Podwójne ja - Część 9 - Pytanie, które zmieni wszystko

Staję przed szafką w kuchni. Gdzieś za mną mama krzyczy, bym wzięła lekarstwa. Zaraz dołącza się do niej Eric. Tata przywiązuje nitki do moich nadgarstków i pomimo tego, że stoi koło mnie, porusza nimi z góry. Jestem jego kukiełką. Nic nie wartą marionetką. Moje ręce same sięgają po dwa opakowania z tabletkami. Jedne są czarne, nadrukowano na nich trupią czaszkę. Słyszę jak krzyczą z bólu i zawiści. Zabijają każdego od środka. Drugie białe, splamione krwią. Z każdej wystaje mała żyletka. Dopiero teraz widzę sznurki na palcach. Wbrew mojej woli otwieram obie tuby. Mam już dość. Ciepłe łzy spływają po moich policzkach. Łzy cierpienia i braku zrozumienia. Wiem, że nie mogę wybrać. Dlaczego ja?

On czeka na mój ruch. Nie spodziewa się tego, co zaraz nastąpi. Chwila jego nieuwagi, a ja już trzymam w ręce nóż. Pętle na moim ciele zaciskają się mocniej. Wbijają się, przecinają żyły i tętnice niczym metalowe ostrze. Tata chce, bym go wypuściła. Nie tak łatwo mnie pokonać, tatku. Wystarczy, że się zamachnę, a jestem wolna. Jeszcze tylko druga ręka. Tu jest trudniej, ale nie ma rzeczy nie do zrobienia. Tak! Mogę uciec!

W tym momencie ktoś chwyta mnie od tyłu. Znów jestem uwięziona w mocnym uścisku. Moje usta wypełniają się małymi kuleczkami. Jest ich wiele. A każda rani, rozcina tkanki. Ktoś unosi mój podbródek. To moja mama. Eric trzyma mnie, a tata już wlewa jakiś płyn do mojego gardła. Woda roznosi po języku metaliczny smak. Nie dam rady. Przełykam. Teraz czarne tabletki. Dokładnie ta sama procedura. Tylko te są gorzkie i ostre. W moich wnętrznościach pali się ognisko.

Puszczają mnie. Upadam na podłogę. Pluję krwią. Płaczę nią. Nie mogę krzyczeć, wziąć oddechu. Jestem skazana na bierne odczuwanie bólu. Oni się patrzą. Gapią się z satysfakcją. Miarka się przebrała. Nie wiem, kiedy pistolet znalazł się w moich rękach. Przez głowę przelatuje myśl, by zapłacili za to, co zrobili. To nie ich wina. Mam tego świadomość. To ja się taka urodziłam. Przykładam lufę do skroni. To koniec.

* * *

- Megan?! – Ktoś mną potrząsa.

Podnoszę głowę. Wszystko jest lekko rozmazane, ale i tak umiem rozpoznać tę przerażoną twarz. Mama? Za nią stoi tata. Wrócili! Tylko czemu siedzę na podłodze? Koło mnie nadal śpi John. Jest bardzo blady.

- Mamo…? Wróciliście! Tak się o was bałam! – Wstaję i ją przytulam jedną ręką, druga dalej boli.

- Megan, co ci się stało w rękę? I czemu się bałaś? Przecież mówiliśmy, że jedziemy na pokaz ogni sztucznych i wrócimy rano. – Odwzajemnia uścisk.

- To po co zastawiałaś mi ten liścik? – pytam z wyrzutem.

- Jaki liścik? – Puszcza mnie. Jest wyraźnie zdziwiona, ale i zaciekawiona.

- Ten, w którym pisałaś, że mam iść do lasu o północy i tak spotkam Johna. Miałam nic nie mówić Ericowi. On zasnął na kanapie. Poszłam na polankę i tam spotkałam Johna. Dostałam od niego szkatułkę i pojawiło się dwóch oprychów. Byli uzbrojeni. Jak się oni nazywali…? Six i Rowan! Jeden mnie postrzelił, a drugi złamał żebro Johnowi! Chcieli ukraść szkatułkę, ale John ich pokonał – opowiadam coraz szybciej.

Miny rodziców świadczą o tym, że nic nie rozumieją, więc powtarzam jeszcze raz.

- K-kochanie, a gdzie jest John? – powoli pyta tata.

- To nie śmieszne, tato. Jesteś aż tak ślepy? Może przydadzą ci się mocniejsze okulary, skoro nie widzisz już na odległość kanapy?

Rodzice wymieniają spojrzenia. Eric wychodzi z kuchni z kubkiem kawy w ręce. Od razu zauważa, że coś jest nie tak.

- Eric… - zaczyna mama – widzisz jakiegoś mężczyznę na tej kanapie?

- Nie. – Przeciąga samogłoski.

Kobieta zaczyna płakać, wtula się w tatę. Eric upuszcza kubek. Już wiem, co zaraz nastąpi. Tylko kto zada to pytanie? Kto sprawi, że w domu pojawią się nowe zabezpieczenia i kolejne dawki leków?

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania