Pan Stefan ubiera choinkę

Pan Stefan znów wybiera się na spacer. O tak, uwielbia przemierzać powolnym krokiem kręte, leśne dróżki. Wpatruje się wtedy tęsknym spojrzeniem w rysujące się w oddali drzewa. Przystaje na chwilę i zastanawia się nad potęgą tego lasu. Potrafi dać schronienie zwierzętom oraz ludziom, którzy chcą z nim współpracować. Potrafi również zniszczyć śmiertelników, nieumiejących się z nim porozumieć. To wielka moc. Zdolność rządzenia człowiekiem, jego życiem i śmiercią. Wielka moc, jednak równie wielka odpowiedzialność. Nie każdy może temu podołać.

Pan Stefan jednak, przemierzając powolnym krokiem kręte, leśne dróżki, jest wręcz przekonany o tym, że on sam, bez najmniejszego problemu, udźwignąłby na swych barkach ów ciężar. Musi jedynie dobrze przygotować się do wypełnienia swojego zadania, powołania, które za każdym razem odkrywa na nowo, wpatrując się tęsknym spojrzeniem w rysujące się w oddali drzewa.

Zapytacie może, kim jest pan Stefan? Zazwyczaj przemierza ulicę szybkim krokiem, z bijącym wręcz ze swojej postaci zdecydowaniem. Dobrze ubrany, z eleganckim, czarnym neseserem w dłoni, na której to zresztą pobłyskuje złoty zegarek. Wysoki, dobrze zbudowany. Zadbany. Mocno zarysowana kwadratowa szczęka jest gładko ogolona, bez żadnych zacięć czy resztek ciemnego zarostu. A włosy! Wręcz wołają o zwrócenie na nie uwagi. Idealnie ułożone, tak by ani jeden kosmyk nie mógł swobodnie powiewać nawet na porywistym wietrze. Uprzejmie kiwa głową napotkanym przechodniom, posyłając im jednocześnie przyjemny, szczery uśmiech. Potrafi zjednywać sobie ludzi, można by rzec.

Kobiety marzą o tym, by mieć takiego męża, kochanka, przyjaciela. Mężczyźni mają bardziej praktyczne spojrzenie – wiedzą, że taki człowiek byłby wspaniałym materiałem na wspólnika, kolegę z pracy, a nawet szefa. Przypadkowo spotykani przechodnie myślą o nim jako o człowieku sukcesu, pewnym siebie biznesmenie, zapracowanym jegomościu. Współpracownicy nadają mu miano wybitnego stratega, zdolnego polityka, uważnego obserwatora. Członkowie rodziny nazywają troskliwym ojcem, czułym mężem, kochanym synem.

Media, policja i ofiary pana Stefana – oczywiście jeszcze przed nieuchronną śmiercią – określają go potworem, zwyrodnialcem, mordercą.

Jednakże nasz sympatyczny jegomość nie przejmuje się takimi oszczerstwami. On potworem? Nigdy. Przecież większość ludzi postrzega go jako przyjemnego, szczerego człowieka, zawsze wrażliwego na los cierpiących. Zwyrodnialec? Gdzież mu do tego miana. W końcu on jedynie stara się pokazać prawdę, która czasem musi zostać brutalnie obnażona. I w końcu… Morderca. Nie, z tym określeniem pan Stefan stanowczo się nie zgadza. W głębi duszy wręcz tupie stopą ze zdenerwowania i potrząsa gwałtownie głową. Przecież on tylko wypełnia swoją misję. Swoje powołanie, które za każdym razem odkrywa na nowo, wpatrując się tęsknym spojrzeniem w rysujące się w oddali drzewa.

Dziś wyjątkowy dzień. Wigilia. Pan Stefan postanawia spełnić swój coroczny obowiązek, wychodzi więc z domu ze sporego rozmiaru siekierką. Oczywiście, wie, że nie powinien tego robić, a jednak za każdym razem czuje wielkie podekscytowanie i przebiegający po kręgosłupie dreszczyk emocji. Tak zwyczajna czynność budzi w nim tak niezwyczajne uczucia. Ach, zatem czas na działanie!

Niespiesznie stawia kolejne kroki na miękkiej ściółce leśnej. W tym roku niestety brakuje śniegu, co też odnotowuje ze smutkiem. Czerwień przecież idealnie wygląda na tle bieli. Agresywność i porywczość połączona z niewinnością i delikatnością. Tak, pan Stefan w głębi duszy czuje się poetą. Artystą wręcz. Dzisiaj więc, jak co roku, stworzy kolejne niezapomniane dzieło.

Bezszelestnie porusza się po lesie, wypatrując uważnie upragnionego drzewka. Zamiast niego, widzi jedynie przerzedzony las, przez który widocznie już wcześniej przetoczyły się hordy ludzi, z siekierkami i piłami w dłoniach. Pan Stefan kręci głową z dezaprobatą. Na razie nie pozwala sobie na wściekłość, wiedząc dobrze, że ona przecież w niczym mu nie pomoże, wręcz przeciwnie nawet. Jedynie ciężko wzdycha, choć przez krótką chwilę pragnie po prostu usiąść na ziemi i rozpłakać się z bezsilności. Czy jego dzieło nie zostanie dziś dokonane? Czy dzisiaj nie będzie w stanie pomóc kolejnej osobie? Czy dzisiaj w końcu… polegnie?

Ponure przemyślenia pana Stefana zostają przerwane, gdy do jego uszu dobiegają odgłosy rozmowy i chichoty. Mężczyzna natychmiast podnosi głowę i na powrót bacznie wpatruje się w las, mając nadzieję, że to, co się dzieje, faktycznie jest rzeczywistością.

W oddali dostrzega dwie kobiece postaci – wysoką szatynkę i niższą od niej blondynkę. Z uśmiechem na ustach, przemierzają leśną dróżkę, którą jeszcze parę minut temu spacerował pan Stefan. Teraz popada w chwilową zadumę, zastanawiając się, dlaczego nie spostrzegł kobiet wcześniej. Oszczędziłby sobie nerwów i co najważniejsze, czasu. Teraz więc musi wykorzystać swoją prawdopodobnie ostatnią szansę.

Przybiera na twarz strudzoną minę, przeczesuje delikatnym ruchem wypielęgnowanej dłoni włosy, po czym kieruje swe kroki w stronę dwóch postaci. Widzi, że zatrzymały się one przed naprawdę majestatycznie wyglądającym drzewkiem, aż pan Stefan czuje ukłucie zazdrości i wściekłości – jakim prawem to one pierwsze znalazły tak idealną choinkę, podczas gdy on krążył po lesie kilka godzin i nie potrafił tego dokonać? Kilka lat temu, mężczyzna z pewnością pozwoliłby na to, by gniew zapanował nad jego rozumem i jednocześnie zepsuł cały dokładnie ułożony plan. Jednak teraz, po latach praktyki, wie, że nie może na to pozwolić. I nie pozwoli.

Kiedy już znajduje się kilka metrów od niczego niespodziewających się kobiet, celowo zaczyna oddychać szybciej, by tylko urealnić swoje przedstawienie.

– Och, w końcu! – woła teatralnym głosem, a zdziwione postaci odwracają się do niego. Dokonał szybkiej oceny. Młode i prawdopodobnie samotne. Szatynka przeciętnej urody, z twarzą naznaczoną bliznami po trądziku, brązowymi oczyma, małymi ustami i drobnym nosem. Blondynka trochę ładniejsza niż jej koleżanka, pewnie za sprawą gładkiej cery, której to pan Stefan nie może kobiecie odmówić. Poza tym wygląda identycznie jak ciemnowłosa.

„Bliźniaczki?” – przemyka przez myśl mężczyźnie. Jego przypuszczenia potwierdzają się, gdy kobiety jednocześnie posyłają mu uprzejmy uśmiech. Taki sam. Ach, świetnie. W głębi duszy, zaciera już ręce z zadowolenia, choć z wciąż obecnym niedowierzaniem we własne szczęście.

– Tak? – Blondynka odzywa się pierwsza, być może dlatego, że pan Stefan wgapia się w nią natarczywie.

– Zgubiłem się trochę – rzuca niewinnie i wykrzywia usta w przymilnym grymasie. Widocznie wygląda na wiarygodny, ponieważ kobiety natychmiast zaczynają wpatrywać się w mężczyznę współczującym wzrokiem.

– Spokojnie, pomożemy panu – odpowiada szatynka, uśmiechając się radośnie. Pan Stefan widzi, że bardzo się jej spodobał. Rozszerzone źrenice, przyspieszony oddech, nienaturalnie szeroki uśmiech. Oczywiście.

– Naprawdę? Będę bardzo wdzięczny, szczególnie mogąc przebywać w towarzystwie takich uroczych dam. – Kiwa uprzejmie głową, rzucając słaby i oklepany komplement. Cóż, kobiety jednak albo dobrze udają, albo faktycznie łapią się na te puste słówka. Ich twarze rozjaśniają próżne uśmiechy, które tylko wewnętrznie podburzają pana Stefan.

– Żaden problem. Musimy jedynie… – zaczyna ciemnowłosa kobieta, wpatrując się w choinkę, jednak mężczyzna natychmiast jej przerywa:

– A w zasadzie… Mam na imię Adam, bardzo mi miło. – Wyciąga odzianą w rękawiczkę dłoń, którą natychmiast chwyta szatynka.

– Eliza – mruczy kobieta i w końcu chowa ręce do kieszeni ciemnej kurtki.

– A pani? – pyta szarmancko pan Stefan, zwracając się do blondynki.

– Roma. – Pada krótka odpowiedź.

Mężczyzna jest zadowolony. Wszystko, co powinno paść, już padło. Czas na ubieranie drzewka.

– Drogie panie, czy pomogą mi panie ubrać choinkę?

Kobiety spoglądają po sobie zdziwione. Raczej nie spodziewały się takiego obrotu spraw.

– Chyba… nie rozumiem. W jaki sposób możemy panu pomóc? – odzywa się w końcu Eliza.

– Nic trudnego. Wystarczy, że dostarczą mi panie choinkowych ozdób.

Nadal nie rozumieją. Pan Stefan wzdycha ciężko i ściska mocniej siekierkę. Wprawionym już ruchem zamachuje się szybko. Ostrze gładko przechodzi przez odkrytą szyję Elizy, przez mocne zamachnięcie zahacza nawet o kawałek skóry Romy. Mężczyzna błyskawicznie ponawia wcześniejszy ruch, tym razem celując w gardło zastygłej z przerażenia blondynki. Po chwili na leśnej ściółce pojawia się kałuża krwi, z pływającymi w niej głowami kobiet.

Pan Stefan szybko zabiera się do pracy. Wyjmuje z kieszeni duży nóż do krojenia mięsa, po czym przechodzi do sedna swojej misji. Powolnym ruchem tnie ciało Romy, wybierając z niego wszystko, co potrzebne. Nie zajmuje mu to więcej niż piętnaście minut, po tym czasie więc zabiera się za zwłoki Elizy, powielając wcześniejsze działania.

W końcu jest gotowy na przyozdobienie choinki.

Najpierw czubek. Cóż na czubek? Pan Stefan zastanawia się intensywnie, tak jak co roku, chociaż doskonale już wie, co umieści na szczycie choinki. Jego spojrzenie płynnie przemieszcza się po leżących na ziemi częściach ciał ofiar, aż w końcu zatrzymuje się na głowach.

„Jasna, ciemna, jasna, ciemna” – wylicza w myślach, aż w końcu decyduje się na blondynkę. Pewnie za sprawą gładkiej cery.

Pan Stefan uznaje za swoje szczęście, że choinka nie jest zbytnio wysoka. Za pomocą noża, dekoruje szczyt drzewka burzą jasnych włosów. Kiedy już kończy, odsuwa się kawałek i podziwia swoje dzieło. Idealnie.

Czas na ozdoby. W tym celu mężczyzna wyciąga z kieszeni paczuszkę kolorowych spinaczy. Wygina je na kształt haczyków, na które nabija oczy, uszy, wszystkie palce i niektóre organy wewnętrzne. Niespiesznie wiesza wszystko na poszczególnych gałązkach choinki, a gdy finalizuje swą czynność, znów odchodzi kawałek i ogląda całość z daleka.

A teraz łańcuchy. Bierze w dłonie śliskie jelita kobiet po czym euforycznie rzuca je na drzewko. Koniec z dokładnością. Chwilę później odcina włosy Elizie, przywiązując się cierpliwie do witek choinki.

Nareszcie. Koniec. Z takim samym wzruszeniem, jak co roku, obserwuje końcowy efekt swojego dzieła. I ponownie nachodzi go pytanie – dlaczego jego żona nie chce, by pomagał w ubieraniu domowej choinki?

Średnia ocena: 4.4  Głosów: 9

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • persse 24.12.2015
    Świetne, idealnie budujesz napięcie *,*
  • Constantine 25.12.2015
    dziękuję bardzo ;)
  • alfonsyna 24.12.2015
    Zależy, jaki kto ma gust - mnie akurat tekst do gustu przypadł - na czasie, ale niebanalny. Pan Stefan - zdecydowanie jest mistrzem finezyjnego ubierania choinki :) Ciekawie pomyślane, napięcie było jak trzeba, dreszczyk emocji i jeszcze do tego doskonała puenta :) Zostawiłam 5.
  • Constantine 25.12.2015
    A, to się cieszę xD Widzę dużo tekstów o świątecznej tematyce na opowi, ale utrzymane w całkiem innym klimacie, dlatego też wystąpiło u mnie pewne wahanie w związku z wstawieniem tego fragmentu :F dziękuję za ocenę i komentarz ;)
  • KarolaKorman 24.12.2015
    ,,które tylko wewnętrznie podburzają pana Stefan.'' - Stefana
    Gdzieś przez myśl przebiegło mi wcześniej takie zakończenie. Może za sprawą tego, że podobny wątek opisałam w tekście Bitwa literacka Kiedy jeden pożera drugiego - Wakacje życia. Zostawiam zasłużone 5, ale wspomnę, że nie chciałabym dyndać na czubku takiego drzewka :)
  • Constantine 25.12.2015
    Nie było mi jeszcze dane przeczytać Twojego tekstu, ale z ciekawości chyba zerknę. Dziękuję za ocenę i komentarz ;)
  • Angela 25.12.2015
    Rzeczywiście, tekst przywodzi na myśl troszkę opowiadanie Karoli na bitwę, za sprawą psychopatycznego mordercy.
    Historia fajnie trzymała w napięciu i ja też nie chciałabym, żeby pan Stefan pomagał mi w ubieraniu choinki : ) 5
  • Constantine 25.12.2015
    O, "psychopatyczny morderca" już mnie zaciekawił :F Cieszę się, że spodobała Ci się historia i tak, też myślę, że pan Stefan jest zbyt ekstrawagancki, by pomagać w ubieraniu choinki. Dziękuję za ocenę i komentarz ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania