Poprzednie częściZakręty losu cz. 1

Zakręty losu cz. 8

Przebudził go okrzyk: „kolacja!” i do celi wjechało jakieś mięso, gotowana marchewka i chleb. Chłopak nie ruszył posiłku. Położył się na drugim boku, chciał jak najszybciej zasnąć, gdyż dołujące myśli nie dawały mu spokoju. Czuł się trochę osłabiony. Sporo czasu nic nie jadł, lecz jakoś nie mógł zmusić się do kolacji, zwłaszcza takiej. Usnął dopiero po północy.

 

Spał jak zabity, chyba przez złe samopoczucie. Obudził go ponowny okrzyk.

– Śniadanie!

Był otępiały i apatyczny, do tego przybity wydarzeniami ostatnich dni. Spojrzał na talerz stojący na półce w drzwiach – jajecznica, w której tkwiły nawet dwa kawałki bekonu, kawa, pokrojony pomidor i dwie grube kromki chleba.

Zignorował również śniadanie i wrócił do pozycji leżącej. Nudził się, przysypiał więc raz za razem.

– Brooks, wstawaj! – Usłyszał i ciężko ruszył się z miejsca.

– Chyba już wszystko powiedziałem – mruknął.

– Wychodzisz. Wycofano skargę – oznajmił gliniarz i zaprowadził go pod okienko na końcu aresztu.

Stojący za szybą facet oddał mu rzeczy zabrane po przeszukaniu i kazał się podpisać. Policjant zaprowadził go na górę i zostawił przed wyjściowymi drzwiami. Chłopak chciał już wyjść, ale usłyszał:

– Brooks.

Obejrzał się.

– Mam nadzieję, że się więcej nie spotkamy – rzucił z uśmiechem mężczyzna, który go przesłuchiwał.

Davida w tej chwili najmniej obchodziła jego gadka. Wyszedł z komendy, włączył telefon i machnął na taksówkę. Od razu ukazało mu się dziewięć nieodebranych połączeń i dwa sms-y.

Pierwszy od Amy, brzmiący: „David, co się stało? Odezwij się”, drugi też od niej: „David, co się dzieje? Jeszcze cię nie wypuścili? Jak już będziesz mógł, zadzwoń albo napisz”.

Podjechała taksówka i chłopak kazał jechać do szpitala. W aucie odpisał: „Wszystko w porządku”. Po chwili telefon zadzwonił. Niechętnie odebrał.

– David, wypuścili cię? Gdzie jesteś? – zapytała zdenerwowana brunetka.

– Cześć, księżniczko. Jadę do szpitala, ale tylko na chwilę. Jestem wykończony.

– Co się stało? Za co cię zatrzymali?

– Długa historia.

– Mogę przyjechać?

– Amy, nie dziś, jutro do ciebie zajdę.

– Wszystko w porządku? – dopytywała Amy.

– Tak, muszę już kończyć.

– David. Na pewno zajdziesz?

– Tak, obiecuję. Cześć.

Chłopak właśnie utwierdził się w przekonaniu, że nie jest dziewczynie obojętny. Za chwilę dojechali pod szpital i po paru minutach był już w sali przyjaciela.

– Dobry wieczór. Co u niego? – zapytał siedzącą przy łóżku matkę chłopaka.

– Jak widać – mruknęła kobieta.

– Czy w domu wszystko w porządku?

– Tak, Bill siedzi i stanie przed sądem za dwa pobicia. Nie wiem tylko, co będzie, jak dostanie wyrok w zawieszeniu. Boję się. – Annie uderzyła w płacz.

– Wszystko będzie dobrze, nikt cię nie skrzywdzi, obiecuję. Miał już dwa wyroki, nie zawieszą mu kary, pójdzie siedzieć – uspokajał David.

– Mam nadzieję, że masz rację.

Zapadła cisza. Po półgodzinie gapienia się na kumpla chłopak ruszył się z krzesła.

– Muszę spadać, przyjadę jutro. Od której tu jesteś? – zapytał kobietę.

– Od rana.

– Chodź, jadę taksówką, podrzucę cię.

– Zostanę.

– Nie ma mowy, idziemy. – David pociągnął Annie za ramię.

Matka Leviego znała chłopaka od czternastu lat, wiedząc więc, że nie ustąpi, opuściła z nim szpital.

– Chodź, mam samochód – powiedziała i udała się w stronę srebrnej Hondy kombi.

Podwiozła Davida pod miejsce zamieszkania, chłopak ją uściskał i udał się do pobliskiego sklepu. Kupił dużą wódkę, chipsy serowe i butelkę Pepsi. Po kilku minutach przekręcał już klucz w mieszkaniu. Gdy wszedł do korytarza, od razu przybiegła do niego Lilly.

– Gdzie byłeś?! – Przytuliła się mocno.

– Nocowałem u kolegi.

– Boże, David, dobrze, że cię wypuścili – Uścisnęła go matka, która pojawiła się za córką.

Chłopak wykręcił się z uścisku i poszedł do kuchni, schować zakupy do lodówki. Małolatka nie odstępowała go na krok. Usiadł na łóżku w sypialni i spojrzał na zegarek – osiemnasta dwanaście. Czuł się coraz gorzej, wiedział, że musi w końcu coś zjeść. Od prawie trzech dni nie miał nic w ustach.

Apetytu jednak nie było, chciał się tylko napić. Sophie po chwili do niego przyszła.

– Chodź, zjesz kurczaka i ziemniaki. – Pociągnęła go za dłoń.

– Nie chcę.

– Synu, chodź. Ile dni już chodzisz głodny?

Wstał ospale i poszedł z nią do kuchni. Nagrzała mu obiad, ale ledwo wcisnął pół. Lilly siedziała obok i nie odrywała wzroku od brata. Po kilku minutach odsunął talerz i wstał od stołu. Dziewczynka także się podniosła.

– Mała, nie łaź za mną. Muszę się wykąpać – syknął chłopak, dając jej chrupki.

Wziął butelkę i zamknął się w łazience. Nalał wody, wlazł do wanny i odkręcił flaszkę. Siedział tam ponad pół godziny, myśląc ciągle o tym samym. Z butelki ubyła już połowa i chłopaka zaczęło powoli ścinać.

– David, co tam robisz?! – krzyknęła przez drzwi zaniepokojona matka.

– Już wychodzę!

Po kilku chwilach opuścił łazienkę. Usiadł na swoim łóżku i tam kontynuował upijanie się.

– David! – rzuciła pretensjonalnie Sophie, widząc go z wódką.

– Ty będziesz mnie pouczać?! Ty?! Idź stąd! – huknął chłopak i wypchnął kobietę z pokoju.

Wypił następne ćwierć butelki, gdy rozbrzmiał dzwonek. Zatrzasnął nogą drzwi, nie ruszając się z łóżka, lecz po chwili usłyszał głos ojca:

– Ledwo ją przekonałem, rozumiesz?! On podbił jej oko!

David uśmiechnął się pod nosem.

– To wszystko twoja wina! – wrzasnęła Sophie.

– Przestańcie! – Usłyszał wystraszoną siostrę i dopiero teraz ruszył się z miejsca.

Z butelką w dłoni wyszedł z pokoju, opierając się o framugę. Był już pijany. Chwiejnym krokiem udał się do salonu i popchnął ojca do tyłu.

– Wypierdalaj z mojego domu! – wybełkotał niewyraźnie.

– Widzisz?! Sama pijesz i wychowałaś pijaka! – wydarł się Nick i w tej chwili oberwał od Sophie w twarz.

– Masz szczęście, że przekonałem Lucy do wycofania skargi. Ale pamiętaj – drugi raz ci się nie upiecze! – ryknął do syna, który stał przed nim, bujając się na boki.

– Gówno mnie obchodzą jej skargi! Jeśli jeszcze raz dotknie Lilly, skopię ją jak psa, rozumiesz?! – oświadczył wściekły chłopak.

– Pamiętaj, Lilly nie będzie mieszkać w tym chlewie – zagroził mężczyzna.

David chciał uderzyć ojca w twarz, ale gdy się zamachnął, stracił równowagę i wyłożył się jak długi. Butelka wyleciała mu z dłoni i potoczyła się na koniec pokoju.

– No właśnie... o tym mówię! Żeby nie było zaskoczenia – rzekł facet i wyszedł z mieszkania, trzasnąwszy drzwiami.

– David, wstawaj. – Sophie chwyciła chłopaka i podniosła go z podłogi. – Chodź, musisz się przespać. – Poprowadziła go w stronę sypialni, mocno trzymając, gdyż rzucało nim na lewo i prawo.

Położyła syna na łóżku, zdjęła mu spodnie i przykryła kołdrą. Bełkotał pod nosem jakieś niezrozumiałe żale, ale Sophie nie przejmowała się tym zbytnio. Po chwili chłopak grzecznie zamknął oczy i kobieta wyszła z pokoju, nie zamykając drzwi. Widziała, że nie lubi, jak są zamknięte, gdy nie ma gości. David odpłynął w okamgnieniu.

Wyrwał go ze snu głośny krzyk dziecka. Czuł się, jakby ktoś przepuścił go przez maszynkę do mięsa. Głowa nie bolała, ale była okropnie ciężka, do tego miał niesmak suchość w ustach. Wstał ospale, umył zęby, zaspokoił pragnienie i z sokiem w dłoni ruszył ociężale do pokoju siostry. Siedziała pod kołdrą i chlipała. Klapnął obok.

– Co się stało? – Odchylił nakrycie.

– Śniło mi się, że Coco ożył, zaatakował mnie i zaczął gryźć. Miał zielone świecące oczy – wybąkała Lilly, głośno łapiąc powietrze.

Coco – pluszowa brązowa małpka, z którą spała dziewczynka i która w chwili obecnej poszła w zapomnienie na rzecz Pana Cooka, stała na regale obok innych maskotek.

– Daj mi się napić – poprosiła dziewczynka, widząc sok w dłoni brata.

Chłopak przytrzymał jej karton i Lilly wykonała kilka porządnych łyków, nadal pociągając nosem od płaczu.

– Nie płacz, to tylko sen. Już wszystko ok. – David przytulił siostrę. – Śpij już. – Nakrył ją pod szyję i wstał, ale pociągnęła go za rękę.

– Zostań ze mną, dopóki nie zasnę – poprosiła.

– Nie zmieszczę się, Cook zajmuje całą przestrzeń – rzucił wesoło chłopak.

– To odłóż go na biurko.

David pozbył się zabawki i położył obok małolatki. Jej łóżko przeznaczone było dla dorosłego człowieka, więc zmieścili się bez problemu. Lilly wcisnęła głowę pod szyję brata, który leżał i czekał, aż mała zaśnie. Po chwili jednak sam zasnął.

– David, wstawaj, już prawie dziewiąta. – Poczuł ciągnięcie za bark.

Nie zareagował, tylko odwrócił się na bok.

– David, spóźnisz się do pracy. Chodź, zjesz śniadanie. – Sophie namiętnie próbowała przywrócić syna do życia.

Wylazł w końcu z łóżka i spojrzał przez okno. Po kilku chłodnych dniach znów było gorąco. Od razu poczuł zapach smażonego bekonu. Po szybkim prysznicu zasiadł za stołem w kuchni. Kawa stała już zaparzona. Od razu przytulił do niej usta, lecz nie smakowała za dobrze. Siorbał napar powoli, czuł się jak zbity pies. Upijał się bardzo rzadko, dlatego dziś męczył go diabelski kac.

– Więcej ze mną nie śpisz, bo się rozpychasz – wyskoczyła Lilly, z zapchną jajkiem buzią.

– Tak? Zobaczymy. Czemu w nocy nie byłaś taka odważna? – chłopa się uśmiechnął.

– David, muszę mieć pieniądze do szkoły. Idziemy na lody – obwieściła małolatka.

Matka nie dawała tak łatwo podpuszczać się córce, więc ta zawsze przekabacała Davida. Ten często rozpieszczał siostrę, więc wiedziała, że zawsze coś od niego wyciągnie.

– Przecież dałem ci dychę, z której jedzenie kupiłaś tylko raz. Wszystko już wydałaś? – mruknął chłopak.

– Kupowałam soki w szkole.

David poszedł do pokoju i wyciągnął z brudnych od padania na chodnik spodni pogniecione banknoty, kluczyki do pickupa i dokumenty. Wrócił do kuchni.

– Z drobnych mam tylko piątkę. Wystarczy?

– Tak.

Dał dziewczynce pieniądze i zaraz podziękowała. Pod nosem chłopaka pojawił się talerz z jajecznicą, pięcioma plastrami boczku i pokrojonym pomidorem.

– Nie chcę jeść, marnie się czuję – powiedział do matki.

– David, musisz coś zjeść. Ostatnio nic nie jesz, wczorajszej kolacji też nie skończyłeś. Zjedz, chociaż trochę.

Wziął widelec i zaczął skubać potrawę, ale po pierwszym kęsie miał już dość. Mdliło go od kaca i pustego od trzech dni żołądka. Spojrzał na godzinę – wpół do dziesiątej.

– Musisz odprowadzić Lilly, nie mam samochodu – rzekł do matki i wstał z miejsca.

– Dobrze.

Sprawdził zawartość skrytki, w której zostało około sześciu tysięcy i wyszedł z domu.

Szkoda mu było wydawać na taksówkę, ale był tak zmarnowany, że nie miał siły jechać się autobusem. Wykręcił numer taxi i poszedł do sklepu po zimną colę. Transport przyjechał dopiero po kwadransie, dojazd zajął następne tyle, więc dotarł do sklepu po dziesiątej. Ponownie zastał Johna, nie Paula. Mężczyzna od razu wyjechał:

– David, zatrudniłem cię, bo obiecałeś nie pakować się już w kłopoty. Nie dotrzymałeś słowa, do tego nie przyszedłeś wczoraj do pracy i Paul na dwie godziny musiał zamknąć sklep, żeby dostarczyć zakupy. Poza tym spóźniasz się coraz częściej, nie mogę tego dłużej tolerować.

– Zwalniasz mnie? – zapytał zaskoczony chłopak.

– David, potrzebuję odpowiedzialnego pracownika. Nie mogę sobie pozwolić na stratę klientów, sklep i tak ledwo ciągnie – odparł szef.

– Nie wpakowałem się w żadne kłopoty, sprawa się wyjaśniła. Widzisz, że mnie wypuścili.

– Przykro mi – oznajmił facet i dał mu wypłatę za cały miesiąc, choć minęło tylko siedemnaście dni.

– W ciągu pół roku nie pojawiłem się w pracy tylko raz – wczoraj. Czy tu naprawdę chodzi o kilka marnych minut spóźnienia i moją nieobecność, czy o coś innego? – kontynuował David, wskazując palcem sklep Amy.

– Nie, tu nie chodzi o nią, po prostu muszę mieć pewność, że nie będzie więcej niespodzianek – rzekł John.

– Kurwa mać. Moja matka straciła robotę, a teraz ty wywalasz mnie?! I co mam teraz zrobić?! Bank?! – uniósł się wściekły chłopak; nie spodziewał się takiego rozpoczęcia i tak już zepsutego samopoczuciem dnia.

– David, nie przekonuj mnie, zdania nie zmienię. Auta możesz używać, Paul zadzwoni, jak będzie go potrzebował – oznajmił oschle mężczyzna.

– I co?! Zatankuje je wodą?! – krzyknął David i rzucił w faceta kluczykami.

– David. Jak przez jakiś czas nie narozrabiasz, zatrudnię cię z powrotem – powiedział John, nie całkiem sensownie.

– I do tego czasu będę karmił rodzinę powietrzem, tak?! Wiesz co?! Pierdol się! – wrzasnął chłopak i wyszedł z marketu.

Poszedł na tyły budynku, usiadł na schodkach i się rozpłakał. Facet dobił go totalnie. Chciał napić się napoju, ale liznął tylko – w butelce został łyk.

– Kurwa, wszystko jak na złość! – huknął, rzucając opakowaniem w ścianę.

Kac go męczył, nie miał pracy, Levi w szpitalu, miał wszystkiego dość. Siedział i płakał za sklepem dobry kwadrans, w końcu się uspokoił, poczekał, aż czerwień oczu zniknie, wstał i ciężkim marszem udał się do sklepu ukochanej. W środku zajął miejsce na tym samym, co zawsze krześle, z lewej strony lady. Amy zaraz pojawiła się po drugiej stronie.

– Cześć. – Dostał buziaka i zaraz poprosił:

– Daj mi podwójną wódkę z colą.

– David, jest wpół do jedenastej. Chcesz alkohol? Przecież będziesz prowadził.

– Nie będę – mruknął chłopak.

– Co się stało?

– Wywalił mnie. Dasz mi tego drinka?

Amy zrobiła mu trunek i zapytała:

– Za co cię wywalił? Przecież byłeś dobrym pracownikiem.

– Nie wiem i szczerze mówiąc – mam to w dupie.

– Mizernie wyglądasz. Jadłeś śniadanie?

– Nie i nie mam ochoty.

– Usmażę ci stek. Nieduży, zjedz – namawiała dziewczyna.

– Ty usmażysz? – David nieco rozpromieniał.

– Tak. Cindy będzie dopiero za pół godziny.

– Dobrze, to zjem – Chłopak przystał na propozycje i brunetka zniknęła w kuchni.

Na stek zawsze miał ochotę, no i wiedział, że musi w końcu coś przegryźć. Czuł się coraz gorzej, a żar na zewnątrz jeszcze bardziej go rozbrajał. Wyszedł z knajpy i wykręcił numer Jamiego. Kumpel odebrał bardzo szybko.

– Cześć stary. Masz jeszcze tę broń? Nie mogłem wczoraj zajechać, psy mnie zgarnęły – rzekł David.

– Mam.

– Jesteś w domu? To zjem śniadanie i przyjadę.

– Jestem, wpadaj.

– To do zobaczenia.

Wyłączył rozmowę, wrócił do sklepu siedzącej i jednym haustem wypił drinka. W lokalu dało się już wyczuć zapach smażonej wołowiny. Chłopak go uwielbiał. Amy wyszła z kuchni.

– Jeszcze kilka minut. – Uśmiechnęła się.

– Daj mi kawy z mlekiem – poprosił chłopak i dziewczyna zaraz mu podała.

Ponownie zniknęła w kuchni i po kilkunastu sekundach przed dwudziestodwulatkiem wylądował talerz z pachnącym, przypieczonym stekiem, sałatka i grzanki czosnkowe.

– Oszukałaś mnie, to nie jest mała porcja. – Chłopak się uśmiechnął.

Amy odwzajemniła gest.

– Mniejszego nie miałam. Nie marudź, tylko wcinaj. – Dziewczyna przysiadła na stołku po swojej stronie lady.

David ukroił kawałek soczystego mięsa i wyszczerzył zęby w zadowoleniu.

– Skąd wiedziałaś, że lubię krwiste?

– Żadna filozofia, większość facetów takie jada.

Stek był przepyszny. David rozprawił się z nim w kilka minut, podobnie z zieleniną i chrupiącym pieczywem.

– Twoja koleżanka nie ma racji co do twojego gotowania. To było pyszne, dzięki –

– powiedział chłopak, dopijając kawę.

Wyjął pognieciony banknot dwudziestodolarowy i położył na ladzie.

– David. Zabieraj to.

– Nie,, nie możesz cały czas mnie sponsorować, chcę zapłacić – upierał się blondyn.

– Przestań, nie rób jaj. – Amy podsunęła mu pieniądze pod nos.

– Dobra, ale to już ostatni raz. Więcej mnie nie podpuścisz. – Zaśmiał się chłopak.

– Zobaczymy... – odparła wesoło Amy, na niego kątem oka, wycierając którąś z kolei, umytą szklankę.

Davida od dawna męczyła jedna kwestia i kilka razy już się zastanawiał, czy zahaczyć o nią Amy, czy to wypada? W końcu dziś zdobył się na odwagę.

– Księżniczko, muszę cię o coś zapytać, tylko nie zrozum mnie źle... – mruknął trochę niepewnie.

– Słucham.

– Masz kasę. Czemu pół dnia siedzisz w sklepie? Przecież w tym czasie mogłabyś robić wiele ciekawszych rzeczy.

Amy się roześmiała.

– Po pierwsze, to nie ja mam kasę, tylko moi starzy, po drugie, na przykład jakich rzeczy?

– Nie wiem. Plaża, zakupy... lub leniuchować w domu.

– Nie wysiedziałabym w domu, a sklep otworzyłam, bo lubię mieć kontakt z ludźmi, no i przy okazji dałam pracę przyjaciółce – poinformowała dziewczyna.

Zadzwonił telefon chłopaka.

– Halo. – Odebrał i usłyszał matkę:

– David, muszę pojechać w trzy miejsca w sprawie pracy, już się umówiłam. Możesz odebrać małą? Ja nie zdążę, ostatnie spotkanie mam na wpół do czwartej.

– Dobra, odbiorę.

– To cześć. – Sophie urwała połączenie, a młody facet spojrzał na zegarek – jedenasta szesnaście.

– Amy, rozmienisz mi dwudziestkę? Potrzebuję drobnych – poprosił, dając sympatii dwadzieścia dolarów.

Po chwili otrzymał garść monet.

– Inaczej nie mam. Jest wcześnie, nie było klientów – powiedziała dziewczyna.

– Jest ok, dzięki. A teraz mi powiedz, gdzie tu jest przystanek. Zawsze jeździłem samochodem, więc nie mam pojęcia – zapytał David.

– Jakieś sto metrów w stronę plaży.

– Muszę spadać. – Chłopak odkręcił się na krześle, ale tyłka nie podnosił.

– Gdzie twój samochód? – zapytała brunetka.

– To nie był mój samochód.

– Przyjedziesz jeszcze? Zjesz lunch. Grillowaną kanapkę z warzywami i ostrym sosem, sama je uwielbiam.

– Nie wiem, ile mi to zajmie, poza tym marnie się czuję. Nachlałem się wczoraj jak świnia – wyznał blondyn i objął dziewczynę.

Amy ciepło go ucałowała.

– No tak! Trzeba uprzyjemnić sobie pracę! – Rozradowała się wchodząca do lokalu Cindy. – Cześć, przystojniaku! – rzuciła do Davida i zniknęła w wejściu za barem.

– Podobasz jej się – wyjechała Amy z uśmiechem na twarzy i chłopak się roześmiał; wyczuł nutkę zazdrości.

Po chwili wstał ze słowami:

– Muszę już jechać.

– Poczekaj... – poprosiła Amy, sięgając pod ladę. – Trzymaj. – Podała Davidowi kluczyki od swego wozu.

Zaskoczyła go, więc na chwilę zamilkł.

– No bierz, szybciej wszystko załatwisz. Jest gorąco, w autobusie nie będzie zbyt przyjemnie. – Dziewczyna wcisnęła mu w dłoń breloczek z okrągłym logo Bmw. – Przecież ja i tak na razie go nie potrzebuję.

– Amy, to daleko, pójdzie dużo paliwa – bąknął zaskoczony chłopak.

– Nie martw się paliwem, ok?

– Dobra, dzięki. Postaram się wyrobić do dwóch godzin. – David złożył całusa na jej ustach sympatii i wyszedł z lokalu.

Wsiadł za kółko i od zaczął rozglądać się za guzikiem od dachu. Znalazł go po chwili i złożył ciemnoszare pokrycie. Słońce paliło, nie miał chęci się smażyć.

Ruszył gwałtownie. Pod niechlujnie wyglądającą dzielnicę, gdzie mieszkał Jamie, dojechał po dwudziestu minutach. Kumpel siedział w towarzystwie wysokiego kolesia na podartej kanapie, ustawionej pod ścianą budynku. Widząc Davida w sportowym aucie od razu wstał i podszedł do wozu

– Kurwa, stary, skąd masz taki wózek? Skroiłeś? – Podał rękę kierowcy z niemałym zdumieniem w na twarzy i zaraz zaciągnął się kolejną porcją skręta.

– Pożyczyłem. Wsiadaj – rozkazał David i Jamie wsiadł do samochodu. – On zaraz wróci! – krzyknął do łysego typka i ruszył ostro.

– Gdzie jedziemy? – zapytał Jamie.

– Chcę ci pokazać jedno miejsce, zobaczysz, czy poradzisz sobie z alarmem.

– Niezła fura. Masz znajomości wśród bogaczy? – dopytywał pasażer.

– Nie, laska mi pożyczyła.

Jamie się roześmiał.

– Co to za dupa? Tak samo niezła jak samochód?

– Lepsza. – David się uśmiechnął.

– No, stary, nieźle się ustawiłeś.

– Wywal już to gówno! Jarasz na zapas?! – Zniesmaczył się kierowca, zmieniając temat i Jamie zaraz wyrzucił niedopałek.

Po paru minutach dojechali w dzielnicę przemysłową, przy miastowym porcie. David skręcił na ogromny plac i zatrzymał się pod niedużym, odrapanym budynkiem, od strony wejścia dla pracowników. Jamie wysiadł i podszedł do skrzynki zawieszonej nad drzwiami. Przejechał wzrokiem po wychodzących z niej kabelkach i zaraz wrócił do kabrioletu. David ruszył i zatrzymał się sto metrów dalej, przy samym oceanie.

– Co tam jest? – zapytał Jamie.

– Akcesoria samochodowe. Dokładnie chodzi mi o radia. Jest ich dość sporo i wszystkie markowe. Będzie trochę grosza. Miejsce idealne, sam widzisz, jakie zadupie –

– wyjaśnił David.

– Ten alarm to przeżytek, rozprawię się z nim w kilka sekund. Kiedy chcesz go oczyścić?

– Sam nie wiem. Miałem go zrobić z Levim, ale sam widzisz. Nie będę czekał, potrzebuję kasy, muszę kupić jakiś wóz, i to szybko.

– Dobra, pomyślimy, co z tym zrobić. Dasz znać, co i jak – rzekł Jamie.

Gdy dojechali pod kamienice chłopaka, Jamie od razu poszedł do domu i po chwili przyniósł Davidowi czarnego glocka, ukrytego w papierowej torbie, którą David schował pod siedzenie.

– Kupiłem trochę taniej, więc za pozostałą kasę dołożyłem ci drugi, pełny magazynek i naboje – pochwalił się Jamie.

– Super, dzięki. Jeśli wchodzisz w hurtownię, na dniach dam ci znać.

– Jasne, że wchodzę. Z tym antykiem nad drzwiami? Sama się prosi, żeby ją ojebać – oświadczył starszy a chłopaków kumpel i ruszył w stronę kanapy.

– Jamie! – krzyknął jeszcze David i chłopak wrócił.

– Masz jeszcze zielsko? Daj mi na skręta.

– Poczekaj.

Po chwili David otrzymał marihuanę i dopiero teraz, zadowolony, odjechał.

 

Wszedł do mieszkania, schował trawę i broń w podłodze i wrócił do auta. Po niecałym kwadransie dojechał na przedmieścia i zaparkował pod domem Betty, do którego zaraz zapukał. Otworzyła mu i od razu zdziwienie pojawiło się na jej twarzy.

– David? Nic nie zamawiałam – powiedziała z uśmiechem.

– Obiecałem cię odwiedzić, ale być może przeszkadzam, to przepraszam – rzekł David i już chciał wracać do wozu, ale staruszka go zatrzymała.

– Nie przeszkadzasz, po prostu mnie zaskoczyłeś – powiedziała, operując swoją ciepłą, przyjemną miną.

Chłopak wszedł do kuchni i usiadł przy stole, jak zwykle od strony wejścia. Zapytał bez ogródek:

– Zastanowiłaś się, co do remontu? Potrzebuję pracy, i to szybko.

– Co się stało? A sklep?

– Już tam nie pracuję.

– Dlaczego? – Betty włączyła czajnik.

– Nie przyszedłem jeden dzień i facet mnie wywalił.

– Nie rozumiem, za jeden dzień? Musiał być inny powód.

– Tak, zwinęła mnie policja, ale może być też coś innego... dziewczyna z naprzeciwka.

– Policja? Za co? David, znowu rozrabiasz? Rozmawiałeś z szefem, prosiłeś, żeby cię nie zwalniał – kontynuowała zaniepokojona kobieta.

– Jasne. Nie lubię się płaszczyć, choć tym razem musiałem. On, niestety, mnie zignorował. A policja? Podbiłem oko suce, która nastąpiła mi na odcisk – wyjaśnił chłopak, nie przebierając w słowach.

– David, nie pakuj się w kłopoty. Miły z ciebie chłopak, nie chcę, żeby cię zamknęli – poprosiła Bettty, wyraźnie przejęta. – Dobrze, zróbmy ten remont. Ile czasu to zajmie?

– Nie wiem, kumpel jest w szpitalu, więc działam w pojedynkę. Trzeba zedrzeć starą farbę i przygotować ściany pod malowanie. To łatwa robota. Nie wiem, ile czasu, okaże się po skończeniu. Postaram się zrobić to szybko, nie chcę cię naciągać.

– No dobrze. A ile mam ci zapłacić?

– Myślę, że trzydzieści dolców dziennie to dobra stawka. Starczy mi na utrzymanie domu – odparł David.

– Trzydzieści? Przecież to ciężka praca i nieadekwatna do niej, śmieszna suma – zdziwiła się kobieta.

– Dla mnie wystarczy.

– Dobrze, więc umówimy się na pięćdziesiąt. Czego się napijesz? – zapytała gospodyni.

– Niczego, dziękuję. Zaraz muszę wracać. Przyjechałem nie swoim wozem, muszę go zwrócić – oświadczył chłopak.

– A gdzie twoje auto?

– To był samochód szefa, nie chciałem dłużej nim jeździć.

– Chodź ze mną. – Betty ruszyła w stronę drzwi, spojrzawszy nakazująco, więc David ruszył za nią.

Weszli do garażu.

– Widziałeś już ten wóz, gdy brałeś kosiarkę. – Kobieta pokazała chłopakowi zadbaną, wiśniową mazdę. – Możesz z niej korzystać, ja na razie i tak nie jeżdżę. Jak będę potrzebować zakupów, to mi zrobisz.

– Chcesz pożyczyć mi samochód? – David się roześmiał. – Przecież nic o mnie nie wiesz, nie boisz się? Zwłaszcza, że wiesz, iż nie należę do grzecznych chłopców.

– To nic. Nie sądzę, abyś mi go ukradł. – Betty również się zaśmiała.

– Betty, to nie ma sensu, ja nawet nie mam na paliwo. Będę przyjeżdżał autobusem – rzekł David.

– Przecież to kawał drogi, a z paliwem sobie poradzimy. Na razie ma pełny bak –

– przekonywała staruszka.

– Dobrze, przemyślę to, a teraz muszę uciekać. Jeśli mogę, zacznę jutro.

– W porządku. Ale chyba potrzebne ci jakieś narzędzia, a ja nic nie mam.

– Kupię, kosztują zaledwie parę groszy.

– Zaczekaj chwilę... – zarządziła Betty i poszła do domu.

Po chwili wręczyła chłopakowi dwieście dolarów.

– To chyba wystarczy?

– Za dużo, na razie muszę kupić tylko kilka rzeczy.

– Weź, w razie jakbyś musiał w międzyczasie coś dokupić.

– Ok. – David wziął pieniądze – Muszę jechać. Wolałbym przyjechać wcześnie rano, o czwartej odbieram siostrę. O której wstajesz? Mogę przyjechać o siódmej? – zapytał.

– Oczywiście, nie ma problemu.

– Dobrze, to do jutra – Chłopak się pożegnał się i zaraz siedział w aucie.

Dochodziła czternasta. David podczas rozmowy ze staruszką zapomniał na chwilę o parszywym samopoczuciu, ale w samochodzie znów go dopadło. Po kwadransie był już w mieście, minął jednak market Amy i pojechał dalej. Dziesięć minut później zaparkował pod szpitalem i niedługo był pod salą. Zastał jak zwykle umęczoną, drzemiącą w fotelu Ann. Nie budził jej, tylko klapnął na krześle. Lavi nadal spał i David znowu posmutniał.

Nie siedział długo, kwadrans przed piętnastą ruszył się z miejsca i dopiero wtedy szarpnął kobietę. Otworzyła zmęczone oczy.

– Ann, znowu tu przesiadujesz? Wykończysz się. Odpuść na trochę dni, jemu nie pomoże twoja męka – wyskoczył pretensjonalnie.

– Nic mi nie jest.

– Ann, dlaczego jesteś taka uparta? Chcesz mnie zdenerwować? Wstajesz i jedziesz do domu. I jeśli zobaczę cię tu przez najbliższe dwa dni, niewyspaną, to naprawdę się pogniewamy, rozumiesz?! – Chłopak podniósł głos.

– Dobrze, niech będzie, ale przyjeżdżam pojutrze – oświadczyła kobieta.

– W porządku.

Wyszli ze szpitala rozeszli się do swoich aut. Piętnaście minut później chłopak był już pod sklepem ukochanej. Szybko wszedł i oddał Amy kluczyki.

– Dzięki. Muszę spadać, odebrać gówniarę – wyjaśnił.

– Czemu nie pojechałeś samochodem? – zapytała dziewczyna.

– Nie! Dość już tego sponsoringu! – wzburzył się chłopak. – O której zamykasz? Jak będziesz miała chęć, wpadnij do mnie – poprosił.

– O szóstej. Nie wiem, czy zajadę, ale się postaram.

David dał sympatii głębokiego całusa i zniknął. Na przystanek było bardzo blisko, doszedł tam w kilka minut. Dochodziła piętnasta dwadzieścia sześć i David bał się, że nie zdąży. Wstydził się jednak wrócić po i powoli zaczął żałować, że nie odebrał Lilly od razu.

Autobus podjechał po sześciu minutach. Jak chłopak do niego wsiadł, od razu uderzył w niego zaduch. Maleńkie pootwierane okienka nie dawały żadnego przewiewu, a klimatyzacja była wyłączona. Chłopak po kilku minutach jazdy znów poczuł się słabo, przy czym palące powietrze i kołysanie autobusu sprawiły, że zasnął.

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Joan Tiger ponad tydzień temu
    Piątek trzynastego – ciąg dalszy. Atmosfera gęstnieje i sprawy nie idą w dobrym kierunku. Ojciec Davida coraz częściej grozi. Nadejdzie dzień, że mała zamieszka z nim, co Davida dobije.
    Stracił pracę, zacznie kombinować… Ma wokół siebie dobrych ludzi, którzy mu pomagają. Duma dumą, ale czasami trzeba ją schować do kieszeni. :)
  • ZielonoMi ponad tydzień temu
    😘😘😘
  • Mr. T ponad tydzień temu
    Nudne i bez wyrazu.
  • ZielonoMi ponad tydzień temu
    Masz prawp tak sądzić.
  • ZielonoMi ponad tydzień temu
    Prawo*

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania