Poprzednie częściOszaleć cz.1

Oszaleć cz.7

Witajcie. To już ostatni rozdział oszaleć. Tak ostatni. W związku z tym miałabym do was małą prośbę. Zostawcie komentarz w którym mi powiecie czy chcecie żebym dalej to pisała. Nie musi być długi i liryczny, wystarczy mi nawet zwykłe tak. Nie przedłużając. Zapraszam do czytania! UWAGA! ten rozdział zawiera wulgaryzmy.

******************************************************************************************************************************************************************

Odwróciłem się i pierwszym słowem, jakie wymknęło mi się z ust było nic innego, jak… KURWA! Rzuciłem się biegiem nawet nie patrząc za siebie, na szczęście park przede mną był naprawdę gęsty, jakby nikt o niego nie dbał i nie przycinał. Z drugiej strony, po co dbać o park w wariatkowie? Potrząsnąłem głową, żeby wyrzuć te niepotrzebne myśli i wpełzłem pod jakieś cierniste krzaki. Zwinąłem się tam w kulkę starając się nie zwracać uwagi na to, że część cierni utkwiła w mojej skórze. Parę kropelek mojej cennej krwi spłynęło po czole przecinając je niczym krwawa rzeka. Zacisnąłem pięści, żeby nie pisnąć, kiedy ta strużka spłynęła mi na oko i wstrzymałem na chwilę oddech. Po sekundzie usłyszałem kroki w pobliżu mojej kryjówki, sięgnąłem dłonią do kieszeni starając się robić jak najmniej hałasu i złapałem za lodowatą rękojeść noża. Jakiś cień padł prosto na mnie, zacisnąłem szczękę i czekałem, serce biło mi w szaleńczym tempie. Szelest liści dotarł do moich uszu i w ciągu paru milisekund zrozumiałem, że ten ktoś próbuje rozchylić liście.

 

To mi wystarczyło. Instynkt przejął nade mną kontrolę i moja ręka sama gwałtownie wyskoczyła w górę. Poczułem jedynie jak mój nóż gładko wchodzi w jego ciało i usłyszałem zduszony przez moją drugą rękę jęk. Jeszcze mocniej wepchnąłem mój nóż i przekręciłem, zgrzytanie o kości, które poczułem, dało mi dziką satysfakcję. Moje oczy zalśniły leciutko, kiedy mężczyzna gulgocząc osuwał się na mnie. Szybko go z siebie odrzuciłem i z głuchym uderzeniem upadł w krzaki, w których chwilkę temu siedziałem ja. Odetchnąłem z lekką ulgą dopiero teraz zdając sobie sprawę, że wstrzymywałem oddech. Strzepnąłem krew z noża i ruszyłem dalej, ciernie zrobiły swoją robotę i każda mała ranka piekła niemiłosiernie, od czasu do czasu musiałem podeprzeć się o drzewa. Wlokłem się dalej, do granicy… lasu? Parku? Zielonego terenu? Cokolwiek to tam było. Dookoła cały czas słyszałem jakieś dziwne odgłosy, szumy, pękające gałązki. Przy każdym nieznanym podskakiwałem lekko do góry, nawet sam nie wiem czemu, przecież nigdy nie wiedziałem, co to znaczy się bać…

 

Szedłem tak i szedłem, nie wiedziałem nawet, jak długo. Nagle bez żadnego ostrzeżenia czy hałasu, na drogę wyszedł mi jeden człowiek z ochrony. Stanąłem jak wryty i on tak samo. Wybałuszył na mnie oczy jakby zobaczył ducha, choć zapewne właśnie tak wyglądałem. Ja się tak nie zachowałem, ruszyłem przed siebie. Biegłem na niego z nożem w dłoni, ale już po paru krokach poczułem rozrywający ból w moim ramieniu, a moje bębenki w uszach o mało nie popękały od huku wystrzału, który rozbrzmiał na równi z uderzeniem. Wyrwał mi się krzyk i lekko się zatoczyłem. Poczułem, jak krew ścieka mi pod bluzą. Była taka gorąca, ramię pulsowało chwilowo tępym bólem, ale powoli zaczynało mnie błagać, bym zemdlał. Zacisnąłem zęby i raz odetchnąłem, a potem spojrzałem na ochroniarza z rządzą mordu w oczach.

 

- JAK ŚMIAŁEŚ?! - Rzuciłem się znów w jego stronę bardziej oszalały niż ostatnio i poczułem kolejną falę bólu, tym razem od mojego boku. Jednak na tą chwilę się tym nie przejąłem.

 

-Dalej! Dobij go! - Nawet ta zaraza mi kibicowała, nie mogłem przegrać… Nie z czymś takim… Nie z takim plugawym, ślepym robalem. W końcu udało mi się go dorwać, raz po raz zatapiałem nóż w jego ciele. Cieszyłem się coraz bardziej z każdym uderzeniem, nóż zgrzytał mocno na jego kościach i nawet troszkę się wyszczerbił. W końcu, kiedy nie miałem już siły dalej uderzać, osunąłem się obok na kolana i po prostu dziko śmiałem… Śmiałem się z całych sił… Otrzeźwił mnie dopiero ból w barku. Na chwilę nawet mnie zamroczyło, ale potrząsnąłem głową i wstałem. Wziąłem głęboki oddech i ruszyłem dalej…

 

- I co?… Tak mają się zakończyć moje wielkie łowy?… Chyba sobie kpicie… - dotarłem do ogrodzenia, było masywne i zrobione z drucianej siatki. Przeszedłem się kawałek wzdłuż niego i udało mi się znaleźć dziurę. Powoli się przez nią przetoczyłem, ból w boku dawał o sobie znać coraz bardziej. Krew kapała na ziemię i przeciekała przez moją przyciśniętą do boku dłoń. Szedłem… Szedłem… Nie dałem za wygraną… Nie dałem za wygraną… Nie z własnej woli…

 

W końcu osunąłem się na kolana. Drzewa przede mną były rozmazane, tak jak i cały krajobraz. Krew sączyła się powoli wsiąkając w ziemię… W końcu krajobraz pokryła ciemność, bezwładnie opadłem na ziemię… Nie zobaczyłem już cienia, który opadł na moją sylwetkę…

 

to be continued...

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Neybax 26.07.2016
    Zostawiam komentarz
  • Neybax 26.07.2016
    MASZ TO KONTYNUOWAĆ KONIEC KROPKA DO WIDZENIA
  • ausek 26.07.2016
    Przeczytałam całość. Spodobało mi się, jak kreujesz postać chłopaka. Polubiłam go i chętnie, jeśli zdecydujesz się to ciągnąć, poczytam dalej. Interpunkcja trochę kuleje, tak jak u mnie. ;)
  • Kajamoko 27.07.2016
    Super. Bardzo podoba mi sie ta seria i mam nadzieje, że bedziesz kontynuować ^^ Dałabym 5.
  • Angusik 09.08.2016
    JAK NIE DOSTANE DEDYKA W NASTEPNYM ROZDZIALE TO CIE ZAMKNE Z MUGOLAMI. OCZYWISCIE SWIETNY ROZDZIAŁ, CZEKAM NA WIĘCEJ KRWI I TĘTNIC. LOWKI
  • nagisa-chan 27.09.2016
    Uwielbiam i kocjam i masz to ciagnac !!!!! Bo bedzi z tb zle xd

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania