Poprzednie częściOszaleć cz.1

Oszaleć cz.5

Witam moich kochanych czytelników po krótkiej przerwie! Kolejny rozdzialik się pojawia! Życzę miłego czytania i liczę na wasze oceny i komentarze. Zapraszam!

******************************************************************************************************************************************************************

Zrzuciłem z siebie martwe ciało tej głupiej pielęgniarki. Kołdra była już w połowie zalana czerwienią. Całkiem ładnie to wyglądało, ale i tak szybko ja z siebie zrzuciłem. Wstałem i bardzo szybko zorientowałem się… że jestem ubrany w cholerną firankę! Oddech od razu mi przyspieszył. Byłem wściekły. Moje kochane ubrania, które tak pieczołowicie kradłem… Teraz pewnie leżały w jakimś worku gotowe do spalenia. Choć to nawet nie o nie do końca chodziło, bardziej zależało mi na wszystkich pamiątkach albo moich cudownych przyjaciołach. Nożach. Zacisnąłem pieści i szczękę. Tylko jedna myśl przemykała mi przez głowę w tym momencie. Zabić. Popchnąłem drzwi jedną ręką, otworzyły się bez żadnego problemu. Nie brali mnie na poważnie! Ha! Dla mnie to dobrze, dla nich nie za bardzo.

 

Uśmiechnąłem się lekko pod nosem i ruszyłem korytarzem. Przemykałem nim cicho niczym cień. To, że podłoga przykryta była mięciutkim dywanem, znacznie ułatwiało sprawę. Dookoła było mnóstwo drzwi, każde miały takie śmieszne małe okienko do obserwacji. Gdzie ja trafiłem? Podszedłem do jednych i zajrzałem. W środku chyba na jakiś dragach siedział facet. Gapił się w sufit jakby widział tam jakiegoś przywiązanego ducha. Nie słyszałem, co mówił, ale ruszał ustami… Dziwne. Ruszyłem dalej pozbywając się jego obrazu z głowy i w końcu trafiłem na drzwi bez kretyńskiego okienka. Przytknąłem do nich ucho i wstrzymałem oddech. Przez sporą chwilę dźwiękami dookoła mnie były tylko uderzenia mojego serca. Kiedy nie usłyszałem zza drzwi żadnego niepokojącego odgłosu, popchnąłem je lekko i tak samo jak wcześniej, otworzyły się. Wszedłem do środka i rozejrzałem się po pomieszczeniu.

 

Nikogo tu nie było, tylko parę ręczników na półkach, trochę środków czystości i… jakiś brudny stary worek. Podszedłem, nie powstrzymując mojej ciekawości do tego, co mogło się tam kryć. Otworzyłem go i oniemiałem. Moje kochane, cudowne ubranka! Natychmiast je wyjąłem i założyłem. Śmierdziały mułem, były całe w czymś zielonym i kruszącym się oraz widniały na nich rdzawe plamy. Cóż… Przynajmniej to nie cholerna firanka! Zasznurowałem tenisówki, oczywiście z jednej musiałem najpierw wyrzucić tonę piasku, buty są bez dna jeśli o piasek chodzi. Potem leciutko pomacałem się po kieszeni i… poczułem cudny chłodny uchwyt noża. Jak bosko było mieć go znów w dłoni, momentalnie spłynął na mnie spokój. Obróciłem się i coś mignęło mi po prawej. Bardzo szybko wyciągnąłem w tamtą stronę nóż myśląc, że trafię w przeciwnika. Okazało się… że to lustro! Dokładnie przyjrzałem się swojemu odbiciu i zacząłem chichotać. Włosy miałem w nieładzie, w sumie opadały mi już na oczy, widać było, że przyciąłem je nożem. Całe usta i szyję pokrywała mi zaschnięta krew tej głupiej baby. Zaśmiałem się. Wyglądałem jak cholerny wampir. Oprócz tego moje ubrania nie były w stanie najpiękniejszym i byłem cholernie blady. Refleks też miałem słaby. Pewnie mnie czymś nafaszerowali, westchnąłem. Popatrzyłem w oczy mojemu odbiciu. Były praktycznie czarne, dziwne… W każdym razie ruszyłem dalej korytarzem. Rozglądałem się za czymkolwiek, co wskazałoby mi drogę do wyjścia z tego przeklętego miejsca.

 

Nagle przede mną pojawił się lekarz w białym kitlu. Przez chwilę chyba nie mógł skojarzyć, kim jestem, bo po prostu stał i się na mnie gapił. W końcu jednak jego źrenice rozszerzyły się i otworzył usta jak do krzyku. Na jego nieszczęście… byłem szybszy. Nóż zagłębił się idealnie pomiędzy jego żebra, co skutecznie zdusiło jego krzyk. Powoli spojrzał w dół, a potem na mnie. Na mojej twarzy wykwitł piękny uśmiech. Próbował chyba coś jeszcze powiedzieć, ale było to zbyt chrapliwe, żebym cokolwiek usłyszał. Patrzyłem mu prosto w oczy napawając się tym słodkim przerażeniem, jakie u niego wywołałem i mój uśmiech jedynie się powiększał. Przekręciłem lekko ostrze a on cudnie jęknął. Teraz już zdołał wyrwać mi się lekki chichot. Jednocześnie wcisnąłem mocniej narzędzie. Z jego ust pociekła krew, plamiąc biały kitel, a z oczu zaczęło powoli uciekać życie. Westchnąłem i pozwoliłem mu upaść, wyjmując nóż. Kiedy krew pokrywała dywan, ja byłem już dwa kroki dalej i chyba wiedziałem, gdzie był plan...

Następne częściOszaleć cz.6 Oszaleć cz.7

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Eric 27.06.2016
    Michaell jest przerażający... nie chciałbym go spotkać w prawdziwym życiu.
  • Altair 27.06.2016
    Nie tyle przerażający, co bez skrupułów i bez zachamowań. :D
  • Scoot 27.06.2016
    Ja tam się wciągam w opowiadanie, jest genialne i z dreszczykiem!
  • ωαrιατκα 27.06.2016
    Super. Dałabym 5, ale nie mogę oceniać.
    Szkoda, że takie krótkie.
  • Veronia 27.06.2016
    Spokojnie, będzie kolejny rozdział

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania