Poprzednie częściPan Stefan ubiera choinkę

Pan Stefan popełnia samobójstwo

Po ostatnich wydarzeniach pan Stefan odczuwał pewnego rodzaju wewnętrzną pustkę. Nie mógł skupić się na prostych czynnościach, nie mówiąc już o ich poprawnym i dokładnym wykonaniu. Nie potrafił zmusić się do wyjścia na krótki spacer, argumentując to jakimś irracjonalnym niepokojem o swoją osobę. Nie był w stanie nawet nawiązywać tak udanych kontaktów międzyludzkich, jak zdarzało się to w Wigilię * czy Sylwestra ** . Nie miał pojęcia, co się z nim działo.

Tyle razy zastanawiał się nad ewentualnymi przyczynami swojego obecnego stanu, jednak nic nie dawało mu odpowiedzi na męczące go pytania i jednocześnie rozwiązania na dręczący problem. Czuł się tak bezsilny i bezradny jak jeszcze nigdy dotychczas.

Pan Stefan już kolejny dzień z rzędu spędził zakopany po uszy w pościeli, z pudełkiem lodów i butelką czerwonego wina na szafce nocnej. Od czasu do czasu mężczyzna niechętnie podnosił się z miejsca i kierował swoje kroki do łazienki, oczywiście, tak by nie zauważyła go wciąż zmartwiona żona. Dzisiaj jednak było inaczej.

– Nawet tego nie próbuj! – Usłyszał za sobą głos, którego właścicielki panicznie bał się od kilku dni. Zatrzymał się w półkroku, ale nie odpowiedział, ani nie spojrzał na Monikę. Miał szczerą nadzieję, że kobieta za chwilę zwyczajnie sobie pójdzie, pozwalając panu Stefanowi powoli i w spokoju dokańczać żywota. – Nie myśl sobie, że za chwilę zawrócę – rzuciła wściekle, przekreślając tym samym szanse męża na cichy dzień. – Odwróć się, kiedy do ciebie mówię.

Pan Stefan nie zareagował. Wstyd było mu przyznać, ale bał się cokolwiek zrobić. Mógł do woli biegać po lesie z zakrwawioną siekierą w dłoni, podobnie jak bez ustanku polewać benzyną nieruchome ludzkie postaci, jednak to nie sprawiało, że czuł się choć odrobinę pewniej w towarzystwie wściekłej, upartej Moniki. Stawała się wtedy jeszcze bardziej nieprzewidywalna niż sam pan Stefan.

– Odwróć się. Natychmiast.

Mężczyzna powoli zwrócił się w stronę żony. Nie widział wyrazu jej twarzy, wciąż wpatrzony we własne dłonie.

– CO TO JEST?

– No nic takiego…

– CO ROBIŁEŚ?

– Naprawdę nic…

– PŁAKAŁEŚ – ryknęła Monika, a pan Stefan niemal zadrżał z przestrachu. – Nie wierzę w to wszystko… To po prostu za dużo na moje nerwy… Do pokoju, natychmiast – poleciła spokojnym już głosem, jednak wciąż budząc w mężu niepewność.

Powłóczywszy nogami, przemierzył krótką trasę, jaka dzieliła go do ciepłego, bezpiecznego łóżka. Gdy tylko znów otulił się kołdrą i chwycił butelkę wina, poczuł się wreszcie trochę lepiej. Jego tarcza i miecz były gotowe do działania.

Monika rzuciła się na łóżko, gniotąc panu Stefanowi stopy. Wydawała się jednak nie zwracać na to zbytniej uwagi, ponieważ od razu przeszła do sedna sprawy.

– Stefan… Co ci jest, do jasnej cholery?

Mąż spojrzał na nią niepewnie, uświadomiwszy sobie, że po imieniu nazywała go jedynie podczas „poważnych” rozmów. Sprawa nie odejdzie tak łatwo w zapomnienie, pomyślał szybko, postanawiając jednocześnie wyjawić żonie całą wstydliwą dla niego prawdę.

– Mam depresję – wydusił wreszcie z siebie po kilku nieudanych próbach. Pociągnął łyk z butelki i szczelniej opatulił się kołdrą. Miał nadzieję, że ocaleje z kataklizmu, który właśnie miał nadciągnąć.

Na początku Monika zamknęła oczy i głęboko odetchnęła, chyba chcąc się uspokoić po słowach męża. Później podniosła na moment powieki, jednak już po chwili przyłożyła dłoń do czoła, tak że pan Stefan ostatecznie nie mógł niczego wyczytać z wyrazu jej twarzy. Kiedy nareszcie skierowała na niego swój wzrok, żałował, że w ogóle to zrobiła.

Jej oczy odzwierciedlały to, co pan Stefan pojmował jako istotę zła.

Monika chwyciła dłoń męża i zacisnęła na niej jasne paznokcie. Z każdym wyrzucanym słowem zwiększała siłę uścisku.

– Nie wierzę w tę twoją chorobę. Nie interesuje mnie jak, ale masz pozbyć się swoich natręctw.

Podniosła się, rzuciła mu uśmiech, dzięki któremu już od dziesięciu lat była jego miłością, po czym skierowała się do drzwi. Zaskoczony pan Stefan uniósł brwi, spodziewając się czegoś więcej niż dwóch krótkich zdań.

– Koniec?

– Tak. Audiencja zakończona. Do dzieła, kochanie. – Mrugnęła jeszcze raz i wyszła z pokoju.

Mężczyzna jeszcze przez krótką chwilę wpatrywał się w drzwi, nie zrozumiawszy do końca, co tak naprawdę właśnie się stało. Nie wierzył w to, że Monika właśnie postawiła mu takie zadanie. Nie wierzył, że nie była w stanie pojąć, przez co teraz przechodził jej mąż.

A przechodził przez coś więcej niż zwykłe zaburzenie nastroju. Wiedział, że cierpi na poważną chorobę, która pozbawiała go wszelkich chęci do życia. Stracił apetyt i w zasadzie jadł tylko po to, by zaspokoić mocno dokuczający już głód – chociaż wyjątek stanowiły lody i alkohol, które pochłaniał wręcz hurtowo. Całymi dniami przesiadywał w pokoju, albo oglądając stare bajki i filmy, albo pisząc depresyjne wiersze. Nocami, gdy Monika już spała, płakał cichutko, pozwalając, by tłumione przez cały dzień emocje w końcu mogły znaleźć ujście. Poza tym, zwolnił się również z pracy, stwierdziwszy w duchu, że to ona zabija w nim wszystko, co najlepsze.

Choć teraz sam nie potrafił określić, co było w nim takiego „najlepszego”.

– Stefan! Masz działać od DZISIAJ! – Dobiegł go wściekły krzyk Moniki, która najwidoczniej wciąż czaiła się pod drzwiami. No cóż. Pan Stefan nie miał więc innego wyboru.

Na początek zapisał się do sympatycznej pani psycholog, Anety. Lub może Żanety? Nieważne. Jakoś tak. Postanowił zawitać do jej gabinetu bez większych oczywiście nadziei na wyleczenie – nikt nie mógł mu już pomóc w tak zaawansowanym stadium choroby.

– Od kiedy odczuwasz podobne emocje?

– To znaczy?

– Strach, poczucie przygnębienia, bezcelowości…

– Od niedawna.

– Proszę, czy możesz mi to jakoś przybliżyć? Rozumiem, jeśli nie chcesz, jednak pomogłoby w naszej terapii…

– Pierwsze objawy pojawiły się już w Wigilię.

– Dlaczego akurat wtedy?

– Szukałem choinki i nie byłem w stanie jej znaleźć.

– Co później? Znalazłeś ją?

– Tak.

– Co dalej?

– Przystroiłem ją.

– W jaki sposób?

– Normalnie… Tak, jak robię to zazwyczaj.

– Czyli?

Pan Stefan zacisnął pięści i spojrzał wściekłym wzrokiem na uśmiechniętą panią psycholog. Czuł się jak kompletny idiota, tak dokładnie przepytywany przez kobietę.

– Coś nie tak?

– W porządku – rzucił, a po kilkunastu minutach wyszedł z pomieszczenia.

Czuł się nieporównywalnie lepiej niż kilka godzin temu, chociaż dostrzegł na swojej nowej koszuli parę kropelek krwi pani Anety. Nie powinna była się szarpać i wyrywać. Oboje wiedzieli, jak zakończy się ich znajomość.

Minęło kilka dni, a pan Stefan znów powrócił do poważnego stanu depresyjnego. I ponownie to Monika zmusiła go do działania.

Jako kolejny cel obrał sobie terapię osób dotkniętych tą samą chorobą. Naliczył sześć osób, łącznie z nim samym i terapeutą, jednak nie zraził się na samym początku; postanowił wytrzymać dłużej niż podczas wizyty u Anety.

Przez dwa dni w tygodniu słuchał użalania się i płaczliwych głosików obecnych w pomieszczeniu osób. Jula, Magda, Jacek i Piotr, wszyscy żyli z tym samym problemem, choć pozornie ujętym w innych ramach. Czuli się niezaakceptowani przez konsumpcyjne społeczeństwo, które wykorzystywało ich wrażliwość. Nie potrafili odnaleźć się we współczesnym świecie, niszczącym ich marzenia i aspiracje. Nie pasowali do tych wszystkich ludzi, pragnących jedynie klęski owej wybranej czwórki. Zarówno pan Stefan, jak i terapeuta, pan Mariusz, z trudem tłumili ziewanie przy zwierzeniach pacjentów.

Pewnej środy pan Stefan zwyczajnie nie wytrzymał. Sam postanowił zabawić się w terapeutę. Kiedy po kilku godzinach wszyscy potulnie wychodzili z budynku, uśmiechając się do siebie nawzajem i unikając jednocześnie spojrzenia mężczyzny, czuł, że uszczęśliwił tych ludzi. Kolejne spotkanie wyznaczyli na następny wtorek, żegnając się tak ciepło jak nigdy dotąd oraz obiecując sobie nawzajem pracę nad własnym zachowaniem.

Od tego czasu dusza pana Stefana znów odczuwała niewyobrażalne katusze. Nawet strach przed Moniką nie potrafił zapędzić mężczyzny do działania. Pewnego dnia odkrył z przestrachem, że kobieta schowała wszelki alkohol, lody i pieniądze.

To była znamienna chwila, która rzuciła cieniem na przyszłość pana Stefana.

Kilka dni później wybrał się na spacer, jak wytłumaczył to uśmiechniętej wtedy żonie. Z pewnością sądziła, że mężczyzna powraca do zdrowia. Niestety, nie wiedziała, jak bardzo się myliła.

W końcu pan Stefan dotarł do miejsca docelowego. Pustkowie określane w jego miejscowości mianem Pustkowia. Spojrzał na rozciągający się przed nim idylliczny wręcz widok. Szarawe fale uderzały o klif, na którym przycupnął mężczyzna; potężne skały, znajdujące się na plaży, wyglądały dość perspektywicznie dla pana Stefana. Przełknął ślinę i po raz ostatni odwrócił się, by zlustrować, czy aby nikt nie przeszkodzi mu w jego zamierzeniu.

– Cześć. – Gdy tylko zobaczył szczupłego bruneta, wiedział, po co tu przybył. Nawet z tej odległości był w stanie dostrzec wypisane na jego twarzy negatywne emocje.

– Dzień dobry – rzucił pospiesznie.

– Chyba jesteśmy tu z tego samego powodu. – Chłopak uśmiechnął się smutno i usiadł obok pana Stefana. Mężczyzna nie czuł się zbyt dobrze w takim towarzystwie, ale skoro mógł w jakiś sposób pomóc, to czemu nie?

– Wolałbym, aby tak nie było – odparł cicho.

– Pewnie masz rację. Ale nie chcę o tym rozmawiać. Wiem, że nie będzie cię to interesowało.

Mężczyzna z trudem się powstrzymał od przyklaśnięcia brunetowi. Nie musiał nawet nic dalej mówić, ponieważ chłopak znów się odezwał, tym razem zaciekawiając pana Stefana:

– Czy możemy… No wie pan, skoczyć… razem?

– Och, ależ oczywiście. Zawsze to raźniej – odpowiedział natychmiast, nie dając niczego po sobie poznać.

– Dziękuję. Naprawdę jestem wdzięczny. – Uśmiechnął się blado i przyszykował do skoku. – Na trzy?

– Tak, oczywiście. – Pan Stefan odwzajemnił grymas i posłusznie zaczął odliczać na zmianę z chłopakiem. - Jeden.

– Dwa.

– Trzyyyy…

Pan Stefan ze stoickim spokojem obserwował spadające ciało młodego chłopaka. Żałował wręcz, że nie usłyszał odgłosu klapnięcia o skały jego wychudzonego ciała. Na szczęście, miał dość dobry wzrok i zauważył czerwoną plamkę, powoli rozmywaną przez wciąż wzburzone fale.

I tak, wpatrując się w uspokajające ruchy morza, pan Stefan nagle odzyskał spokój ducha. Powoli podniósł się z miejsca i wrócił do domu. Przytulił żonę i wspólnie zjedli zawartość pozostałych pudełek lodów, zapijając wszystko czerwonym winem.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • alfonsyna 29.01.2016
    Pan Stefan i depresja - niby nic w tym zabawnego, ale jednak... Widać nie ma lepszej terapii niż lody z winem i skok w przepaść. :D Bardzo mi się podoba cała rozbudowana relacja pana Stefana z żoną - para dobrana wręcz idealnie :P
    Jak zwykle poprawiłeś mi nastrój, zatem 5 :)
  • Constantine 30.01.2016
    Tak, doskonale wiem, że w depresji akurat nic zabawnego nie ma. Tym razem moim zamierzeniem było właśnie ukazanie jej w inny sposób, bo w zasadzie już sporo zostało przeze mnie przeczytanych tekstów w bardziej ponurym nastroju. Miło mi, że spodobała Ci się kolejna odsłona przygód pana Stefana, dziękuję za komentarz :F
  • KarolaKorman 30.01.2016
    No już myślałam, że skończyły Ci się pomysły i chcesz zakończyć serię, ale mile mnie zaskoczyłeś :) Nie mylić z zeskoczyłeś, bo to ma niewiele wspólnego z końcówką Twojego opowiadania. Fajny, zabawny tekst, na 5 :)
  • Constantine 30.01.2016
    Gdzie tam, pan Stefan jest zaprzeczeniem braku pomysłów :) cieszę się, że Tobie również się spodobało, dzięki za ocenę :F
  • Angela 30.01.2016
    Pan Stefan poprawił mi humor o rana. Chociaż nie chciałabym takiego sąsiada, to czekam, aż ukaże się część zatytułowana
    " Pan Stefan maluje pisanki" : ) 5
  • Constantine 30.01.2016
    Właściwie nad taką częścią już myślę od Wigilii, więc raczej się pojawi ;p miło, że zajrzałaś, dziękuję :F
  • Haru 30.01.2016
    Po paru pierwszych zdaniach pomyślałam: 'o nie, czy to znowu emo opowiadanie jakiegoś dzieciaka?" ale szybko uświadomiłam sobie, że wcale nie. Pan Stefan jest genialny, czarny humor w dobrym guście. Strasznie mi się podoba, jak piszesz.
    5 ofc!
  • Constantine 30.01.2016
    Ładnie to określiłaś XD niezmiernie się cieszę, że udało mi się wyprowadzić Cię z tego błędu ;p Widzę Cię u siebie po raz pierwszy, także jest mi miło, że spodobała Ci się ta odsłona przygód pana Stefana ;) Dzięki za komentarz :F

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania