Tilia Fuentes – Rozdział czwarty
Rozdział czwarty, w którym czytelnik ma okazję się przekonać, że czasami nie warto wpuszczać obcych do domu.
Później mówiono, że to przez niemoralny tryb życia. Że widywano w okolicy różnych typków spod ciemnej gwiazdy.
Taka dzielnica, mówili inni. Albo że budynki są w takim stanie, że mogą się zawalić w dowolnym momencie bez niczyjej pomocy a Rada miasta nic z tym nie robi.
I ten argument zyskał najwięcej zwolenników.
*
Niewysoki mężczyzna w brązowym płaszczu zastukał dwiema rękami w ciężkie, drewniane drzwi w bocznej uliczce Ufotown. Płaski szyld głosił w kilkunastu językach, że “tu mieszka bogini seksu”. W maluteńkim czarnym okienku pojawiło się wyłupiaste, ciemnoróżowe oko. Obserwowało przez chwilę przybysza, mierząc badawczo jego kaptur, płaszcz i buty.
– Czego? – spytał głos z wewnątrz bardziej ciekawie niż opryskliwie.
Płaszcz zafalował, spod niego pokazała się pięciopalczasta ręka, dzierżąca prostokątną płytkę z wytłoczoną pięćdziesiątką.
– A, chyba że tak. Wejdź. – Osoba za drzwiami uchyliła je ciut. Niewiele, ale wystarczyło, by facet w płaszczu wślizgnął się do środka. W pomieszczeniu panował wilgotny zaduch, charakterystyczny dla mieszkań parterowych w tej części miasta.
– Domyślam się, że chcesz najlepszy towar, prawda? – powiedziała “bogini”. Nie wyglądała jak czystej krwi Magenka, prędzej coś pomiędzy. Zamiast dolnych rąk miała mackowate ramiona. – Możesz sobie przestać robić jaja, przecież wiem, że żaden z ciebie Magen.
Mężczyzna odetchnął, szarpnął za jakąś niewidoczną sprzączkę i dwie ręce zwinęły mu się za plecami, tworząc niby-plecak. Zdjął go z ramion i potrząsnął. W środku zagrzechotało znajomo. Oparł go o wysokiego buta.
– Chcesz to robić tu, czy wolisz się położyć? – Stożkowate oczy obserwowały badawczo kaptur, który szczelnie okrywał twarz mężczyzny, kryjąc jego twarz w mroku.
– Potrzebuję… Feromonu – rzekł, unosząc ręce w geście sugerującym, że nie przyszedł na żadne mizianie, wiązanie i furkot piór, atrybuty wszystkich “bogiń seksu” z całego wszechświata.
– Ludzkiego? – Istota spojrzała nieco od dołu pod kaptur mężczyzny w płaszczu. – Jak tak, to wystarczy iść do burdelu czy internatu i przejechać szmatą po desce w damskiej toalecie. Jak Eskatts, to nie ma i nie będzie, odkąd…
– Nie Eskatts. Nie ludzkiego – wszedł jej w słowo mężczyzna.
– Vaark? Kolomet? – spytała.
Zaprzeczył.
– Herknaar? Noren? Będzie ciężko. Mam wprawdzie w sobie nieco krwi noreńskiej, ale to sprzed kilku pokoleń wstecz, ale… – wskazała rozwijające się, fioletowe macki.
– Nie.
– Grun? – Przed eonami, w jednej z czarnych galaktyk plemię proto-Magenów zjadło całą cywilizację proto-Grunów i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że jednemu udało się uciec i opowiedzieć o tym w jakimś trybunale.
– Magen.
Istota drgnęła. Mageny wydzielały feromony tylko w stanie największej ekstazy albo agonii, co najczęściej wychodziło na to samo. Zastanowiła się szybko, czy nieznajomy był tego świadom. Pewnie tak. Strzeliła szybko okiem w stronę przestarzałego enforcera ukrytego pod czarną szybą blaciku. Zdążę dobiec, czy nie?, pomyślała.
– Nie zdążysz – rzucił nieznajomy, jakby czytając jej w myślach. – Potrzebuję tego na już, więc jak nie masz… Pójdę poszukać gdzie indziej. Nie przyszedłem tutaj dać się zabić za towar. Po prostu pójdę gdzie indziej – powtórzył.
Dookoła było UfoTown, największe skupisko ufomorfów, czarnogalaktykowców w promieniu czterech galaktyk. Szkoły, przedszkola, doja, fabryki, kopalnie… Setki, tysiące istot: zwykłych, szarych, pracujących, ale i cwaniaków, przemytników, złodziei, dilerów, handlarzy żywym towarem i sutenerów. Mógł równie dobrze porwać i zadusić na śmierć niewinne dziecko, co… Prawie-fioletowa “bogini” rozważyła swoje opcje. Rzuciła jeszcze raz okiem w stronę enforcera.
– Nie chcę cię zabijać, ale jak mnie zmusisz, zrobię to. – Płaszcz poruszył się. Spod poły wychynęła czerń lufy razora z zieloną obramówką tłumika.
Jeden strzał i koniec tematu, nie będzie czego zbierać, pomyślała. Nic to. Podjęła już decyzję.
– Dziesięć takich sztabek, jakie mi pokazałeś przez drzwi. – Wskazała ruchem głowy wejście do pomieszczenia. – Tutaj, na biurku. Teraz, chcę je zobaczyć.
Mężczyzna w kapturze sięgnął do kieszeni i wyjął cztery pięćdziesiątki. Kucnął do plecaka, by stamtąd wyciągnąć jeszcze sześć podobnych. Odliczył pięć i położył na stole.
– Powiedziałam: dziesięć – rzekła fioletowa istota.
– Połowa teraz, połowa po.
Westchnęła i wyszła z pomieszczenia przez zasłonę z nanizanymi na żyłki puzzlami.
*
Gdy wróciła, wyglądała, jakby przeszło się po niej słoneczne tornado, burza piaskowa, deszcz meteorytów i górniczy koncert rockowy jednocześnie.
– Więcej nie znajdę bez przechodzenia na drugą stronę. – Poszarzała “bogini” wręczyła mężczyźnie niewielki flakonik z mleczno-różową substancją. – Czas, by mój stosik się powiększył. I liczę na sowity napiwek. – Mrugnęła do niego figlarnie.
Zaczął układać, żonglując nimi lekko, przekładając rękami, tasując i szurając płytkami po stole i o siebie nawzajem.
– Dziesięć sztabek i jeszcze jedna… – Wyciągnął dodatkową z kieszeni. - ...pięćdziesiątka. Może być?
– Może. – Fioletowa kobieta dotknęła czubkiem macki jednej ze sztabek podpory niewysokiej piramidki, którą przed chwilą na jej oczach zbudował mężczyzna. – Mogę ci w czymś jeszcze pomóc?
– Nie – rzekł i sięgnął do drzwi. – Dzięki.
– To ja dziękuję – odpowiedziała, jednym okiem zezując już w stronę biurka.
*
Wyszedł za róg i sprintem pobiegł ku czekającej już na niego noreńskiej taksówce i kazał się zawieźć na stację odlotów na północnym krańcu miasta. Kierowca nie narzekał na niskie nominały płytek, którymi zapłacił.
*
“Bogini” wpadła w szał, gdy okazało się, że tylko cztery z jedenastu pozostawionych przez mężczyznę sztabek były pięćdziesiątkami. Pozostałe były przestarzałymi, wygładzonymi do idealnej, fioletowej satyny jedynkami i piątkami. Sięgnęła pod szybę, gdzie, jak pamiętała, zostawiła enforcera, gotowa wybiec za nieznajomym i w biały dzień go zastrzelić. Jednak gdy sięgnęła pod szybę, znalazła jedynie kupkę kurzu na obrysie kształtu pistoletu - świadectwo, że leżał tam od dłuższego czasu. Wściekła podeszła, by sprawdzić ukrytą kamerę - nie tylko nie działa, była całkowicie wymontowana! Facet w swej bezczelności nie dość, że nie zapłacił, to jeszcze gwizdnął jej rzeczy!
Sięgnęła po telefon by wezwać pomoc w postaci lokalnej bandy cwaniaczków, jednak kątem oka zauważyła coś nowego. Coś, czego nie pamiętała, żeby tam umieściła: srebrny przedmiot w kształcie szklanki. Wzięła go do rąk - był cięższy, niż zakładała. Postanowiła odłożyć zemstę na za moment… Z jej kontaktami nie musiała biegać po ulicach - wystarczyło zadzwonić. Zakapturzony, fałszywy Magen powinien być łatwiejszy do znalezienia niż stumetrowa wieża barometryczna w dzielnicy niskich domków.
Po dłuższej chwili srebrny przedmiot wydał z siebie krótki pisk i maleńki, antygrawitacyjny kolaps rozerwał "boginię" na mikrocząsteczki, po czym zebrał je ponownie w błyskawicznie kręcącą się kulę i implodował z cichym puknięciem, zabierając se sobą część ścian i sufit. Pył i gruz z wyższych pięter dopełniły obrazu totalnej destrukcji, miażdżąc wszelkie pozostałości po mieszkanku na parterze.
W tym samym czasie mężczyzna był już po dwóch przesiadkach i na drugim końcu miasta, mając na sobie tylko zwykły kombinezon roboczy. Płaszcz z kapturem, wysokie buty i zabawkowy pistolet zostawił w pierwszej taksówce. Zanim do plecaka schował zdobyczną broń, odczepił najpierw z niego tandetne, plastikowe atrapy rąk, które bezceremonialnie wyrzucił do kosza w centrum miasta.
Ostatni kilometr do swojego statku przeszedł pieszo, nucąc sobie tylko znaną melodyjkę.
Komentarze (4)
Jak dotąd najlepszy fragment.
Pozdrawiaki ;)
Dzięki za wizytkę ;-)
Nooo, super część. Ale ją wyjebał, znaczy nie, i tak... no super.
Się mi tak trochę (wiem, niesłusznie) Lobo przypomina. Język barwny. Akcja przednia. Rzekłem.
A nie... rzekłem.
Czy niesłusznie... ;-)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania