko jakie nam przygotowałam. Miałam przeczucie, że dzisiaj się obudzisz, więc postanowiłam zrobić specjalnie dla ciebie amerykańskie śniadanie byś czuła się jak w swoim rodzinnym domu, bo pewnie za nim bardzo tęsknisz.

- Nie tak bardzo jak myślisz.- powiedziałam z powagą , siadając do stołu.

- Bzdury. Też tak na początku mówiłam, a dopiero po długim czasie rozłąki zrozumiałam, że za nimi tęsknie.

- Więc dlaczego nie chciałaś studiować tutaj?

- Chciałam zmiany w swoim życiu. Chciałam się wyrwać stąd bo czułam, że to nie miejsce dla mnie. Ale jak znalazłam się w obcym kraju zrozumiałam, że popełniłam błąd. Ale było już za późno. Poza tym rodzina we mnie wierzyła, a nie chciałam ich zawieźć. Pilnie się uczyłam, dostawałam stypendium, ale nigdy nie brałam pieniędzy dla siebie. Oddawałam je rodzicom, albo na jakieś różne akcje charytatywne. Tak mnie wychowywano. Ale kiedy mama zachorowała, a pieniędzy zaczynało nawet brakować na chleb, zrozumiałam, że musze tutaj wrócić. Byłam na początku zła na taki los, ale teraz wiem, że nic się nie dzieje bez powodu. A teraz proszę wcinaj pancakes bo tak się chyba nazywają wasze odpowiedniki do naszych naleśników. Udało mi się nawet dostać dla ciebie syrop klonowy. Mam jeszcze jajka i bekon. Oraz sok pomarańczowy ze świeżo wyciśniętych pomarańczy. Mają one dużo witaminy C, potrzebnej ci by wzmocnić swoja odporność.

- Bardzo ci dziękuję. Nie wiem jak ci się odwdzięczę.

- Odwdzięczysz mi się jak to wszystko zjesz.- dodała z uśmiechem.

Zaczęłam jeść. Jadłam bardzo łapczywie bo nawet sobie nikt nie wyobraża jaka byłam głodna. Jadłam jak za dwoje, a przecież w ciąży nie byłam.

- Spokojnie chicita bo się zadławisz, a dopiero co wyzdrowiałaś.

- Przepraszam, ale jestem potwornie głodna a to jest takie pyszne. Nigdy w życiu lepszych naleśników ani bekonu nie jadłam. Nawet u mnie w Stanach tak dobrze nie gotują jak ty.

- Bzdury, ale bardzo ci dziękuję za komplement. Poczekaj jak spróbujesz moich ojczystych dań. Rozpłyniesz się i to dosłownie. Palce lizać.

- Och mam nadzieję, ze będę miała jeszcze okazję.

- Na pewno bo w końcu będziesz mnie widywać na co dzień.

- Chyba nie rozumiem.

- No chyba nie sądziłaś, że po tym co mi opowiedziałaś pozwolę ci odejść?

Nie mogłam uwierzyć w to co słyszę. Właśnie zaproponowała mi, bym wraz z nią tutaj mieszkała.

- Ale nie mam jak ci płacić za czynsz.

- O to się tez nie martw. Postaram się załatwić ci pracę w La Familia. Sądząc po reakcji szefa jak cię zobaczył , jestem pewna, że nie będzie się opierał.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Tina12 09.07.2016
    Szybko idzie ci pisanie.
    5
  • Rebeldomaniaczka 09.07.2016
    Miałam już napisane 8 rozdziałów, ale na początku dodałam 2 potem 4 ,ale jak widzę,że komuś się to naprawdę podoba to wstawiam od razu wszystkie jakie mam:)
  • Tina12 09.07.2016
    Ja z czytanie nie nadążam.
  • Mery505 10.07.2016
    Boże lofff cie *^* 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania