Blizna z przeszłości, rozdział 3.
Tego było za wiele. Czułam się ogromnie przytłoczona tymi niezwykle realistycznymi snami, dlatego postanowiłam się wybrać na spacer, pomimo tego, że listopadowa pogoda nie zachęcała do wyjścia z domu. Na dworze wiał zimny wiatr z północy. W powietrzu tańczyły pierwsze płatki śniegu. Ubrałam się w ciemnozieloną parkę, a na nogi wciągnęłam krótkie botki z futerkiem.
Idąc ulicą, przyglądałam się mijanym osobom, by odciągnąć swoje myśli od tego, co wydarzyło się w domu. Miałam szczęście, że dzisiaj nie musiałam pomagać w pijalni. Wiedziałam, że po tym wszystkim nie potrafiłabym skupić się na swojej pracy.
Nagle, nie wiedzieć czemu, moją uwagę przyciągnął mężczyzna biegnący w moją stronę. Znów coś poczęło się dziać.
W oddali dostrzegłam przepiękny wschód słońca, który rozpędzał mgłę wiszącą nad polami. W powietrzu unosił się zapach jabłek. Słysząc znajomy śpiew ptaków, poczułam się bezpieczna i szczęśliwa. Potem ten cudowny obraz został przerwany przez krzyk młodego człowieka, który uciekał w tylko sobie znanym kierunku:
- Ludzie, uciekajcie! Mordują!
Postanowiłam jak najszybciej wrócić do domu, by ostrzec rodzinę o nadchodzącym niebezpieczeństwie, ale wtedy znów znalazłam się w rzeczywistym świecie.
Do gardła gwałtownie podeszły mi mdłości, a przed oczami zatańczyły cienie. Oparłam się o pień najbliższego drzewa i zaczęłam głęboko oddychać. Chciałam jednocześnie płakać i krzyczeć, ale koniec końców nie zdecydowałam się na żadne z tych rozwiązań.
- Dobrze się czujesz? - usłyszałam pytanie i wtem ktoś dotknął mojego ramienia.
Wzdrygnęłam się i odwróciłam głowę, by spojrzeć na chłopaka o jasnobrązowych włosach, który z troską wypisaną w zielonych oczach spoglądał na moją twarz.
Zdawało mi się, że gdzieś już widziałam, ale w tamtej chwili nie potrafiłam skojarzyć, gdzie.
- Tak – odpowiedziałam, lecz w następnej chwili poczułam tak silny ból brzucha, że zgięłam się wpół.
- Właśnie widzę – zdążyłam usłyszeć jego sarkastyczny głos, a potem zapadła ciemność.
***
Obudziłam się, czując na czole chłodny okład. Otworzyłam oczy i półprzytomnym spojrzeniem ogarnęłam otoczenie dookoła siebie. Na początku go nie rozpoznawałam, lecz po dłuższej chwili dotarło do mnie, że znajduję się w biurze pijalni. Siedziałam w fotelu, z nogami opartymi na stołku.
Odchrząknęłam i zapytałam samą siebie:
- Co ja tu robię? Jak się tutaj znalazłam?
Postać mamy pojawiła się gwałtownie przede mną. Chwyciłam się za serce, powstrzymując się od okrzyku przerażenia.
- Zemdlałaś – powiedziała, po czym zmarszczyła nos.
W tej chwili wiedziałam, że była na mnie zła, ale z drugiej strony, czy to była moja wina? Nic nie mogłam poradzić. Przecież nie miałam kontroli nad tym, co się ze mną działo.
- Miałaś szczęście, że syn naszych sąsiadów akurat przechodził tamtędy. Wolę nie wiedzieć, jak mogło się to skończyć – lamentowała i nerwowym gestem wsunęła pasemko czarnych, krótkich włosów za ucho.
- Przepraszam – wymamrotałam, zdejmując wilgotną szmatkę z czoła i kładąc stopy na zimnej podłodze.
Rozumiałam dobrze emocje mamy: w pijalni było dość pracy, a ja przysparzałam rodzicom zmartwień. Było mi głupio z powodu mojego nieodpowiedzialnego zachowania.
Mama złagodniała, kiedy zobaczyła moją przygnębioną minę, po czym uśmiechnęła się do mnie w pokrzepiający sposób. Starałam się odpowiedzieć tym samym, ale nie zdołałam.
- Umówiłam cię na wizytę u lekarza – mówiła. - Nie można tego zlekceważyć.
Już otwierałam usta, by zaprotestować, ale widząc jej wyraz twarzy, dałam za wygraną. Wiedziałam też, że wizyta u zwykłego doktora nie miała raczej sensu, ale to przemilczałam.
- Wszystko będzie dobrze – starała się mnie pocieszyć, widząc moje przygnębienie.
Tak bardzo chciałam w to uwierzyć.
***
Przepraszam, że tak rzadko dodaję kolejne części tego opowiadania, ale zwyczajnie mam ogromne problemy z pisaniem go. Staram się to zwalczać, jak mogę, więc mam nadzieję, że mi to wybaczycie. Czekam na Wasze opinie :)
Komentarze (5)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania