Charyzmatyk II - Wyspa Kukułek, rozdział 7

    Zapalniczka zgasła.

    Stał pośrodku lasu, wszystkie drzewa dookoła były ogołocone z liści - wyścielały całą ziemię dookoła niczym wilgotny, przegniły dywan. Pachniało zbutwiałym drewnem i umierającą naturą, a wraz z posiniaczonym, smutnym niebem i lepką mgłą cały krajobraz sumował się w krótkiej konkluzji.

    To była jesień. Koen był przekonany, że to jesień.

    Nagie, poczerniałe drzewa celowały oskarżycielsko w niebo. Przywodziły egzorcyście na myśl pióra upadłych aniołów, wbite jak pale. Czekały na wniebowzięcie. Albo na ofiarę.

Z szarych oparów wyłoniły się dwie postacie. Strass rozróżnił kobiece sylwetki, jedna z nich trzymała dziecko na rękach. Ubrane były niczym córki drwala - w przetarte, stare jeansy i koszule tak kraciaste, że na upartego można było zagrać na nich partię warcabów. Nawet na stopach miały robocze, ciężkie buciory. Z jakiegoś powodu wiedział, że były siostrami. Z jakiegoś powodu czuł ich rozpacz i smutek.

Dziecko rozglądało się dookoła zaniepokojone, ściskając dłoń matki. Była jedyną osobą, której ufało na tym cmentarzysku natury.

Miejsce, gdzie drzewa przychodziły umrzeć. Ta nazwa rozbrzmiała w głowie Koena znikąd, jakby nagle przypomniał sobie stare wspomnienie.

Zimny, nieprzyjemny skurcz wykręcił mu wnętrzności, kiedy kobiety przechodziły tuż obok niego, nawet go nie dostrzegając. Nie to go jednak przeraziło - rozpoznał je.

Katrina i Marta.

- Moja siostra, Celestia. I ja. Rozalia. - Marta pojawiła się tuż obok niego. Zdał sobie sprawę, że to wspomnienie, że w gruncie rzeczy nie może nic zrobić. Dzielił w tej chwili ze zjawą wszystkie emocje i zakamarki pamięci, ale to ona się przed nim otwierała. On był w tej chwili nieistotny. Był obserwatorem i narzędziem jednocześnie.

    Miał patrzeć jak giną. Miał zrozumieć i uzbroić się w wiedzę.

    Kobiety stanęły pod jednym z drzew. Widział nerwowość w ich ruchach, niepewność w oczach, bezradność i desperację w oczach. Na inne emocje miejsca już nie zostało.

    Z mgły wyłonił się mężczyzna. Szorstka uroda i ostre rysy twarzy sprawiały, że idealnie wkomponował się w otoczenie.

- Gabriel - przedstawiła go zjawa. - Morderca i dzieciorób. Matka powiedziała mi kiedyś, by nie ufać ślicznym twarzom. Nigdy nie są lojalne. Problem w tym…

- ... że w ty też brzydkie nie jesteście - dokończył sucho Koen, patrząc jak mężczyzna podchodzi do sióstr.

    Dopiero kiedy zobaczył jak rozmawiają, zdał sobie sprawę, że nic nie słyszy. Na polanie panowała absolutna cisza - ani szumu wiatru, ani plusku wody, trzasku gałęzi czy podniesionych głosów. Zupełnie jakby istniała tutaj akustyczna czarna dziura, która wessała wszelkie możliwe dźwięki.

    Nawet powietrze wydawało się martwe.

    Marta odczytała jego emocje.

- Przepraszam. Tak to po prostu pamiętam. Cicho. - Nie potrafił odgadnąć, czy usprawiedliwiała się przed nim czy też go po prostu informowała.

Kobiety zaczęły kłócić się z mężczyzną. Nie potrzebował głosów, by to zauważyć - atmosfera zgęstniała, ruchy stały się gwałtowne i agresywne, wrogość wisiała w powietrzu, krążyła niczym śmierć z kosą i czekała, by uderzyć. Kobiety wskazywały na dziecko, celowały oskarżycielsko w mężczyznę, ten bronił się, cofał o krok po czym znów wracał i odpierał ataki. Aż w końcu nastąpiło przełamanie. Powiedział coś, co na sekundę zatrzymało cały świat.

- Dziewczynka, którą Celestia trzyma jest jej i Gabriela. Nasi rodzicie właśnie zginęli w wypadku. Mama była pijana. Uderzyła w ciężarówkę z kłodami. Drzewa ich zmiażdżyły.

    Nic dookoła się nie poruszało, kiedy Marta mówiła. Koen nie mógł jednak oderwać wzroku od zamrożonej w ułamku chwili sceny.

- Chciałyśmy zmusić go do płacenia za dziecko. Użyć Salem jako karty przetargowej. Gabriel miał opinię monogamisty i świętoszka - prychnęła pogardliwie. Najwyraźniej nie był tym, za kogo wszyscy go uważali. - Zaręczył się z inną. Nawet nie pamiętam jej imienia. Wydawała się bez znaczenia.

    Przerwała na moment. Świat dalej nie ruszył się z miejsca. Trwał, czekając aż zjawa skończy opowiadać egzorcyście swoją historię.

- I wtedy powiedział coś, co miało pozostać tajemnicą na zawsze. Coś, co złamało serce mojej siostrze. I mi.

    Do Koena dotarła kolejna cząstka jej wspomnień, myśl przeszyła ostrym, piekącym impulsem nawet czubki palców.

- Salem nie była jedynym dzieckiem, które Gabriel spłodził.

- Nikolai - wykrztusił charyzmatyk. Powoli zaczynało się to kleić. Powoli. Jego mózg nie był tak szybki jak odrzutowy silnik w głowie Sylvie.

- Tak. Głupi błąd. Na długo przed Salem. - Marta, jak dalej nazywał ją w swojej głowie, wydawała się nieporuszona. Nie wiedział, czy to wynikało z jej duchowej natury, może nieumarli i paranormalni nie byli w stanie odczuwać emocji tak, jak kiedyś. A może po prostu pogodziła się już ze wszystkimi żalami. Miała na to sporo czasu. Kontynuowała: - Celestia spanikowała. Nie wiedziała komu ufać. Chciała uciec. Powiedzieć wszystkim jakim człowiekiem jest Gabriel. Zadać mu ból. Sprawić, by krwawił. Może nawet doprowadzić do jego samobójstwa - zawahała się - z pewnością doprowadzić do jego samobójstwa.

    Scena poruszyła się. Kobiety zaczęły wrzeszczeć na siebie, Gabriel odstąpił od nich gwałtownie, przerażony tym, co wywołał. Powietrze wibrowało, coś zbliżało się, opadało na nich ze szponami i kłami. Koen odruchowo spojrzał w górę, lecz mgła oblepiła ciasno główny teatr zdarzeń - mógł patrzeć tylko w jednym kierunku.

    Celestia-Katrina przytuliła dziecko do piersi i rzuciła się do ucieczki. Nie przestawała krzyczeć. Egzorcysta na darmo próbował odczytać słowa z jej ust - cisza przed śmiercią wwiercała się w uszy nieustającym szumem, nie potrafił się skupić.

    I wtedy to dostrzegł w oczach Gabriela. Ten błysk, który czasem widział u zjaw i dusz morderców, kiedy ich egzorcyzmował. Wydobywał się gdzieś z głębi, jakby w źrenicach nagle otwierała się nowa zapadka, wcześniej zamknięte wrota ze wszystkimi myślami, które kłębią się tuż za czaszką.

    Instynktowna żądza mordu.

    Pistolet znikąd pojawił się w jego dłoni. Miał go ze sobą od początku. Czyli liczył się z taką opcją jeszcze zanim przyszedł na spotkanie z siostrami.

    Huk strzału wydawał się znacznie głośniejszy, kiedy rozerwał głuchą ciszę.

    Celestia upadła, ciężkie buciory zsunęły się z jej stóp, dziecko wysunęło z ramion i plusnęło w moczary. Jeszcze zanim upadła widział na jej twarzy przerażenie i panikę. Nie przed śmiercią. Przed życiem Salem. Wyciągnęła rozpaczliwie palce w kierunku, gdzie rozchodziły się kręgi w wodzie.

    Pachniało jesiennymi liśćmi.

    Drugi strzał wyrwał dziurę w jej głowie. Padła bez życia, wstrząs poderwał na moment jej ciało jak szmacianą lalkę.

- Teraz ja - powiedziała Marta.

    Rozalia krzyknęła - tego krzyku już nie słyszał - i rzuciła się na Gabriela. Mężczyzna strzelił dwa razy w klatkę piersiową, karminowa mgiełka prysnęła z pleców, kiedy pociski przeszły na wylot. Kobieta upadała powoli, jakby powietrze pod nią nagle stało się znacznie cięższe i unosiło przez chwilę jej ciało na powierzchni. Tak, jak upada anioł pozbawiony skrzydeł.

- Teraz mój brat, Kasjan. I moje dziecko.

Z mgły wyłoniły się kolejne dwie sylwetki. Pucułowata, poznaczona trądzikiem twarz nastolatka wykrzywiła się w grymasie przerażenia i niedowierzania. Szok przeszedł przez jego ciałem skurczem i dreszczem, zmaterializował się w zaciśniętych pięściach i znalazł ujście w jedynym stojącym na placu boju - Gabrielu.

Koen spojrzał na dziecko. Rozpoznał pięcio-sześcioletniego Nikolaia. Malec pojawił

się ledwie na moment - widząc trupy i uzbrojonego napastnika krzyknął tylko, puścił rękę wujka i zniknął we mgle.

- Dobrze zrobił - westchnęła Marta. Do jego świadomości wkradła się odrobina jej uczuć, głównie matczynej troski i rozczarowania. - I wyparł wszystko z pamięci.

- Niko nie pamięta, co się stało?

- A myślisz, że prowadziłby hotel, gdyby pamiętał?

    Scena ruszyła dalej. Brat martwych sióstr - Kasjan - tylko przez moment stał, wodząc wzrokiem po trupach. Nim zdołał się chociaż ruszyć, nabój uderzył go w pierś, szkarłatna struga bryzgnęła z piersi. Po niej druga. I trzecia.

    Kasjan padł na kolana, trzęsąc się i drgając w konwulsjach, zbroczony krwią. Nie zasługiwał na śmierć. Koenowi było go szkoda.

    Gabriel wypuścił broń z rąk. Egzorcysta próbował odczytać z jego twarzy cokolwiek - szok, strach, panikę, kiedy zdał sobie sprawę, co zrobił. Nic takiego się nie pojawiło, prócz ponurej determinacji i morderczego zacięcia. Ten mężczyzna już przekroczył swoją krawędź i skoczył. I pewnie już nie wróci.

    Nastolatek upadł w końcu na twarz, lądując w błocie i liściach.

    Salem się utopiła.

    Koen mrugnął. Sceneria zmieniła się, przypominała teraz losowo wyrzucone z rolki filmowej kadry czyjegoś życia - wielu żyć. Domy, zaręczyny, śluby, pogrzeby, śmierci, myśli samobójcze, rozstania, rozwody, patrzenie jak dzieci dorastają i wyjeżdżają, wspólne niedzielne obiady po kościele, prace, wspomnienia, podróże, sentymenty. I za każdym razem ten sam koniec - Wyspa Kukułek. Strass dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że na każdym obrazie widzi w tle jedną i tę samą postać - Katrinę. Celestię. Żywiła się. Stawała silniejsza.

- Celestia nie odeszła tamtego dnia. Wróciła szukać córki. A kiedy okazało się, że to Salem odeszła, wróciła, by szukać zemsty - Marta mówiła gdzieś z wnętrza jego czaszki. - Przez lata polowała w Sosnowzgórzu. Przed sobą widzisz dziesiątki dokonanych żywotów, które uwięziła po śmierci. Od trzydziestu lat z tej pieprzonej wioski nie odeszła żadna dusza. Celestia pochłonęła je wszystkie. Tylko po to, by w końcu dopaść skurwysyna.

    Kolejna urywki z życia - Strass rozpoznał Gabriela. Śliski dreszcz zbiegł pajęczym zygzakiem po kręgosłupie, kiedy na każdej chwili z jego życia widział Katrinę. Czy to przy jego ślubie, czy to przy narodzinach syna, czy przy wyprowadzaniu psa na spacer, czy też przy śmierci żony.

    Zdał sobie sprawę, że mężczyzna przez cały widział swoją ofiarę. Objawiała mu się każdej nocy i dręczyła go. Aż w końcu…

- Pokonała go przed paroma dniami. Tuż przed waszym przybyciem. Gabriel poddał się i przypłynął na Wyspę. I usiadł pod drzewem, pod którym z Celestią spłodził Salem. Wybrał śmierć. Ale dla Katriny to nie było wystarczająco.

    W ciemnościach rozjaśniła się nowa postać - młody mężczyzna o łagodnej twarzy. Koen skądś znał jego imię. Adam.

- Katrina chce jeszcze syna Gabriela. I nie odejdzie, dopóki on nie zginie. A ja nie odejdę, dopóki Katrina będzie w pobliżu. Nikolai nie jest bezpieczny w jej obecności.

    Strass mrugnął. Zdał sobie sprawę, że leży na ziemi, w hostelowym pokoju i wdycha kredowy zapach dywanu. Kaszlnął, wypluwając z siebie tuman kurzu. Miazmat Marty zniknął, smoliste pajęczyny i cienie zmaterializowały się w kobiecą postać siedzącą na łóżku. Materac nie zapadał się pod jej ciężarem.

    Materace nigdy nie zapadały się pod ciężarem tych, którzy nie odeszli.

    Koen przewrócił się na bok. Chciało mu się rzygać, chociaż równie dobrze to mógł być wylewający się z niego natłok pytań.

    Marta jednak nie dała mu zebrać myśli.

- Mówiłeś, że chcesz mi pomóc. Więc pomóż mi. - Jej twarz pojawiła się tuż przy jego, jakby mieli za moment się pocałować. Była blisko. Zbyt blisko. W martwych oczach widział zbyt dużo życia z tej odległości. - Pomóż mi i zabij syna Gabriela, bym w końcu mogła spierdalać z tego pojebanego świata i mojej chorej siostry.

    Koen powoli opadał w ciemność, z trudem chwytając się resztek przytomności.

    Tyle pytań.

    Tyle pytań.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Canulas 11.08.2017
    Osz kurde. A ja jeszcze szóstej nie przeczytałem.
    Nie będę kalał tego tekstu, czytając na szybko w pracy, ale chciałem tylko zaznaczyć, że jestem kontent, że jest.
    Czy jakoś tak.
  • Arysto 11.08.2017
    Haha, w porządku :D Doceniam podejście i mam nadzieję, że nie rozczaruję! Do końca jeno 3 części :D
  • Canulas 11.08.2017
    No to jestem.
    "Widział nerwowość w ich ruchach, niepewność w oczach, bezradność i desperację w oczach". - czy na pewno tak miało być?
    "-... że w ty też brzydkie nie jesteście" (wy)

    To mi zgrzytało.
    Reszta oczywiście, mistrzostwo świata. Jakbym miał znów wypisywać zdania, które wgniotły, spadło by mi sporo prądu w tel., więc, po prostu, mistrzostwo.
    Trochę się wyjaśniło. Język, klimat. Wszytko top. Nietaktem jest, że to nie stoi u mnie na półce. (miejmy nadzieję, że póki co)
    5
  • zaciekawiony 15.08.2017
    "drzewa dookoła były ogołocone z liści - wyścielały całą ziemię" - gdyby zamiast myślnika dać "które" nie byłoby chwilowego zawahania, czy aby ziemię wyściełały liście czy może drzewa..

    "Szok przeszedł przez jego ciałem" - przeszedł ciałem lub przez ciało, tak jest przemieszane.
  • Karawan 28.11.2017
    nabój uderzył go w pierś, - sorry, że z przerwą ale śledzę nadal. Nabój? Pocisk!! oczywiste pół z dziesiątki.
  • Arysto 28.11.2017
    To jest tak czeski błąd, że stawiam czeskie piwo za wyłapanie go O_O Dzięki! :D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania