Sześć Księstw, Rozdział I Życie i śmierć

Rozdział I

Życie i śmierć

Anno Domini 1220, zima, Płock, Księstwo Mazowieckie

 

Stolica Księstwa Mazowieckiego stała oporem przeciw najazdom niewiernych plemion z północy. Prusowie, Jaćwingowie stale najeżdżali rubieże ziemi księcia Konrada I Mazowieckiego.

Źle ufortyfikowana granica północna nie była w stanie odeprzeć łupieżczych wypraw pogan. Wschód był zagrożony ze strony Daniela, niedawno osadzonego władcy na tronie Księstwa Włodzimiersko-Wołyńskiego. Na północnym-zachodzie Księstwo Pomorskie dzielnie stawiało opór na Wiśle przeciw poganom. Zachodnie granice zabezpieczało Księstwo Wielkopolskie zaś południa chronił brat Konrada, Leszek Biały książę zwierzchni Królestwa Polskiego. W bezpiecznym Płocku Konrad wraz z małżonką Agafią Świętosławówną oczekiwali przyjścia piątego potomka. Książę z nadzieją wyczekiwał kolejnego syna, przyszłego, zaufanego dowódcę. Wodza, który poprowadzi razem z trzema braćmi wojska mazowieckie by pobić pogan z tajemniczej i nieodkrytej północy. W sali królewskiej siedział na zdobionym, dębowym tronie nad którym widniał, oświetlony blaskiem pochodni herb. Biało-czerwona tarcza podzielona na cztery pola przedstawiała po przekątnej dwa czerwone smoki i dwa białe orły, było to godło stale uwikłanego w wojnę Księstwa Mazowieckiego, jednej z sześciu części Królestwa Polskiego. Wyczekiwania księcia przerwał niespodziewanie wbiegający znachor. Ubranie miał zbroczone krwią, zadyszany zdołał się wyprostować i zwrócić do Konrada.

– Mój panie, księżna Agafia urodziła zdrowe, piękne dziecię.

Książę w ciszy wstał, tłumiąc na twarzy swą radość. Głowie księstwa, rycerzowi nie przystoi unosić się emocjami. Być może napięta sytuacja na północnej granicy ułatwiła zgaszenie radości w sercu władcy. Długim, zimnym, oświetlonym pochodniami korytarzem popędził do komnaty księżnej Agafii. Zatrzymawszy się przed drzwiami, z niepokojem w głowie, po chwili zawahania wszedł. W ciepłej sypialni czuć było unoszący się zapach krwi, lecz nie była to woń śmierci. To zapach życia. Wiele razy jego nozdrza smakowały juchy lecz przelanej na polu bitwy, ona zupełnie inaczej pachnie. Służki wycierały podłogę i zmieniały sukna na wielkim łożu. Konrad zbliżył się do leżącej, wymęczonej Agafii. Pochylając się nad nią i dzieckiem w becie, zapytał.

– Urodziłaś mi syna?

– Nie, to dziewczynka – odparła, zmęczona porodem księżna.

Zawiedziony Konrad delikatnie wsunął ręce pomiędzy matkę a dziecko. Agafia z lekkim przerażeniem objęła córkę jeszcze mocniej. Przytulając ją do piersi. Służba, znachor i obecny przy porodzie duchowny Jan Czapla zamarli w bezruchu milcząc. Jedynie tańczące płomienie tworzyły na ścianach komnaty, ruchliwe cienie zmieniające swe kształty.

– Przekaż mi ją – spokojnym, stanowczym głosem rozdzierającym ciszę rozkazał Konrad.

Na wyprostowanych rękach uniósł dziewczynkę, spoglądając na jej delikatną, nieskalaną grzechem, zmęczoną buzię. Burza myśli i pytań nawiedziła jego głowę. Na zaniepokojonej twarzy księcia pojawił się uśmiech. Wszyscy odetchnęli bojąc się gniewu władcy.

– Będziesz nosić imię Salomea. Tak jak córka mojego brata Leszka, króla Polski. Przygotować chrzest w kaplicy i wysłać posłańców do wszystkich księstw oraz do arcybiskupa gnieźnieńskiego Wincentego z Niałka, niech wieść o narodzinach mojej córki rozejdzie się po całym Królestwie Polski.

– Stać! Kto idzie?! - przerwał monolog strażnik pilnujący komnaty.

– Goniec, przybywam do księcia Konrada Mazowieckiego. Mam pilną wiadomość z północy krainy. Wpuście mnie! - wykrzyczał zdyszany, przemarznięty mężczyzna dzierżący w dłoni przemoknięty, zapieczętowany i zwinięty w rulon kawał pergaminu. Konrad z Salomeą na rękach rozkazał wpuścić posłańca. Mężczyzna z pochyloną głową wszedł do komnaty, nie spoglądał na nic prócz podłogi. Wysunął rękę z wiadomością.

– Panie, przysyła mnie…

Konrad bez słowa wyciągnął dłoń delikatnie dając do zrozumienia by emisariusz zamilkł. Przekazał córkę w objęcia Agafii. Wiedział od kogo jest poselstwo, spodziewał się meldunku z północy. Złamał pieczęć przedstawiającą jeźdźca z włócznią, rozwinął wiadomość i zaczął w ciszy czytać.

 

Anno Domini 1220, luty

 

Pilny meldunek do Wielce Czcigodnego Księcia Konrada I Mazowieckiego syna Kazimierza II Sprawiedliwego.

Panie, hordy niewiernych plemion Prusów i Jaćwingów przy wsparciu wojsk ruskich dowodzonych przez księcia Wołynia Daniela zmierzają w stronę granicy północno-wschodniej. Nasze posterunki są w stanie przyjąć pierwsze uderzenie. Nie wiem jak długo utrzymamy się na granicy. Czekam na rozkazy.

 

Biskup misyjny

Chrystian z Oliwy

 

Milczenie księcia przerwał zaniepokojony, dwunastoletni i zarazem najstarszy syn, o imieniu Bolesław. Przybył pospiesznie za posłańcem. Od maleńkości rwał się do walki i polityki. Imię odziedziczył po swoim pradziadku Bolesławie Kędzierzawym. Znakomitym władcy i dowódcy, który zhołdował wiele pruskich plemion. Po porażce wojsk mazowieckich na bagnach północy, kiedy ledwo uszedł z życiem zaprzestał prób chrystianizacji Prusów i Jaćwingów.

– Ojcze, co jest w liście? – zapytał.

– Bolesławie, nie czas na dysputy. Udaj się po braci. Będziecie pierwszy raz uczestniczyć w obradach rady rycerskiej. Bądź czujny, uważnie słuchaj i się ucz.

Konrad ze zmarszczonym czołem i sercem przepełnionym gniewem rozkazał posłańcowi odejść i wezwać rycerstwo na obrady w sali tronowej oraz poinformować ich o treści listu. Żwawym krokiem opuszczając komnatę udał się do kaplicy. Uklęknął przed rozświetlonym blaskiem świec ołtarzem i pochłonęła go modlitwa. W czasie długich modłów rycerstwo mazowieckie zebrało się w sali przy dwóch podłużnych stołach. Rozłożono mapy Mazowsza i okolic. Nawiązana dyskusja przerodziła się w kłótnie. Większość postulowała za zwróceniem się do papieża i ogłoszeniem krucjaty na ziemie pogan. Nieliczni pragnęli samodzielnie zmiażdżyć hordy najeźdźców. Krzyki i awanturę przerwał wchodzący do sali książę mazowiecki.

– Cisza! - wykrzyknął w drzwiach.

Wszyscy rycerze, mężni, zaprawieni w boju poderwali się na nogi spoglądając z pokorą w stronę władcy. Każdy pamiętał co trzy lata temu spotkało wojewodę Krystyna. Doświadczonego w bojach na Rusi, znakomitego militarnego geniusza. Po wykonaniu na nim wyroku śmierci, zatwierdzonego przez Konrada Mazowieckiego granica północna załamała się.

– Mój panie, zebraliśmy się na twoje wezwanie. Przybyła cała rada. Czekamy na twoje rozkazy – oznajmił rycerz ubrany w zbroję kolczą.

Konrad spojrzał na niego, rozejrzał się po sali, szepty za stołów ustały. Wydawałoby się, iż każdego z osobna osądził wzrokiem. Usiadł na tronie, skinął dłonią by rycerstwo również zajęło swoje miejsca. Szurające po kamiennej podłodze krzesła przerwały ciszę, która zapadła na nowo. Władca oparł się pod brodą wpatrzony w pochodnie na końcu sali przy drzwiach. Po chwili zadumy zwrócił się do rycerstwa.

– Jakie są wasze propozycje rozwiązania problemu pogan z północy?

– Mamy dwa wyjścia mój panie. Atak na barbarzyńców w pojedynkę lub wezwanie papieża by ogłosił krucjatę przeciw tym zwierzętom – oznajmił zbrojny.

Konrad krótko spojrzał na nieokazującego strachu Bolesława przy którym siedział przestraszony dziesięcioletni Kazimierz i ośmioletni Siemowit.

– Dwa wyjścia powiadasz. Jesteś w błędzie, wszyscy jesteście omylni! Otaczają mnie głupcy nie znający sztuki wojennej! - na sali zapanował gwar i poruszenie – cisza! - Konrad stanowczo uspokoił możnych - zbierzcie najlepszych rycerzy, wyposażcie ich w najszybsze konie i nakażcie przygotować mojego rumaka. Jeszcze dziś wraz z synami wyruszę w eskorcie zbrojnych do Krakowa. Oznajmię memu bratu Leszkowi o zaistniałym zagrożeniu. To nie tylko poganie. Ten pies Daniel podniósł na moje ziemie miecz, jestem tego pewny. To wojna! A o sprawach zewnętrznych będzie decydował senior. Ciągłe najazdy to nie problem tylko Mazowsza, to problem całego królestwa zwierzchniego. Połączymy siły z rycerstwem małopolskim i wielkopolskim, zgnieciemy pogan a potem wetknę swój miecz w gardło tego hipokryty Daniela. Tak mi dopomóż Bóg! Rozejść się do swoich obowiązków. Rozkazać szykować konie!

Rycerstwo z szeptami na ustach udało się w kierunku wyjścia z sali tronowej. Niektórzy popierali swojego władcę, inni uważali że jest naiwny, że pomoc Leszka Białego nie przybędzie. Jeszcze inni byli przekonani, że książę postradał zmysły. Przez nieustanne konflikty oraz najazdy z północy, jego rozumem zawładnął pośpiech, gniew i nienawiść do wszystkiego, co jest związane z pogaństwem. Jeszcze tego samego dnia wyruszyła na południe wyprawa Konrada Mazowieckiego. Celem stał się Kraków, stolica Królestwa Polskiego.

 

Anno Domini 1220 , zima, Gdańsk, Księstwo Pomorskie

 

Strategiczne położone Księstwo Pomorskie łączyło Królestwo Polskie z Bałtykiem. Oddzielone od wschodu potężną Wisłą i jej starorzeczami posiadało spokojną granicę pruską. Poganie kierowali swoją ekspansję na południe w stronę ziemi mazowieckiej. Przebywający na zachodzie Duńczycy po zajęciu Słupska nie spoglądali łapczywie na tereny Mściwoja I Gdańskiego, zajęci wojną domową podpisali rozejm. Południe księstwa graniczące z Księstwem Wielkopolskim od dziesięcioleci było spokojne. Lecz pod koniec lutego 1220 roku władca księstwa zmarł. W całym Gdańsku rozbrzmiewały dzwony, większość poddanych przybyła na ostatnią drogę księcia. Na uroczystości pogrzebowe stawiło się całe rycerstwo i duchowieństwo pomorskie oraz rodzina. Córki razem wspierały się w ostatnich, pożegnalnych chwilach ojca. Żona Mściwoja o imieniu Zwinisława ubrana w czarną suknie obejmowała zagubionego Racibora i Sambora, chłopcy mieli ledwie po osiem i dziewięć lat. Pierwszy raz spotkali się ze śmiercią, nie płakali. Nie wiedzieli że ich ojciec już nigdy nie wróci. Obok księżnej stał jej najstarszy syn Świętopełk z żoną Eufrozyną trzymającą na rękach niespełna miesięcznego potomka Mściowoja. Imię po dziadku otrzymał jeszcze za jego życia. Tym sposobem Świętopełk chciał przekonać swego ojca by ten w testamencie uwzględnił tylko jego i nadał mu tytuł namiestnika Księstwa Pomorskiego. Duchowny odprawiający mszę odczytał testament władcy Pomorza. Władza miała zostać podzielona między dorosłych dwóch braci. Obaj niepełnoletni w momencie dojrzałości mieli również dostać dzielnice do rządzenia. Świętopełk spoglądając na swoich młodszych braci uśmiechnął się pod nosem. W jego oku pojawiła się iskierka i żądza władzy. Orszak niosący władcę zszedł do mroźnych podziemi kościoła. Trumna z Mściowojem I owinięta w tunikę z czerwonym gryfem na białym tle, herbem Księstwa Pomorskiego zniknęła w czeluściach krypty. Szlochanie Zwinisławy przybrało na sile. Załamana księżna schowała zapłakaną twarz w przemarznięte dłonie. Świętopełk spojrzał na matkę. Ostatnie jego części współczucia odezwały się i w oczach zakręciła się łza. Sięgnął prawą ręką za lewą rękawicę i wyjął lnianą chusteczkę. Wycierając niebieskie oczy pocieszał się przejęciem zwierzchnictwa nad ojcowizną. Żądza władzy zwyciężyła. Jednej ważnej osoby brakowało na pogrzebie. Nieobecnego Warcisława, brata bliźniaka Świętopełka. Zawiedziony ostatnią wolą ojca zbojkotował uroczystość. Chciał samodzielnie rządzić Księstwem Pomorskim. Nie wiadomo gdzie się podziewał. W głowie niegłupiego, dwudziestopięcioletniego Świętopełka rodził się scenariusz zdrady.

– A co jeśli Warcisław w tym czasie podąża do seniora, może uda mu się przekonać Leszka Białego by ten zbrojnie podzielił władzę w moim królestwie? A jeśli szuka pomocy za granicą, u Duńczyków? Może uciekł na wschód do Sambii, krainy Prusów? Trzeba zacząć działać. Spiskowcy nie próżnują. Tylko czekają na moment mojej nieuwagi, słabości – rozmyślał Świętopełk spoglądając na tłum swoich poddanych. Zadumę przerwała matka.

– Synu, masz nowe obowiązki, stałeś się spadkobiercą spuścizny po swoim ojcu – zapewniła młodego księcia Zwinisława.

– Tak, matko, wiem. Uroczyście ci przyrzekam, że nie zniszczę majątku mego ojca.

– Pamiętaj, że masz braci. Warcisław jest dorosły, lecz zbuntowany ale mu przejdzie. Wróci do ciebie a ty zgodnie z wolą ojca podzielisz się władzą.

Świętopełk stłumił nienawiść i gniew do brata. Nie okazywał złości, po cichu liczył na jego szybką śmierć. Zebrawszy wewnętrzny spokój przyznał rację matce.

– Rzecz jasna, że pamiętam. Ubolewam nad tym, że Warcisława nie ma w tak ważnej dla naszego rodu chwili. Mam nadzieję, że pójdzie po rozum do głowy i przybędzie wraz z przeprosinami. Nie ze względu na mnie, nie mam do niego żalu. Powinien to zrobić dla ciebie.

– Pamiętaj synu o swoich najmłodszych braciach. Oddaję pod twoją opiekę Racibora i Sambora. Będę doglądać, czy rzetelnie ich wychowujesz i sprawujesz nad nimi protekcję – zadeklarowała Zwinisława.

– Oczywiście matko, wypełnię wolę ojca i twoją. Zrobię jak należy, tak jak mnie poprowadzisz – zapewnił Świętopełk spoglądając na żonę Eufrozynę wtulającą do siebie Mściwoja.

Wdowa oddaliła się w ciszy w stronę ołtarza i pogrążyła w modlitwie dziękczynnej za wspaniałego, najstarszego syna. Przez wielki żal po stracie męża przebijała się duma. Zwinisławę pocieszał fakt posiadania kilkorga mądrych i zdolnych dzieci oraz wnuka Mścisława II. Młody książę wpatrując się w syna nie dopuszczał scenariusza, że po swojej śmierci odda władzę młodszym braciom. Usprawiedliwiał swoje myśli.

– Przecież mam syna, pierworodnego. To on będzie po mnie rządził. Ojciec był nieudacznikiem. Królestwo za jego panowania nie rosło w siłę. Ja to zmienię i nie oddam owoców mojej ciężkiej pracy braciom. To wychowankowie słabego ojca. Jestem inny i to udowodnię. Teraz priorytetem jest Warcisław. Trzeba go odszukać i śledzić. Zobaczyć co knuje.

Świętopełk wszedł do zimnej, ciemnej krypty. Podwinął tunikę i położył rękę na drewnianej trumnie ojca. Ukląkł i sprawiał wrażenie kochającego, przejętego i załamanego syna. Eufrozyna czekała cierpliwie spoglądając raz na męża a raz na jego matkę.

– Udaj się do grodu razem z dzieckiem i moim rodzeństwem. Rozkaż służbie przydzielić im komnaty. Sama odpocznij i zajmij się Mściwojem – nie odwracając się w stronę żony wydał jej polecenie.

Eufrozyna popędziła ulicami przykrytego śniegiem Gdańska w stronę bramy warowni. Przemierzając ulice otoczone wysokimi, czasami nawet piętrowymi, kupieckimi domostwami próbowała zebrać myśli. Dręczyło ją to co zobaczyła. Wydawało się jej że zna dobrze swojego męża. Ale w głębi duszy wyczuwała niepokój związany z Mściwojem i jego nagłym odejściem ze świata żywych.

– Czy mój mąż jest gotów by piastować stanowisko władcy? Poradzi sobie? Mam nadzieję, że Warcisław powróci cały i zdrowy. Boże wszechmogący spraw aby się pojednali i razem mądrze rządzili księstwem. Może Leszek spróbuje pogodzić zwaśnionych braci – rozmyślała.

– No dalej chłopcy nie ociągajcie się, bo zamarzniemy. Nasz ciepły dom jest niedaleko. Wasz brat wraz z siostrami i matką dołączy do nas – poganiając Racibora i Sambora spoglądała na wyłaniającą się z mroźnej mgły twierdzę.

– Co teraz z nami będzie? - zapytał Racibor.

– Kiedy dostaniemy część naszego majątku? - dodał starszy Sambor.

– Jak osiągniecie dojrzałość, będziecie silni i mądrzy. Wtedy będziecie mogli rządzić swoimi dzielnicami. Póki co zostajecie pod opieką waszego najstarszego brata.

– Którego, Świętopełka czy Warcisława? - ciągnął temat zaciekawiony Sambor. Bowiem Racibor skupił się na straży pilnującej wejścia do grodu.

– Na chwilę obecną Świętopełka, Warcisław musiał pilnie udać się do naszego księcia zwierzchniego Laszka Białego, być może kiedyś poznacie władcę wszystkich książąt ale teraz…

– Do Krakowa, na ziemię krakowską powiadasz pani – rozmowę przerwał nieznajomy podchodząc powolnym krokiem w stronę Eufrozyny i dzieci – ja wiem co innego.

– Stać! Zatrzymaj się jeśli ci życie miłe! - wykrzyczał biegnący by chronić księżną strażnik. Skórzaną, sztywną od mrozu rękawicą próbował wyciągnąć zamarznięty w pochwie miecz, na próżno.

– Giń! - wykrzyknął Sambor wyciągając drogi, pięknie zdobiony sztylet, który otrzymał od ojca na swoje siódme urodziny. W ułamku chwili jego odwaga zderzyła się z rzeczywistością. Strach powstrzymał od dalszej szarży. Sambor zawahał się. Nogi zaczęły mimo jego woli drżeć trochę od lęku, trochę od mrozu.

– Dzielny jesteś chłopcze, mądrzejszy od tych hyrtonów niepotrafiących dbać o broń, wyrosłeś – odpowiedział nieznajomy przykładając do szyi strażnika sztych szybko dobranego miecza – jeszcze krok lub słowo a rozpłatam ci gardło stróżu. Nikomu nic się nie stanie, jedynie pragnę pomówić z przyszłą księżną – zapewniał nie ujawniając twarzy spod starego, wypłowiałego od mocnego słońca i postrzępionego kaptura.

– Przestańcie! Natychmiast! Samborze, schowaj sztylet – rozkazała Eufrozyna - A ty włóczęgo co wiesz? - dopytała.

– Słusznie, o pani – dodał wędrowiec – proszę, odwołaj straż i wysłuchaj mnie. Przybywam do twojego męża Świętopełka, niosę wieści o Warcisławie.

– Strażniku – zwróciła się Eufrozyna spoglądając na spowitą strachem twarz wartownika.

– Tak pani?

– Odprowadźcie mojego gościa do tawerny, tam na mój koszt odziejcie i każcie ugościć.

– Dziękuję, ale muszę się ukrywać – wtrącił włóczęga.

– Jesteś banitą? Rozbójnikiem?

– O pani, proszę nie zadawaj mi więcej pytań. Mogę widzieć się z Świętopełkiem?

– Jak zwracasz się o księciu, brudasie! - wykrzyknął strażnik.

– A więc Mściwoj nie żyje, wybacz księżno, moja niewiedza spowodowana jest długoletnią tułaczką. Zatem pilnie muszę pomówić z twym mężem. Wszystko wyjaśnię ale nie tutaj i nie mogę czekać w tawernie. Zbyt wielu tropicieli depcze mi po piętach. Jeśli się lękasz to wtrąć mnie do lochu. Swoją osobę mogę ujawnić tylko księciu Świętopełkowi, zniosłem tułaczkę, zniosę i niewolę – powiedział nieznajomy następnie opuścił miecz i schował do pochwy – o pani, miecza oddać nie mogę, tylko to pozostało z mego księstwa, tylko tym mogę odebrać to co do mnie należy.

Spod rozdartego i brudnego płaszcza wyciągnął zwiniętą białą, ubrudzoną mocno wbitym piachem tkaninę. Eufrozyna od razu spostrzegła, że piach nie pochodził stąd. Nad wybrzeżem Bałtyku jest gruboziarnisty, ciemniejszy. Ten natomiast był jasny niczym słońce, sypki jak zmielona sól. Pomimo mrozu i lodowatego wiatru naganiającego burze śnieżną wydawało się że jest rozpalony letnim słońcem. Nieznajomy rozwinął materiał. Oczom księżnej i chłopcom ukazał się czerwony niczym krew krucyfiks na białym tle.

– Tunika krzyżowca… skąd to masz? - ze zdumieniem zapytała Eufrozyna?

– Co to jest? - dopytał Racibor.

– Zamilcz – pouczył go starszy brat.

– O, pani, w dowód mojej czystości okazuję ci moje potwierdzenie odpuszczenia grzechów. W moim przypadku nie warto jest unosić się gniewem. Nie skrzywdzę cię i twojego dziecka oraz kuzynów.

- Sporo o nas wiesz. A skąd ja mam wiedzieć, że jej nie ukradłeś? Że nie zabiłeś jakiegoś krzyżowca powracającego z ziemi świętej? - dociekała księżna – Straż! Do lochu z nim! Tam sobie poczekasz na mego męża, jeśli w ogóle zechce cię wiedzieć.

Strażnik chwycił nieznajomego pod rękę i odprowadził w kierunku bramy głównej by za rogiem udać się w stronę lochu. Eufrozyna zdołała zobaczyć unoszący się kącik ust na twarzy włóczęgi. Tak jakby skrycie się uśmiechał, nie stawiał oporu. Zmęczonym krokiem zbliżał się do grodu. Przeszli most zwodzony i zniknęli za rogiem starej, zaśnieżonej palisady. Po obcym zostały tylko ślady na śniegu i zmącone myśli w głowie Eufrozyny.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (16)

  • indri 27.01.2020
    Wypada tylko postawić piątkę. Strzał w dziesiątkę. Posiadasz wiedzę o tych czasach.
    Dodam tylko, że przypadkiem przejeżdżałem koło miejsca w Marcinkowie na Pałukach, gdzie zginął Leszek Biały. Akurat to stulecie słabo znam, bardziej interesowałem się czasami już po zjednoczeniu królestwa przez Łokietka, ale z przyjemnością poczytam tę fabularyzowana historię w Twoim wykonaniu.
  • Erwonus 27.01.2020
    Ooo szybki odzew, dziękuję. Do Marcinkowa jeszcze daleko. Nie spojleruj hehe. Cieszę się że spodobała Ci się powieść. Dziś wieczorem wrzucę nowy rozdział. Pozdrawiam!
  • indri 27.01.2020
    No to ciekawe poczytać, jak się ci Piastowie między sobą tłukli. To pewnie i niedługo ZNMP też będzie. To lubię.
  • Erwonus 27.01.2020
    Oczywiście, że będzie. W kolejnych rozdziałach już będą o nim wspominać. A pojawi się by wspomóc Konrada Mazowieckiego.
  • fanthomas 27.01.2020
    Myślę że ozar zaraz przybędzie
  • Erwonus 27.01.2020
    Ozar? A cóż to?
  • fanthomas 27.01.2020
    Erwonus miłośnik historii
  • Erwonus 27.01.2020
    fanthomas niechaj przybywa!
  • Bajkopisarz 27.01.2020
    „nakażecie przygotować mojego rumaka.”
    Nakażcie
    „A o sprawach międzynarodowych będzie”
    Międzynarodowy to zbyt nowoczesne słowo, które raczej nie mogło paść w 1220 roku.
    „Szlochanie Zwinisławy przybrało na rozpaczy”
    Raczej przybrało na sile LUB miało znamiona rozpaczy
    „hyrtonów”
    Szacun za znajomość tego słowa :)

    Bardzo dobry tekst, dobrze przygotowany, ze sporą historyczną dokładnością. Mało jest opowieści o tamtych czasach i rejonach, więc tym chętniej będę czytał dalej.
  • Erwonus 27.01.2020
    Dziękuję, za rzetelną redakcję i przeczytanie. Cieszę się, że powieść przypadła Ci do gustu i że nie zmarnowałem Twojego czasu.. Niezwłocznie naniosę poprawki. Masz rację w tym co piszesz. Bardzo pomógł mi Twój komentarz.Na kolejny rozdział zapraszam w piątek. Pozdrawiam!
  • Ozar 28.01.2020
    Erwonus Witam kolejnego historyka na opowi, szczególnie mi miło, bo opisujesz czasy które nie są zbyt dobrze znane. a Ty ciekawie opisujesz te czasy. Jak dla mnie który choć coś tam wie o historii akurat te klimaty są mniej znane i dlatego przeczytałem z zaciekawieniem. To mało dla nas znane czasy i każdy tekst jest na wagę złota. 5 za tekst. Na pewno będę czytał kolejne twoje teksty.
  • Erwonus 28.01.2020
    Dziękuję, sporo jest wiadomości historycznych z różnych źródeł. Lecz to powieść fabularna, należy o tym zawsze pamiętać. Jeśli coś Cię zaciekawi to należy albo zwrócić się do mnie lub do książek historycznych. Pozdrawiam!
  • indri 28.01.2020
    Erwonus wydajesz coś sam albo gdzieś publikujesz?
  • Erwonus 28.01.2020
    indri Nie, tylko tutaj. Jeszcze na Wattpad, ale tam jakoś powiewa dziecinadą. Cieszę się, że trafiłem do Was.Cieszę się, że moje opowiadanie znalazło aprobatę. W piątek skończę i opublikuję trzeci rozdział. Historykiem jestem z zamiłowania. Mój zawód jest zupełnie z innej beczki.
  • Ozar 29.01.2020
    No i dobrze że piszesz prozą wplatając wątki historyczne. taki tekst jest dużo ciekawszy niż podawanie samych suchych danych. To co prawda trudniejsze (przynajmniej dla mnie), ale bardziej strawne dla tych, którzy nie znają historii a lubią prozę.
  • Erwonus 08.02.2020
    Przepraszam, że wczoraj nie dodałem czwartego rozdziału. ,,Tajemnicza, znajoma postać'' pojawi się dziś o godzinie 22;00.

    Rozdział mnie przerósł, a dwunastogodzinna praca nie pozwoli wrzucić o normalnej, sobotniej porze.

    P.S. w ramach rekompensaty: O jakiej bitwie średniowiecznej polski chcecie poczytać?

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania