Poprzednie częściTest - Hangwir

Test - Fuhrer, Gummiartig i Nudel część 3

W tym samym czasie Fuhrer wraz z głównym członem armii zabezpieczał rynek i wyczekiwał wrogów. W końcu przybyli. Ze wszystkich stron. Po drodze palili, mordowali, rabowali i gwałcili. W oddziałach pilnujących ulic rozległy się krzyki sprzeciwu. Mieli stać i patrzeć, jak ich bliscy cierpią? Część z nich, widząc, co nieprzyjaciel robi z ich rodzinami i przyjaciółmi, chciało rzucić się na morderców, rabusiów i gwałcicieli. Przeszli górą przez przewrócone wozy i beczki. Pokonali kilkunastu, maksymalnie kilkudziesięciu wrogów, aż po chwili pochłonęła ich czerń.

Fuhrer rozkazał zabijać tych, którzy wystąpią przed szereg – nie chciał stracić reszty i tak już słabego wojska. Zorganizowany człon erdańskiej armii otoczył rynek ze wszystkich stron. Reszta napastników krzątała się po sąsiednich domach, wyczekując czegoś. W końcu szeregi nieprzyjaciela rozstąpiły się i Weldomczycy zobaczyli kilkudziesięciu jeńców. Były to dzieci bite batami oraz kobiety obdarte z szat. Na taki gest okrucieństwa obrońcy nie mogli patrzeć bezczynnie – kilka całych chorągwi rzuciło się na okrutników. Fuhrer nie mógł nic zrobić. Zaczęto rąbać bez litości, bez pardonu. Pomimo przezorności erdańskich oficerów, którzy układali plan wyciągnięcia z rynku Weldomczyków, w mig wyrżnięto napastników znajdujących się w pobliżu jeńców. Nikt nie przewidział takiej zwierzęcej wściekłości. Obrońcy rozochoceni powodzeniem zaatakowali kolejnych wrogów. Rozbiegli się po całej dzielnicy, atakując pojedynczo czy grupkami zabawiających się barbarzyńców. Jednak i tych po dłuższej chwili pochłonęła czerń.

W tym samym czasie wystąpił tuż przed barykadę jeden z mrocznych oficerów. Za nim sunął wóz pełen złota, otoczony dookoła mnóstwem żołnierzy. Emisariusz zaczął przemawiać:

- Najemnicy! Nie wasza sprawą jest ta wojna! Nie musicie ginąć przez upór Weldomu! Służycie im, bo wam zapłacili! Zapłacimy wam więcej. Ta fura złota przeznaczona jest dla tych, którzy odstąpią obrońców i przejdą pod naszą komendę!

Fuhrer z każdym jego słowem coraz bardziej bladł. Połowa jego ludzi pozostałych za barykadą była najemnikami.

- Nie wierzcie im! - usłyszał głos swojego adiutanta. – To kłamcy, oszczercy i obłudnicy! Strzelać w nich!

Rozkaz wykonali tylko mieszkańcy miasta. Najemnicy stali w miejscu. Nagle dowódca jednego z oddziałów wrzasnął:

- Walić w dowódcę! Kupa szlamu, rozumiecie!? Zabić generała Fuhrera!

Na to cała jego chorągiew rzuciła się w stronę dowódcy obrońców. Mroczny oficer uśmiechnął się pod hełmem. Niespodziewanie reszta najemników zaszarżowała na tych, co zbuntowali się Fuhrerowi. Stanęli po właściwej stronie. Ocalili swojego generała. Walczyli, bo przyrzekali mu służyć i chronić go. Walczyli, bo tak nakazywało im sumienie i honor.

Dezerterzy nie spodziewali się takiego obrotu sytuacji. Nie chcieli bić się z kumplami po fachu. Kilkunastu zginęło, ktoś próbował się bronić, a reszta się poddała.

Lecz o to chodziło nieprzyjacielowi. Po tych dwóch intrygach siły stacjonujące na runku z tysiąca skurczyły się do zaledwie pięciu setek. Erdanie rzucili się na barykady ze wszystkich stron. W kilka minut przełamali opór i zaczął się chaos. Wrogowie stali i z przodu i za plecami. Nikt nikogo nie osłaniał, każdy dbał o własne życie.

Nawet Fuhrer wyciągnął miecz i ruszył do walki. Cięcie na odlew, zasłona, znowu uderzenie z ramienia. Otoczyło go mrowie przeciwników. Pomimo iż koń pod nim też miał zbroję, to i tak został raniony i padł na ziemię. Fuhrer zdążył wyjąć nogi ze strzemion i wylądował na bruku. Pchnął w nadbiegającego żołdaka. Zasłonił się tarczą przed nadlatującym ciosem. Zastawił się mieczem przed halabardą, lecz siła tego ciosu była tak wielka, że wypuścił go z dłoni.

Nie był wielkim wojownikiem. Umiał dowodzić, ale nie nadawał się do bezpośredniej konfrontacji. Buzdygan rozwalił mu tarczę. Nadleciała kula z korbacza. Próbował uniknąć, lecz w zbroi jest to niewykonalne. Kolce rozwaliły hełm, przeszyły kaptur kolczy. Czaszka nie wytrzymała.

Inni żołnierze bronili się coraz słabiej. Rzucali się do nóg i prosili o darowanie życia. W końcu wszyscy Weldomczycy albo leżeli w kałużach krwi, albo ze związanymi rękami stali zgrupowani pośrodku rynku.

Przed jeńców zajechał generał na czarnym koniu. Wyciągnął przed siebie rękę. Wszyscy zastanawiali się, co zadecyduję. Dowódca Erdan opuścił rękę. Poszły w ruch topory. Krzyk, zawodzenie, przekleństwa. I krew. Dużo krwi.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania