Poprzednie częściWładca kruków - prolog

Władca kruków (3)

Meghan

Weszła do domu i powoli zaczęła zdejmować płaszcz. Spacer i spotkanie ze staruszką wcale nie pomogły jej się uspokoić; wręcz przeciwnie – to wszystko jeszcze bardziej rozbudziło jej wyobraźnię i sprawiło, że Meghan niemalże uwierzyła, że to, o czym śniła, było prawdziwe.

Mama dziewczyny, Tracy weszła do przedpokoju. Wysoka kobieta, o krótkich kasztanowych włosach, zrobiła groźną minę i podparła się pod boki.

- Gdzie ty się podziewałaś?! - huknęła na córkę.

- Byłam na spacerze – wyjaśniła Meghan.

Tracy głęboko westchnęła. Jej twarz złagodniała. Kobieta podeszła do córki i objęła ją.

- Przepraszam cię, skarbie. Nie jestem na ciebie zła, tylko zmartwiona tym, czego się dzisiaj dowiedziałam – wyjaśniła, mocno przytulając Meghan.

Ta zaś poczuła, że nieprzyjemny dreszcz biegnie wzdłuż jej pleców. Bała się spytać, co tak zmartwiło mamę. Czuła, że to ma jakiś związek z tym niesamowicie realnym snem.

W końcu, zebrała się w sobie i spytała:

- Co takiego się stało?

Meghan wolała znać gorzką prawdę, niż żyć nieświadomości.

Tracy odsunęła się od córki i spojrzała głęboko w jej oczy. Nim zaczęła mówić, wzięła głęboki oddech:

- Znałaś panią Coleman, prawda?

Meghan wolno pokiwała głową. Z przestrachem czekała na to, co powie mama.

- Dzisiaj rano jeden z jej synów, Travis, postanowił ją odwiedzić i wpaść do niej bez zapowiedzi. To, co odkrył, było przerażające. Travis znalazł swoją mamę martwą. Leżała w łóżku, z otwartymi oczami. Wokół niej leżało mnóstwo piór, jakby wcześniej ktoś w jej sypialni oskubał kaczkę.

Dziewczyna poczuła, jak robi się jej słabo. Ostatnią rzeczą, jaką pamiętała, był krzyk jej mamy, Tracy.

***

Meghan obudziła się w bardzo dziwnym miejscu. Panował tu chłód, czuć było zapach morza. Dziewczyna rozejrzała się po oświetlonym pochodniami pomieszczeniu i zrozumiała, że znajdowała się w jakiejś grocie.

Nie wiedziała jednak, dlaczego, ani jak się tutaj znalazła. Spojrzała na swoje ubranie: wciąż miała na sobie piżamę i ten naszyjnik, który wręczyła jej pani Sherwood. Dziewczyna powoli ruszyła przed siebie; jej oddech zmieniał się w parę i było jej zimno w stopy, pod którymi czuła... marmur?

Nagle Meghan dostrzegła coś przed sobą i przyspieszyła kroku. To, co zobaczyła, okazało się być prostym tronem wyściełanym jakiś zwierzęcym futrem.

Nie mogąc się powstrzymać, usiadła. Przez chwilę rozkoszowała się miękkością futra, ale ktoś przerwał jej dobrą zabawę. Był to ubrany na czarno, średniego wzrostu młody mężczyzna, z grzywką opadającą na lewo oko. Szedł pewnie w stronę Meghan, choć jej nie widział, bo był wpatrzony w marmurową podłogę.

Mężczyzna poderwał gwałtownie głowę i jego mroczne spojrzenie spotkało się z oczami Meghan, która poczuła, że przeszywa ją prąd.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Lynthia 18.10.2014
    Fajnie się czyta, masz lekkie pióro. Czekam na ciąg dalszy. ^^
  • NataliaO 18.10.2014
    zgadzam się z Lynthia, czekam na dalej , 5
  • Anonim 07.07.2015
    "jakiś zwierzęcym futrem." - jakiMŚ powinno być, poza tym bardzo dobry rozdział. Chyba się domyślam kim jest pan z ostatniego wersu ;) 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania