Poprzednie częściSchizofrenia i Spiski Rządowe 1

Schizofrenia i Spiski Rządowe 3

Pod posiadłość państwa Farlow zajechał koło południa. Parkując swojego wojownika szos przy trawnikowym flamingu, upadł nań zupełnie wycieńczony. Flounoy nie miał duszy sportowca a rowerowe wycieczki na epickie odległości dwóch ulic dalej od jego HQ, były tragiczne w skutkach.

Przezwyciężając chęć ucięcia szybkiego komara w cieniu flaminga z debilnie wytrzeszczonymi oczami, zaczął obwiązywać ramę swego roweru łańcuchem. Zabezpieczenie to było jednym końcem przyspawane do zrobionej z prętów zbrojeniowych ramy.

Jednośladowiec zwany przez Flounoya czasami Calm Maxem, miał też inne modyfikacje. W koszykach na przedzie i na bagażniku, jak i w torbach osłaniających szprychy tylnego koła, rozpychały się uroczo pękate butle gazu ziemnego.

Zainspirowany kolegami z Internetu, zamienił Calm Maxa w rower kamikaze gdyż w przypadku rozjechania przez samochód, pośle do piekła swojego oprawcę ekspresem. Kiedyś zamiast butli z gazem, Flounoy woził baniaki gazoliny. Obawiał się jednak iż ich czerwony kolor zbyt bardzo kusił do strzału ostrą amunicją.

Sapiąc jak nażarty hotdogami bizon, wtoczył się na werandę. Szarpnął za klamkę, otwarte. Elijah Senior musiał znów zapomnieć się zamknąć, tudzież ponownie zgubił klucz. Wszedł do środka i od razu skierował się po schodach na górę.

Gdzieś tam w salonie, mignął mu obrazek Seniora lawirującego wózkiem inwalidzkim między fotelem a zawalonym pudełkami po pizzy stolikiem. Elijah Junior samemu mieszał układy mebli równo co pełnię. Wyjaśniał to prostym faktem: "W skomplikowanych geometrycznie albo też noszących znamiona fraktalu, strukturach oraz wzorach, ułatwione jest kreślenie pieczęci, znaków ochronnych a tym bardziej heksagonów. W Większym Kluczu Króla Salomona właśnie pieczęcie czyli Klucze, są wskazywane jako niezbędne do zmuszania sił nieczystych do służalczości lub tworzenia labiryntów więżących duchy. Ja natomiast, boję się o swoje życie".

Te i inne, jakby to określili ślepi na racjonalne oraz obiektywne argumenty ludzie, dziwactwa utwierdzały Flounoya w przekonaniu, iż Elijah jest odpowiednią osobą. Z kim jak kim, ale Junior musiał dać radę gnomom.

Pierwszym co rzuciło się w oczy Flounoyowi po wkroczeniu do pokoju Elijah Juniora, była absolutna ciemność. Zamknąwszy za sobą drzwi musiał schować swoje okulary pod prochowiec, tak ciemno było.

- Co to będzie, co to będzie - wymamrotał pod nosem.

Wyciągając telefon, zdziwił się słowami jakie wdarły mu się na język. Odpalając latarkę swojego smartfona wzruszył ramionami. Snop światła padł na zbity ze sklejki stolik. Chropowata powierzchnia obiektu usłana była różowawym nalotem otwierającego trzecie oko środka magicznego, difenhydraminy. Czy tam po prostu, benadryl.

Już od samego zapaszku można było lekko odlecieć. Szczególnie wtedy, kiedy takie miejsce jak pokój Elijah Juniora wręcz cuchnęło owym specyfikiem.

Flounoy przesunął plamę światła dalej, w głąb. Liznął trochę oblepionych notatkami ścian, zerknął na zasyfione elektrośmieciami biurko aż wreszcie nie zatrzymał latarki wycelowanej w pancerną szafę na broń.

Oparty o ten pokryty odpryskami monolit, siedział Elijah. Blady jak trup i chudy, co podkreślała dobitnie o dwa rozmiary za duża koszulka z wielkim, rżniętym gotykiem nadrukiem: "Hooker Ratatouille".

Flounoy przyczłapał do siedzącego po turecku przyjaciela. Przyklęknął i pstryknął mu palcami nad uchem. Junior nie otworzył oczu. Semmes marszcząc brwi dobył swojego wiernego M1911 i zaczął ordynarnie szturchać przyjaciela lufą pistoletu w nos.

Kiedy nie przyniosło to żadnych efektów, zszedł niżej. Zręcznym szarpnięciem wepchnął lufę między wargi i zaczął skrobać nią po zębach. Elijah wciąż uparcie przebywał w Krainie Snu, jakby cofnęli mu wizę. Lub też co gorsza, skradziono dokumenty i sprzedano na organy podczas wizyty w podejrzanie tanim klubie ze striptizem.

- Jakby to powiedziała Catie, yare yare... - westchnął Flounoy.

Wstał otrzepując nogawki z łupieżu jaki gęsto zalegał na włochatej wykładzinie jamy Juniora. Odbezpieczył Colta i oddał cztery strzały z bliskiej odległości prosto w głowę Elijah.

Kulki ASG rykoszetowały od rozczochranych włosów śpiącego, sam zainteresowany pod wpływem takiej terapii zerwał się na nogi z krzykiem. By przyspieszyć proces otrzeźwiania, Flounoy oddał jeszcze kilka strzałów w podbrzusze Elijah. Rozstrzelany jęknął i uniósł obronnie dłonie.

- Już! Już!!! Stary... Flou, ja myślałem że to ten rugaru we mnie napieprza. Weź już tak nie strasz. Ten psi zwis miał Uzi, Finis jednak miał rację. Agenci Mosadu są wszędzie. Nawet na bagnach Nowego Orleanu. Ale co ja im niby zrobiłem?

- Skąd mam wiedzieć? Ty, ale co to jest rugaru...

- To coś jak wilkołak! Tylko że wilkołak jest przeklętym człowiekiem, i zmienia się w wilka. A rugaru jest człowiekiem, tylko że jest przeklęty, przez co zmienia się wilka.

Elijah zamarł wpół słowa. Jakby coś zaczęło go uwierać w mózg.

- Eee...

- Mniejsza o furry. Pamiętasz co ci mówiłem przez telefon?

- Kurna jasne. Zasrane gnomy, co nie?

- No, zasrane gnomy.

- Nienawidzę gnomów.

- Ano, gnomy są najgorsze.

- Ale już niedługo przyjacielu!!!

Elijah klasnął w dłonie i obrócił się na pięcie. Z rozmachem otworzył szafę na broń. Drzwi trzasnęły w ścianę tak bardzo, że aż pogłębiły klamką wcześniej istniejącą dziurę. Ze środka szafy wypadły trzy karabiny, AR-15 w dwóch smakach/lakierach i jakaś komicznie brzydka wersja AK bez kolby.

Ta ostatnia spadając obiła się o ścianę co Elijah skwitował wrzaskiem jak podczas przemiany w rugaru albo innego koczkodana.

- Debilu!!! Amunicja zapalająca! Kurwa mać twoja szmata oskórowana przez Apaczów!

- Elijah, zamknij ryj - merytorycznie odparł Flounoy.

- Jasne kurna. Oto i rozwiązanie wszystkich twoich problemów!

Z szafy wysypało się kilkanaście leżących luzem naboi, kiedy Elijah wyciągał kanciastą walizę. Rzucił ją na wykładzinę i oboje uklęknęli napięci jak wieki temu kiedy w liceum podglądali damską przebieralnię na basenie.

Z nabożną czcią Elijah wyciągnął trzęsące się ręce do klamr. Pstryknął nimi, uniósł wieko. Samemu pisnąwszy z zachwytu spojrzał się na Flounoya, on zaś obślinił się lekko.

Podniecenie było znacznie większe niż na basenie w liceum.

- Rurobomby.

- Rurobomby.

W ostrym świetle latarki telefonu, rząd piętnastu cylindrów z miedzianych rurek wyglądał niczym skarb Smauga. Każda bombka wypolerowana, złożona na piankowym wyściełaniu, z lontem przylepionym taśmą do cylindra.

Flounoy nie mógł się powstrzymać, uronił maluczką łezkę. Elijah zarażony podniosłym nastrojem, rzucił się na szyję przyjaciela. Ściskany nie był dłużny i po chwili obydwaj łkając miażdżyli swoje żebra na tak zwanego misia.

- Elijah! Jesteś genialny!

- Ano jestem! Eee...

- Co, eee?

Flounoy przerwał uścisk i zrobił zdziwioną minę. Elijah wyszczerzył się nieśmiało i zarumienił. Rumieńce na jego bladej twarzy wyglądały jakby jakiś niezrównoważony psychopatyczny socjopata w delirium dodał truskawki do sernika. Flounoy nienawidził truskawek. Rodzynki nawet uchodziły, całkiem je lubił. Szczególnie w sernikach.

- Chodzi o to, że nie wiedziałbym jak je zrobić.

- Nie działają?

- Działają! To głosy z mojej głowy mi powiedziały jak i co! Sto pro, że pierdolnie! W tym dobrym tego słowa znaczeniu. Najpierw mi mówili, żeby przeszedł się z tymi cackami do galerii handlowej, w sumie to nie wiem po co. Ale tobie przydadzą się najbardziej.

- Ty to jesteś jednak przyjaciel z krwi i kości. Dobra Junior, wyruszamy pozabijać parę gnomów!

- Pojedziemy moim samochodem, będzie szybciej. Nie można zwlekać!

- Kurwa, wciąż nie mogę się oswoić z tym, że mi prawko zabrali, a tobie nie - zamarudził Semmes.

- Co? Kto niby ci powiedział, że ja ciągle mam prawo jazdy? Sta-aa-ry, ja dachowałem przez przejazd kolejowy.

 

DZIENNIK WOJENNY WPIS 5

ŚMIERĆ GNOMOM!!! Elijah Junior Farlow mnie nie zawiódł! Mając doświadczenie w GNOMobójstwach [kiedyś jezioro na posesji jego kuzyna zaludniła (zaGNOMiła?!?!?) wodna odmiana tych pokurczy, wystarczyło zrzucić do jeziorka parę akumulatorów samochodowych i znów można było cieszyć się pysznymi rybkami bez posmaku szczyn GNOMÓW] zaproponował mi idealne dla mojej sytuacji rozwiązanie: BOMBY RUROWE. Dokładnie tak jak nauczał wielki Seymour Lecker. Właśnie zapieprzamy drogą prosto do mnie, raz na zawsze skończyć z GNOMAMI. Eli trochę szybko jedzie, O BOŻE O KURWA

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (11)

  • Bettina rok temu
    Co to jest flaming?
    Upadł na ptaka flaminga. Stojącego na trawniku?
  • Bettina rok temu
    E. chyba szybko jedzie.
  • Bettina rok temu
    To tak jakby ktoś śnił i uporczywie mamrotał przez sen, że to ma sens.
  • właśnie taki efekt chciałem uzyskać, majaki i absurd
  • Bettina rok temu
    Wieszak na Książki
    Stąd do wieczności?
  • Bettina
    Do wieczności.
  • MKP rok temu
    "zaczął obwiązywać ramę swego roweru łańcuchem. Zabezpieczenie to było jednym końcem przyspawane do zrobionej z prętów zbrojeniowych ramy." - dwie ramy. Może drugą wymienić na poręcz, lub co tam sobie wymyślisz.

    "Zamknąwszy za sobą drzwi musiał schować swoje okulary pod prochowiec, tak ciemno było." - według mnie dopowiedzenie na końcu "tak ciemno było" nie jest potrzebne.

    "Chropowata powierzchnia obiektu usłana była różowawym nalotem otwierającego trzecie oko środka magicznego, difenhydraminy. Czy tam po prostu, benadryl." - nalotem z otwierającego... I tam na końcu raczej bendarylu, lub "po prostu: bendaryl."

    Kolejna cudownie popaprana, a jednocześnie genialna historia. ???
  • te dziwne językowe cosie to specjalnie było, chociaż fakt faktem to trochę kłuje, ale mi "grało" w takiej formie
  • MKP rok temu
    Wieszak na Książki
    Jakoś mocno nie kłuje??
  • MKP a tak ogółem to jak wrażenia po tym półtorej rozdziału?
  • MKP rok temu
    Wieszak na Książki
    Ja lubię tego typu humor - trochę z drugim dnem.
    Tacy ludzie naprawdę są i choć tu ich zachowania są nieco przerysowane, to takie absurdalne myślenie jest jak najbardziej realne.

    No i oczywiście twój styl pisania jest jak najbardziej na wysokim poziomie ?

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania