Poprzednie częściPrzeklęty cz.1

Przeklęty cz.8

Arlene stała przy oknie w pokoju hotelowym, który zajmowała na czas przyjęcia. Mimo bardzo późnej pory nie mogła zmrużyć oka. Była tak podekscytowana, jakby spotkanie z Kaidanem miało miejsce przed chwilą, a nie parę godzin temu. Oparła rozpalone czoło o chłodną szybę, przymknęła oczy, a fala cudownych wspomnień zalała jej umysł. Zmienił się – stwierdziła. Zgorzkniał, uśmiech rzadko pojawiał się na jego twarzy, a w szarych oczach widać było zmęczenie. Tak naprawdę nie wiedziała, jak dużo zostało w nim z mężczyzny, którego poznała dawno temu. Ona też już nie była tamtą wesołą, pełną ufności dziewczyną. Gdy zamyślona spoglądała na uśpiony Edynburg, usłyszała sygnał SMS-a. Sięgnęła po leżący na łóżku telefon. Na ekranie pokazało się imię Jason. Uśmiechnęła się i od razu odczytała wiadomość. Natychmiast do niego zadzwoniła.

 

– Nie możesz spać? – zapytała ze śmiechem Arlene.

 

– Nie mogę – potwierdził mężczyzna. – Nie za późno na wizytę? Wiem, że już prawie rano, ale jestem strasznie ciekaw, co się wydarzyło między tobą a Kaidanem. Zauważyłem, że dość wcześnie wyszłaś, a i on długo na przyjęciu nie zabawił.

 

– Przychodź!

 

– Zaraz jestem – oznajmił i się rozłączył.

 

Nie minęła nawet minuta, kiedy usłyszała pukanie do drzwi. Gdy wpuściła swojego gościa, podeszła do wielkiego pluszowego fotela, który stał w rogu luksusowego pokoju i usiadła, podkulając pod siebie nogi. Jason zajął miejsce naprzeciwko niej. Nie miał marynarki, elegancka koszula była rozpięta pod szyją, a podwinięte rękawy odsłaniały silne przedramiona. Indiańska krew ojca sprawiała, że jego rysy były bardziej ostre, jakby wyrzeźbione dłutem, a cera odrobinę ciemniejsza. Po matce, która była platynową blondynką, odziedziczył budzące niepokój turkusowe oczy. Ciemne włosy sięgały do połowy pleców. Jego niezwykła uroda nikogo nie pozostawiała obojętnym. Jason był owocem krótkiej fascynacji i jeszcze krótszego małżeństwa ludzi, którzy nie dojrzeli do tak poważnej decyzji. Arlene kochała go z całego serca.

 

– Jeśli masz ochotę na jakiegoś drinka, to wiesz, gdzie jest barek.

 

– Woda wystarczy – mężczyzna poderwał się, by się obsłużyć. Ze szklaneczką w dłoni ponownie rozsiadł się w fotelu. Wziął łyk zimnej wody i spojrzał na przyjaciółkę.

 

– Za twój obraz dostaliśmy 10 milionów funtów.

 

Swój talent Arlene odkryła dwieście lat temu, od tamtej pory malowała, kiedy tylko mogła. Z Jasonem poznali się, kiedy zgodziła się namalować portret jego dziadka.

 

– Bardzo się cieszę, ze względu na cel, na który te pieniądze przeznaczymy.

 

Black założył organizację, która fundowała stypendia zdolnym, indiańskim dzieciom oraz budowała szkoły na terenie rezerwatu.

 

– No dobra – zaczął Jason, wpatrując się w nią uważnie – opowiadaj, jak poszło pierwsze spotkanie z Kaidanem.

 

Arlene spojrzała na swoje splecione dłonie. Nie wiedziała, od czego zacząć, sama jeszcze nie uporała się ze świeżymi emocjami. Założyła za ucho kosmyk kasztanowych włosów i popatrzyła na niego błyszczącymi oczami.

 

– To było ekscytujące, wstrząsające, niesamowite – zaczęła z ożywieniem Arlene. – W końcu nie było muru, który tak skutecznie rozdzielał nas przez te wszystkie wieki. A taniec z nim – na jej twarzy pojawiło się cudowne rozmarzenie, a usta rozchyliły się w lekkim uśmiechu – już wiem, co to raj. W końcu znalazłam się tam, gdzie tak bardzo pragnęłam być i gdzie zawsze było moje miejsce, w jego ramionach – dokończyła z jaśniejącymi od wzruszenia oczami. Nagle jej twarz straciła swój blask, a głos drżał, gdy wyszeptała – mogliśmy być tacy szczęśliwi.

 

Jason zapatrzył się w swoją szklaneczkę i kostki lodu, które się w niej powoli rozpuszczały.

 

– Wiem.

 

Pokój wypełniła cisza, kiedy oboje zatopili się w bolesnych rozmyślaniach. Po chwili Jason parsknął śmiechem – zauważyłaś, jaką miał minę, kiedy powiedziałem, że jesteśmy bliskimi przyjaciółmi? Myślałem, że da mi w pysk. – Mężczyzna pokazał w uśmiechu białe zęby.

 

Arlene pogroziła mu palcem, gdy przypomniała sobie jego insynuacje – to było bardzo nieładne z twojej strony sugerować, że jesteśmy kimś więcej niż przyjaciółmi.

 

– Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek tak się zapomniał. Zawsze sprawiał wrażenie wielkiej bryły lodu, maszyny pozbawionej ludzkich uczuć. Wydaje mi się, że jakaś jego część cię rozpoznała, stąd ten pokaz zazdrości.

 

– Obyś miał rację. – Arlene zamilkła na chwilę, rozmyślając o minionym wieczorze. – Nie wiem, czy to przyciąganie między nami, które jest tak samo silne, jak przed wiekami, bardziej pomaga czy przeszkadza.

 

– Tak, namiętność może skomplikować wiele spraw – Jason zamknął oczy i oparł głowę o fotel. Nagle poczuł się zmęczony.

 

– Zauważyłam Olivię na balu. – Arlene wiedziała, że temat byłej żony jest dla niego niezwykle trudny.

 

– Zaprosiłem ją.

 

– A ona przyjęła zaproszenie – dodała Arlene.

 

– I się pokłóciliśmy – dokończył Jason.

 

– Och.

 

– Nie ma o czym mówić – Jason wziął ostatni łyk wody i odstawił szklankę na pobliski stolik. – Skupmy się na tobie.

 

– Postanowiłam, że nie będę niczego planować w związku z Kaidanem i zdam się na naturalny rozwój wydarzeń.

 

– Hmm – mruknął Jason. – Dałem mu twój numer telefonu.

 

– To dobrze – Arlene wybuchnęła śmiechem. – Od czegoś trzeba zacząć ten naturalny rozwój wydarzeń.

 

Jason również się uśmiechnął, a potem spoważniał – żałuję, że w twoim życiu od zawsze był Kaidan, a ja... – przerwał nagle.

 

– A ty kochasz Olivię – dokończyła za niego kobieta.

 

Jason nic nie powiedział, tylko zrezygnowany zwiesił głowę. Arlene wstała, podeszła do niego i usiadła na oparciu fotela. Swoim szczupłym ramieniem objęła jego szerokie barki.

 

– Na miłość składa się cały wachlarz doznań. Ból i tęsknota to jedne z nich. – Pocałowała go w czubek głowy.

 

– Wiem, ale to jest tak cholernie trudne. Nie wiem, jak ty wytrzymałaś tysiąc lat marząc o Kaidanie. Facet ma piekielne szczęście i nawet o tym nie wie – Jason z troską w niebieskich oczach patrzył na śliczną twarz Arlene. – Domyślasz się, co może knuć Nathaira?

 

Kobieta wstała i podeszła do okna. Otuliła się mocniej szlafrokiem, czując nagły chłód, który objął jej ciało, mimo ciepła panującego w pokoju.

 

– Chyba tak – zamilkła na chwilę, by zebrać myśli. – Pozwoliła na nasze ponowne spotkanie, bo chce, żeby Kaidan cierpiał jeszcze bardziej na myśl, że przeżyłam, że byłam przez ten dziesięć wieków blisko niego, a on o tym nie wiedział. Pragnie, by nasza miłość wybuchła na nowo, a potem zabije Kaidana. I mnie.

 

Słowa Arlene sprawiły, że Jasona przeszył dreszcz przerażenia.

 

– Myślałem, że to moja matka jest wyjątkową suką. Ale twoja bije ją na głowę.

 

Kobieta roześmiała się gorzko – uratowała mnie, by zmienić moje życie w piekło.

 

– Spotkałaś ją od tamtej pory? – Zapytał z ciekawością mężczyzna.

 

– Kilka razy ją widziałam. Ale ani ona, ani ja nie szukałyśmy kontaktu. Wszystko między nami zostało powiedziane. Nie było nic do dodania.

 

Jason w zamyśleniu stukał palcem po oparciu fotela.

 

– Masz jakiś plan, by pokrzyżować szyki Nathairze?

 

– Może. Miałam dużo czasu na rozmyślania. Nie próżnowałam przez ostatnie lata. – Arlene zacisnęła usta, a w jej oczach pojawiła się furia. – Nathaira nawet nie podejrzewa, czego się nauczyłam.

 

Mężczyzna popatrzył zaskoczony na Arlene. Nigdy jej takiej nie widział. Napięte ciało zdradzało wrogość i gniew.

 

– Co teraz zamierzasz?

 

– Wymelduję się z hotelu i wrócę do swojego mieszkania. Zobaczymy, co się wydarzy. Potrzebuję trochę czasu, żeby ochłonąć, zebrać myśli, oswoić się z sytuacją, że Kaidan i ja znów możemy się widzieć, dotykać, rozmawiać. - Popatrzyła na Jasona z powagą w zielonych oczach. – Tysiąc lat na niego czekałam. Nawet sobie nie wyobrażasz, ile mnie to kosztowało. – Ponownie zapatrzyła się na wciąż senne miasto. Po chwili, jakby w zamyśleniu dodała. – Twój dziadek powiedział mi kiedyś, że jestem chodzącą melancholią. Nie każdy to zauważy, bo świetnie ukrywam swoje uczucia, ale on to doskonale widzi. Nawet w moim śmiechu słychać smutek. Brakuje mi twojego dziadka, chciałabym móc zwrócić się do niego o radę.

 

Jason pokiwał głową, stary wódz był wyjątkową osobą. Obracał się zarówno w świecie duchów, jak i żywych. Widział to, co inni starali się ukryć na dnie duszy i zło i dobro.

 

– Zostanę w Edynburgu jeszcze parę dni, w razie, gdybyś mnie potrzebowała – Jason podniósł się z fotela.

Arlene podeszła do niego i przytuliła się do jego ciepłego ciała. Poczuła, jak umięśnione ramiona mężczyzny delikatnie oplatają jej plecy. Nie wiedzieć czemu, łzy napłynęły jej do oczu. Kiedy się uspokoiła, Jason odsunął ją od siebie, pocałował w czoło i podszedł do drzwi.

Zanim wyszedł, odwrócił się do niej i z niezwykłą powagą powiedział – jeśli kiedykolwiek ty lub Kaidan będziecie potrzebowali mojej pomocy, nie wahaj się o nią poprosić. On jest dla mnie jak brat, a ty jak siostra. Jeśli będę mógł pomóc, z radością to uczynię.

 

Arlene znowu poczuła łzy pod powiekami, kiwnęła tylko głową i ciepło uśmiechnęła. Kiedy została sama, poczuła, jak drży. Nie miała wątpliwości, że kiedy nadejdzie dzień konfrontacji, Nathaira zbierze wszelkie moce, by dokonać zemsty ostatecznej.

 

*

 

Parę godzin później, po krótkiej drzemce w hotelu, Arlene znalazła się w swoim mieszkaniu nad zatoką Firth of Forth. Nie wiedziała, co ze sobą począć. Pogoda nie sprzyjała spacerom. Wiał zimny wiatr, a do tego padał śnieg z deszczem. Niespokojne fale, goniły jedna drugą, jakby bawiły się w berka. Wzięła kubek gorącego kakao oraz pierniczka w kształcie gwiazdki i poszła do swojej pracowni.

Na jednej ze ścian wisiały portrety przedstawiające tylko i wyłącznie jednego mężczyznę. Był na nich Kaidan w różnych sytuacjach, w różnych strojach z minionych epok. Podeszła do jednego z nich, zapatrzyła się w gniewne, szare niczym mgła oczy, w twarz, która poruszała swym pięknem i wzbudzała trwogę. Jak nieskończenie wiele razy przedtem wyciągnęła dłoń i palcem zaczęła obrysowywać tak drogą jej sercu podobiznę. Przypominała sobie gorączkowe pocałunki i pieszczoty, których zaznała zaledwie kilka godzin wcześniej. Już samo wspomnienie jego dotyku pobudziło jej ciało, tak bardzo, że poczuła rozlewające się po nim rozkoszne ciepło. Tylko Kaidan potrafił tego dokonać, tylko on miał prawo ją dotykać. Pamięć o ich miłości dodawała jej sił, kiedy myślała, że już nie da rady, gdy wyczerpana i osamotniona leżała w nocy, wyjąc z bezsilności. Jej palce z czułością musnęły wargi mężczyzny. Chociaż mogła być już blisko Kaidana, ostateczna bitwa jeszcze przed nimi. Nathaira nie spocznie, póki nie zapłacą życiem za to, że mężczyzna pokochał Arlene, a nie ją. Zamyślona podeszła do sztalugi z czystym płótnem. Wzięła pędzel i zaczęła malować.

 

*

Mężczyzna stał na na klifie i wpatrywał się w Moray Firth. Zimny wiatr targał jego czarnymi włosami, a deszcz ze śniegiem siekał surową twarz lodowatymi igiełkami. Mimo złej pogody Kaidan patrzył zafascynowany na morze. Białe bałwany tańczyły swój wściekły taniec, fale rozbijały się o klify rozjuszone tym, że coś stawia im opór. Wilk, cały mokry od deszczu biegał wokół niespokojnie. Pamiętał to miejsce i dawne wydarzenia. Wzgórze Potępionych. To tu się wszystko zaczęło. Nie był w tym miejscu od czasu, kiedy Nathaira rzuciła na niego klątwę. Dużo się od tamtej pory zmieniło, chociaż nie tutaj. Czy coś czuł? Tak. Ogromny gniew i przepełniającą go nienawiść. W końcu zbliżał się czas konfrontacji. Na jego twarzy pojawił się okrutny uśmiech.

 

– Nathairo! – Krzyknął w przestrzeń, a wiatr poniósł jego słowa – wiem, że mnie słyszysz! Czekam na ciebie!

 

W odpowiedzi usłyszał czyjś chichot. Cień warknął. Kaidan wykrzywił pogardliwie usta. Jeszcze trochę – powiedział do siebie – jeszcze trochę.

Mimo fatalnej pogody, nie śpiesząc się mężczyzna i wilk wrócili do zamku. W piekarniku czekał na niego obiad, zostawiony przez jego gospodynię, Katy. Zwierzę także miało naszykowaną swoją porcję sarniny. Zanim zabrali się za jedzenie, jego i Cienia czekała kąpiel. Najpierw wilk wszedł pod wielki prysznic, specjalnie dla niego zaprojektowany. Później Kaidan umył się w łazience przylegającej do jego sypialni.

Po posiłku mężczyzna udał się do swojego gabinetu. Usiadł za wielkim, starym biurkiem i wyciągnął telefon. W kontaktach wyszukał imię Amber. Nie wiedział, ile razy to robił od chwili, kiedy dostał jej numer od Jasona. To, co się wydarzyło na przyjęciu, zdumiało go bardziej, niż sam chciał przed sobą przyznać. Poczuł coś dziwnego coś, co myślał, że umarło wraz z Arlene. Minęły już ponad dwa dni, od kiedy rozstali się na balkonie, a on wciąż od nowa wspominał każdą minutę z ich spotkania. Myśląc o Amber nie wiedzieć czemu, od razu przypominała mu się Arlene. Może to przez ten wyjątkowy kolor oczu.

Otworzył jedną z szuflad w biurku i wyciągnął z niej misternie zdobioną, złotą szkatułkę. Patrzył na nią przez chwilę, nim delikatnie uniósł wieczko. Jego oczom ukazała się miniaturka przedstawiająca rudowłosą piękność o zielonych spojrzeniu. Kaidan z czułością pogłaskał podobiznę kobiety. Dawno temu, jeden z malarzy stworzył ten obrazek według jego opisu. Arlene nie żyła od tak dawna – pomyślał – a on miał przed sobą ostatnie miesiące życia. Nie chciał czekać na to, co było nieuniknione, jak skazaniec na wykonanie wyroku. Chciał przez chwilę poczuć, na czym polega prawdziwie życie. Z niezwykłą troskliwością włożył portrecik do puzderka. Pogładził w zamyśleniu wieczko, następnie schował je z powrotem do szuflady i przekręcił malutki kluczyk. Zdecydowanym ruchem chwycił telefon i nie zastanawiając się, nacisnął numer telefonu Amber. Po czterech sygnałach usłyszał w słuchawce jej ciepły głos.

 

– Witaj, z tej strony Kaidan...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania