Podwójne ja - Część 12 - Trzy dni

„Lżej na sercu”. Zaciskam pięści i uderzam nimi w zamarznięty grunt. Potem biję samą siebie. Za to, że się urodziłam. Za to, że jestem ciężarem. Nigdy nie powinnam się urodzić. Moi rodzice nie zasługują na to piekło. A ja nie zasługuję na życie. Podnoszę się i idę w stronę polanki. Gdy już na niej jestem, wspinam się na wierzbę, która płacze wraz ze mną.

- Megan! Megan! – Eric krzyczy gdzieś w oddali.

Słyszę jego kroki. Nie obchodzą mnie. Krew świszczy w moich uszach, buzuje w żyłach. Wyobrażam sobie jak w pewnym momencie złość zwiększa jej ciśnienie. Zwiększa i zwiększa, aż nagle wszystko wybucha. Wokół mnie rozlewa się może czerwonej mazi, obryzgując drzewa i ciało Johna, którego nie ma. Spoglądam na swoje ręce. Są czyste. Nie ma krwi. Zastępuje ją ból, ale psychiczny. Muszę dać mu upust, bo zwariuję. Wrzeszczę z całych sił. Nabieram tyle powietrza, ile zmieszczą moje płuca i chwilę je wstrzymuje, po czym wrzeszczę. Cała się napinam. To boli, ale fizycznie. Nagle gałąź pode mną jakby znika. Nie wiem, co się dzieje. Nic nie pamiętam. Tylko biały ból i czarne ręce, wyciągające się po mnie…

 

Patrzę na wyświetlacz telefonu. Trzy dni. Tyle minęło, odkąd spadłam z drzewa. Nie wyszłam z pokoju ani razu, tylko płakałam i spałam, na przemian. Teraz pechowo się obudziłam. Zauważam kartkę na stoliku koło łóżka. Dokładnie taką samą, jaką znalazłam, gdy…

- Gdy wstaniesz, zejdź na dół, musimy porozmawiać – czytam na głos.

Z niechęcią podnoszę się z miękkiej, choć mokrej od łez pościeli… a przynajmniej mam nadzieję, że to na kołdrze to też łzy. Moje stopy dotykają zimnej podłogi. Chłód przeszywa je całe, aż do kolan. Staję się cięższa, jakby ktoś stworzył mnie z ołowiu. Tak to jest, gdy komuś siada psychika.

John jest pochłonięty lekturą jakiejś grubej książki. Została mi połowa. Nie będę mu przeszkadzać. W samej bluzce i majtkach udaję się do kuchni. Zastaję tam wszystkich przy obiedzie. No tak, pora posiłku – gorzej trafić się nie dało?

- O! Wstałaś – zauważa z pełną buzią Eric, jakby rodzice nie wlepiali we mnie spojrzeń.

- Jak się czujesz? Jesteś głodna? Potrzebujesz czegoś? – pyta tata.

- Spokoju. I jak mam się czuć? – Wywracam oczami.

- Weź lekarstwa, druga Megan ci się udziela. – Eric dziś wyjątkowo działa mi na nerwy.

- Nie mam ochoty na cukierki, przykro mi. Jeśli chcesz, możesz je pożreć na podwieczorek.

Mamie wypada widelec. Czyli Edge im nie powiedział…

- Usiądź z nami, skarbie.

- Dziękuję, postoję.

Zapada cisza, spowodowana tym, że Eric ma zbyt wiele pokarmu w gębie, by móc jakoś to skomentować. Przepija wodą ostatni kęs i rekompensuje wszystkim te kilkanaście sekund wyczekiwania.

- Wiesz, niektóre informacje potrafią zwalić z nóg, najlepiej od razu się połóż.

Puszczam to mimo uszu i zajmuję krzesło najbliżej wyjścia. Wbijam wzrok w swoje stopy.

- Więc…? – Nie mam zamiaru spędzać w tym pomieszczeniu całej wieczności.

- Udało nam się załatwić dla ciebie miejsce w… ośrodku – zaczyna ojciec. Waży każde słowo. Ściska mi się gardło. Tak szybko im się to udało?! – Są tam głównie młodzi ludzie, będziesz się dalej kształcić i realizować swoje pasje. Do tego mają tam dużo terenów zielonych, sale muzyczną i siłownię. Na pewno będzie ci tam dobrze.

- J-jak dal-leko jest ten… ośrodek? – jąkam się.

- To trochę daleko, ale to najlepszy ośrodek w kraju…

- Pytam o kilometry, obchodzi mnie zwykła liczba – przerywam mamie.

- Pięćset kilometrów.

Przełykam nerwowo ślinę, zaciskając pięści.

- Kiedy tam pojadę?

- Jedziemy cię zawieźć za trzy dni. – Głos taty odbija się po mojej czaszce.

- Trzy… dni? – szeptam.

Już nie ukrywam łez. Wybiegam z pokoju, wywracając krzesło. Wbiegam po schodach i zamykam się u siebie. Siadam na klapie i po prostu ryczę, bo płaczem nazwać tego nie można. Trzy dni?!

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania