Poprzednie częściPan Stefan ubiera choinkę

Pan Stefan odczuwa wyrzuty sumienia

Pan Stefan w końcu wyłożył się w ogromnej, białej wannie, którą nieśmiało oświetlały promienie wczesnego słońca. Powinien czuć się spełniony, a jednak, po raz kolejny był zawiedziony swoim zachowaniem.

– I znów kończy się tak samo… Monika miała rację…

 

* * * * *

 

– Elżbieta Batory wierzyła, że kąpiele w krwi dziewic mają właściwości odmładzające. – Przekonywała go kilkanaście dni temu Monika, masując delikatnymi dłońmi po plecach.

Mężczyzna, odczuwając ten miękki dotyk na swoje skórze, zastanawiał się, czy w owe właściwości faktycznie wierzyła tylko Elżbieta Batory. Nie ośmielił podzielić się swoimi spostrzeżeniami z żoną – ostatnio była bardzo drażliwa.

Pan Stefan, rzecz jasna, niezbyt dawał wiarę takim historiom, jednak wciąż pamiętając ten błogi dotyk na swych łopatkach, zdecydował zabawić się w pogromcę mitów. Jeśli nie dowiedzie prawdziwości stwierdzenia – Monika będzie zobowiązana oddać mu… przysługę. A jeśli owej dowiedzie… Cóż, również dobrze. Będzie mógł z powodzeniem sam masować się swymi jedwabnymi dłońmi, bez niechętnej pomocy żony.

W końcu pomyślał o tym, by rozpocząć przygotowania do czerwonej kąpieli. Zastanawiał się nawet, czy mógłby wymieszać w krwi swój ulubiony truskawkowy żel pod prysznic – ciekawiło go, czy na powierzchni cieczy pokazałaby się różowawa piana. Ach, aż zacierał dłonie z radością, gdy podobne myśli przychodziły mu do głowy.

Najpierw wszakże musiał uregulować sprawy rodzinne. Po ostatniej sylwestrowej zabawie, Monika była jednak trochę zła na męża – odczuwając szał sylwestrowej nocy, nie zwrócił uwagi na to, iż w salonie leżał nowiutki, puchaty dywan. Ostatniego wieczoru zmniejszył trochę na swej objętości, zalany ciepłą krwią z bezgłowych ciał znajomych Moniki.

– Nie, panie Stefanie! – zawołała, gdy ten po raz piąty ze łzami w oczach błagał o wybaczenie – Nie ma w ogóle mowy! Gdzie byłeś w wigilię, hę? W lesie. Co robiłeś? To co zawsze. I co? Nie było żadnego problemu. A teraz zaczynasz mieć jakieś dziwne zachcianki! TEN DYWAN DOSTAŁAM OD MAMUSI! – krzyknęła stanowczym tonem, aż pan Stefan z przejęciem złapał się za serce. – A ty nawet nie raczyłeś po sobie posprzątać. Jestem zawiedziona twoim zachowaniem. – I to w zasadzie były ostatnie słowa, jakie słyszał od żony. Później do jego uszu dotarł jedynie trzask zamykanych drzwi wejściowych.

Zrozumiał wtedy, że powinien zastanowić się nad swoim zachowaniem. Monika miała rację – nie uszanował jej przedsylwestrowej prośby, spełniając za to jej kosztem swoją wymyślną zachciankę. Rozumiał, że jego żona poczuła się zignorowana. Mężczyzna przypomniał sobie nawet, że przecież niedługo przypada dziesiąta rocznica ich małżeństwa. Być może przez to była jeszcze bardziej drażliwa.

Pan Stefan chciał się zrehabilitować. Pozbierał porozrzucane po domu części ciała, przetrząsając przy tym nawet swoje najskrytsze schowki, w których czasem trzymał małe co nieco na czarną godzinę. Wypolerował wszystkie narzędzia swojej pracy, okazując im chyba większą czułość niż własnej żonie. Powycierał wszelkie krwawe zacieki, których to obecność była szczególnie widoczna w sypialni, kuchni, łazience, salonie, korytarzu… Cóż, powycierał więc zacieki z całego domu. A na końcu… Wyczyścił ten cholerny dywan. Walczył ze szczotką, środkiem dezynfekcyjnym i sobą samym ponad kilka godzin, chociaż przez pierwsze dwie efektów w zasadzie nie potrafił dostrzec.

Gdy więc nareszcie wysprzątał dom, rzucił w kąt ubrudzony fartuszek i mokre rękawice, natychmiast ruszył na miasto w poszukiwaniu odpowiedniej ofiary.

Pan Stefan, co przyznał ze wstydem sam przed sobą, zapomniał jednak o jednym.

„Kąpiel w krwi dziewicy”.

Cholera, gdzie on o tej porze znajdzie dziewicę?

Spojrzał na zegarek, którego wskazówki niedługo miały pokazać dojrzałą już godzinę.

– Gdzie by tu… – zastanawiał się głośno, przechadzając się na chodniku, przy którym stały roznegliżowane kobiety.

– Hej, przystojniaku. – Usłyszał przepity głos za swoimi plecami. Odwrócił się błyskawicznie z dłońmi schowanymi w kieszeniach. W jednej z nich trzymał oczywiście swój nieodłączny już nóż myśliwski.

– No, co tam?

– Masz ochotę na zabawę? – Pulchna brunetka lubieżnie oblizała pokryte liszajami wargi.

– Być może… – mruknął do siebie pan Stefan, jeszcze raz zerkając na zegarek. – Szukam dziewicy.

Kobiety stojące nieopodal spojrzały na siebie i wymieniły porozumiewawcze uśmiechy.

– Tu takiej nie znajdziesz, ale zapewniam, że…

– Wiem, wiem, nie wątpię w twoje zapewnienia, ale potrzebuję dziewicy.

Zapadła niezręczna cisza, która została przerwana dopiero po kilku minutach.

– No… Smoki to zazwyczaj lubiły dziewice, nie? – rzuciła w końcu, mlaszcząc gumą do żucia, mała blondynka. Nic nie robiła sobie z ganiących ją spojrzeń koleżanek z pracy.

– Smoki? – powtórzył zafrapowany pan Stefan – Gdzie ja o tej porze znajdę smoka?

Znów zapadło milczenie, tym razem pełne konsternacji. Kobiety zebrały się w kółko, objęły się ramionami i zaczęły się naradzać. Po kilku minutach wszystkie zgodnie pokiwały głowami i stanęły obok mężczyzny.

– No i? – zagadnął z niecierpliwością, przestąpiwszy chyba po raz dwudziesty ze stopy na stopę.

Dziewczęta spojrzały na siebie, kiwnęły głowami, aż w końcu usłyszał zachrypnięty, zmysłowy głos rudowłosej, bardziej rozebranej niż ubranej.

– Znam jednego Smoka – oznajmiła, przeciągając głoski. – Chyba nawet niedawno go odwiedzałam… – mruczy, potarłszy w udawanym zastanowieniu policzek. Zamilkła i uśmiechnęła się, zadowolona z siebie.

– No i? Co dalej? – Nie wytrzymał pan Stefan, gdy cisza z jej strony znacznie się przedłużała.

Spojrzała na niego podejrzliwie, aż mężczyzna przez chwilę absurdalnie myślał, że może kobieta zna jego sekret. Po chwili jednak pstryknęła palcami przyozdobionymi długimi paznokciami i dodała:

– Mogę ci podać jego adres.

– Byłoby miło.

Kiedy pan Stefan nareszcie uporał się z natrętną rudowłosą, która wraz z koleżankami próbowała wyłudzić od niego pieniądze, natychmiast skierował swe kroki w dół ulicy, gdzie – wedle słów kobiet – powinien mieszkać smok. Był jednak rozeźlony, w duchu stwierdzając, że mógł wcześniej przejść do konkretów i od razu poharatać natrętne dziewczyny. Wszyscy oszczędziliby cenny czas – zarówno on, jak i one.

Kiedy stanął przed pięknym domem z zadbanym ogrodem, zastanowił się poważnie, czy to aby na pewno był cel jego wędrówki. Już zaciskał w dłoni zakrwawiony po ostatnich zabawach nożyk, gdy z budynku wyłonił się wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna. Skierował swe kroki na brukowany podjazd, gdzie stał zaparkowany lśniący samochód. Pan Stefan przystanął obok sklepiku i udał, że ogląda najnowsze wydanie popularnego czasopisma. Od czasu do czasu kiwał nawet głową i pomrukiwał z uznaniem, chcąc jak najbardziej wczuć się w swoją rolę. Przemknęło mu nawet przez myśl, że żona pewnie byłaby z niego dumna.

Po chwili samochód wyjechał na ulicę i zniknął z pola widzenia pana Stefana. Natychmiast więc skorzystał z okazji. Szybkim krokiem przemierzył krótki dystans i moment później stał niezauważony przed drzwiami. Zobaczył na nich złotą plakietkę z wygrawerowanym na niej napisie: „Jarosław Smok”.

Mężczyzna potrząsnął gwałtownie głową, jakby nie wierząc w to, co się działo. Że też dał się tak „zrobić”. Jego żądza krwi znów zakłócała jasność jego myślenia. Już miał odejść, gdy usłyszał dobiegające z domu dziewczęce piski.

– Spadaj, wariatko!

– Słucham? Powiem wszystko tacie!

– Spróbuj, gówniaro.

Po chwili głosy umilkły. Pan Stefan uśmiechnął się wesoło i postanowił wrócić tu jutro, już z odpowiednim wyposażeniem. Być może nie wszystko było stracone…?

Kiedy następnego dnia stał przed tymi samymi drzwiami, tym razem już pod osłoną nocy, z oryginalną ciemną kominiarką na twarzy, całym zestawem narzędzi w nieśmiertelnym, czarnym neseserku i tegoż samego koloru samochodem, zaparkowanym w idealnej odległości od domu, postanawiał w duchu, że dziś nie będzie „tak jak ostatnio”. Szczerze pragnął w to wierzyć.

Powolnymi, łagodnymi ruchami zaczął majstrować przy zamku od drzwi wejściowych. Starał się tak usilnie, że po chwili oparł się łokciem o klamkę, żeby na chwilę odetchnąć. Ku jego wściekłości, drzwi ustąpiły i delikatnie się uchyliły. Mężczyzna bez większego wahania przestąpił próg domu, gdy wtem usłyszał…

– Tak, tak, kotku, jeszcze trochę!

– Mówiłaś tak dwadzieścia minut temu…

– Chcę być po prostu miła…

Dopiero, gdy oczy pana Stefana przyzwyczaiły się do panującego półmroku, dostrzegł sporej wielkości kanapę, która stała niemal na środku pomieszczenia i obecnie była właściwie jedyną rzeczą go interesującą. Na poduszkach pokładały się dwie splecione ze sobą sylwetki, poruszające się dynamicznie. Pan Stefan skrzywił się z niesmakiem, cichutko zamknął za sobą drzwi i zabrał się do pracy.

– Kotku, słyszałeś?

– Przestań. Dobrze wiesz, że ta metoda już dawno na mnie nie działa…

Szybki cios młotkiem najpierw pozbawił przytomności mężczyznę, który leżał na kobiecie. Ta była w sporym szoku, nie zdążyła więc nawet krzyknąć, gdy zobaczyła zmierzające w jej stronę narzędzie. Kiedy oboje byli już cudownie ogłuszeni, pan Stefan otworzył swój neseserek i wyjął z niego mały pojemniczek, w którym trzymał benzynę. Uśmiech mężczyzny prezentował się dość demonicznie w nikłym świetle smętnie płonącej zapałki.

Pan Stefan przystanął przy palącej się kanapie i wyciągnął przed siebie dłonie, czując przyjemne, choć trochę smrodliwe gorąco, rozchodzące się z centrum salonu. Żałował niemal, że nie wziął żadnego prowiantu, który mógłby zostać z powodzeniem przygotowany na ciepło.

Po chwili usłyszał upragnione wołanie, dochodzące z piętra:

– Tato…? Co wy tam smażycie? Cuchnie w całym domu!

Pan Stefan zachichotał wesoło, po czym ukrył się w kuchni, która oddzielona od salonu była jedynie fragmentem ściany. Czuł się niemal jak podczas zabawy w chowanego – z trudem powstrzymywał śmiech, który nachalnie cisnął się na jego usta. Trzymał więc przy nich odzianą w rękawiczkę dłoń, by przypadkiem nie wydać żadnego niechcianego odgłosu.

Na moment zapadła cisza. Przerwał ją dopiero krzyk dziewczyny, która ujrzała widok w salonie.

– Tato…? TATO? Kurwa… – Słyszał jej majaczenie, a po chwili ujrzał, jak gmera w kieszeni spodni, by trzęsącą się dłonią wyjąć komórkę. Pan Stefan powoli wyłonił się z mroku i zaszedł ofiarę od tyłu, ogłuszając w podobny sposób, co płonącą w salonie parkę. Gdy dziewczyna leżała już na ziemi, zobaczył, że wpatruje się w niego inna para przestraszonych oczu. Puścił oczko drugiej córce i ponowił poprzednie czynności, choć teraz było to trudniejszym zajęciem niż wcześniej.

Już po chwili znajdował się w łazience i delikatnymi ruchami upuszczał krew z młodych dziewcząt – jak mniemał, faktycznie dziewic. Na szczęście, zdążył wydobyć z tej starszej zeznanie, które mocno go interesowało.

Krew nie była jeszcze zimna, ale również nie gorąca, tak więc pan Stefan uznał ją za idealną. A teraz zwieńczenie dzieła. Wyjął z neseserka podłużną butelkę, której zawartość wlał do wanny. Cudowny zapach truskawki dostał się do nozdrzy mężczyzny.

Jeszcze na chwilę zszedł na dół, by uporządkować bałagan, który narobił, a gdy dom lśnił już czystością i ciała zostały grzecznie uprzątnięte, uznał, że śmiało może pozwolić sobie na chwilę relaksu.

Pan Stefan w końcu wyłożył się w ogromnej, białej wannie, którą nieśmiało oświetlały promienie wczesnego słońca. Powinien czuć się spełniony, a jednak, po raz kolejny był zawiedziony swoim zachowaniem.

– I znów kończy się tak samo… Monika miała rację…

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (10)

  • KarolaKorman 14.01.2016
    Jak ma niecierpiące zwłoki odpowiedzi, pytanie /zwróć uwagę na dobór słów/, otóż: Jaką stał preferuje pan Stefan damasceńską czy jakąś inną :) 5 :D
  • Constantine 14.01.2016
    Pan Stefan jest właśnie oczarowany takim doborem słów:D a co do stali, to w zasadzie potrafi wyczarować cuda niezależnie od jej rodzaju :F
  • KarolaKorman 14.01.2016
    Pan Stefan nie marudzi jak baletnica o rąbek u spódnicy :D
  • Constantine 14.01.2016
    O właśnie, to idealnie odzwierciedla jego sytuację:F
  • Julaqla 14.01.2016
    super :D piąteczka :D
  • Constantine 14.01.2016
    dzięki za ocenę i komentarz ;)
  • alfonsyna 14.01.2016
    Cóż, pan Stefan zawsze ratuje mój dzień, tym razem nie było inaczej :D Pan Stefan daje radę nawet smokom i dziewicom. Absurd to czy nie - wyszedł absurdalnie dobry tekst, chętnie bym dała nawet więcej niż 5, ale się nie da... :)
  • Constantine 14.01.2016
    Uf, cieszę się, że Ci się spodobało, szczególnie, że podczas tworzenia dopadło mnie wrażenie, jakoby tym razem było ZBYT absurdalnie :F Dziękuję za ocenę i komentarz ;)
  • alfonsyna 14.01.2016
    Ja tam lubię absurdy (aczkolwiek wyłącznie w zakresie szeroko pojętej sztuki, bo w życiu codziennym trochę mniej :D), więc dla mnie po prostu nie mogło być zbyt absurdalne :)
  • Constantine 14.01.2016
    A więc w kwestii absurdów tez się zgadzamy :F

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania