Poprzednie częściPan Stefan ubiera choinkę

Pan Stefan obchodzi walentynki

Pan Stefan siedział przygnębiony na kanapie w salonie. Odkąd nie tak dawno temu zostawił za sobą depresyjne stany i destrukcyjne myśli, wiedział, że w jego życiu już nic nie będzie takim samym co niegdyś. Dzisiaj, jak niemal od kilku tygodni, walczył z nostalgicznymi odczuciami, które nie pozwalały mu spojrzeć w optymistyczny sposób na świat. Ostatnimi czasy opętany wręcz, jak z przerażeniem zauważał pan Stefan, przez serduszka, czekoladki, kwiaty, cmoknięcia, publiczne wyznania miłości…

– Jutro walentynki. – Do salonu zdecydowanym krokiem wparowała Monika, dzierżąc w dłoni czerwone róże. Włożyła je do przygotowanego już kryształowego wazonu i odeszła kawałek, by podziwiać swoje dzieło. Pan Stefan miał pewne zastrzeżenia co do jego wykonania, aczkolwiek żona wyglądała na uszczęśliwioną. – Spójrz, jak romantycznie – rzuciła niby od niechcenia, a jednak z całą subtelną mocą, na jaką było ją stać, akcentując ostatnie słowo. – Kobiety uwielbiają takie klimaty – mruknęła jeszcze, zanim na dobre się oddaliła.

Pan Stefan westchnął ciężko, sam nie wiedząc, po co właściwie ludzie obchodzą owe „święto”. Stawiał sprawę jasno – jeżeli okazywali sobie miłość raz do roku, ewentualnie dwa, w przypadkach, gdy uwzględniali słowiańskie święto zakochanych, to widocznie nie można było uznać tego uczucia za miłość. Zresztą, jak myślał mężczyzna, zakochani ludzie obchodzili takie „uroczystości” codziennie lub po prostu podczas zwyczajnych dni. Co więcej, nie robili tego na pokaz, co akurat pan Stefan gorąco popierał i uważał za słuszne. Niestety, zjawisko „zakochanego działania pod publikę” obserwował dzisiaj w niepokojącej częstotliwości. Bał się nawet pomyśleć, jak może być jutro, podczas apogeum rzekomej miłości.

W zasadzie nie miałby z tym żadnego problemu, gdyby nie fakt, że Monika, o zgrozo!, pomimo wielu niezaprzeczalnych zalet, uwielbiała bawić się w obchodzenie walentynek. Pan Stefan nieraz przyłapywał się na myśleniu, że gdyby nie posiadała znacznej ilości znaczących walorów, jej zwłoki z pewnością już w niedalekiej przyszłości pływałyby w pobliskiej rzeczce.

Teraz jednak łatwiejszym wyjściem byłoby ustalenie, co też przygotować na dzień zakochanych, aby żona nie miała do niego żadnych pretensji. Chętnie powtórzyłby wigilijne* lub nawet sylwestrowe* wydarzenia, jednak na razie wiedział, że wzbudziłby tym zbytnią irytację Moniki. Nie rozumiała jego działań, chociaż – na szczęście – nie blokowała ich ani nie krytykowała. Tym bardziej więc chciał, żeby jutrzejszego dnia nie odczuła bolesnego rozczarowania.

Pan Stefan poderwał się z kanapy, postanowiwszy natychmiast zrealizować swój walentynkowy plan. Potrzebował do tego paru drobnych narzędzi, czarnych skórzanych rękawiczek, tego samego koloru kominiarki… Gdy tylko zapakował wszystko do granatowej sportowej torby, wsiadł do służbowego samochodu Moniki i ruszył przed siebie.

Jechał powoli, tak by swobodnie móc rozglądać się po okolicznych parkach i alejkach. Miał szczęście ponieważ dzisiaj pogoda dopisywała – pomimo kalendarzowego lutego słońce stanowiło ukoronowanie błękitnego nieba, a lekki wietrzyk tylko dopełniał całości. Pan Stefan przyglądał się mijanym osobom, na twarzach których gościła radość i błogość. Widocznie oni również cieszyli się piękną pogodą, która wyparła szarość i ponurość.

Mężczyzna krążył niecierpliwie po okolicznych dróżkach, aż nareszcie poczuł, że znalazł odpowiednie miejsce i odpowiednie osoby. Zaparkował w miejscu pod zniszczonymi blokami, nieomal taranując nieostrożnych nastolatków. Teraz wyklinali na niego i wymachiwali mu przed szybą środkowymi palcami. Pan Stefan odetchnął głęboko, wysiadł z samochodu i skierował się w stronę małolatów. Ci, ucieszeni perspektywą bliskiej konfrontacji, prowokowali siebie nawzajem i poklepywali po ramionach.

– Dawaj, Piotrek! – Pośród kilku głosów przebijał się skand, na dźwięk którego zarumienił się młody, pryszczaty chłopak.

– Pewnie, pewnie, kurwa! – rzucił, mając na celu bardziej dodanie sobie otuchy niż sprawienie rozrywki kolegom. Wyprostował się, wysuwając do przodu mizernie wyglądającą klatkę piersiową i zwrócił się ku panu Stefanowi. – No i co, cwaniaczku jebany? – Przybrawszy groźną minę, warknął ostrzegawczo.

Mężczyzna uśmiechnął się z politowaniem, pokręcił lekko głową i spojrzał na chłopaka.

– Lepiej zostawcie mnie w spokoju – uprzedził, sam doskonale przewidziawszy konsekwencje tego spotkania.

– A jeśli nie będziemy chcieli? – zapytał Piotrek, herszt bandy, gdy tylko skończyli rechotać.

– Wierzę, że jakoś sobie poradzimy. – Kąciki ust pana Stefana nieznacznie uniosły się ku górze, gdy jego dłoń subtelnie powędrowała ku podejrzanie napchanej kieszeni kurtki. Grupka nastolatków nie zwróciła jednak uwagi na ten mało istotny w ich mniemaniu gest; zamiast tego podeszli do pana Stefana, dokoła niego formując krąg.

– I co teraz? – zapytał najniższy z nich wszystkich, przerzucając z ręki do ręki scyzoryk.

– Podejrzewam, że…

– Stul mordę! – warknął Piotrek, uderzywszy mężczyznę w brzuch.

Ten nieznacznie się skulił, dość szybko jednak przyjął wcześniejszą pozycję, włączając w to irytujący uśmieszek.

– I co się, kurwa szczerzysz?

– Panowie, radziłbym się uspokoić… – mruknął pan Stefan, otworzywszy drzwi samochodu.

Nachylił się i przez chwilę poszukiwał potrzebnego mu narzędzia. Kiedy stwierdził, że już je odnalazł, zaśmiał się w głos. Wiedział, że zirytuje tym grupkę chuliganów, jednak przecież właśnie na tym mu zależało. Wyjął więc z torby pilarkę elektryczną, wychynął na zewnątrz, nie odwracając się twarzą do chłopców i odpalił sprzęt. Dopiero po tym spojrzał wprost w przerażone twarze nastolatków, którzy w panicznych odruchach zaczęli się cofać, nieskładnie coś bełkocząc. Pan Stefan nie przejął się tym zbytnio. Podbiegł do pierwszego z nich, zamachnął się i z lekkim trudem odciął mu głowę, która w końcu, podskakującym ruchem, opadła na ziemię. Czwórka pozostałych chłopców w panice pognała przed siebie. Mężczyzna przeklął w duchu, wiedział jednak, że w zasadzie o tej porze nikt nie będzie w stanie zrozumieć tego, co teraz się działo.

Najpierw dopadł najniższego z grupy, który okazał się równocześnie najwolniej biegnącym. Pan Stefan z łatwością podstawił mu nogę, a wtedy młody boleśnie wyrżnął twarzą o krawężnik. Mężczyzna długo się nie wahał – wbił w trzewia chłopaka pilarkę, niemal natychmiast wypruwając z niego to, co było do wyprucia. Postanowił później wrócić do nastolatka, a teraz poszukać jego kolegów, którzy z pewnością mało rozsądnie ukrywali się gdzieś w okolicy.

Pan Stefan czuł się niemalże jak za czasów dziecka, gdy bawił się z ojcem w chowanego. Był teraz prawie pewien, że doświadczał wtedy takiej samej bojaźni przed znalezieniem jak aktualnie kryjący się przed jego wzrokiem chłopcy. Wędrował powoli, wypatrując dokładnie swoich ofiar. W końcu dostrzegł trzęsący się zielony krzak, który bynajmniej nie zdziwiłby mężczyzny, gdyby nie to, że obecny, lekki wietrzyk nie byłby w stanie wprawić rośliny w tak silne drgania. Pan Stefan uśmiechnął się i machnął pilarką w kierunku krzewu. Ścinając jego gałązki, zgarnął przy okazji połowę twarzy kolejnego chłopca, która delikatnie przycupnęła przy bucie mężczyzny.

– A więc jeszcze dwójka… – mruknąwszy do siebie, rozejrzał się dokładnie po okolicy, zastanawiając się, gdzie jeszcze mógłby natknąć się na swoje ofiary. Jego uwagę przykuła mała, niepozorna chatka, sprawiająca wrażenie takiej, która miałaby się rozpaść wraz z mocniejszym podmuchem wiatru. Pan Stefan zatarł w duchu dłonie, uświadomiwszy sobie, że oto ma przed sobą cel swojej wędrówki. Cichymi krokami podkradł się do tylnej części rudery, nasłuchując jednocześnie nastolatków. Rozmawiali ze sobą szeptem, chyba już wcale nie obawiając się możliwości, która zakładała niespodziewany atak mordercy.

– A to niespodzianka! – zawołał pan Stefan, nieoczekiwanie pojawiwszy się wewnątrz chatki. Chłopcy spojrzeli po sobie i nawet nie wydali dźwięku, gdy mężczyzna raz po raz traktował ich ciała swoim, jak go infantylnie nazwał, Narzędziem Zagłady. Kiedy ostatnie krzyki ucichły, mężczyzna wyłączył narzędzie, wyjął z kieszonki nóż myśliwski i zaczął działać. Gdy po kilkunastu minutach zakończył działania, powrócił do pozostawionych przez siebie zwłok i powtórzył wcześniejsze czynności.

Dzierżąc w dłoniach upragnione przez siebie obiekty, wrócił do samochodu, wrzucił je na miejsce pasażera i na nowo ruszył jedną z alejek, zaglądnąwszy jeszcze do paru miejsc.

Kiedy następnego dnia szykował śniadanie dla śpiącej jeszcze Moniki, wiedział, że jego prezent z pewnością przypadnie jej do gustu. Nie mogła przecież odrzucić tak wielkiego poświęcenia, jakiego dopuścił się wczoraj. Na osobnej tacce ułożył więc różany wieniec, środek wypełniając czekoladkami, opakowanie po nich wykorzystał zaś do innego, bardziej szczytnego celu.

Gdy postawił obie tacki na biurku w sypialni i obudził Monikę, ta natychmiast sięgnęła po sporej wielkości pudełko w kształcie serca.

– Czekoladki? Stefan, nie spodziewałam się tego…

I słusznie… – potwierdził w myślach. Poczekał chwilę, aż odpakuje prezent…

– STEFAN? – wrzasnęła przeraźliwie, zerwawszy się z łóżka. Stanęła obok i jeszcze przez chwilę wpatrywała się w leżące na pościeli zakrwawione serca, które pan Stefan wyciął swoim wczorajszym ofiarom.

– Tak? – zagadnął nieśmiało, niemal obawiając się tego, co żona miała do powiedzenia.

– To zbyt wiele. Chyba… Chyba mam dość walentynek na dłuższy czas... – Satanęła w progu, rzuciwszy na odchodnym, zanim biegiem ruszyła w stronę toalety. Gdy mąż usłyszał jednoznaczne dźwięki, nie pozostawiające żadnego złudzenia, uśmiechnął się szeroko i z wielkim entuzjazmem zaczął pożerać czekoladowe serduszka przeznaczone wcześniej dla Moniki. Miał przeczucie, że dzisiejszego dnia nie będzie już miała ochoty na jakiekolwiek jedzenie.

Średnia ocena: 4.9  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • Angela 14.02.2016
    Z pana Stefana to prawdziwy romantyk : ) 5
  • Constantine 15.02.2016
    Nikt nigdy nie powinien w to wątpić :F Dziękuję za komentarz :)
  • KarolaKorman 14.02.2016
    Nie podejrzewałam pana Stefana, że nie dość, że jest iście pomysłowy to jeszcze dowcipny :) Wielkie 5 :) i zastanawiam się czy my wszyscy jesteśmy chorzy psychicznie ekscytując się takimi tekstami :) Chyba *uśmiecha się niewinnie :)
  • Constantine 15.02.2016
    Od razu chorzy... ;p Pan Stefan nie widzi w tym nic złego... Dziękuję za wizytę :F
  • _Lucinda_44 15.02.2016
    Tekst przecudny. Powiem szczerze, że nie spodziewałam się takie prezentu, dopóki w ruch nie poszło stefanowe Narzędzie Zagłady :D I nie rozumiem reakcji Moniki. Ja tam bym się z takiego podarku cieszyła ogromnie :)
  • Constantine 15.02.2016
    Stefanowe Narzędzie Zagłady, hm, chyba musi częściej się pojawiać. No, przynajmniej Tobie spodobałby się taki prezent, pan Stefan pewnie to docenia :F Dziękuję za opinię ;]
  • alfonsyna 15.02.2016
    Cóż, być może powinnam sobie znaleźć takiego męża jak pan Stefan, żeby rozumiał moje pojęcie romantyzmu... :P W międzyczasie pan Stefan dostał ode mnie zasłużoną piątkę, a i przypomniało mi się przy okazji pewne makabryczne opowiadanie, które kiedyś przeczytałam, tyle że mam problem z przypomnieniem sobie tytułu... chyba "Krwawe róże"... No ale teraz pozostaje już chyba tylko czekać na Wielkanoc wg pana Stefana, chyba że jeszcze jakieś inne święto się trafi po drodze ;)
  • Constantine 15.02.2016
    Hm, dla takiego męża potrzeba sporej dozy... wyrozumiałości wobec specyficznych zainteresowań, ale niezapomniane wrażenia gwarantowane. Dziękuję za ocenę, a co do kolejnej części, to się jeszcze okaże, czy następna będzie dopiero w okolicach Wielkanocy, może znajdzie się jakiś wcześniejszy "pretekst", by coś stworzyć :F

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania