Blizna z przeszłości, rozdział 1.
Hej, chwilowo postanowiłam odpocząć od wampirów i "Złego ducha", więc napisałam te oto opowiadanie, które już od jakiegoś czasu "chodziło" mi po głowie. Będzie miało ono związek z historią i mam nadzieję, że Wam to połączenie się spodoba. Bardzo proszę Was o szczere opinie na temat tego, co napisałam. Miłego czytania i pozdrawiam :)
***
Nie od razu rozpoznałam tę spokojną i powolną melodię. Dopiero po jakiejś minucie uświadomiłam sobie, że skądś ją znam, lecz nie potrafiłam przypomnieć sobie, skąd. Rozejrzałam się po sali w poszukiwaniu jej źródła, ale potrafiłam go odnaleźć.
Moje serce zaczęło bić gwałtowniej, lecz jednocześnie w duszy czułam szczęście i błogość, zupełnie, jakby ta intonacja na mnie dobrze oddziaływała. Przed oczami zaczęły mi przelatywać setki wspomnień, jakiś rozmytych obrazów, których kompletnie nie rozpoznawałam, jakby nie należały do mnie.
Wtedy ktoś dotknął mojego ramienia. Drgnęłam, jak gdyby poraził mnie prąd i spojrzałam na młodszą siostrę, Wiolę.
- Wszystko w porządku? - zapytała mnie, wpatrując się we mnie tak intensywnie swoimi dużymi, szarymi oczami, że aż poczułam się nieswojo.
Przełknęłam ślinę i pokiwałam głową. Znów byłam w rzeczywistym świecie, lecz czułam się lekko zamroczona, jakbym zażyła jakiś narkotyk.
- W takim razie bierz się do roboty – syknęła mi siostra wprost do ucha, po czym, zarzucając kaskadą brązowych loków, odwróciła się na pięcie i odeszła.
Te słowa były niczym kubeł zimnej wody wylany na moją głowę. Na dobre powróciłam. Z nienawiścią zaczęłam wpatrywać się w jej plecy, marząc by mój wzrok wypalił na nich jakiś znak.
Moja kochana siostrzyczka miała zaledwie szesnaście lat, a już zaczynała rozstawiać ludzi po kątach. Ostatnio jej ulubionym zajęciem było wydawanie rozkazów innym, nie oszczędzając przy tym nikogo z rodziny. Z naszej dwójki to ja byłam tą spokojniejszą i bardziej odpowiedzialną, przez co często rodzice obarczali mnie obowiązkami, z którymi czasami nie potrafiłam sobie poradzić.
Szybko dokończyłam przecieranie blatu stolika i uciekłam za ladę, po czym zajęłam się przyjmowaniem zamówień, z czym, jak się okazało, siostra nie do końca dawała sobie radę. Odesłałam Wiolę, by zajęła się roznoszeniem gorącej czekolady klientom.
Był piątek. Chłodny, listopadowy dzień. Nasz rodzinna pijalnia czekolady była wypełniona po brzegi. Każdy zwolniony stolik natychmiast był zajmowany.
W pijalni kręciło się mnóstwo moich znajomych z liceum, więc stanie za ladą było dla mnie poniekąd na rękę. Nie chciałabym zaliczyć wpadki przy którymś z nich.
***
Około dwudziestej pierwszej wróciłam z Wiolką do pustego domu. Rodzice jak zwykle mieli wrócić później, gdyż musieli dopilnować interesu.
Moja siostra od razu skierowała się do swojego pokoju. Wymamrotała niewyraźne „dobranoc” i zamknęła za sobą drzwi. Nie dziwiłam się jej. Sama ledwie widziałam na oczy, lecz postanowiłam jeszcze sporządzić dla mamy i taty jakąś lekką kolację, by mogli wcześniej położyć się spać.
Podczas robienia sałatki moje myśli powróciły do tej niezwykłej melodii, którą usłyszałam w pijalni. Jaka szkoda, że nie odnalazłam osoby, która ją nuciła. Może wtedy otrzymałabym jakiekolwiek wyjaśnienie, które by mi pomogło.
Po tym, jak wstawiłam gotowe jedzenie do lodówki, byłam tak zmordowana, że nie miałam siły na to, by zawlec się do swojego pokoju, więc po prostu położyłam się na kanapie i okryłam cienkim kocem.
Ledwie zamknęłam oczy, sen wziął mnie w swoje objęcia.
We śnie kroczyłam jakąś drogą, dłońmi obejmowałam swój lewy bok. Spomiędzy palców wypływała mi krew. Ból czułam w całym ciele. Cudem było to, że w ogóle mogłam chodzić.
Wiatr niósł ze sobą metaliczny zapach. Krwawą łunę, którą widziałam w oddali, odczytałam jako zwiastun śmierci i nadchodzącego niebezpieczeństwa.
Wtem potknęłam się o coś i poleciałam w przód. Boleść eksplodowała we mnie, niczym bomba. Skomląc cicho, niczym zwierzę w pułapce, popatrzyłam na to, o co się wywróciłam. Mdłości podeszły mi do gardła, kiedy zobaczyłam wpatrzone we mnie martwe oczy dziecka z rozprutym brzuchem. Była to dziewczynka, z długimi, ciemnymi włoskami, lepkimi od posoki.
Przyłożyłam zaciśniętą pięść do ust, by nie zacząć krzyczeć i powoli podczołgałam się do ciała dziecka. Delikatnie położyłam zakrwawioną główkę dziewczynki na kolanach i zaczęłam cicho łkać.
W tym momencie się obudziłam.
Komentarze (15)
Więcej uczuć wplataj w wydarzenia. Poza tym podobało mi się i zostawiam 4.
Czasem dobrze jest wrzucić coś innego :)
cztyry czy pińć?
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania