Poprzednie częściTRON 1

TRON 5

V. 

Lasy Galijskie były najmroczniejszym miejscem, w jakie się zapuściłam. Owszem, bywałam na rozgrzebanych cmentarzyskach, pozostałościach wojny czy wśród pogorzeliska martwych dusz, jednak Lasy te emanowały czymś tak złowrogim, iż nawet moja powłoka nie była w stanie tego odbijać. Czarne, smoliste kory naznaczone były śladami niejednej walki. Niskie gałęzie niczym długaśne paluchy stykały się niemal z ziemią. Szczerze... to bałam się, że mogą w każdej chwili złapać mnie w swe macki. Spojrzałam na bransoletę podarowaną mi przez Stalkera. Nadal tliła się białą poświatą. Ufałam, że sprawowała się bez zarzutu.

Kroczyłam pomiędzy strzępami rozerwanych niegdyś na kawałki dusz, uważając by na żadną z nich nie nadepnąć. Choć w ten sposób mogłam okazać im trochę szacunku.

Idąc tempem zwykłego chodu, zatęskniłam za "tronowym teleportem", który w ułamku sekundy przenosił mnie z miejsca na miejsce. Zapomniałam już jak męczące bywało chodzenie. Mój duch nie był przyzwyczajony do przebywania w tym świecie tak długi okres czasu, więc przemieszczanie się sprawiało mi nie lada trudności. Odpędziłam zmęczenie nie mogąc stracić czujności. Nigdy nie zapuszczałam się w te rejony, nie wiedziałam co mogło mnie tu spotkać.

Na mapie profesorków obszary te oznaczone były przez serie mini krzyżyków z podpisem " niezbadane". Nikt z nas nie ruszał tam na misję. Nikt też nie pytał dlaczego.

Teraz już wiedziałam.

Przemierzałam ciemne połacie terenu starając się dostrzec coś przez grubą warstwę wiecznie panującej tu nocy. Krzywiłam się gdy śliskie splamione pożartymi duszami gałęzie dotykały mojej własnej.

Chciałam jak najszybciej opuścić to miejsce. Woń śmierci była tu wręcz przytłaczająca. Gryzła mnie w nos i w oczy. Do mych uszu jęły docierać szepty wołające o pomstę. Udałam, że ich nie słyszę. Tak było prościej. Ból jaki mi przynosiły nie pozwalał mi się skupić. Odpędzałam go raz za razem, gdy znów przychodził. Nie wiadomo, co mogło mnie tu spotkać, a nie chciałam skończyć jak ostatnio. Jednak tym razem nikt mnie nie uratuję.

Otchłań. Armia Lucyfera... Stanowczo za dużo informacji jak na jeden raz. Ciekawość zawsze brała u mnie górę nad rozsądkiem. Po prostu musiałam to sprawdzić i już. Inaczej nie spałabym po nocach. Śmieszne... Zupełnie jakbym miała sposobność spać po nocach.

Wtedy coś poczułam. Bransoleta podarowana mi przez Stalkera ściemniła się o kilka tonów. Zatrzymałam się w pół kroku, rozglądając dookoła. 

Dziwne. Nic nie usłyszałam, ani nie poczułam obecności żadnego z demona... Czyżby tak dobrze się ukrywał?

Jednak niepokój nie odchodził. Szłam więcej dalej, a bransoleta zaczęła pulsować. Dopiero po chwili dojrzałam w oddali białą powłokę. Duszę niemalże rozerwaną na strzępy. Ciemność pochłaniała ją bardzo powoli, by jak najdłużej cierpiała. Zbliżyłam się do niej, niepewnie. Bransoleta pulsowała coraz mocniej. Była niezawodna. Wyczuwała nie tyle co samą obecność demonów, a również ślady przez nie pozostawiane.

Dusza wiła się, wierzgała. Musiałam skrócić jej męki. Nikt inny prócz mnie nie mógł tego zrobić. Tutaj nie znali litości. Nie mogłam na to patrzeć. Wyciągnęłam nóż, klękając przy niej. O kurwa... Ktoś... w nie przepraszam,  raczej COŚ wyżarło ją od środka. Ogromna dziura zionęła na wylot. Jej kończyny były poszarpane, niezdolne do wykonania ruchu. Coś skazało ją na wieczne męczarnie.

Zawyła nagle i ni stąd ni zowąd chwyciła mnie za rękę.

- Ratuj nas- szepnęła chrapliwie.

Chciałam odskoczyć, jednak ona nie zwalniała uścisku.

- Dam ci co mam. Nie zmarnuj tego.

Dopiero wtedy zdołałam odskoczyć, jednak połączenie z duszą pozostało. Widziałam jak strumień energii wędruje od niej i znika we mnie. Pierwszy raz doświadczyłam czegoś takiego. Gdy energia dobrowolnie została oddana, a nie wyssana żywcem. Demony zabierały ją siłą. Ja otrzymałam ją za zgodą. Resztki duszy wypełniły moją własną, a nóż przybrał jaskrawszy kolor i stał się większy. Patrzyłam na to w osłupieniu. Poważnie... myślałam, że nic mnie już nie zdziwi. Jakim cudem? Profesorze nigdy nie uczył nas pan takich rzeczy.

Dyszałam ciężko nie mogąc oderwać wzroku od swojej broni. Czułam się silniejsza. Zmęczenie odeszło. Powstałam, a dusza rozsypała się na miliardy mikroskopijnych kawałków, które podryfowały w nieznanych mi kierunkach.

Otrząsnęłam się ruszając w dalszą drogę. Choć nie miałam pojęcia co to było nie gdybałam nad tym.  Nie chciałam tracić czasu. No bo przecież żyłam. Czy chodziło o coś więcej?

Musiałam jak najszybciej dotrzeć na teren carstwa, a stamtąd na Pustkowia. To one były moim celem. Musiałam to zobaczyć. Musiałam to poczuć. Inaczej nigdy nie dałoby mi to spokoju.

Następne częściTRON 6 i 7- ostatni

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania