Poprzednie częściMiłość w Madrycie ( OPIS)

Miłość w Madrycie rozdział 7

Rozdział 7

 

„ Czasem słowa mogą mieć większą siłę od czynów jeśli zostaną dobrze użyte. Należy też zapamiętać, żeby nie oceniać książki po okładce. W tym wypadku faceta ubranego w super drogim garniturze z głupawym uśmieszkiem”

 

W mieszkaniu doprowadziłam siebie dzięki Betty do ładu. Wyglądałam w końcu jak człowiek. Ale wciąż czułam obawę co teraz będzie. Cholera! Że też musiałam nakrzyczeć na własnego szefa! Muszę faktycznie nauczyć się trzymać język za zębami. Po mimo tego co zrobił nie musiałam na niego krzyczeć. Poniosło mnie fakt. W sumie to nawet nie rozumiałam dlaczego. Może przez ten głupowaty uśmieszek? No dobrze nie głupi a mega powalający. Beatriz miała rację, że na jego widok nogi się pode mną ugięły. Pewnie to zauważyła. Muszę jak najszybciej odkręcić to wszystko. Zdenerwowana podeszłam do Betty, która akurat skończyła z kimś rozmawiać.

- O dobrze, że przyszłaś. Właśnie rozmawiałam z naszym szefunciem i…

- I co? Nawet nic nie mów pewnie oburzony zwolnił mnie.

- Nie. Przeciwnie masz dalej pracę.

- CO?! Ale, ale po tym wszystkim?

- Wiem to wydaję się niemożliwe , ale jednak. Ubłagałam go by tego nie robił . Wytłumaczyłam , że nie wiedziałaś, że to on i że strasznie tego żałujesz i ,że będziesz trzymała swój jak on to powiedział? Niewyparzony język za zębami.

- Naprawdę? O Boże Betty dziękuję-rzuciłam się w jej ramiona.

- Nie dziękuj mi bo to nie koniec. Powiedział, że jeszcze jeden taki wyskok a jego dobroć się skończy i stwierdził, że skoro wasze oficjalne pierwsze spotkanie nie było zbyt dobre to chciałby się w rekompensacie spotkać z tobą dziś wieczorem w restauracji na kolacji gdzie oficjalnie omówicie szczegóły twojej pracy i no wasze stosunki służbowe. Dodał, że chcę byś go oficjalnie przy wszystkich przeprosiła.

Zamurowało mnie. Po tym wszystkim jeszcze mnie zaprosił na kolację? Czułam jak mnie mdli. Było mi strasznie głupio z jednej strony, że najchętniej zamiast tam iść , schowałabym się pod łózko, ale z drugiej żeby mieć czyste sumienie muszę to zrobić. Chociaż moja duma mówiła sama za siebie ,że najlepiej było by go pocałować w cztery litery, ale potrzebowałam pracy i musiałam zacisnąć zęby i wytrzymać jego zniewalająco wykurzający urok i moje upokorzenie przyznając się, ze to moja wina była i przepraszając go przy wszystkich.

- Dobrze pójdę tam ,ale co ja mam włożyć? Coś oficjalnego ? A może nie?

- W sumie to nie była prośba czy zaproszenie a raczej polecenie bym powiedziała. Ale nie martw się tym. Pomogę ci. Wszystkie szczegóły gdzie i o której się spotkacie poda mi wieczorem. Ale dał mi wytyczne w co masz się ubrać.

-Że co?! Nie dość, że muszę go publicznie przeprosić przy ludziach to jeszcze mówi mi w co mam się ubrać?

- Nie marudź. Jak to wy Amerykanie lubicie mówić? Naważyłaś sobie piwa to teraz je musisz wypić .

- Ale to uwłacza mojej dumie

- Będziecie kwita. Ty go upokorzyłaś więc i on ciebie

- Jesteś po mojej stronie tak?

- Oboje jesteście winni i oboje bardzo kocham więc buzia na kłódkę i z podkulonym niestety dla ciebie ogonem go przeprosisz.

- O nie. Jak mam go przeprosić to niech będzie hucznie i przynajmniej zabawnie

- Caroline!

- No już dobrze, dobrze. Będę grzeczna. Obiecuje.

- Przyjaźnię się z wami obojgiem i nie chce między wami wybierać, a kłócąc się stawiacie mnie w niezręcznej sytuacji. Poza tym spotkasz się z nim raz a potem już prawie wcale bo rzadko kiedy jest w Madrycie ,a co więcej prawie rzadko jest w Hiszpanii.

-Dobrze przekonałaś mnie, ale więcej mi tu nie matkuj. Dopiero co uwolniłam się od rodziców.

Zaśmiała się

- Ok. Nie będę. A teraz chodźmy zrobić cię na bóstwo.

- A co z pracą?

- W tej chwili tym się akurat najbardziej przejmujesz?

- W sumie racja.

- Ale jeśli chcesz wiedzieć to obie do końca dnia mamy wolne.

 

***

 

- Swoją drogą to gdzie zdążyłaś poznać naszego drogiego szefa?

- Nie poznałam go. Jak to ma w zwyczaju wpadł na mnie , kiedy sobie szłam spokojnie ulicami Barcelony.

- Wtedy też na niego tak na krzyczałaś?

- Na początku nie ,ale jak zaczął się śmiać z mojego nieszczęścia to tak. – powiedziałam a ona kończyła nakładać puder na moje policzki.

- Nieszczęścia?

-Tak. Przez niego miałam potłuczoną pupę.

Zaczęła się śmiać

- Potłuczona pupę? Więc o to mu chodziło z tym tyłkiem. Haha

- Ty też się śmiejesz? Przez niego przez cały dzień nie mogłam spokojnie siedzieć na krześle.

- Faktycznie duże nieszczęście. Ale czy na pewno z tego powodu nie mogłaś siedzieć spokojnie? – uniosła znacząco brew.

- Co masz na myśli? – odwróciłam się w jej stronę.

- No przyznaj, że jest tak zniewalająco przystojny, że aż nogi ci się ugięły.

- No dobrze, przyznaję jest zniewalająco przystojny i seksowny.

- Wiedziałam.

- Ale nie zmienia to faktu , że niezły z niego palant.

- Przesadzasz wcale nie jest. Mówisz tak bo również uległaś jego urokowi i to cię denerwuje.

- Nie prawda.

- Ależ tak. Przecież widziałam jak intensywnie się w niego wpatrujesz.

- Wpatrywałam się bo nie mogłam uwierzyć, że ciągle musze na niego wpadać i zawsze musi to być on.

- Jasne. Na pewno. Wmawiaj sobie co chcesz ja i tak wiem swoje. Poza tym zarumieniłaś się a to tylko potwierdza moje słowa.

- Wcale się nie zarumieniłam.- pokazała mi lusterko. Niech to szlag! Miała rację. Aż tak łatwo można było mnie rozszyfrować?!

- No dobrze. Ostatnie muśnięcie pędzlem i gotowe. Możesz teraz zobaczyć moje arcydzieło.

Spojrzałam w lustro i oniemiałam z wrażenia. Wyglądałam przepięknie, że aż nie mogłam siebie poznać w lustrze. Beatriz naprawdę się postarała. Miałam na sobie czarną koktajlową sukienkę z koronki, luźno opadającą do kolan z rękawami do łokci , przepasana w pasie czarnym, cieniutkim paskiem. Włosy miałam podkręcone lokówką i niektóre pasma odgarnięte do tyłu i przyczepione spinką z małą czarną różyczką. Makijaż był delikatny ale subtelny. Nie zabrakło mocno czerwonej szminki na ustach. Beatriz ją uwielbiała. No i czarne szpilki.

- Wyglądasz jak princessa chicita

- Dziękuję Betty. Spisałaś się.

- No wiem. Nie trzeba mi dwa razy powtarzać.

- Skromna to ty nie jesteś- obie zachichotałyśmy. – No więc gdzie mam się spotkać z nim?

- Napisał , że wyślę po ciebie taksówkę, za którą z góry zapłaci i zawiezie cię w odpowiednie miejsce. Będzie na ciebie czekał w restauracji. Kazał ci podac jak będziesz na miejscu rezerwację na nazwisko Johnson.

- Ej! Przecież to moje nazwisko. Drań złożył rezerwację na moje nazwisko! Będzie wyglądało jakbyśmy byli małżeństwem.

- Czy już wspomniałam, że szef ma wspaniałe poczucie humoru?

- Zrobił to specjalnie by mnie sprowokować

- I mu się udało. Tylko nie zgań go za to. Macie się pogodzić i dojść dzisiaj do porozumienia, jasne?

- Jasne. Ale robię to tylko ze względu na ciebie.

- Kocham cię Caro.

-A ja ciebie Betty. Tym samym spłacam swój dług wdzięczności. Bo to jakbyś mnie wysyłała do jaskini lwa albo gorzej do piekła.

- Nie przesadzaj. Jak go bliżej poznasz polubisz go tak jak ja.

- Nie sądzę skoro już się znalazł na mojej czarnej liście jak u Świętego Mikołaja.

- U nas nie ma Świętego Mikołaja . prezenty rozdają nam: Los Reyes Magos.

- A no tak. Kacper, Melchior i Baltazar, czyli Trzej Królowie. Zapomniałam, ze u was jest inaczej. Ale tak czy inaczej jest u mnie na czarnej liście i chyba tylko cud sprawi, że to się zmieni.

- Coś czuję, ze to nie będzie cud i stanie się to szybciej niż myślisz.

Miałam cos powiedzieć, ale usłyszałam dzwonek do drzwi.

- O to pewnie twoja taksówka. Poczekaj musze sprawdzić czy jesteś gotowa w 100%. –sprawdzała mnie uważnie.- Czekaj ! Wiedziałam, że o czymś zapomniałam.- z psikała mnie swoimi perfumami. Pachniały naprawdę pięknie. Różanie po czym dała mi czarną chustę i w tym samym kolorze kopertówkę.

- Wyglądasz cudownie. Prawie jak rodowita Hiszpanka z tą opalenizną. Jak cię szefuncio zobaczy to dosłownie padnie z wrażenia jak ty dziś rano.

- Skoro mam iść do przodu to czy możemy o tym incydencie zapomnieć i nigdy więcej go nie wspominać.

- Zgoda to był ostatni raz. A teraz leć i baw się dobrze.

- A co ty będziesz robiła przez resztę wieczoru?

- Hmm pewnie będę oglądała jakąś brazylijską telenowelę, ale ma mnie odwiedzić brat więc na pewno się nie będę nudzić. Ale oczywiście będę na ciebie czekała bo będę chciała po twoim spotkaniu poznać wszystkie szczególy.

- Nie martw się wszystko ci opowiem. Ale mam nadzieję, że jak wrócę to będę miała okazję poznać twojego wspaniałego brata , którego wychwalasz ponad niebiosa. Mam nadzieję, że i on nie będzie kolejnym palantem.

- Nie, on jest najcudowniejszym człowiekiem pod słońcem. Szkoda, że nie ma szczęścia w miłości.- posmutniała na chwilę.

Beatriz tego samego dnia kiedy w końcu wyzdrowiałam opowiedziała mi jak to jej brat był szaleńczo zakochany w pewnej pięknej kobiecie, z którą gotów był wziąć z nia ślub i założyć rodzinę , ale w dniu kiedy się jej oświadczył zniknęła bez słowa i podobno wyszła za kogoś innego za jakiegoś bogacza i wtedy wyszła jej prawdziwa natura na jaw. Betty ani jej rodzina nie miała okazji jej poznać, ale podobno to bardzo ciężko przeżył i niedawno się pozbierał. Mówiła, że się zmienił i teraz traktuje inaczej kobiety ale dla rodziny wciąż jest tym samym cudownym człowiekiem. Współczułam mu bo nikt nie zasługuje na taki los. Zwłaszcza jego rodzina, która ma naprawdę ciężko a jednak się wciąż trzyma za co też ją podziwiam.

- Nie przejmuj się. Znajdzie sobie kiedyś naprawdę wspaniałą kobietę, godną niego, z którą będzie naprawdę szczęśliwy.

- Wiem i z tą myślą wciąż żyję.- poklepałam ją i poszłam otworzyć drzwi i dzisiaj przeżyłam kolejny szok. Myślałam, że gorszego palanta niż mój szef nie mogłam już spotkać, a jednak się pomyliłam. W drzwiach stał we własnej osobie komisarz komisariatu policji w Madrycie Mauricio Ramarez. Ten sam co potraktował mnie chamsko kiedy zgłaszałam kradzież moim rzeczy.

- Komisarz Ramarez?! Co pan do cholery tutaj robi?! To jest jakiś powalony zjazd czubków czy co?!

Nie zdążył odpowiedzieć bo wtedy usłyszeliśmy pisk Betty ,a następnie rzuciła się na naszego gościa

- Witaj braciszku! Stęskniłam się za tobą.

-Że co?! To jakiś żart?

- Nie ,nie jest żart Caro. Mauricio to mój brat Mauricio poznaj moją nową współlokatorkę Caroline Johnson.

- Niestety Betty zdążyłem poznać twoją wyrwaną z jakieś chorej i przesłodzonej bajki współlokatorkę.

- Skąd?

- To właśnie ten świr przyjmował ode mnie zgłoszenie kradzieży Betty.

-Ten sam, który cię tak świńsko potraktował?

- Tak

- Ojej.-widziałam na jej twarzy zakłopotanie.

- Mnie też miło znów panią widzieć panno Johnson bo od naszego spotkania chyba pani nie zmieniła statusu na facebooku.

- Niestety nie, tak jak pan, ale to normalne jeśli ktoś pochodzi z planety czubków.

- Możliwe. Nie mówię , że nie. A tak a propo’s to chcę zwrot pieniędzy za moją koszulkę. To była koszulka służbowa.

- Po moim trupie. Zasłużył pan sobie. Mogłam zawsze zrobić coś gorszego niż wylanie kawy na pana koszulkę. A teraz życzę by pan się udławił wodą za nim wrócę by móc już panu przyszykować pogrzeb. A teraz przepraszam , ale się spieszę.

- O czyli księżniczka potrafi mówić słowo „ przepraszam”?

- Co za cynizm. Do zobaczenia Betty.

- Do zobaczenia Caro. – i zniknęłam z ich pola widzenia udając się do taksówki, która czekała na mnie punktualnie i pojechałam nią w umówione miejsce. Chyba gorzej już nie może być.

Następne częściMiłość w Madrycie rozdział 8

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Tina12 10.07.2016
    Ciekawe kogo jeszcze spotka. Mam nadzieje, że nie rodziców.
    5
  • Mery505 10.07.2016
    Aghhhhhh został tylko 1 rozdział ;-; daj next XD

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania