Poprzednie częściTest - Hangwir

Test - Moren

Ostatni poranek Weldomu

 

Zamek w Weldomie nie był wielki, nie cieszył się też opinią bardzo wytrzymałego. Kilkumetrowe mury wznosiły się na pagórku pośrodku miasta. Drewniana brama wzmacniana metalowymi prętami broniła dostępu do wnętrza fortu, a na środku dziedzińca stał stołp. Wieża miała piętnaście metrów wysokości a do jej obrony wystarczało zaledwie kilku ludzi. Chodziły słuchy, iż została skonstruowana w sposób uniemożliwiający magii czy innym czarnoksięskim mocom wdarcie się do środka.

Na szczycie baszty trwała rozmowa dwóch dowódców: młodego, zarządzającego centralną fortyfikacją oraz starszego barona, który pod swoją pieczą miał cały zamek.

- Mamy jakieś szanse, panie? – zapytał świeżo upieczony rycerz, patrząc przez blanki na nadciągające erdańskie szeregi.

- A jak myślisz, Moren? – odparł starszy, chcąc przetestować niedawno mianowanego komendanta.

- Myślę, że jeśli wszyscy będziemy mężnie walczyć, to obronimy fortecę, a co za tym idzie i miasto.

- Fortecę, ha ha – zaśmiał się szlachcic. - Drobna poprawka - jeśli wszyscy będziemy mężnie walczyć, to zginiemy z honorem. - Kapitan zamku odszedł, zostawiając Morena z jego własnymi myślami.

- Nie wierzy pan, baronie, w zwycięstwo? - dogonił go głos młodzika.

- Ja po prostu umiem na chłodno kalkulować szanse. – Mężczyzna nawet się nie odwrócił.

- Nie ma to jak podgrzewanie morale żołnierzy przed walką – mruknął do siebie komendant stołpu, po czym spojrzał na swoich podwładnych.

- Olej gotowy?! – spytał szeregowych, odpowiedzialnych za ostudzanie wrzątkiem zamiary wrogich żołnierzy.

- Za chwilę osiągnie odpowiednią temperaturę, panie – usłyszał w odpowiedzi.

Spojrzał na nadciągających nieprzyjaciół. Szli kolumnami, rozstawiając się wokół zamku. Jego uwagę przyciągnęło kilka postaci w czarnych zbrojach na równie ciemnych wierzchowcach. Byli to oficerowie ustawiający Erdan przed walką.

Szturm rozpoczął się błyskawicznie – zaledwie po parunastu minutach przygotowań. Przeciwnicy zaatakowali całą długość fortyfikacji większością swoich sił. Na wieży na razie panował spokój, lecz na murach wrzała walka. Żołnierze w twierdzy bronili się dzielnie, lecz atakujących były olbrzymie ilości. Nie da się strącać w nieskończoność wszystkich drabin – po którejś wrogowie się wedrą. Tak samo ludzie barona nie byli w stanie zabić wszystkich napastników ani nie potrafili ciągle zasłaniać się przed strzałami i ostrzami – każdy po jakimś czasie traci siły.

Nagle od strony bramy rozległ się głos rogu - to kapitan zamku zbierał ostatnich żołnierzy wokół siebie. Wiedział, że nie są w stanie utrzymać dłużej całego kasztelu i zdecydował się wycofać razem z resztą wojowników do stołpu. Tylko w nim mieli szanse wytrwać do mających nadciągnąć posiłków. Ale jak szybko król będzie w stanie zebrać armię i przyjść im na odsiecz? Nie zastanawiał się nad tym zbyt długo – za bardzo zajmowała go walka.

Na murach wyrżnięto ostatnich obrońców a ci co przeżyli uciekli do oddziału szlachcica. Kapitan zamku, widząc że jest to ich ostatnia szansa, wydał rozkaz odwrotu. Każdy metr jednak dużo kosztował - ze wszystkich stron otaczali ich przeciwnicy, gdyż Erdanie przedostali się już przez mury okrążając ostatki Weldomczyków. Moren, obserwując wszystko z góry, błyskawicznie podjął decyzję:

- Otworzyć drzwi! - rozkazał. - Na nich!

Wyjście z wieży stanęło na moment otworem i po schodach na dziedziniec wysypali się żołnierze. Było ich zaledwie kilkunastu, lecz udało im się na chwilę odeprzeć napastników. Połączyli się z czworobokiem kapitana i powoli cofali do baszty. Mieli nadzieję, że Moren każe otworzyć im z powrotem wejście.

Niespodziewanie brama zamku stanęła otworem - to wrogowie znajdujący się po wewnętrznej stronie fortyfikacji otworzyli ją, kiedy oddział zaczął się wycofywać. Przez wrota przejechała postać na czarnym rumaku. Na hełmie miała wyrzeźbioną głowę smoka. Wszyscy atakujący usuwali się jej z drogi, przez co Moren w myślach nazwał ją Mrocznym Generałem. Dowódca Erdan wyciągnął rękę. Wydał rozkaz. Jego podwładni odskoczyli od przetrzebionego oddziału obrońców. A Weldomczycy ani nie atakowali, ani nie uciekali. Tylko stali. A potem po kolei klękali, siadali a na koniec się przewracali. Nie minęło kilkadziesiąt sekund, a wszyscy obrońcy leżeli. Włącznie z baronem.

Moren zaklął. A następnie zdał sobie sprawę, że teraz on tu dowodzi. Wtedy Mroczny Generał podniósł rękę w stronę wieży. Komentant stołpu zamarł w bezruchu. Jeśli On jest w stanie i tutaj tak po prostu pozbawić ich przytomności, to nikt z nim nie ma szans. Wszystko stracone. Rycerz czekał, nic się jednak nie stało. Wściekły nieprzyjaciel opuścił rękę i wydał rozkaz ataku. W ruch poszły łuki oraz topory. Część przeciwników ostrzeliwała basztę, lecz ich starania nie przynosiły skutku – kilku pozostałych załogantów dobrze się ukryło. Pozostali szturmowali drzwi, ciągle oblewani i obsypywani przez ludzi Morena. On sam pracował jak każdy jego człowiek; to strzelał, to grzał olej. Po godzinie wrogowie wstrzymali szturm - obrońcy nie ponieśli żadnych strat, a pod drzwiami piętrzył się olbrzymi stos ciał.

Nastała chwila przerwy. Wojownicy siedli pod blankami, popijając z bukłaków, a młody komendant obserwował. Patrzył na palone budynki w całym mieście. Odpoczywających i szykujących się do kolejnego ataku Erdan. Na mrocznych oficerów, dyskutujących między sobą, a potem rozjeżdżających po mieście. Jednak najważniejszy z nich, z głową smoka na hełmie, pozostał.

Analizował pozycję, w której się znalazł. Schody przed stalowymi drzwiami utrudniały użycie tarana, lecz nie wykluczały. Wprowadzenie maszyn miotających głazy pomiędzy zabudowania miejskie było niemożliwe, a strzelanie zza palisady nie dawało prawie żadnych szans na trafienie. Nie jest źle – mają jakieś szansę.

Komendant stołpu z niepokojem obserwował także działania Mrocznego Generała, który kazał przynieść belę drewna, z jednej strony wzmocnioną stalą. Ludzie, którzy ją nieśli, trzymali tarcze nad głowami, żeby trudniej było zrobić im krzywdę ze szczytu wieży. Dowódca Erdan zszedł z konia i wszedł pomiędzy nich.

Wtedy Moren zrozumiał. Przynajmniej tak mu się wydawało, bo stuprocentowej pewności nie miał.

Średnia ocena: 1.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania