Poprzednie częściUpadek Lucyfera #1

Upadek Lucyfera #5

8

 

Jeśli nigdy nie uczestniczyliście w uczcie aniołów w Niebie, to tak naprawdę nigdy nie widzieliście na oczy żadnej imprezy. Tysiące aniołów z różnych chórów zbierało się w ogromnej sali, która swymi rozmiarami dorównywała największym z ludzkich miast. Stojąc na jednym jej końcu za nic nie było się w stanie dostrzec drugiego. Przez cały jej środek biegł potężny, kamienny stół, zastawiony przeróżnego rodzaju jadłem i winem. Wszędzie leżały poprzewracane srebrne puchary, półmiski wypełnione pieczonym mięsiwem oraz wielkie misy z wylewającymi się z nich owocami. Po obu stronach stołu rozpalono kilka, strzelających wysoko w górę płomieniami ognisk, by bawiący się mogli ogrzać się nieco od chłodu Nieba i tańczyć wokoło nich, korzystając z radości spotkania. Powietrze wypełnione było kuszącym zapachem jedzenia oraz innych, roznoszących wokół siebie aurę wonności aniołów. Obecność tak wielu z nich powodowała, iż cała sala aż iskrzyła od niezwykłości. Cnoty stały w różnych miejscach i czarowały pozostałych bawiących się piękną, magiczną muzyką, wydobywającą się z ich przedziwnych instrumentów. Przy ziemi jak i pod samym wysokim sufitem komnaty na swych krótkich skrzydłach przelatywały Cheruby, akompaniując im wspaniałym śpiewem swego kojącego, aksamitnego głosu, który wypełniając wyczulone uszy aniołów przyprawiał ich o drżenie przyjemności. Cheruby i Cnoty były wręcz niezrównane w swojej sztuce i Lucyfer nigdy nie wahał się tego przyznawać.

 

Archanioł rozejrzał się baczniej dookoła. Przybył na ucztę nieco później od swoich dwóch braci, ale to nie ich najpilniej poszukiwał jego tęskny wzrok. Nie dostrzegłszy jej, z rozczarowaniem ruszył przed siebie. Wszędzie wokoło z pucharami w rękach, śpiewając i wydając z siebie radosne okrzyki przepychali się aniołowie innych chórów. Na jego widok wszyscy jednak skłaniali mu lekko głowy z szacunkiem. On jak zwykle odpowiadał im uśmiechem i równie przepełnionym respektem skinieniem głowy. Kochał swoją rodzinę. Oczywiście nie było możliwości, by znał ich wszystkich tak dokładnie, jakby chciał, ale to nie przeszkadzało mu troszczyć się o nich, jak o swoich najbliższych pobratymców. Oddałby za nich wszystko. Wszyscy byli dziećmi Ojca i wszyscy wypełnieni byli tą samą światłością oraz miłością. Oczywiście nie wszyscy byli sobie równi. Archaniołowie byli wyniesionymi na wyżyny Serafinami, którzy czasem zdawali się chować do nich z tego powodu niejaką urazę. Nie dochodziło jednak do żadnych otwartych konfliktów, a obie grupy zawsze zachowywały się wobec siebie godnie i neutralnie. Serafini byli najwyższymi spośród dzieci ojca zaraz po Archaniołach. Mieli więc dziwną skłonność do nieznacznego wywyższania się ponad resztą swoich pobratymców, co obce było jednak ich starszym braciom. Nieustannie przybierali dumną i wyniosłą pozę, szczycąc się trzema parami swoich ognisto-czerwonych skrzydeł, a ich oczy bezustannie surowo spoglądały na wszystkich z góry. To właśnie dlatego Lucyfer przepadał za nimi najmniej. Znacznie większą sympatią dzielił Cnoty, Cheruby, czy nawet zawsze odziane w purpurę Trony. Żaden z Tronów nie brał jednak udziału w uczcie. Było ich niewielu i wszyscy zajmowali wysoką pozycję u boku Ojca, nieustannie strzegąc i trwając przy jego złotym tronie. Były przy tym bezwzględnie posłuszne, co nie do końca przemawiało do natury Lucyfera.

 

Podczas gdy Serafnini mogli cieszyć się posiadaniem trzech par skrzydeł, Trony miały ich dwie pary. Anioły z pozostałych chórów w tym również Archaniołowie mieli tylko jedną parę z wyjątkiem Zwierzchności, które wedle zamysłu ojca były tego atrybutu pozbawione. Miało im to pomóc lepiej wpasować się w środowisko synów Adama. Były takie dni, kiedy Lucyfer naprawdę potrafił współczuć Zwierzchnościom tej niesprawiedliwości. Czymże był przecież anioł bez swoich skrzydeł? On sam czułby się bez nich nagi i zupełnie bezbronny. Nie wszyscy mieli jednak skrzydła takie same. Pomijając ognisto-czerwone pióra Serafinów oraz złote Tronów, u pozostałych aniołów ich barwa różniła się w zależności od płci. Męscy aniołowie posiadali pióra smolisto-czarne, natomiast anielice śnieżnobiałe. Poza tym, o ile skrzydła Archaniołów, Mocy, Panowań i Stróżów były niezwykle wytrzymałe, a ich pióra potrafiły być twarde jak stal, to u innych chórów były pozbawione tych właściwości, Nawet Trony i Serafiny nie mogły posługiwać się nimi jako bronią, co jeszcze tylko bardziej denerwowało tych pierwszych. Z kolei skrzydła Cherubów były znacznie krótsze, niż u pozostałych stworzeń Ojca. O Cherubach mówiło się, że najbardziej ze wszystkich stworzeń Ojca potrafią zrozumieć jego myśl oraz wolę. Nigdy jednak nie dzieliły się z pozostałymi braćmi tą wiedzą. Nikt więc nie był w stanie tego potwierdzić, co zakrawało Lucyferowi na przedziwną dogodność sytuacji. Cherubowie trzymali się we własnym gronie i były chyba najbardziej odizolowana grupą spośród wszystkich anielskich chórów. Różnili się też wyglądem od reszty. Ich ciała wyglądały bowiem dużo młodziej, niż reszty z nich. Przypominali nieco niedorosłych mężczyzn i niewiasty rodzaju ludzkiego, choć w ich błękitno–morskich oczach wyraźnie można było dostrzec prawdę o ich anielskiej naturze. W przeciwieństwie do reszty dzieci Ojca, prawie nigdy nie nakładali na siebie żadnego odzienia. Zapytani przez kogokolwiek dlaczego, tylko wywracali oczami i odchodzili. Tak, może i byli dziwni, ale przynajmniej przyjaźni, co Lucyferowi bardzo odpowiadało. Dlatego właśnie Cherubowie zawsze byli bliżej jego serca, aniżeli bardziej spokrewnieni z nim samym Serafnini. To samo Cnoty. Były wśród nich prawie same niewiasty. Uchodziły jednak za najpiękniejsze i najzdolniejsze spośród wszystkich swoich anielskich sióstr i braci. Ich talent do muzyki i sztuki podziwiany był przez każdego mieszkańca Nieba, z którym Lucyfer miał do czynienia.

 

Panowania spełniały w Niebie raczej funkcję administracyjną. Dbały o to, by wszystko działało w ich domu jak należy i gdy pojawiał się jakikolwiek problem, to one go zwykle rozwiązywały. Były przy tym zaskakująco skuteczne, co może być wynikiem tego i Panowania posiadały zdecydowanie najbystrzejsze umysły z nich wszystkich. To one przekazywały też ogólnie wole Ojca do wszystkich pozostałych chórów. Głupio było mu się przyznać, ale choć Lucyfer bardzo lubił Panowania, to unikał ich jak tylko mógł. Były dla niego stanowczo zbyt gadatliwe. Jeśli im na to pozwolić, to potrafiły zamęczyć innego anioła na śmierć. Tylko Ojciec potrafił skutecznie zmusić ich do słuchania. Moce natomiast… Stanowiły trzon anielskiej armii, a dowodził nimi wszystkimi nie kto inny, jak właśnie jego brat Michał. Byli to naprawdę potężni i dobrze zbudowani aniołowie i anielice, choć przy tym nieco gburowaci i małomówni. No ale najważniejsze, że byli znakomitymi żołnierzami i świetnie oraz bez szemrania wykonywali wszelkie rozkazy Archaniołów. Umiejętnościom walki ustępowali bowiem właśnie tylko im.

 

Ostatni byli Stróże, którzy zaraz po Mocach stanowili najliczniejszą anielską grupę. Większość swojego czasu spędzali oni jednak na Ziemi, żyjąc wśród ludzi, opiekując się nimi i pomagając. Nie zjednywali tym sobie więc większego szacunku Lucyfera. No ale przecież działali tylko wedle rozkazów Ojca. Oni wszyscy działali tylko wedle jego rozkazów. W gruncie rzeczy, wszyscy aniołowie byli do siebie dosyć podobni. Każdy z nich niezależnie od chóru, nosił na sobie świetlistą obrożę ze srebra – symbol swojego oddania oraz posłuszeństwa Ojcu. Po tych pięciu latach spędzonych na Ziemi Lucyferowi zaczynała ona ciążyć, jak jeszcze nigdy przedtem. Archanioł westchnął i sięgnął po nieopróżniony jeszcze puchar z winnym trunkiem. Zanurzając sobie w nim blade usta, smętnie ruszył dalej przed siebie.

 

9

 

Lucyfer pił i jadł. Nie żałował sobie. Była to w końcu uczta między innymi na jego cześć. Dlaczego więc czuł się przygnębiony? Pierwszy zauważył go Raguel.

­– Bracie! – zawołał donośnie, biegnąc już w jego stronę. Lucyfer niechętnie podniósł się z miejsca i z lekko kwaśną miną ruszył archaniołowi na spotkanie. Uścisnęli się jak bracia. Nie widzieli się przecież od pięciu lat. Mimo iż Raguel był najmłodszym i najodleglejszym z jego braci, to wciąż pozostawał jego rodziną. Był znacznie lepiej zbudowany oraz wyższy niż on sam. Jego muskuły oraz tężyzna fizyczna nie miały sobie równych pośród archaniołów. Być może nie był najzręczniejszym szermierzem na świecie, ale nigdy nie wolno go było lekceważyć jako wojownika.

­– Witaj Raguelu – uśmiechnął się nieznacznie. – Dobrze cię znowu widzieć.

­– Dobrze znów się tu znaleźć, co? – Raguel odgadł jego myśli, klepiąc go przyjaźnie w ramię. Lucyfer prędko postarał się stanąć tak, by już więcej nie znaleźć się w zasięgu rąk archanioła.

­– Żebyś wiedział, bracie – Lucyfer nie krył tęsknoty za domem. Tego nigdy, przenigdy nie wstydził się okazywać towarzyszom.

­– Krążą już legendy o waszych zwycięstwach! – zakrzyknął Raguel, na co Lucyfer skrzywił się momentalnie.

­– Gabriel stanowczo za dużo gada…

­– Wszyscy o tym wiemy. Ale on jak zwykle nic sobie z nas nie robi – zaśmiał się jego rozmówca.

­– Nie musisz mi o tym przypominać – mruknął Lucyfer. Tymczasem Raguel ponownie zbliżył się niebezpiecznie blisko jego ramienia i zawołał zachęcająco:

­– Chodź! Napijmy się!

Lucyfer miał już się zgodzić, ale wtedy ponad ramieniem brata dostrzegł obracające się w tańcu, sięgające ramion kasztanowe włosy. Ich właścicielki nie można było pomylić z nikim innym. Jego serce natychmiast zabiło mocniej, a wargi zadrgały nerwowo. To ona. Wreszcie ją zobaczył. W jego umyśle decyzja zapadła momentalnie

­– Przepraszam cię Raguelu. Może innym razem – odezwał się cicho, nawet nie patrząc przy tym na archanioła. Ten szybko obejrzał się przez ramię i wywrócił oczami.

­– Aha… Rozumiem – powiedział, po czym samodzielnie wychylił kielich i niemal jednym haustem opróżnił całą jego zawartość. Odrzucił srebrny puchar gdzieś w kąt i akurat w momencie, gdy Lucyfer mijał go już bez słowa, z jego trzewi wydobyło się potężne beknięcie. Lucyfer nie zareagował na to w najmniejszy sposób. Zamiast tego na sztywnych nogach podążył w kierunki miejsca, w którym dopiero co zauważył anielicę.

­– Ariel! – zwołał po chwili. Ona jednak nie zareagowała. Wciąż zbyt zajęta była zabawą. Wraz z kilkoma Cnotami tańczyła żywiołowo wokoło jednego z żarzących się silnie ognisk i zdawało się ją to pochłaniać bez reszty. Nie zwracała uwagi na nic innego. Była taka piękna. Poruszała się z taką gracją i wdziękiem. Jej smukła sylwetka zdawała się wręcz rozmywać w powietrzu. Tak lekko zdolna była poruszać się w tańcu. Jej wspaniałe, dorodne piersi falowały przy tym nieznacznie, a kusząco zgrabne biodra łagodnie bujały się w rytm muzyki. Natomiast jej cudownie gładką, perfekcyjną twarz o łagodnych rysach rozświetlał najcudowniejszy z uśmiechów, jaki Lucyfer kiedykolwiek widział. Kasztanowa grzywka jej błyszczących oczu zachodziła lekko na jej zapierające dech w piersiach oczy w kształcie dojrzałych migdałów, które w świetle ognia nieustannie iskrzyły się radosnym błękitem. Ariel…

 

Serce Lucyfera ponownie zabiło szybciej. Niemal potknął się przy tym o własne stopy. Mimo tego, przyśpieszył jeszcze jednak swój marsz. Zaraz jednak zatrzymał się w pół kroku, niczym zmieniony w kamień boskim rozkazem. Niespodziewanie u boku Ariel pojawiła się wysoka postać Michała. Archanioł obrócił kilkakrotnie anielicę w tańcu, okręcił na swoi ramiona w powietrzu, a następnie złapał ją w objęcia i złączył swoje usta z jej w namiętnym pocałunku. W tym momencie w oczach Lucyfera zapłonął nagły gniew, ale w jego sercu jednocześnie coś się złamało. Niby wiedział, że Michał oraz Ariel od wieków byli już razem, ale… Gdyby tylko zdołał z nią porozmawiać… Teraz jednak stracił na to wszelką ochotę. Błyskawicznie obrócił się na pięcie i już miał ruszył w zupełnie inną stronę, kiedy nagle to Ariel dostrzegła do ponad ramieniem partnera.

–­ Lucyferze! – zawołała głośno. Archanioł zaklął szpetnie pod nosem. Nie miał już wyjścia. Włożył na usta fałszywy uśmiech, odwrócił się prędko, udał zaskoczenie i pomachał im na powitanie. Zarówno Ariel jak i Michał podbiegli do niego śmiejąc się. Lucyfer wypuścił głośno powietrze z płuc. Z bliska była jeszcze piękniejsza. Przez te pięć lat niemal zapomniał. Zaraz jednak poprawił się krytycznie w myślach. Oczywiście nigdy nie zapomniał jej twarzy. Nie byłby w stanie. Zapomniał tylko, jakie wrażenie zwykle na nim robiła.

­– Tyle czasu minęło. Nareszcie wróciliście. Tak za wami tęskniłam Lu… – wyszeptała, od razu rzucając mu się w ramiona. Lucyfer zawahał się przez krótką chwilę, ale w końcu on również objął ją mocno. Natychmiast też owionął go cudowny, słodki, miodowy zapach jej szyi i włosów, który niemal zawrócił mu w głosie. W końcu po kilku sekundach odsunęli się od siebie wreszcie. Lucyfer musiał powstrzymywać się całą siłą swojej woli, by nie zachwiać się na nogach. Michał natomiast przez cały czas się uśmiechał, stojąc nieznacznie z tyłu. Lucyfer zamierzał coś jeszcze powiedzieć, ale zanim zdołał choćby otworzyć usta, Ariel pociągnęła Michała za rękę i odezwała się z uśmiechem:

­– Naprawdę miło cię było znów zobaczyć, bracie. Baw się dalej dobrze. Uczta czeka…

­– Zaraz. Wychodzicie już? – archanioł spytał zaskoczony, łypiąc na Michała podejrzliwie. Gładkie policzki Ariel niespodziewanie oblały się rumieńcem. Spuściła wzrok zmieszana.

­– Tak wyszło… – wymamrotała niewyraźnie.

­– Każdy bawi się na swój sposób Lucyferze – Michał uśmiechnął się niewyraźnie i rzucając Lucyferowi ostatnie, przeciągłe spojrzenie poprowadził Ariel do wyjścia.

­– Najwyraźniej – burknął Lucyfer i również odszedł, nie zdając sobie nawet sprawy, jak żałośnie w tej chwili wyglądał. Widziała to jednak Uriel, która już od jakiegoś czasu uważnie obserwowała swojego brata zza tłumu Cherubów. Jej oczy zwęziły się, a brwi zmarszczyły w niezadowoleniu. Jak tylko Lucyfer przechodził w jej pobliżu, z surową miną zagrodziła mu drogę. Idąc pochylony, niemal na nią wpadł.

­– Uriel? – wykrzyknął, wytrzeszczając na nią oczy w zdumieniu. – Chcesz mnie napaść siostro, czy jak?

­– Chodź – poleciła tonem nieznoszącym sprzeciwu, po czym stanowczo pociągnęła go z powrotem w stronę najbliższego ogniska. Lucyfer nic nie mógł z tym zrobić. Z nią się nie dyskutowało. Wiedział też już, że była świadkiem całego zajścia z Ariel i Michałem, i najwyraźniej miała mu na ten temat coś do powiedzenia. Westchnął więc tylko z rezygnacją i podążył za nią bez słowa.

Następne częściUpadek Lucyfera #6 Upadek Lucyfera #7

Średnia ocena: 4.9  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • alfonsyna 15.11.2015
    Tym razem mnie kupiłeś pierwszym zdaniem już XD Bardzo się cieszę, że mogłam dziś przeczytać Twojego "Lucyfera", dziękuję za danie mi takiej możliwości. Bardzo dobrze uporządkowałeś całą anielską strukturę, chyba właśnie dowiedziałam się o tym więcej, niż wiedziałam do tej pory, choć nie mogę powiedzieć, że żyłam w kompletnej nieświadomości :) A poza tym, rozczuliła mnie ta nieszczęśliwa miłość Lucyfera, ja jednak zawsze będę trzymać jego stronę, nie mogę inaczej.
    Takie drobnostki do poprawki na koniec:
    - "może być wynikiem tego i Panowania posiadały" - zdaje się, że miało być " tego, iż Panowania posiadały"
    - "Kasztanowa grzywka jej błyszczących oczu" - "jej błyszczących włosów" jak mniemam :)
    - "już miał ruszył w zupełnie inną stronę" - ruszyć
    - "który niemal zawrócił mu w głosie" - "zawrócił mu w głowie"

    Dziękuję za przyjemną lekturę, wstawiłam już 5 :)
  • ausek 15.11.2015
    Mam podobne zdanie co alfonsyna. Cieszę się, że mogłam przeczytać kolejną część i nadal trzymam stronę Lucyfera. :) 5
  • Numizmat 15.11.2015
    Dzięki wielkie :)
  • Lucinda 15.11.2015
    Opisy były świetne, uwielbiam je. Wszystko przedstawiłeś bardzo naturalnie, podobało mi się:)
    A teraz błędy:
    ,,Stojąc na jednym jej końcu (przecinek) za nic nie było się w stanie dostrzec drugiego";
    ,,Po obu stronach stołu rozpalono kilka, strzelających wysoko w górę płomieniami ognisk" - albo bez przecinka, albo, jeśli ma tu być wyrażenie wtrącone, to z przecinkiem przed ,,ognisk";
    ,,wydając z siebie radosne okrzyki (przecinek) przepychali się ";
    ,,Z kolei skrzydła Cherubów były znacznie krótsze, niż u pozostałych stworzeń Ojca" - tu bez przecinka, bo ,,niż" nie oddziela zdań składniowych;
    ,, Ich ciała wyglądały bowiem dużo młodziej, niż reszty z nich" - to co wyżej;
    ,,spokrewnieni z nim samym Serafnini" - ,,Serafini";
    ,, Każdy z nich niezależnie od chóru, nosił na sobie świetlistą obrożę ze srebra " - tu to samo co w drugim. Przecinek przed ,,niezależnie" (jeśli to zdanie wtrącone) lub całkiem bez przecinków;
    ,,Po tych pięciu latach spędzonych na Ziemi Lucyferowi zaczynała ona ciążyć, jak jeszcze nigdy przedtem." - przecinek przed ,,Lucyferowi" i bez tego przed ,,jak";
    ,,podążył w kierunki miejsca" - ,,w kierunku";
    ,,Mimo tego, przyśpieszył jeszcze jednak swój marsz. Zaraz jednak zatrzymał się w pół kroku" - to ,,jednak" (powtórzenie);
    ,,okręcił na swoi ramiona w powietrzu" ?;
    ,,Ariel dostrzegła do ponad ramieniem partnera" - ,,go";
    ,,podbiegli do niego (przecinek) śmiejąc się";
    ,,W końcu po kilku sekundach odsunęli się od siebie wreszcie" - wystarczy albo ,,w końcu", albo ,,wreszcie". Tego co już wspomniane, nie ponawiam. Hmm... trochę się rozpisałam, więc już kończę. Pod względem treści to była bardzo dobra część. 5:)
  • maga 06.11.2016
    Numizmat, ten tekst mnie bardzo zaciekawił. Zabiore się za wcześniejsze częśći. Piątal z serca za te opowiadanie!
  • Numizmat 06.11.2016
    Haha, widzę, że ma to jak zaczynać od końca. Bardzo mi miło, że moje wypociny są w stanie kogoś choć odrobinę zaciekawić. Niezmiernie dziękuję ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania