Poprzednie częściZakręty losu cz. 1

Zakręty losu cz. 2

Po trzydziestu minutach, jak już przebił się przez korki, dotarł do dzielnicy domków i zatrzymał przy jednym z nich. Drewniany, parterowy budynek był bardzo zniszczony. Jasnożółta, niegdyś świeża farba, gdzieniegdzie schodziła już z zewnętrznych ścian, czerwona na drzwiach była w podobnym stanie. Trawnik nie był chyba ścinany od dawna, bo roślinność miała już prawie pół metra wysokości. Uszkodzony, prowadzący do domu chodnik, też nie zachwycał prezencją. Dużo płyt było pękniętych i szczeliny w nich także porastało zielsko.

David wziął torbę i udał się w stronę werandy. Zadzwonił dzwonkiem i zaraz otworzyła mu siwowłosa, starsza kobieta.

– Dzień dobry, pani Davis – przywitał się.

– Witaj, chłopcze. Wejdź – Gospodyni uśmiechnęła się ciepło.

Chłopak wszedł do wnętrza, które także od dawna nie było remontowane.

– Gdzie mam to zanieść? – zapytał.

– Chodź do kuchni. Postaw na stole i siadaj.

David postawił zakupy i posadził tyłek na krześle. Stało się to, co było do przewidzenia – za chwilę przed chłopakiem pojawił się dość spory kawałek jabłkowego ciasta.

– Chcesz kawę czy herbatę? – zapytała właścicielka domu.

– Jeśli ma pani kawę, to chętnie – odparł David.

Nie śpieszył się. Od ich pierwszego spotkania, cztery miesiące temu, bardzo polubił staruszkę. Ta wstawiła wodę i kulejąc, ruszyła w stronę zakupów. Chłopak, widząc to, zerwał się z miejsca.

– Niech pani siada, ja to rozpakuję – powiedział i chwycił za torbę.

– To nic takiego. Rano szłam do skrzynki i skręciłam kostkę na tym przeklętym chodniku – poinformowała.

David stał już przy otwartej lodówce i ładował do niej produkty. Uporał się z tym bardzo szybko i usiadł koło kobiety.

– Może to pytanie nie na miejscu, ale czemu mieszka pani w tej ruinie? Przecież jest pani zamożna.

Spojrzała na niego dziwnie.

– Prosiłam: nie pani, tylko Betty. Posłuchasz mnie kiedyś i zaczniesz mi mówić na

„ty”? – Zaśmiała się staruszka.

– Nie mogę się przyzwyczaić – odparł z uśmiechem chłopak.

– A co do twojego pytania... to mój dom, mój mąż tu umarł i ja tu umrę – oznajmiła kobieta.

– To niech zrobi pani chociaż remont, trochę niebezpiecznie jest tak mieszkać.

Znów spojrzała na niego złowieszczo.

– Przepraszam... Betty – Rozradował się chłopak.

– Remont? Nie lubię zmian – rzekła gospodyni i wstała do gwiżdżącego czajnika.

Po chwili przed gościem stała kawa, śmietanka i cukier. Posłodził napój i rzekł:

– Ja ci nie każę nic zmieniać, tylko trochę tu ogarnąć. Przecież kolor domu i ścian wewnątrz można zrobić taki sam, do tego zlikwidować te wszystkie pęknięcia w fundamencie i położyć nowy chodnik na zewnątrz. Mam znajomych chłopaków, którzy zajmują się takimi rzeczami, zrobiliby to szybko i tanio – przekonywał David.

– Sama nie wiem...

– Masz numer do naszego sklepu, przemyśl to i daj mi znać, ja załatwię resztę. W poniedziałek przyjadę, skoszę ci trawnik – zaproponował chłopak.

– Nie ma takiej potrzeby, moja wysoka trawa wkurza tego zarozumiałego dupka z naprzeciwka, a to mi bardzo na rękę. – Betty zaśmiała się głośno.

– Dlaczego? – zapytał rozbawiony David.

– Bo nic mu się nie podoba. Jak dzieciaki bawią się w wolnym czasie na ulicy, to zawsze na nie krzyczy i przegania, hrabiemu przeszkadza hałas – wyjaśniła wzburzona staruszka. – Pieprzony arystokrata – dodała i David uderzył głośnym śmiechem.

– To faktycznie dupek. – Śmiał się na całego.

– Do mnie nie wyskoczy, mimo że jestem stara. Raz to zrobił. Przyszedł z pretensją, że mam zaniedbany trawnik, który psuje wygląd osiedla. Los chciał, że w ręku miałam akurat aluminiową patelnię. Oczywiście oberwał nią po głowie i nasłał na mnie policję. Ta mnie tylko pouczyła i dała spokój. – Cieszyła się staruszka. – Dobrze, że patelnia była aluminiowa, gorzej by było, gdyby oberwał tą ciężką, metalową – dorzuciła.

Chłopak już płakał ze śmiechu i po chwili ugryzł kawałek ciasta.

– Ta szarlotka to mistrzostwo świata! – pochwalił z zapchanymi ustami.

– Cieszę się.

– A co u ciebie? Jak przyjeżdżam po zakupy, to nigdy nie ma cię w sklepie – zapytała.

– Wszystko ok.

– A sprawy sercowe?

– W toku. – Chłopak się uśmiechnął.

– Czyli...?

– Czyli dziewczyna, która pracuje naprzeciwko – rzekł David.

– Tak, widziałam ją, wygląda na sympatyczną.

– Jest sympatyczna – potwierdził chłopak. – Ale to spokojna panna, a ja...? Zresztą sama wiesz. Raczej nie jestem odpowiednim facetem dla niej.

– Jesteś jeszcze młody, dlatego zdarza ci się narozrabiać, ale dobry z ciebie człowiek.

– Oj, nie taki dobry! – Zaśmiał się David.

– A co ponadto? Nadal masz kłopoty z policją?

– Nie, uspokoiłem się – skłamał David.

Kobieta wzbudzała jego zaufanie, dlatego starał się być z nią szczery, lecz nie zawsze.

– To dobrze. Nie zadzieraj z nimi, to dranie – oznajmiła Betty.

Gadali jeszcze kilka minut i chłopak spojrzał na zegarek – dochodziła piętnasta.

– Muszę już iść, dziękuję za kawę i ciasto. – Wstał z krzesła.

– Odwiedzisz mnie jeszcze?

– Jasne, tak jak mówiłem, przyjadę w poniedziałek i zrobię porządek z tym zielskiem. Chyba masz kosiarkę?

– Mam, stoi w garażu. Widzę, że się uparłeś, ale wiedz, że mi ta trawa nie przeszkadza – zakomunikowała staruszka.

Zapakowała kawałek ciasta i wręczyła chłopakowi.

– Dziękuję. Do zobaczenia – rzucił David i poszedł do wozu, ale po chwili się odwrócił. – I idź z tą kostką do lekarza! – nakazał i zaraz był w aucie.

 

– Doszło coś jeszcze? – zapytał Paula, wchodząc do marketu.

– Nie, możesz spadać do domu. W poniedziałek przyjdź na dziewiątą, będzie dostawa. Sam nie podołam – poprosił syn właściciela.

– Nie ma sprawy. To na razie. – David podał mu rękę i opuścił miejsce pracy.

Wsiadł do Nissana, zakręcił, zaparkował po drugiej stronie ulicy i wszedł do sklepu dziewczyny. Nigdy wcześniej nie był.

Market był co najmniej dwa razy większy od tego, w którym pracował, do tego posiadał bar, w którym można było coś zjeść, dlatego zapewne po otwarciu go jego mały sklepik stracił nieco klientów. To chyba szefa Davida wkurza do tej pory, bo przy każdej nadarzającej się okazji o tym wspomina.

David podszedł do baru i klapnął na obrotowym krześle. Po chwili podeszła do niego grubsza czarnoskóra dziewczyna, nieco starsza od chłopaka.

– Witam. Co podać?

– Małe piwo, tylko zimne, jeśli macie.

Za chwilę dostał otwartą butelkę, do której natychmiast przykleił usta. Z zaplecza wyszła Amy i natychmiast do niego podeszła.

– Jesteś. Spóźniłeś się, nici z obiadu – poinformowała wesoło.

– Trudno, piwo też jest dobre. – Odparł z uśmiechem David.

Dziewczyna zaśmiała się głośno.

– Żartowałam. Co zjesz?

– A co polecasz?

– Pieczony indyk z grillowanymi ziemniakami i szparagami.

– W porządku.

Był głodny jak wilk, zjadłby wszystko, a wymienione rzeczy lubił, więc humor mu się poprawił.

– Cindy, danie dnia! – Amy wrzasnęła tak głośno przez wnękę do wydawania posiłków, że chłopak trochę się wystraszył tego niespodziewanego krzyku.

– Masz głuche koleżanki? – zapytał rozweselony.

– Niekiedy tak. Czasem przez pogaduszki w kuchni ciężko coś do niej dociera. – Usłyszał wesołą odpowiedź.

Za chwilę z dziury wyłoniła się głowa dziewczyny, która go obsługiwała.

– Nie słuchaj jej. Sama w życiu nic nie ugotowała, ale gadać potrafi. Chyba wpadłeś jej w oko, widzisz, jak się popisuje – rzuciła luźno i schowała się w kuchni.

– Pieprzy głupoty... z przyzwyczajenia – rzekła nico onieśmielona Amy.

– Dasz mi coś zimnego? – spytał David, odstawiając pustą butelkę po trunku.

– Jasne – Dziewczyna wygięła usta i podała mu sok. – Szybciej z tym żarciem! – krzyknęła wesoło w stronę kuchni.

– Zamknij się! – Dobiegło z wewnątrz i chłopak znowu się rozweselił.

– Wy tak zawsze? – Chichotał.

– I jeszcze gorzej, dziś jest delikatnie – oznajmiła Amy, wisząc nad nim z niezmiennym uśmiechem.

Zadzwonił telefon chłopaka.

– Sorry, muszę odebrać. – David wstał i wyszedł na zewnątrz. – Co jest? – zapytał, widząc imię Leviego na wyświetlaczu.

– Mam dla ciebie kasę od Lucka. Co z tą biżuterią?

– Kurwa, zapomniałem, miałem sporo dostaw. Przyjdź o dziewiątej do „Black Cat”, to ci je przyniosę. Koleś dał kasę?

– Nie, chce je najpierw zobaczyć. O dziewiątej to za późno, typ wyjeżdża około piątej i wraca dopiero w poniedziałek. Pracuję do piątej, jak zdążysz, przywieź mi do pracy, a jak nie, czekaj dwa dni – odparł przyjaciel.

– Nie ma szans, muszę odebrać Lilly ze szkoły. Wymyśliła sobie jakieś sobotnie zajęcia, kompletnie nie rozumiem, po co jej to. Stary zabierze ją o szóstej, muszę jej do tego czasu przypilnować, przecież sama w domu nie zostanie.

– Dobra, to jak poczekasz dwa dni i nie chcesz trzymać ich w domu, mogę ci przechować.

– Ok, to o dziewiątej w knajpie.

– Dobra, na razie.

– Cześć – rzekł David, wyłączył rozmowę i wrócił do sklepu.

Talerz już stał na ladzie. Nie czekał długo, tylko zabrał się za danie. Amy gdzieś zniknęła. Wróciła, jak był w połowie.

– Smakuje? – zapytała.

– Pewnie, świetne.

– Bardzo się cieszę.

David skończył posiłek, wyjął pieniądze i chciał położyć przy pustym naczyniu.

– Na koszt firmy – oznajmiła Amy, odpychając jego rękę.

– Fajnie, dzięki. Muszę spadać, odebrać siostrę. Będziesz wieczorem w „Black”? – zapytał chłopak.

– Nie mam pojęcia. Kończę o siedemnastej, a co potem...?

– W każdym razie się nie żegnam, może się spotkamy. Jeszcze raz dziękuję za obiad – rzekł ciepło David.

– Do usług. – Dziewczyna się uśmiechnęła.

David odwzajemnił uśmiech i zniknął z lokalu. W centrum znowu zastał potężny korek, stał więc w nim dobry kwadrans. Znów sprawdził godzinę – za dziesięć szesnasta. Ruszył jak wariat, ale zdążył przejechać tylko trzysta, może czterysta metrów, gdy usłyszał za sobą syrenę policyjnego motoru.

– Kurwa mać – zaklął i zatrzymał się przy chodniku.

Od razu się zdenerwował, gdyż był po piwie, do tego gliniarz, jak na złość, szedł do pickupa powoli, co jeszcze bardziej wkurzało chłopaka.

– Witam. Gdzie się pan tak śpieszy? – zapytał przez szybę.

– Do szkoły po siostrę i już jestem spóźniony – burknął David.

– Przez taką jazdę może się pan nie spóźnić, a przenieść na tamten świat. Poproszę dokumenty – kontynuował mężczyzna.

Zaraz je dostał.

– To będzie pana kosztować trzysta dolarów – poinformował policjant.

– Dobra, pisz pan, nie mam czasu. – David znów zerknął na zegarek – Lilly skończyła zajęcia osiem minut temu.

Koleś pisał mandat tak wolno, jakby dopiero uczył się to robić. Chłopak nie chciał zadzierać z policją, ale był już wściekły. Dostał świstek trzy minuty później.

– Miłego dnia i proszę wolniej – rzekł policjant i się oddalił.

David odetchnął z ulgą, że facet nie poczuł alkoholu. Zgniótł mandat, rzucił za siebie i odjechał. Nie szarżował, gdyż był jeszcze na widoku, dopiero gdy skierował wóz w prawo, ponownie mocno docisnął gaz. Jechał zapewne ponad setką, ale nieszczególnie się tym przejmował. Pod budynek szkoły dotarł o szesnastej dwadzieścia cztery i Lilly zaraz wsiadła do wozu.

– Spóźniłeś się – oświadczyła, udając obrażoną.

– Wiem, przepraszam, miałem sprawy. Jadłaś coś? – zapytał chłopak.

– Nie.

– Dlaczego?

– Jest sobota, bar w szkole zamknięty.

– I cały dzień siedzisz głodna? Czemu nie powiedziałaś rano? – Zganiła siostrę rozgniewany David.

– Ja sama nie wiedziałam, myślałam, że będzie otwarte – mruknęła dziewczynka.

– Dobra, w domu obiadu nie ma, gdzie jedziemy?

– Na pizzę.

– Na pizzę, na pizzę... A może coś innego? Jakieś mięso i sałatkę?

– Nie.

Chłopak tylko westchnął. Po kwadransie byli w pizzerii i usiedli przy stoliku na zewnątrz. Lilly przyglądała się karcie już dobre trzy minuty.

– Mała, decyduj się szybciej, nie zamierzam tu nocować – upomniał chłopak.

– Chcę hamburgera i frytki – oświadczyła Lilly.

– To już nie pizzę? Sama nie wiesz, co chcesz. Chyba jednak nie jesteś głodna – fuknął David.

– Jestem, chcę hamburgera.

Małolatka przeżuwała kanapkę, bawiąc się przy okazji frytkami i układając z nich jakieś piramidki, domki, oraz inne, tego typu „budowle”.

– Lilly, przestań się bawić i kończ, za godzinę przyjedzie po ciebie ojciec.

Gówniara zrobiła dziwną minę, co David w okamgnieniu zauważył.

– Co się stało? Nie chcesz jechać do taty? – zapytał zdziwiony.

– Chcę.

– Więc o co chodzi?

Lilly spuściła głowę.

– No mów – rozkazał poddenerwowany chłopak.

– Bo ja nie chcę, żeby Lucy tam była – wyjawiła małolatka

– Dlaczego?

– Bo nie.

– Mała, nie kręć, tylko mów, co jest grane.

– Bo ona na mnie krzyczy, jak nie ma taty.

Davidem wstrząsnęła złość.

– Mówiłaś o tym ojcu?

– Nie.

– Dlaczego?

– Bo to było tylko dwa razy – wyznała Lilly. Głos miała dziwny, jakby bała się powiedzieć bratu.

David sprawdził czas – siedemnasta jedenaście. Dziewczynka skończyła posiłek, zostawiła tylko odrobinę frytek.

– Chcesz lody? – zapytał chłopak, choć wiedział, że to pytanie jest zbędne.

– Tak. Czekoladowe.

Minutę później przed Lilly pojawi się niewielki pucharek z deserem. David od razu zapłacił za całość i zwrócił się do siostry:

– Jak nie chcesz jechać, nie musisz.

– Chcę.

– Za co na ciebie nakrzyczała?

– Bo rozlałam napój, ale to było niechcący – odparła Lilly, gapiąc się w naczynie.

– Pójdę do łazienki, jedz szybko, już późno. – David wstał z miejsca.

Szybko załatwił sprawy i jak wrócił, małolatka zjadła już prawie cały deser.

– Czemu obiad ci tak dobrze nie idzie? – Zaśmiał się chłopak.

– Odczep się – Lilly się naburmuszyła.

– Dasz mi spróbować?

Dziewczynka wzięła trochę deseru na łyżeczkę, ale wyglądało to tak, jakby starała się wziąć jak najmniej, co rozbawiło chłopaka. Podsunęła ją pod nos Davida, który zaraz wsadził ją do ust.

– Takie sobie... waniliowe są najlepsze – podsumował.

– Nieprawda, nie znasz się.

Lilly skończyła, wyszli z lokalu i po chwili byli w wozie. Do miejsca zamieszkania dojechali kilkanaście minut później.

– Chodź, zajdziemy do sklepu – powiedział chłopak i udał się do oddalonego o kilka metrów marketu.

Poszli w kierunku lodówek i David wziął dwa piwa.

– Mogę wziąć chipsy? – zapytała Lilly.

– Weź.

Chwyciła paczkę serowych chrupek i wrzuciła do koszyka. Gdy weszli do mieszkania, akurat dochodziła osiemnasta.

– Leć, pakuj się, tylko migiem – nakazał David i poszedł do kuchni.

Schował jeden trunek do lodówki, a drugi otworzył i pociągnął duży łyk. Skrzywił się trochę, piwo nie było jeszcze dostatecznie schłodzone. Klapnął na kanapie i włączył telewizor. Po chwili Lilly zjawiła się w pokoju z małym plecakiem, który rzuciła w kącie, po czym usadowiła się na nogach brata.

– Sprzątnęłaś ten bajzel, który widnieje od wczoraj? – zapytał chłopak.

– Już nie mam czasu, zaraz przyjedzie tata – wykręcała się dziewczynka.

– Więc kiedy zamierzasz to zrobić?

– Jutro.

Zadzwonił dzwonek do drzwi i małolatka pobiegła otworzyć. Chłopak ruszył się z miejsca, odstawił piwo i zaraz w wejściu do salonu pojawił się wysoki, dobrze zbudowany facet o imieniu Nick.

– Cześć. – Podał rękę synowi. – Co u was?

– Lilly, poczekaj w swoim pokoju – nakazał chłopak.

Usłuchała i poszła do siebie.

– Powiedz swojej lali, że jak jeszcze raz się dowiem, że podniosła głos na małą, to porozmawiam z nią osobiście – Burknął do ojca David.

– Nie rozumiem…

– Nie wiem, co tu jest do rozumienia? Chyba jasno się wyraziłem. Ta suka drze się na twoją córkę, ale nie dziwię się, że nie wiesz, Lilly nie należy do skarżypyt.

– Nic nie wiem o takim zajściu. – Zdziwił się facet.

– No jasne, a kto miał ci opowiedzieć?! Ta pusta suka?

– David, grzeczniej – syknął mężczyzna.

– A z jakiej racji? Kim ona dla mnie jest? Wiedziała, że bierze faceta, który ma dzieci, jeśli nie umie tego uszanować, to niech spierdala. Ale przecież nie może odpuścić sobie twojej kasy, nie? – Wkurzył się chłopak.

– Dobrze, porozmawiam z nią i wszystko będzie, jak należy – zadeklarował Nick.

– Mam nadzieję, bo nie chcę być jej skórze, jak to się powtórzy – ostrzegł David.

– Matka pije? – zapytał mężczyzna.

– Nie, pracuje.

– Synu, nie broń jej, tylko mów prawdę.

– Mówię, do cholery!

– Może jednak Lilly powinna zamieszkać z nami?

– Że co?! Nawet nie próbuj, ona chce mieszkać tu! – wydarł się David.

– Skąd ta pewność?

– Bo znam ją lepiej niż ty!

– Ale ty pracujesz, matka też. Lucy nie pracuje, byłoby łatwiej z odbieraniem Lilly ze szkoły, gotowaniem obiadów i zajmowaniem się nią – kontynuował ojciec.

– O nie! Ona na pewno nie będzie jej wychowywać! – rozkrzyczał się zdenerwowany David.

– Dobra, porozmawiamy o tym, jak Sophie będzie w domu – oświadczył spokojnie Nick

– Jak już swoje powiedziałem! Mała nigdzie się stąd nie ruszy! – syknął, mocno już wyprowadzony z równowagi chłopak.

– Trzymaj. – Mężczyzna podał mu tysiąc dolarów.

– Chcesz mnie przekupić? Nie potrzebuję twojej forsy – fuknął David.

– To żadne przekupstwo, weź. Czyżbyście się nagle wzbogacili? Znowu kradniesz? – zapytał złośliwie ojciec.

– Nie, pracuję. I radzimy sobie bez twojej łaski – powiedział chłopak.

– No weź, dasz matce.

– Ona też nie potrzebuje. Jak już nagle zrobiłeś się takim dobrym tatusiem, to kup za to coś dla małej.

Facet spojrzał na zegarek i krzyknął:

– Lilly, chodź, musimy jechać!

Małolatka za chwilę wyszła i poszła za ojcem.

– O której ją przywieziesz? – zapytał chłopak.

– O osiemnastej – dziewiętnastej.

– Nie pożegnasz się? – rzucił David do siostry, kucając.

Zaraz go uściskała i wyszła z Nickiem z domu.

– Pamiętaj, co powiedziałem i nie zapomnij przekazać tego swojej cipie! – zakomunikował chłopak, stojąc w progu, ale ojciec po chwili zniknął z córką z klatki.

David dokończył piwo i ruszył do pokoju siostry. Posprzątał, zasłał łóżko i wrócił do salonu. Leżał i gapił się w ekran, w którym leciał jakiś serial. Trochę go zainteresował, bo lubił kryminalne, ale po kilku minutach zasnął z pilotem w ręku.

– David – Poczuł szarpanie za lewy bark.

Wiedział, że to matka i nie zamierzał się ani się ruszać, ani otwierać oczu.

– Synku, wstań. – Nadal go zaczepiała, w końcu podniósł powieki. – Chodź, zjesz coś.

– Nie chcę. Która godzina?

– Szesnaście po ósmej.

Ruszył się i usiadł zaspany na łóżku, nie bardzo chciało mu się wstawać. W końcu wstał, wykąpał się, ubrał i ruszył do kuchni. Matka gotowała makaron i jakiś sos.

– Wychodzisz? – zapytała.

– Tak.

– Zaraz będzie spaghetti, zjedz coś.

– Nie chcę, jadłem po pracy. Czy wiesz, że stary chce zabrać Lilly? – zapytał kwaśno David.

– Nie zrobi tego.

– Jesteś pewna? Bo ja nie. Lepiej zarabia i ma większy dom

– To nic, mała chce mieszkać tu, więc nic nie zdziała.

– Nie? Wystarczy, jak powie, że pijesz, i masz pozamiatane. Namyślił się po roku i nagle potrzebna mu córka?! – krzyknął chłopak.

– David, nie denerwuj się. Mówię ci, że nic nie zrobi. Poza tym się nie upijam, już ci powiedziałam.

– Chlasz butelkę wina każdego wieczoru, to nie jest upijanie się?

– Daj już spokój, to przecież nie jest dużo i pomaga na stres.

– Jaki, kurwa, stres?! Powiedz, że lubisz popijać, a nie pieprzysz mi tu o stresie! – ryknął rozdrażniony David i spojrzał na zegarek – dwudziesta trzydzieści.

Wyszedł do salonu i wykręcił numer Leviego.

– Co jest? – Usłyszał w słuchawce.

– Jedziesz samochodem?

– Tak, a co?

– Przyjedź po mnie, mam mało paliwa, zauważyłem dopiero w domu. Nie dojadę w poniedziałek do roboty.

– Dobra, zaraz będę – rzucił kumpel i się rozłączył, a chłopak wrócił do matki.

Wyjął z lodówki piwo, które zaraz otworzył i usiadł przy stole. Milcząc, popijał trunek i patrzył dziwnie na jedzącą kolację kobietę.

– Gdzie idziesz? – zapytała w końcu Sophie.

– Zachlać ryj – warknął chłopak.

– Nie właduj się w jakieś kłopoty.

David się nie odzywał. Po kilku minutach napiętej atmosfery zadzwonił domofon. David otworzył drzwi i po chwili w mieszkania pojawił się Levi.

– Cześć, Sophie! – krzyknął i schował się z Davidem w sypialni.

– Pokaż je, mam drugiego kupca – rzucił przybysz do przyjaciela i wręczył mu resztę zarobku za Mercedesa.

David dał mu kolczyki i schował pieniądze.

– Dobra, jedziemy, koleś czeka.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (11)

  • Joan Tiger miesiąc temu
    Od pierwszego rozdziału było wiadomo, że dziewczyna z knajpy wpadła Davidowi w oko.
    Starsza pani, którą odwiedził, mieszka jak Adamsowie – tylko nieboszczyków brak.
    Dalszy ciąg wykładu dla matki, która idzie w zaparte, odnośnie do alkoholu.
    Ojciec i jego lala, której zapewne dzieci partnera przeszkadzają.
    Już widać, że Dawid pod powłoką dobrego i uczynnego, skrywa diabła, który niebawem wystawi rogi i rozkręci fabułę. :)
  • ZielonoMi miesiąc temu
    Kto wie? Może gdzieś tam biega łapka za ścianą u Betty, to mogłaby chociaż remont zrobić.🤣
  • Sufjen tydzień temu
    Przyjemnie się to czyta - sprawnie napisane, a bohaterowie tacy, że da się ich lubić.
  • ZielonoMi tydzień temu
    Lubisz niegrzeczności? Bo ja piszę niegrzeczności (niektórym to nie w smak). 😁Tak, da się ich lubić, starałam się. Dzięki za odwiedziny.😉
  • Sufjen tydzień temu
    ZielonoMi Mi to tam wsio ryba, czy coś jest grzeczne, czy dla outsiderów. Liczy się technika, fabuła i serducho wkładane w każdy tekst. A tutaj dostrzegam to serducho.
  • ZielonoMi tydzień temu
    Sufjen To taka platonicznie miłość, człowiek się do swoich bohaterów przywiązuje.
  • SzaIej. tydzień temu
    ZielonoMi To fellatio nie opisywałaś na podstawie własnych doświadczeń?
  • ZielonoMi tydzień temu
    SzaIej. Idź utrudniać życie komuś innemu. Jesteś nudny i powtarzalny.
  • ZielonoMi Zadał dosyć ciekawe pytanie jakby nie patrzeć
  • ZielonoMi tydzień temu
    Pracownik lady mięsnej Oczywiście. I tak subtelność słowa...
  • ZielonoMi Widać opisy z życia wzięte chyba.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania