Podwójne ja - Część 8 - Z kulą mi nie do twarzy

Eric patrzy na mnie, jakbym mu się śniła. Nie pozostawia mi wyboru. Uderzam go w policzek. Słyszę charakterystyczny plask, a mój braciszek kuli się. Po chwili jego piękne oczy patrzą na mnie z nienawiścią i wyrzutem. Jednak podchodzi do Johna i pomaga mi wnieść go do środka. Kładziemy go na kanapie. Mam szczęście, że osioł ma zamiar iść na medycynę i dobrze wie, co robić. Ja nawet nie patrzę. Po prostu idę do kuchni się napić wody. Przy okazji oglądam się w tosterze.

Nic poważnego, poza ręką, mi nie jest. To tylko rozcięta brew i trochę brudu. Kiedy Eric mnie opatrzy, wymyję się. Mój brat przybiega do pomieszczenia i z górnej szafki wyciąga apteczkę. Jest na mnie zły, widzę to.

- Nie mogłaś poczekać na mnie albo mnie obudzić? – pyta.

- Musiałam iść bez ciebie, przykro mi – odpowiadam obojętnie.

- Mogło ci się stać coś gorszego niż ta ręka! Mogłaś umrzeć!

- Od kiedy tak się o mnie martwisz? – Biorę kolejny łyk.

- Przynajmniej nie musiałbyś więcej pilnować, bym połknęła lekarstwa – dopowiadam, uśmiechając się szeroko.

Mój braciszek już otwiera usta, by coś powiedzieć, ale po mojej wypowiedzi odejmuje mu mowę. Wyraźnie dziwi go moja postawa. Nigdy nie dzielił z nikim swojego ciała, nie wie jak to jest.

- Nie mów tak. – Tylko tyle potrafi z siebie teraz wydusić. Z salonu słychać syk bólu. Wskazuję wzrokiem wyjście, którego zaraz używa Eric. Na odchodnym rzuca przez ramię – Jeszcze wrócimy do tej rozmowy!

- Ta, jasne, wierz w to – szepczę na tyle cicho, bym tylko ja to słyszała.

Na dnie szklanki zostawiam odrobinę płynu. Nie lubię widoku pustych naczyń. Idę do chłopaków. John leży z gołym torsem, a Eric kończy wiązać na nim bandaż.

- Twoja kolej, siostra. – Wyciąga do mnie rękę. Siadam obok niego.

- John, zamknij oczy. Najlepiej idź spać – proszę nowego kolegę.

Eric pomaga mi ściągnąć koszulkę i odkaża ranę jakimś żółtym, piekącym płynem. Zaczyna bandażować.

- Geniuszu, nie zapomniałeś o czymś? Nie, żeby coś, ale z kulą w ramieniu mi nie do twarzy – zauważam, nie bez ironii.

- Skąd to wiesz? Jeszcze nigdy jej tam nie miałaś. Drasnęło cię, ale nie wiem skąd, miałaś szkło w ranie. Myślisz, że mogę tę akcję napisać w CV? – uśmiecha się złośliwie, zawiązując opatrunek.

- Tak, na pewno od razu zostałbyś chirurgiem – ziewam.

- Weź leki przeciwbólowe i idź spać. – Już chce wyjść, gdy przypomina sobie o czymś tak oczywistym – Nie wejdziesz po drabinie z tą ręką…

- Posiedzę tu z Johnym, popilnuję go. Patrz! Już śpi! – Śmieję się, ale Eric się nie dołącza, za to przynosi mi bluzę z mojego pokoju.

- To żeś wybrał kolor, nie powiem. – Eric zapina na mnie różowy polar. – Mam w szafie cztery czarne, jedną szarą i granatową, ale ty musiałeś wziąć najsłodszą rzecz, jaką znalazłeś?

- Jak ty mnie dobrze znasz, siostrzyczko. – Mierzwi mi włosy i idzie na górę.

Nie biorę nic przeciwbólowego, tylko kładę się na rozkładanym fotelu i przykrywam się kocem w czerwoną kratę. Naprawdę nie wiem, co on tutaj robi.

- Dobranoc, John. Dziękuję za to, że mnie uratowałeś. I przepraszam. Śpij dobrze – szeptam.

Odpowiada mi tylko ciche chrapnięcie.

--------------------------------------------------------------------------

Wiem, że bardzo długo nie było tego opowiadania, ale tak to jest, gdy człowiek zacznie pisać, nie mając pomysłu na historię. Teraz już wszystko mam zaplanowane i biorę się za pisanie!

Średnia ocena: 3.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania