Poprzednie częściClaymore - Nowy świt - Prolog

Claymore - Rozdział I

Droga którą szli, ciągnęła się przez pasma wzgórz i lasów, które zdawały się ciągnąć przez ostatnie parę godzin, praktycznie w nieskończoność. Tutejsze tereny z rzadka były zamieszkane, czego powodem była wyjątkowo duża liczba yome i przebudzonych, która swego czasu żerowała na tych terenach. Wiele tutejszych miast i miasteczek przestało istnieć z tego powodu, co pozwoliło naturze, z dnia na dzień i rok za rokiem, pochłaniać coraz większe połacie ziemi, czego najlepszym dowodem były pokryte mchem, zaroślami i młodymi drzewami, ruiny zniszczonych budowli i domostw.

Kiedyś, Organizacja rozpowiadała, że możliwe, to tutaj było "gniazdo" yom'e... Ich źródło. Prawda była jednak o wiele prostsza. To tutaj po prostu najczęściej testowano nowo stworzone bestie i przebudzonych. Bliskość do ziem regionu Staff, siedziby Organizacji, była bardzo niewielka, dlatego nie trudno było tutaj przetransportować kolejne wyniki ich badań, czy też zbliżające się do swych limitów Claymore. Oczywiście, nic nieświadomi mieszkańcy, stali się ofiarami tych okrucieństw. Tego przekraczającego ludzkie pojęcia, wyścigu zbrojeń między Organizacją a Narodem Smoków. Wojny tak ogromnej i okrutnej, że dla ostatecznego zwycięstwa, dawni powiernicy Clare, byli gotowi zmienić całą wyspę, w jeden wielki ośrodek badawczy, który służył do stworzenia idealnej broni przeciw potędze Asarakam.

Do dziś na tę myśl, wojowniczka czuła gorycz gniewu i irytacji. Przez setki lat, dziesiątki tysięcy ludzi zginęło, straciło rodziny, matki, ojców, braci i siostry, dla wyimaginowanego "większego dobra" Organizacji w wojnie totalnej na sąsiednim kontynencie.

Clare pozwoliła sobie, jeszcze na moment zadumy nad tym smutnym faktem, aż wreszcie odrzuciła go na dno swego umysłu, porażona nagle uczuciem dobrze znajomej aury. W jednej chwili na jej twarzy pojawił się subtelny uśmiech, który od razu został zauważony przez Rakiego.

- A więc żyje... Jednak wspomnienia Rafaeli, mówiły prawdę, ale w zasadzie nie powinnam się dziwić, tamtego dnia, z tamtej czwórki, tylko ona potrafiła przetrwać. - odparła nagle enigmatycznie, wprawiając jej towarzysza w konsternacje.

- Clare? O czym teraz mówisz?

Wojowniczka usłyszała jego pytanie, ale tym razem pozwoliła sobie jej zignorować, całkowicie skupiając się na coraz klarowniejszej wizji yoki, która emanowała z widniejącego zza wzgórza budynku.

- Przybyłam tutaj by zwrócić, to co pożyczyłam i znów porozmawiać, w końcu mamy tak wiele tematów do omówienia, ale widzę, że chyba obejdzie się bez tego pierwszego. - znów odezwała się Clare, wpatrując się przeciągle, na powoli rosnącemu obrazowi domostwa, obok którego, zaraz pokazała się postać kobiety, która przystanęła od swoich dotychczasowych zajęć i spojrzała w jej stronę. Nawet z tej odległości Claymore mogła poczuć, że jej dawna mentorka się uśmiecha w jej stronę.

Raki po chwili również dostrzegł stojącą obok domostwa kobietę, która wpatrywała się w Clare, z czytelną nutką nostalgii.

- Ohh, to uczucie yoki, choć przywodzi wspomnienia, zmieniło się. Jest o wiele spokojniejsze. Mniej złowrogie i spaczone w nienawiści. - odparła kobieta, kiedy tylko Raki i Clare, byli w miarę blisko by ją usłyszeć, na co Claymore jeszcze bardziej pogłębiła uśmiech, a mężczyzna jeszcze bardziej czuł, że "zgłupiał" i bierze udział, w czymś, czego totalnie nie rozumie.

- Clare, widzę, że wreszcie odnalazłaś spokój w swej duszy, jak i... Choć nie powiem, nie chce mi się w to wierzyć, tego chłopca, jak rozumiem?

Mimowolnie słysząc słowa kobiety, Raki spojrzał na Clare z wyczekiwaniem, by wreszcie dostać, choć ułamek wyjaśnień. Nawet drobinkę. Jedno proste stwierdzenie. By jego towarzyszka powiedziała cokolwiek, by miał pretekst się odezwać, bo obecnie czuł się, jak rzeczywiście mały chłopiec, który jest świadkiem rozmowy dwóch dorosłych.

- Tak. - zaczęła Clare, spoglądając teraz na zdezorientowanego mężczyznę z rozbawieniem i pokładem dumy. - Odnalazłam go, a w zasadzie oboje się odnaleźliśmy. Raki, to jest Irene. Wojowniczka Claymore, zza czasów Teresy oraz kobieta, dzięki której osiągnęłam siłę, by przetrwać i stawić czoło Priscilly.

Słysząc to, Raki się mocno zmieszał, spoglądając na kobietę, przed nim, zaraz lekko się skłaniając głową przed nią, ku jej totalnemu zaskoczeniu.

- A więc to ty opiekowałaś się Calre, podczas wydarzeń związanych z tamtą Claymore... Ophelią, czyż nie? Ja... Jestem wdzięczny. Jeśli jest jakiś sposób, w jaki mogę się odwdzięczyć za tą pomoc, to jestem do twej dyspozycji.

Clare przyglądała się tej deklaracji z trudem, powstrzymując ukazanie się drobnej czerwieni na swych polikach, nie wiedząc, jak ma to skomentować. Fakt, że Raki czuł się zobligowany, do odpłacenia się jej towarzyszą, za pomoc i opiekę nad nią, sprawiał, że nawet pomimo idealnej kontroli yoki w jej ciele, jej aura lekko zafalowała w powietrzu.

Irene za to przyglądała się Rakiemu, jakby miała zaraz albo go wyśmiać, albo zrugać. Ostatecznie nie zrobiła, żadnej z tych rzeczy. Zamiast tego spojrzała tylko na Clare z niekrytą ciekawością.

- Ciekawego sobie mężczyznę wybrałaś. Chyba rozumiem, dlaczego tak bardzo naciskałaś, na szybki powrót do poszukiwań jego osoby, choć niewątpliwie, gdybyś to zrobiła, jak planowałaś na początku, zginęłabyś. Dobrze wiedzieć, że mój trening i ręka dobrze ci służyły.

Raki w jednej chwili spojrzał na Clare z zaciekawieniem. O co chodziło kobiecie, kiedy wspomniała o ręce?

Jeśli wojowniczka, zauważyła jego spojrzenie, to zignorowała je, przynajmniej na razie.

- Widzę, że odzyskałaś rękę, mogę spytać jak? Z tego, co wiem, jesteś jak ja, typem ofensywnym. To nie powinno być możliwe - zapytała Clare, spoglądając na nową i silne prawe ramie Irene.

Kobieta, słysząc to pytanie, zaśmiała się z lekką nutką gorzkości.

- Z chęcią opowiem ci o tym, jak i o wielu innych sprawach, ale nie sądzisz, że ot, tak naskakiwanie jest lekko niekulturalne? Mogłabyś nauczyć się w kwestii ogłady, rzeczy lub dwóch od tego mężczyzny.

Clare, choć nie powinna, momentalnie poczuła się, jak zbesztana mała dziewczynka. Była pewna, że jej poliki są teraz czerwone jak pomidory, a w głowie, ukazała się jej wizja Teresy, która patrzyła na nią z naganą i rozczarowaniem...

Nim jednak ta konsternacja mogła ją pochłonąć, do rozmowy znów wtrącił się Raki.

- Proszę, jej wybaczyć. Co prawda, z tego, co rozumiem, jest pani, również znajomą Clare, jak i jej nauczycielką, zatem oboje powinniśmy wiedzieć, jaka ona jest, tak czy siak, przepraszam za jej zachowanie, choć niestety muszę stwierdzić, że przeceniasz mnie. W dużej mierze jestem jeszcze bardziej nieokrzesany od Clare, więc żaden ze mnie wzór do naśladowania.

Kończąc, Raki uśmiechnął się szeroko, na co Irene mimowolnie prychnęła pod nosem.

- Naprawdę, dobrana z was para. Zapraszam do mego domu, tam będziemy mogli porozmawiać na spokojnie. - dodała była wojowniczka po chwili, zaraz odwracając się i kierując ku budynkowi.

Clare wykorzystała tą sytuacje, by spojrzeć karcąco na mężczyznę.

- Nie musiałeś jej przyznawać racji, wiesz? - odparła z przekąsem.

Raki spojrzał na nią z powagą.

- Zatem miałem kłamać?

Clare sapnęła, czując, że tym razem na pewno zrobiła się cała czerwona.

- Raki!

Mężczyzna cicho zaśmiał się, zaraz idąc do przodu, ignorując ciężkie spojrzenie Clare, które opadło na niego jak stos kamieni. Nie kłamiąc, miał zbyt dobry humor, jak i był ogromnie ciekawy, faktów związanych z jego towarzyszką i Irene, by przejmować się tą uroczą konsternacją byłej Claymore.

Raki szybko odkrył, że dom nie jest duży. Dzielił się na cztery pokoje, z czego największe z pomieszczeń robiło za salon. Widać było gołym okiem, że większość mebli była już wiekowa. Mężczyzna nie dziwił się temu faktowi. Na takim odludziu raczej trudno było odnaleźć cieśle, który by zrobił i sprzedał nowy mebel. Poza tym, Irene też była wojowniczką, ale z jakiegoś powodu, zamieszkała na takim odludziu. Mężczyzna nie musiał być geniuszem, by domyślić się, dlaczego tak jest. Ona się ukrywała. Raki pamiętał, jedną z pierwszych rozmów i faktów na temat organizacji. Claymore musiały być jej totalnie podporządkowane, dlatego jeśli któraś się "wyłamała", inne wojowniczki ją ścigały. Pytaniem teraz było, tylko, jakiż to powód, sprawił, że ta cała kobieta się tutaj osiedliła.

- Masz bardzo ciekawskie spojrzenie - wtrącił się nagle, pomiędzy jego myśli głos Irene, która nagle pojawiła się tuż za nim, wpatrując się w jego osobę, intensywnym spojrzeniem, przez które, Raki poczuł dreszcz. Z jej srebrzystych oczu biła powaga, lata doświadczeń i coś, co z daleka mogłoby przypominać wzrok zaintrygowanej matki, która właśnie zastanawia się, czy zamierza dać tylko szlaban, czy też rózgą po rękach.

- Ah! Cóż, przepraszam, tak jak mówiłem wcześniej, przeceniała mnie pani.

Wojowniczka z wolna sapnęła, jakby przeżuwała jego słowa w swych ustach.

- Nie musisz, do mnie odzywać się tak oficjalnie. Jestem już wiekowa, ale nie stara… Imię będzie w zupełności wystarczające. – odparła nagle, omijając Rakiego drobnym łukiem, po czym wygodnie rozsiadła się na pobliskim fotelu, spoglądając tym razem na kobietę za nim, zaraz jednak wracając wzrokiem na mężczyznę.

- Usiądźcie i się rozgośćcie. Mam nadzieje, że skromne powitanie i poczęstunek nie będzie dla was ujmą, a przynajmniej dla ciebie. Pędrak Teresy wie, czego tutaj może się spodziewać.

Oczy Clare widocznie stężały na to określenie, ale jeśli wojowniczka poczuła spazm irytacji, nie ukazała go na wierzch, w żadnej innej formie, niż w tym drobnym geście. Zamiast tego, Clare usiadła na jednym z krzeseł, przy tym lekko ciągnąc z a ucho, zdezorientowanego Rakiego, zmuszając go do usiądnięcia obok niej, na kolejnym z krzeseł. Jej twarz biła teraz powagą i skupieniem, przez którą mężczyzna powstrzymał się od uszczypliwych komentarzy. Zamiast tego, jego twarz również stała się poważna, pełna analitycznego ciężaru.

- Irene, jeśli mogę spytać, wiem, że skonfrontowałaś się z Rafaelą. Jestem też świadoma tego, że jej dłoń się wtedy nie zawahała. Wciąż widzę w swym umyśle, jej wspomnienie, kiedy cięła cię ostrzem przez całe ciało. To była śmiertelna rana. Nie mogło być inaczej. Czuje, że była ona pewna swego ataku. Nie dała ci szansy na przeżycie, a mimo to… - tutaj towarzyszka Rakiego, zrobiła efektowną pauzę, jakby nie była pewna czy powinna wypowiadać przychodzące jej do głowy słowa, na głos.

Zapytana, drobnie się uśmiechnęła na te słowa. Tak jakby Clare opowiedziała jej dobry żart.

- Oh, a ty nadal naciskasz na informacje na temat, „jakim to cudem, odzyskałam rękę i przeżyłam”. Odpowiem ci na to, ale za to ty opowiesz mi, co ma na myśli, przez fakt, że widziałaś w umyśle poczynania tej całej Rafaeli.

Clare cicho przytaknęła.

Raki mimowolnie też, choć szczerze rozumiał najmniej z siedzącej w domostwie trójki.

Usta byłej Claymore się rozwarły, uwalania jąć na świat potok słów i informacji, z ostatnich dni i lat. Były one streszczeniem wydarzeń, których kaliber sprawił, że Raki momentami zapominał, jak się oddycha.

Tyle cierpienia, śmierci i zniszczenia. Rzeka bólu i smutku. To wszystko uderzyło życie Clare. Raz za razem. Bez przerwy. Bez zawahania. Przy jej doświadczeniach, Raki mógł uznać się za szczęściarza. On spotkał Isleya, który pomimo bycia potworem, stał się jego mistrzem i wzorem. Był mu niemal niczym ojciec, lub przynajmniej starszy brat. To dzięki niemu przeżył. Przekształcił się z tego bezradnego chłopca w mężczyznę, który mógł stawić czoła nawet standardowym yomą. Do tego przeżył w towarzystwie Priscilli całe lata, choć wszystko powinno wskazywać, że powinien on dawno umrzeć, z ręki przebudzonej.

Clare za to… Straciła wiele swych przyjaciółek i towarzyszek. Ścierała się z dziesiątkami przebudzonych, walczyła. Prawie, że dała się pochłonąć furii, jej gniewu i frustracji. Niemal straciła swe człowieczeństwo dla tej chwili. A potem to całe spotkanie z Rafaelą i Lucielą w sferze umysłów. Walka z Priscillą i Niszczycielem. Ciągłe wyzwania. Ciągłe cierpienie.

Momentami Raki chciał się wtrącić. Przerwać ten potok słów. Rzekę bolesnych wspomnień. Aczkolwiek zamiast tego, podobnie jak Irene słuchał. Pochłaniał każde słowo Clare. Wbijał je sobie do głowy, zapamiętując każdy detal i wyciągając z niego lekcję, na temat jego towarzyszki.

I czuł w duszy, że Clare to rozumiała. Widział to w jej oczach, kiedy ukradkiem na niego spoglądała, pomiędzy kolejnymi przerwami na oddech, pomiędzy następnymi wydarzeniami. Tak jakby się upewniała, że on nie poczuł do niej zgorszenia, czy też ze strachu, że przestałby na nią spoglądać jak wcześniej. Że widziałby w niej tylko abominacje. Niezrozumiałego potwora o ładnej buźce. Raki nie wyrażał jednak nawet cienia wątpliwości, że coś się zmieniło.

Clare to Clare.

Tak. Oczywiście, niektóre rzeczy, których była ona bohaterem, przekraczały jego zdolności logicznego rozumowania i poukładania tego w głowie, ale to nie zmieniało faktu, że dla niego Clare zawsze była tą samą osobą. Nie tylko wojowniczką, ale także kobietą, która dała mu cel i sens w życiu, pomimo że w teorii powinna być ona ostatnią osobą, która powinna mu to dać. W końcu ona nie była zwykłym człowiekiem, ale wytrenowanym przez organizacje zabójczynią yome, których krew i ciało posiadała w sobie. Była w zasadzie zatem pół-yomą.

A jednak to właśnie „srebnooka wiedźma”, jako pierwsza po jego tragedii i stracie rodziny, okazała mu prawdziwą ludzką empatię i zrozumienie, a nie mieszkańcy jego wioski i zwykli ludzie. To ona sprawiła, że Raki nie załamał się w rozpaczy i zaczął dalej przeć przed siebie z uśmiechem na twarzy.

Dlatego nawet, pomimo że historia, którą opowiadała Clare, była pełna rozterek i krzywd, to jednak zarazem były tam przebłyski czegoś ciepłego. Zwłaszcza kiedy jego towarzyszka wspominała te, Claymore, które Raki miał już szczęście poznać, jak Mirie, Helen czy Deneve. Również, kiedy jaźń Clare zjednoczyła się z Teresy, widocznie na ustach kobiety zagościł uśmiech, nawet mężczyzna miał wrażenie, jakby powstrzymywała się ona od płaczu czystego szczęścia.

Ten fakt spowodował, że, pomimo że rozrywało go od środka, by ukazać, choć cień swych przemyśleń i burzy emocji w sercu oraz umyśle, Raki dalej milczał, dając Clare i Irene potrzebną chwilę spokoju i ciszy.

Ostatecznie rozmowa między obiema kobietami trwała do godzin popołudniowych i szczerze, w pewnym momencie, Raki czuł, że zaczyna gubić i mieszać wątki. Zwłaszcza kiedy Irene zaczęła wreszcie odpowiadać na pytania Clare.

Nie kłamiąc, wojownik nie rozumiał za bardzo całego tego schematu i różnic pomiędzy wojowniczkami ofensywnymi i defensywnymi, poza faktem, że jedne z nich mogą zregenerować od zera każdą z kończyn, a nawet spore części torsu, a inne jedynie mogły złączyć pocięte kawałki ciała, jak to na przykład zrobiła Clare, podczas walki z Ophelią. Poza tym od pewnego czasu, na siłę starał się powstrzymać uczucie głodu, które powoli zaczęło go opanowywać. W końcu ostatnią rzeczą, jaką teraz chciał to przeszkodzić w tej rozmowie, przez mlaskanie, lub dźwięk wgryzania się w leżące w koszyku obok owoce.

Jeśli jednak myślał, że ten san mógł ukryć, to po chwili został prosto i rzeczowo wyprowadzony z błędu, przez ciężkie do określenia spojrzenie Clare i Irene, które w jednej chwili, skupiły swą uwagę na nim.

- Raki… Jeśli jesteś głodny, to jedz. – odparła prosto Clare, spoglądając na niego spojrzeniem godnym matki.

- Dokładnie, nie wstydź się. Tak jak mówiłam, czujcie się jak u siebie w domu. – dodała Irene, również spoglądając na niego jak na małego chłopca, którego trzeba trzymać za rączkę, bo inaczej zacząłby płakać.

Mimowolnie te spojrzenia sprawiły, że Raki, miał ochotę naprawdę parsknąć śmiechem przepełnionym zażenowaniem.

- Dziękuje, ale nie chce wam przeszkadzać. Nic się nie stanie, jak nie zjem jeszcze przez parę…

Mężczyzna nie dokończył, bo nagle Clare w jednym ruchu sięgnęła po pobliskie jabłko i wręcz wepchnęła mu je do ust z taką siłą, że Raki poczuł, jakby dostał pięścią w twarz, jednak poza jękiem zaskoczenia i dyskomfortu nie ukazał na wierzch niczego więcej, a tym bardziej bólu z tego aktu.

- Nie będziesz mi się tutaj głodził. Jeśli czujesz się głodny, to mi o tym mów! Nie wybaczę sobie, jeśli z mego powodu będziesz sobie czegoś odmawiał lub robił krzywdę, rozumiesz Raki?

Gdyby nie fakt, że mężczyzna i tak już miał zapchaną buzie owocem, to by i tak w tej chwili, Raki wpatrywałaby się w Clare w totalnym zawieszeniu i bez słowa.

To małe wyznanie jego towarzyszki sprawiło, że stracił zdolność oddechu i czuł jak czerwieni się na polikach, jak byle młokos.

Irene widząc to sapnęła, jednocześnie wstając na równe nogi.

- Zróbmy sobie przerwę od naszej małej rozmowy. Twój mężczyzna jest głodny i widzę po tobie, że i tak będziesz błądziła myślami wokół jego osoby, więc dalszy dialog jest bezcelowy i stratą czasu. Odpocznijcie i jedzcie.

Clare przez chwilę chciała zaprzeczyć, ale zaraz powstrzymała się, spoglądając ponownie na Rakiego i śląc mu ponownie trudne do zinterpretowania spojrzenie, jakby biła się z jakąś myślą na jego temat w swej głowie. Cokolwiek to było, musiało zostać przez nią zwalczone, bo Claymore kilka razy kiwnęła głową i cicho szepnęła coś do siebie, tak że Raki nie mógł zrozumieć jej słów.

Tak czy inaczej, po chwili Clare znów spojrzała na niego i cicho westchnęła.

- Zamiast się tak gapić, to gryź. Nie przełkniesz jabłka w całości.

Raki wolno przytaknął, wykonując pierwszy kęs, nie dostrzegając już jak zza rogu przygląda się im Irene.

- Ehhh, te dzisiejsze dzieciaki, Teresa by się załamała na ten widok – rzuciła cicho do siebie, znikając w przestrzeni pokoju bok, zostawiając tę nietypową parę samą sobie.

 

-------------------------

 

Ok, Oficjalnie pierwszy rozdział mamy za sobą. Mam nadzieje, że się on będzie wam podobać i fani serii już powoli zacierają rączki, ciekawi co będzie dalej! A dla tych co serii nie znają, zapraszam ponownie do zaznania się z tą serią. Manga Claymore jest dostępna w całości po angielsku w internecie (ma 155 rozdziałów) i jest naprawdę warta atencji. Zwłaszcza jeśli lubicie dark fantasy, historie o przyjaźni i prawdziwej istocie człowieczeństwa!

 

Pozdrawiam!

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • AutorKubasa 28.02.2021
    Już dawno zdążyłem zapomnieć o tej serii. Miło było sobie ją przypomnieć :)
  • matix1256 28.02.2021
    dziękuje za miły komentarz. Mam nadzieje, że opublikowany też prolog i rozdział II też ci się podoba, jak i kolejne dadzą ci fun z ich czytania :)

    I tak... Claymore to tak dobra seria, że warto ją sobie przypominać ;)
  • DEMONul1234 11.03.2021
    Wow. Szczerze nie spodziewałem się, że zobaczę opowiaskę z tej serii. Clymore było naprawdę dobrą opowieścią.przeczytałem prolog i zapowiada się obiecująco ??
  • matix1256 11.03.2021
    Cóż, zawsze mnie raziło, że tak mało powstało fanficów na ten temat nawet na hiszpańskich i angielskich stronach, zatem stąd wziął się ten projekt :D
    Mam nadzieje, że każdy rozdział będzie dla ciebie ciekawy, jak i uda mi się zachować klimat i charaktery postaci :)

    pozdrawiam!
  • DEMONul1234 12.03.2021
    Przeczytałem i mam 2 sugestie.

    1. Przeczytaj choćby pierwszy akapit i zobacz ilość powtórzeń. Dodatkowo używaj ";" do rozbudowy zdań złożonych zamiast przecinka.
    2. Postaraj się przedstawić od zera organizacje, potwory itp. Może komuś jeszcze seria się spodoba??
  • matix1256 12.03.2021
    Nie wiem czy rozpisywanie tutaj eseju o organizacji, jej podwalinach i konfliktu z rasą ludu smoków, będzie pasować. Wiesz, to jest dużo informacji, które teraz ciężko wprowadzić w tekst, nie zatrzymując przy tym akcji. Lepiej by ewentualnie "nowi" potencjalni fani, sami odkrywali to universum.
    A co do powtórzeń, ciężko znaleźć synonim dla "Organizacji" bo autor nie dał nawet nam pełnej nazwy nacji, dla której ORGANIZACJA pracowała, w testach przeciw "smokom". :D hehe

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania