Poprzednie częściZaginiony wojownik - 1

Zaginiony wojownik - 6

Gdy wrócili do domu w skale, było już prawie całkiem ciemno. Briok został na zewnątrz, musiał nabrać wody ze studni oraz podlać rośliny. Choć był zmęczony, to wiedział że musi to zrobić zanim słonce całkiem zajdzie za horyzont. Drogo razem Aryą wszedł do środka.Pomógł jej wnieść rzeczy, zakupione w mieście i po chwili wyszedł po wodę, której będzie bardzo potrzebował w nocy.Później dzieciaki zaczęły przygotowywać kolację, a Drogo zabrał się za zioła. Niektóre znalazł w ogródku, inne dokupił wmieście. Planował z nich zrobić kadzidło, miało ono pomóc mu w medytacji oraz w walce z trucizna, która cały czas krążyła w krwi. Niestety nie znał się za bardzo na zielarstwie. Kiedyś próbowali wyuczyć go chociaż postaw, ale nigdy się do tego nie garnął. Teraz trochę tego żałuje. Nie chciał radzić się zielarza z miasta, a w szczególności z Desny. Cześć z nich przedłużała leczenie by zarobić więcej, ci najbardziej chciwi byli gotów nawet podtruwać ludzi. Zebrał więc zioła, których właściwości pamiętał. Nie zużył wszystkich, wziął po trochu: anyżu, bylicy, jałowca, piołunu, rozmarynu i werbeny. Powstałą mieszankę podzielił na mniejsze porcje, które stopniowo zamierzał dodawać do prowizorycznego kadzidła.

 

- Gotowe. -powiedziała zmęczonym głosem Arya. - No już zanieś to na stół i nie podjadaj. - skarciła brata.

 

- Ja tylko sprawdzam czy dobre. - bronił się, robiąc niewinna minę. - Dobra,zaniosę. Poddał się pod ostrym spojrzeniem siostry. Ruszył w kierunku roześmianego Drogo.

 

- Widzę, że humor ci dopisuje. - powiedział uradowany chłopak.

 

- Pewnie, dzień był udany. Wy także zarażacie wesołością. - odpowiedział i zabrał się za nakładanie jedzenia. - No to smacznego, na zdrowie gospodarzom.

 

- Nawzajem. -krzyknęły dzieciaki.

 

Po kolacji rozeszli się do swoich pokoi. Drogo zabrał ze sobą zioła, po chwili wrócił po upatrzone wcześniej uszkodzone gliniane naczynie.Nałożył do niego trochę niewielkich i tlących się węgielków. Ustawił prowizoryczne kadzidło na niewielkim stoliku i wrzucił pierwszą porcje ziół. Po chwili pomieszczenie zaczynało wypełniać się delikatnym dymem. Podszedł do kotary i zasunął ją tak aby do kuchni nie przedostawał się dym. Tą w oknie zostawił uchylona tak by do pokoju wpływało świeżę powietrze, ale też tak by nie wywiewało od razu całego kadzidła. Usiadł obok beczki z wodą.Nalał trochę do przygotowanej wcześniej miski, ze ścierka w środku. Spodziewał że trucizna częściowo zostanie razem z potem wydalona pod wpływem ziół i medytacji. Chciał ją na bieżąco zmywać aby nie przedostała się z powrotem do organizmu. Wyciszył umysł, pozbył się wszystkich myśli. Skupił się na otaczającej go ciszy i biciu własnego serca. W raz pogłębiającym się stanie medytacji zaczął uwalniać delikatne fale energii duchowej. Pod ich wpływem drobinki kurzu i piasek zaczęły tworzyć okręgi wokół Droga. Dym falował niczym białe wstęgi z szat śmierci. Kilka razy wychodził z transu by opłukać się i dorzucić kolejna porcje ziół. Wczesnym rankiem gdy było jeszcze ciemno, Drogo przebudził się. Cały dym zdążył już wywietrzeć. Po nocnej kuracji pozostały już tylko okręgi z piasku oraz miska z lekko zabarwioną na fioletowo wodą. Wziął duży łyk wody ze dzbanka, którego zapomniał przykryć i zawartość miała posmak dymu. Przeszedł do kuchni gdzie rozejrzał się za resztkami z wczorajszej kolacji. Nie było ich dużo, ale dobrze się składało, nie chciał się objadać przed porannym treningiem. Pierwszego od bardzo dawna. Upił kolejny łyk wody z garnka, w którym tym razem znajdowała się krystalicznie czysta woda. Wyszedł na zewnątrz i wziął kilka głębokich wdechów. Rozejrzał po okolicy i przeszedł parę kroków dalej na równiejszy teren. Zaczął od rozciąganie najważniejszych partii mięśni. Po kilku minutach zaczął wykonywać trudniejsze ćwiczenia oraz pierwsze kombinacje ciosów. Dwa szybkie kroki w przód. Przykucnięcie i cios łokciem na wysokości brzucha i natychmiastowe przecenie reki nad przeciwka, który skulił by się pod ciosem. Chwyt za kart i wstanie na lewej nodze, połączone z uderzeniem prawym kolanem oraz zakończone szarpnięciem do tyłu mające posłać wroga na ziemię. Po zakończonej serii zrobił półobrót w prawo unikając kamienia i zrobił dwa szybkie w kroki w tył.

 

- No no, już myślałem że go nie zauważysz i oberwiesz. - powiedział mężczyzna, który siedział nieopodal na kamieniu i ironicznie klaskał.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Tanaris 04.03.2017
    Ciekawa jestem, któż też to zawitał :) Mam nadzieję, że w kolejnej części znajdzie się więcej życia i akcji :) 5 (za treść, dodam rano)
  • Łukasz_Rei 05.03.2017
    Przynajmniej na początku będzie, choć nie wiem jeszcze jak zamienić ją na słowa.
    Dzięki za komentarz.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania